Rozdział XV
Sam dał mi sto dolców na zakupy, twierdząc, że odpłacę mu w naturze. Na szczęście miało to chyba związek, z tą ogromną stertą prania w jego pokoju. Ariel nie pozwolił mi, samemu chodzić po mieście, dlatego poszedł ze mną. Poza tym w mieszkaniu nie miał co robić. Myślę, że powinienem nauczyć go grać w gry. Samuel ma PS4 i dość pokaźną kolekcję gier. Przynajmniej ja nie będę się nudzić.
Plusem dużych miast jest to, że znajdziesz tu ubrania każdego rodzaju. Zarówno pod względem stylu, jak i ceny. Tak więc za te 173 dolary, które posiadłem, kupiłem dość pokaźną stertę. Ariel uparł się, że nie potrzebuje innych butów. Ja jednak nie żałowałem sobie i kupiłem długie czarne tenisówki, ponieważ w glanach ciężko się ucieka, to znaczy biega. Oprócz tego wybrałem prosty szary golf, zakolanówki w czarno fioletowe pasy i czarną bluzę z kapturem. Dla Ariela mimo jego protestów też coś kupiłem. Dwie pary spodni, trzy T-shirty, koszulę w zielono-czarną kratę i skórzaną kurtkę. Dałem mu też trochę pieniędzy i znacząco spojrzałem na dział z bielizną. No ja mu bokserek nie będę wybierał. Jego misja miała trwać niecałą dobę, ponadto nie spodziewał się, że nie będzie mógł wrócić do domu, nie zabrał więc nic ze sobą na ziemię.
Anioł starał się tego nie okazywać, ale był naprawdę zaintrygowany ludzkim światem, a ja z chęcią mu o nim opowiadałem. Chociaż raz to ja musiałem mu coś tłumaczyć. Przyznaję jednak, że dość trudno było mi wytłumaczyć, jak działa internet czy telewizja. Najwidoczniej technologia jest dla nich czymś jak dla ludzi magia, cholera wie, o co w niej chodzi. Podobno anioły nie przyjmują tego, co zostało stworzone przez człowieka, no bo z założenia jest niegodne, ale jako tako orientują się w ludzkich postępach. Na przykład Ariel wiedział, czym jest radio, ale telewizor wciąż kojarzył mu się z dużym czarnym pudłem z czarno białymi obrazkami. Uczył się jednak niewiarygodnie szybko. Nawet jego styl mówienia stał się bardziej ... nowoczesny.
Szliśmy ulicami Nowego Jorku w stronę naszego małego mieszkanka. Pomyślałem, że dobrze byłoby zainicjować jakąś rozmowę. Co prawda Ariel raczej nie należy do rozmownych, ale warto spróbować.
- Jak myślisz, ile zajmie mu dowiedzenie się czegoś?
- Podejrzewam, że może to zająć chwilę. O ile w ogóle coś znajdzie.
- Nie lubisz go co nie?
- Nie, to nie tak, że go nie lubię.
- A więc jak?
- Tak naprawdę to pierwszy raz, kiedy współpracuję z jakąś istotą. To dość... dziwne.
- W sensie?
- Całe życie powtarzano mi, że są złe i nie powinienem im ufać.
- Nie chce nic mówić, ale to zajeżdża rasizmem. Nie spodziewałem się, że anioły to rasiści.
- To chyba trochę za dużo powiedziane.
- Czy ja wiem.
- ... Może i masz rację. Chcę mu zaufać. Nie twierdzę jednak, że powinniśmy powierzyć mu nasze życia, nie znamy go. Jednak nie chcę, by ta nieufność wynikała z tego, co próbowano mi wmówić.
- Hmmm... Myślę, że skoro mamy spędzić ze sobą jakiś czas, to powinniśmy się lepiej poznać. Co ty na to.
- Nie zaszkodzi dowiedzieć się więcej o naszym sojuszniku.
- W takim razie co powiesz na wspólną kolację? Sam powiedział, że wróci dopiero koło 20:00. Zdążymy do tego czasu posprzątać i coś upichcić. Zostało nam jeszcze trochę kasy możemy od razu skoczyć do zpożywaczaka.
- Nie potrafię gotować.
- Spoko. Zostaw to mistrzowi.
- Potrafisz gotować?
- No ba.
- Jak chcesz, z chęcią pomogę. To może być odprężające, od czasu do czasu zjeść wspólny posiłek.
- Teraz tak sobie myślę... Co z twoją rodziną? Nie martwią się o ciebie? Teoretycznie teraz jesteś przestępcą, nie będą cię szukać czy coś?
- Nie mam rodziny. Moi rodzice zginęli w wojnie.
- Och... przepraszam, nie wiedziałem.
- Nie martw się. To nie tak, że byłem sam. W Niebie sieroty są traktowane jak dzieci całej społeczności, nigdy mi niczego nie brakowało. Pan Gabriel bardzo mi pomógł, często piliśmy razem herbatę i graliśmy w shogi. Później, gdy dorosłem do odpowiedniego wieku i zacząłem właściwy trening, zajął się mną mój nauczyciel Barachiel. Anioły znacznie wcześniej są uznawane za dorosłe. Starzejemy się znacznie wolniej, ale używając ludzkiego przelicznika czasu, anioła nie uznaje się już za dziecko, gdy osiągnie 14 lat. Oczywiście w anielskich latach to kilka setek.
- To skomplikowane.
- Kiedyś zrozumiesz.
- Szczerze wątpię. To wszystko jest takie... inne.
- To zrozumiałe, że trudno ci zrozumieć i zaakceptować pewne rzeczy.
- Czy ja wiem? To chyba nie do końca tak. Owszem trudno mi ogarnąć niektóre kwestie, ale mam wrażenie, że to wszystko jest... właściwe. Jakbym już to kiedyś słyszał, ale zapomniał. Coś w ten deseń. Takie déjà vu.
- Rozumiem, co masz na myśli.
- Naprawdę?
- Tak. Bądź co bądź należysz do naszego świata. Do ludzkiego również. Jesteś bardzo wyjątkowy.
- Powinienem się z tego cieszyć, czy wręcz przeciwnie?
- To zależy, jak na to spojrzysz. Przede wszystkim nie powinieneś się zmieniać.
- Nie ufasz mi za bardzo? Mam wrażenie, że masz jakiś własny obraz mojej osoby. Nie jestem jakiś święty czy coś.
- O uwierz mi, zauważyłem. Podobnie jest ze mną czyż nie? Zaufałeś mi, nie miałeś powodów, by to robić. Cieszy mnie to. Ja również ci ufam.
- ... Emm... Dziękuję.
Anioł nie odpowiedział, tylko delikatnie uśmiechnął się w moim kierunku. Ma bardzo ładny uśmiech. Zazwyczaj jego twarz jest bardzo poważna, to dodaje mu lat, ale również dostojeństwa. Natomiast gdy się uśmiecha, wygląda bardzo młodo i łagodnie. W sumie to nadal nie wiem...
- Ariel?
- Tak?
- Ile tak właściwie masz lat?
- Chcesz znać dokładny wiek czy mam ci to przełożyć na ludzką skalę?
- Chyba nie chcę wiedzieć wszystkiego, ludzką skalę poproszę.
- 19.
- Na początku myślałem, że jesteś starszy.
- Wyglądam staro?
- Nie, tylko zawsze masz taką poważną minę.
- Nieprawda.
- Prawda. Sam twierdzi, że masz kij w tyłku.
- Co?!
- W sensie, że jesteś sztywny i ... trochę nudny.
- Nie jestem sztywny. Ani nudny. Jestem bardzo rozrywkowy.
- Och doprawdy?
- Tak.
- Więc opowiedz, jak zrobiłeś coś szalonego.
- Sprzeciwiłem się przełożonym i uciekłem z nefalemem.
- To się nie liczy.
- ...
- No słucham.
- ...
- Okazałeś kiedyś jakikolwiek inny przejaw buntu?
- ... Kiedyś, zdezerterowałem. Odmówiłem udziału w walce. Po prostu opuściłem mój posterunek.
- No proszę! Czyli jednak masz w sobie coś z buntownika! I jak się z tym czułeś?
- Zginął anioł, z którym powinienem wtedy być na pozycji. Gdybym tam wtedy był, najprawdopodobniej by przeżył.
- ... To nie twoja wina...
- Moja, ale przeszłości nie mogę cofnąć, nieważne jak bardzo bym chciał. Nie wiedziałem, jakie będą konsekwencje moich czynów. Nie zmienia to faktu, że popełniłem błąd. Poniosłem też za to karę. Zdegradowano mnie do niższej rangi i zapieczętowano część mocy.
- A dlaczego to zrobiłeś? Wiem, że to nie moja sprawa, ale... to do ciebie nie pasuje.
- To było podczas inkwizycji. Nie walczyliśmy z demonami tylko z istotami. Wtedy konkretnie ze stadem wilkołaków. Nie popierałem tego.
- Postąpiłeś słusznie. Podążyłeś za swoimi przekonaniami.
- Ale ktoś przez to zginął.
- Ciągle ktoś ginie. Winny jest ten, który zadaje cios. Tak powiedział mi kiedyś pewien mądry człowiek. No a właściwie anioł.
- ... Może miał rację.
- Pewnie tak.
- Sky?
- Hm?
- ... Nieważne.
- ... Jak se tam chcesz.
- ...
***
Może trochę przesadziłem z tymi umiejętnościami kulinarnymi, ale ważne, że jest jadalne. Co nie? Właśnie kończyłem przygotowywać kolację, gdy do mieszkania wrócił Sam.
- Co tak pachnie?
- Kolacja.
- Serio? Gotowałeś?
- Czemu wszyscy wątpią w moje umiejętności?
- No nie wiem, wyglądasz dość niepozornie.
- Mam wiele talentów.
- Na przykład?
- Gra na nerwach.
- Z tym się zgodzę.
- Siadaj. Już podaję.
Ariel siedział już przy stole, po chwili Sam do niego dołączył. Stół był już nakryty. Niezbyt elegancko, bo Samuel nie posiadał nawet trzech jednakowych talerzy, ale przynajmniej nie było już dekoracji z puszek. Postawiłem przed nimi talerze z gorącym daniem, a następnie sam zasiadłem przy stole, a właściwie stoliku. Nie zmieściłoby się przy nim więcej niż cztery osoby.
- Co to takiego?
- Torito.
- To-ri-to?
- Połączenie tortilli, burito i taco. Torito.
- ... Teraz rozumiem, o co chodziło z tymi umiejętnościami kulinarnymi.
- Ej! Najpierw spróbuj, potem oceniaj!
- Niech anioł zje pierwszy. Oni są bardziej odporni.
- Smaczne. - Głos anioła lekko mnie zaskoczył.
- He?
- Jest smaczne.
Podczas naszej dyskusji Ariel zdążył już zjeść jedną trzecią swojej porcji.
- Widzisz?!
Mężczyzna najpierw powąchał danie, a następnie ugryzł kawałek i przez chwilę przeżuwał w wielkim skupieniu.
- Ok... Rzeczywiście dobre.
- Ha!
- Mięso mielone w ostrej przyprawie... sałata, kukurydza, cebula... ogórek? Jakiś sos, ketchup... i coś jeszcze, owinięte w placek do tortilli.
- Czuję ser. - Ariel dołączył do wyliczania listy składników.
- Hmmm rzeczywiście, czuć ser i chyba czosnek.
- Nie łudźcie się i tak nie odgadniecie całego przepisu. No i nie szukaj swojego kota.
- Ja nie mam kota.
- No teraz już nie.
- Pfff. Tak czy siak, jestem z ciebie dumny młody.
- W Niebie nie jadamy takich posiłków.
- Oni preferują zdrowy tryb życia. Fuj.
- Zgadzam się. Fuj.
- Kiełki.
- Fuj.
- Nie mam pojęcia, jakie przeświadczenie masz na temat naszej diety, ale nie jemy tylko owoców i warzyw, jeśli to sugerujesz.
- Doprawdy a co jeszcze jecie? Dusze dziewic?
- No cóż, na pewno nie ludzi w przeciwieństwie do niektórych.
- Przecież mówiłem, że nie piję krwi.
- Nie mówiłem o tobie. Czemu myślisz, że mówię o tobie? Czyżbym trafił w czuły punkt?
- Słuchaj...
- Ej! Spokój! Nie przy jedzeniu. - W sumie z chęcią bym posłuchał, nie ma to jak dobra kłótnia. Może by się nawet pobili, ale ta kolacja miała za zadanie zacieśniać więzy a nie dostarczać mi rozrywki w formie bijatyki.
- Zgoda. Przepraszam.
- Ta, sorry.
- Spoko. Sam? Tak sobie pomyśleliśmy. Może opowiesz nam coś o sobie?
- A co chcesz wiedzieć?
- Ile masz lat, skąd pochodzisz, czym... KIM dokładnie jesteś, jaki jest twój ulubiony kolor, co sądzisz o prezydenturze Trumpa... No wiesz, takie rzeczy.
- Ok. Spoko. Tak więc, jak mówiłem, nazywam się Samuel Ezechiel Jozue Arad Hazzan. Pochodzę z Izraela i mam 25 lat. Jestem pół-wampirem.
- Nigdy nie słyszałem o pół wampirach. - Najwidoczniej to był temat, który Ariela ciekawił najbardziej.
- Jesteśmy dość niespotykani. Nowo przemienione wampiry przez około 24 godziny od przemiany zachowują jeszcze niektóre czynności życiowe. Między innymi mogą zapłodnić ludzką kobietę. Jesteśmy silniejsi niż ludzie, ale słabsi od wampirów. Nie pijemy krwi i nie posiadamy kłów. Jesteśmy tak samo śmiertelni, jak ludzie, chociaż nasze rany szybciej się goją no i jesteśmy wytrwalsi. Tak że trudniej nas zabić. Jeśli chodzi o naszą siłę, to jest porównywalna do świeżo przemienionego wampira, z tym że siła nie wzrasta z wiekiem. Początkowo starzejemy się jak normalni ludzie, ale po dwudziestce zaczynamy starzeć się coraz wolniej. Zazwyczaj dożywamy około 150-250 lat. O ile ktoś nie skończy naszego życia wcześniej. Nie jesteśmy zbyt cenni, ale często wynajmuje się nas do brudnej roboty. Ogólnie jesteśmy dość lubiani w podziemnej społeczności, co jest rzadkie, jeśli chodzi o mieszańców. A mój ulubiony kolor to cynamonowy.
- A co z twoją rodziną? Jest w Izraelu?
- Ta. Matka i młodszy brat.
- Masz młodszego brata? Ale fajnie, zawsze chciałem mieć rodzeństwo.
- Ta... Dzięki za kolację. Możecie iść spać. Dzisiaj ja pozmywam.
- Ale to ja miałem...
- Idź spać. Rano opowiem wam, czego się dowiedziałem. Najpierw muszę jeszcze wykonać kilka telefonów.
Ariel odszedł od stołu i ruszył do pokoju, na odchodne skłonił lekko głowę Samowi, a ten odpowiedział mu tym samym.
- Coś nie tak?
- ... Nie. Skąd taki pomysł? Po prostu chcę okazać wdzięczność za pyszny posiłek, a ty musisz długo spać, bo nie urośniesz kurduplu.
- Sam jesteś kurdupel.
- Heee, skąd wiesz mam ci udowodnić, że jestem duży...
- Nie dzięki!
- Ha ha ha. Pikantnych snów!
- Wal się.
Wchodząc do sypialni, słyszałem jeszcze głos Sama, rozmawiającego przez telefon. Może nie powinienem był się wtrącać? Chyba sprawiłem mu przykrość, tylko nie wiem czym. No cóż, każdy ma coś, czym nie chce się dzielić. Aby tylko to nie było coś poważnego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top