siedemnasty
To było dziwne.
Nie dało się opisać trywialnym słownictwem tej masy uczuć i emocji, które zdążyły się skumulować w głowie Taehyunga. Wystarczyła chwila, by spokój i opanowanie, zamieniły się w niepokój, lęk i zwykłe przerażenie, gdy ukradkiem spoglądał na zamknięte drzwi.
Nie omawiali planu "B". Nie przewidzieli, że coś może pójść nie tak, będąc przekonanym o swojej idealności. Byli zbyt zaślepieni własnym ego, by przypuścić, że po drodze natrafią na kogoś, kto zareaguje inaczej niż dotychczas. W całym biegu potrzeby pieniędzy i bogactwa zapomnieli, że ich plan wcale nie musi być taki idealny.
Zarówno w głowie Taehyunga, jak i stojącego na klatce schodowej Jeongguka układała się wielka mapa myśli związanych z zaistniałą sytuacją.
Czerwonowłosy przełykając grubą gulę śliny, ruszył się niespokojnie na podłodze, ale te kilka ruchów wystarczyło, by kobieta ukucnęła obok niego, masując mu spięte ramiona.
— Nie martw się, Taehyung — wyszeptała łagodnie, spoglądając na niego z czułością. I chociaż młodszy dokładnie widział jej troskę na twarzy, tak coraz szybciej biło mu serce, gdy usłyszał swoje imię. Bo w jaki sposób ona może wiedzieć o nim cokolwiek?
— Całe szczęście, że uciekłeś od tego szaleńca. On ci to zrobił? — pytała najdelikatniejszym z tonów, wskazując na wszystkie siniaki i zadrapania na jego twarzy. Ale Taehyung nie był w stanie wydusić ani jednego słowa. Czuł, że za chwile albo zemdleje, albo zwymiotuje, albo – co gorsza – zafunduje jedno i drugie, a wtedy nie będzie miał żadnej możliwości ucieczki.
— Oh, nic nie mówisz? Tak bardzo cię wymęczył ten psychol, że boisz się odezwać? - kontynuowała, cały czas masując jego spięte ciało. A pędzące po jego twarzy paliczki sprawiały, że tracił zmysły i możliwość oddechu. Czuł jak jego płuca się pomniejszają, jak kobieta mimo dobrych chęci wprowadza go do psychicznego grobu.
Ale chłopak mógł wreszcie odetchnąć, kiedy kobieta podniosła się z ziemi, idąc w nieznanym mu kierunku. Spoglądał na każdy jej ruch i dopiero gdy kobieta ukryła się za sąsiednią ścianą, Taehyung wypuścił zduszone powietrze z płuc, szybko podnosząc się z ziemi. Natychmiast dorwał się do drzwi, starając się uspokoić to paranoiczne drżenie dłoni, przy przekręcaniu kluczy.
Pot spływał mu z czoła, szczególnie gdy kolejny raz w tej klatce usłyszał kobiecy głos.
— Halo? Policja? — kobieta dyszała do słuchawki, a po policzkach Taehyunga spłynęła pierwsza łza. Nie był w stanie zapanować nad żadną ze swoich reakcji i czuł się, jakby miał zaraz umrzeć. — Jest u mnie Kim Taehyung, przyjedźcie tutaj i zabierzcie też psychologa. Jest w opłakanym stanie — mówiła wszystko, co było potrzebne do siedzącej po drugiej stronie linii policjantki.
I gdy brunetka chciała podawać swoje dane, usłyszała tak dobrze jej znany zgrzyt otwieranych drzwi. Wybiegła niczym strzała w stronę korytarza i telefon upadł z hukiem na słabej jakości panele, kiedy w progu dostrzegła dwóch mężczyzn. Widziała jak poszkodowany, któremu próbowała pomóc stoi kolejny raz roztrzęsiony, ale tym razem chłopak miał przystawiony do skroni pistolet.
— Spróbuj powiedzieć im cokolwiek, to zabije jego, a potem ciebie — wysyczał Jeon, ściskając zaciekle skórę na szyi czerwonowłosego. Młodszy ledwo łapał oddech, panicznie otwierał usta w kierunku pomocy, ale im bardziej próbował się wyrywać, tym mocniejszy był uścisk mężczyzny i jeszcze większe łzy gromadziły się w oczach roztrzęsionej kobiety.
— Rozłącz się z nimi, jeśli telefon się nie wyłączył. Zamknij drzwi i nie waż się powiedzieć o tym komukolwiek. Znam twój adres i jeśli piśniesz, chociaż słówko to przyjdę do ciebie z jego głową, żeby zabić cię z poczuciem winy — syczał niczym wąż, wskazującym palcem naciskając spust. I kobieta to widziała. Widziała każdy ruch bruneta i z obawy o swoje, jak i Taehyunga życie upadła na kolana, by podnieść telefon. Cała się trzęsła, serce omal nie wypadło jej z piersi, tak samo jak telefon ze spoconej dłoni. Majstrowała przy komórce, by przeżyć, ale gdy wyjmowała baterie z telefonu, ogłuszył ją huk, a nad jej głową rozsypał się tynk i resztki białej farby.
Jeongguk faktycznie strzelił, ale ani w głowę Taehyunga, ani w ciało kobiety. Postanowił to wykorzystać do ogłuszenia brunetki, do doprowadzenia jej do dezorientacji, by w tym czasie mogli uciekać do dobrze znanej windy.
I gdy z szybko bijącym sercem zjeżdżali na sam dół, ojciec Taehyunga dopiero co wbiegał na ósme piętro. Gdyby tylko wiedział od razu, na jakim pietrze się znajdują, wybrałby windę. Uratowałby swojego syna, ale jak zwykle coś musiało pójść nie tak.
Bo nawet jeśli próbował ich dogonić, to wszelkie próby szukania zwieńczyły się fiaskiem, bo mężczyźni dobrze się ukryli, by wracać najtajniejszymi zakrętami w stronę ich lasu.
✦ ⋆⋆⋆⋆ ✦
Przez całą drogę powrotną łkał, pozwalając spływać słonym łzom po jego zaczerwienionych policzkach. Jeongguk trzymał go za dłoń przez cały czas, kiedy uciekali. Ale to nie miało mu pomóc, a po prostu ciągnąc ich ciała przed siebie, by nie dali się złapać.
Znowu uciekali, znowu próbowali się ukryć i żyć niezgodnie z prawem. Ale tym razem kaliber był o wiele większy, bo omal nie wpadli w ręce organów ścigania. Byli tak bliscy porażki, a co najgorsze byli tak blisko stracenia siebie i jakiegokolwiek poczucia bezpieczeństwa.
Jeongguk przez cały czas utrzymywał zimną krew, ale Taehyungowi w ogóle się to nie udawało. Ciało odmawiało mu posłuszeństwa, a serce mówiło mu, że już dawno nie czuł się tak beznadziejnie. Nawet nie czuł się tak, gdy Jeongguk obijał jego twarz. Ani gdy brunet pod wpływem alkoholu tak okropnie go gwałcił.
Teraz odczuwał wszystko, co złe i wiedział, że zaraz nie wytrzyma. Wyrwał się spod mocnych dłoni Jeongguka, odczuwając wreszcie wolność.
Ale gdy upadał, obijając swoje kolana, wiedział, że tej wolności tak naprawdę nie ma. Był zależny od Jeongguka, był zależny od kobiety, która chciała mu pomóc i był zależny od połowy kraju, która przez ostatni czas miała na językach imię zaginionego chłopaka. Mimo że był w lesie, na świeżym powietrzu, w rzekomej wolności, czuł się jak ptak w klatce. Nie miał prawa się ruszyć ani do końca decydować o własnej osobie, bo zawsze znalazł się ktoś, kto próbował mu wmówić, że inna droga jest tą lepszą.
Jedyne co mu pozostało to krzyk, który było oznaką jego spirytualnej części. Wrzeszczał w nadziei na odnalezienie odpowiedzi i prawa lepszego bytu niż ten zaklęty i zamknięty przez innych ludzi. Tylko tyle mu pozostało, by odnaleźć siebie i własne pragnienia, które zawsze starał się zakryć seksem, czy swoją aparycją.
Teraz miał dość i chciał z tym walczyć.
A w całokształcie tej walki jak zwykle przeszkodził mu Jeongguk, który przytulał trzęsące się ciało. Utrzymywał ciepło bijące od ich dłoni i twarzy, mając nadzieje, że chociaż w taki sposób te niewygodne myśli i uczucia uciekną z umysłu chłopaka.
— Jestem z tobą, kochanie — szeptał mu do ucha, ustami muskając pokrytą gęsią skórką szyję. Dotykał jego ciała delikatnie, co kompletnie nie łączyło się z głośnym skowytem młodego mężczyzny. Bo czerwonowłosy jedynie ściszył swoje błagania, łkał, nie wrzeszcząc już więcej.
Znowu był w klatce, kiedy czuł, że nie przystoi już nadużywać głosu w momencie, gdy Jeongguk otaczał go peleryną swojej czułości. Jedynie łzy nie przestały kapać, oddech również był niespokojny.
— M-myślałem, że mnie zastrzelisz — zaskomlał. Sam wreszcie odnalazł azyl w jeonggukowych ramionach, wtulając się w jego ramiona. A starszy? On tylko zaciągnął się zimnym powietrzem w geście zarówno zdziwienia, jak i zadanego mu tym zdaniem bólu.
— Jak mogłeś tak pomyśleć Taehyung? Nie byłbym w stanie cię zabić, nigdy. Rozumiesz?
— Mówiłeś tak poważnie, prawie puściłeś spust i dusiłeś mnie tak mocno, że nie mogłem oddychać. Byłem pewien, że mnie zabijesz — wytłumaczył, słowa wypuszczając w ciepłe ramię mężczyzny. Ale tamten zamiast złości, uściskał z czułością młodszego jeszcze mocniej. Całował jego skroń, do której wcześniej przykładał pistolet. Całował jego czubek głowy. I wreszcie całował najdelikatniej jego spierzchnięte usta. Oboje odczuwali swoje wargi i to wystarczyło. Nie zagłębiali się, byli w tym wszystkim ostrożni, tak jakby robili to pierwszy raz.
— Musiałem jakoś ugrać dla nas czas, to był tylko blef. Skaarbie — przeciągnął, odsuwając się od chłopaka. — Obiecałem, że nigdy więcej cię nie skrzywdzę, że nigdy nie zrobię nic bez twojej wyraźnej zgody i zamierzam się tego trzymać. — jego cichy szept w piorunującej ciszy lasu był jak wcześniejszy krzyk chłopaka. I był wystarczający, by oboje odczuli ten spadający z hukiem ciężar. — Jesteś dla mnie najważniejszy i nie pozwolę ci już więcej na takie cierpienie.
— G-guk, oni już wiedzą, że my tu jesteśmy. Oni wszyscy mnie rozpoznają, rozumiesz? — zapytał przez łamiący się głos, wycierając mokrym rękawem potok łez.
— Wiem, dlatego nie wychodzisz już ze mną na żadne akcje. Nie pozwolę ci na szarpanie swoich nerwów. A teraz — wymruczał cicho, podnosząc wiotkie ciało młodego mężczyzny. — Wrócimy do domu i po prostu pójdziemy spać. Rano wymyślimy co dalej — a zwieńczeniem ich rozmowy była kiwająca w zrozumieniu głowa Taehyunga.
✦ ⋆⋆⋆⋆ ✦
— Jestem okropnym ojcem — Taeyon usłyszała to już chyba dziesiąty raz tej nocy, gdy Jonghyun leżał na jej kolanach. Obiecał jej wrócić, więc wrócił. Ale przez cały czas albo cicho łkał, albo zarzucał sobie brak kompetencji do bycia dobrym rodzicem.
Kobiece palce wciągnęły się w wir włosów swojego męża, głaszcząc zarówno jego głowę, jak i kark.
— Jesteś najlepszym ojcem i nawet nie próbuj mówić, że jest inaczej.
— Mogłem go odzyskać, był tak blisko. Prawdziwy ojciec powinien odzyskać swoje dziecko, prawda? — zadręczał się cały czas, ale kobieta ze spokojem przyswajała zmartwienia mężczyzny. Była po prostu przy nim i chociaż to pomagało mu w lepszym samopoczuciu. Wiedziała, że nie tak łatwo będzie pogodzić się Jonghyunowi z taką stratą. Rozumiała jego uczucia, jednocześnie pragnąc, żeby jej mąż ich nie odczuwał.
— Prawdziwy ojciec robi wszystko dla dobra swoich dzieci. Dzięki tobie policja wie, że Taehyunga trzeba szukać tylko w Busan. Skupią całą swoją uwagę na tym mieście, już nie będą tak zdezorientowani, jak do tej pory, bo ty im o tym powiedziałeś. To dzięki twojej determinacji jesteśmy coraz bliżej naszego syna — mówiła ciągle, nie zaprzestając masowania jego spiętego ciała, w którym gnieździły się wszystkie złe emocje. W ostatnim czasie w ich domu panowała tak zwana zła aura, nie było kolorowo, gdy spali ledwie trzy godziny na dobę.
A najgorzej w tym wszystkim czuł się Jonghyun, który nigdy nie chciał pokazywać złych uczuć. Starał się rozpromieniać dni innym domownikom, samemu zapominając o swoim szczęściu. Więc teraz Taeyon wiedziała, że musi być bardzo źle, jeśli jej mąż, leżąc na jej nogach płacze jak dziecko i kurczowo trzyma się jej ciała, szukając w nim bezpieczeństwa.
— Ale czy nie byłoby jeszcze lepiej, gdybym go tutaj sprowadził? Gdyby wreszcie był z nami i gdyby nasz syn po prostu się już więcej nie bał. Czym on sobie na to zasłużył?
— Kochanie, myślisz za dużo. Wiem, że jest ci ciężko, ale uwierz mi, że zrobiłeś jeszcze więcej niż najlepszy rodzic powinien. Teraz jedyne co powinieneś, to pozwolić sobie na odpoczynek. Pójdziesz dziś ze mną spać? Tak po prostu, włączymy małe światło i zakryjemy się kocami, tylko żebyś poczuł się lepiej, dobrze?
I jak Jonghyun mógłby jej odmówić, gdy wiedział, że ma najlepszą żonę na świecie?
____________
Ogólnie to jesteśmy już bliżej niż dalej do zakończenia i aż mi przykro, kiedy myślę, że trzeba będzie kończyć ten shit :((((
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top