prolog

— Masz się dowiedzieć o nim wszystkiego. — brunet z impetem przekroczył próg szarego pokoju, zatrzaskując za sobą hebanowe wrota, ukrywające w swoim wnętrzu najmądrzejszego osobnika, jakiego dane było mu poznać na tym zajebanym gównem świecie. — I to, jak najszybciej, albo pożałujesz. — syknął przez zęby, widząc, jak jego rozmówca jedyne co robi, to zapisuje nieznaną treść na licznych makulaturach, które nawet nie były śnieżnobiałą kartką. Mężczyzna siedział za biurkiem, ramiona były opuszczone wraz z jego głową, a wzrok popielatego podążał za nowo zapisanymi literkami.

Jeon nigdy nie rozumiał tego człowieka. Najważniejsze informacje zapisywał na starych gazetach, oblanych śmieciowymi informacjami na temat gwiazdek z masowej kultury, która zarezerwowana była dla podludzi, zależnych od największego Jeongguka. Papiery porozrzucane na białolitym biurku tworzyły jeden wielki bajzel, który swoim samym istnieniem, poprawiał koncentrację największego intelektualisty w Seulu, ukrytego w małej kawalerce na obrzeżach miasta. Nikt by nie przypuścił, że w zwyczajnym mieszkaniu, w którym porządek jest jedynie na nowy rok i własne urodziny właściciela lokum, mieszka człowiek z najlepiej wykształconym mózgiem.

— Cześć Jeon. Miło cię słyszeć, cieszę się, że do mnie wpadłeś. — sarknął właściciel popielatych kosmyków, zakrywające liczne krostki na czole i lekkie zadrapanie po ostatnim, pijackim powrocie do domu. Wzrok ciągle rozbiegany był między kalendarzem a kartkami z zapisaną historią. Nie musiał nawet słyszeć zachrypniętego głosu swojego "przełożonego", by wiedzieć, że to właśnie on zagościł w jego progach. Przecież doskonale wiedział, że dodatkowa para kluczy do jego domu, musi się znajdować u tego, który zajmuje się tym na co dzień. — U mnie? Bardzo dobrze, dziękuje, że pytasz. — zgrywał się widocznie, między palcami przerzucając granatowe pióro, pozłacane u szczytu skuwki. Dopiero w tym momencie zaszczycił swojego gościa wyostrzonym wzrokiem, wypalając jednym rzutem oczu ogromną dziurę w archanielsko białej cerze Jeona.

Jednak okrytemu w najdalszą i najciemniejszą czerń, mężczyźnie, daleko było do zesłanego przez samego Boga serafina. Kości omal nie odłamały się na najdrobniejszy mak, gdy wysoki właściciel ciemnych tęczówek, zacisnął swoje dłonie w dwie, sztywne kule.

Gdyby było to możliwe, z jego uszu wypuściłaby się teraz para ukazująca ogromne zirytowanie. A białolity chłopak wpatrywał się w ten widok z ogromnym rozbawieniem, bo oh. Tak bardzo kochał rozbrajać i podnosić ciśnienie Jeonowi, niby takimi nic nieznaczącymi słowami. Uwielbiał to, że wystarczy gorsze poczucie własnej osobowości Jeongguka, by mógł grać na jego nerwach najpiękniejsze symfonie.

— Naprawdę liczysz na to, że będę trzymał się form kulturowych? — prychnął, ale w jego głosie nie słychać było irytacji. Nieprzyjemny stan utrzymujący się w głowie bruneta zamienił się we władczość, przedstawiając przy tym największą dominację. Był Bogiem, Panem, Władcą. To on rządził, chociaż nie było to tak oczywiste, że ten z pozoru miły pan, który dorabia klucze, jest najwyższym z najwyższych, który manipuluje każdym człowiekiem.

Przywarł kościstymi dłońmi, wymalowanymi czerwienią zadrapań jego kota, do biurka białowłosego, a obniżając swe barki coraz niżej, był tuż przy radosnej twarzy Minhyuka. Stopy Jeona przycisnęły się niebezpiecznie do posadzki, a gałki oczu błyszczały, chociaż sam nie wiedział, czemu w tym momencie był podekscytowany.

— Na jakim ty świecie żyjesz? Nie będę się z tobą witał ani nie będę pytał się o twoje samopoczucie, kiedy czuje, że dzieli nas tyci kawałek od największej szychy wszech czasów — spomiędzy jego zgryzionych i nieco zaniedbanych ust, wylała się salwa donośnego głosu, zmieszanego pogardę i świetlistą nadzieję, że Jeon Jeongguk jest w dobrej formie, skoro jego umysł jest w stanie ukazywać swoją stanowczość i władczość.

Minhyuk z wywiniętymi w zadowoleniu, wargami, uniósł swoje przeraźliwie szczupłe nogi, które już po chwili zagościły na srebrzyście białym biurku przed nim. Ogolona i gładka niczym najprzyjemniejsza chmurka, łydka zagościła na opierającej się dłoni Jeona, a sam blondyn posłał kokieteryjny uśmieszek.

— Nie musisz mnie straszyć, żebym wykonał jakąś pracę, Jeon — powiedział swoim pewnym, choć słabszym, względem Jeongguka, głosem. — To nie jest ten etap znajomości, w którym przykładasz mi nóż do gardła, bym spełnił twą wolę. — dodał, a już sekundę potem, dynamicznie ściągnął kończyny ze śnieżnego mebla, poruszając swą szczupłą sylwetką do stojącej obok komody z alkoholami. Trunki ustawione w kompletnym nieporządku wydawały się w tym momencie czymś oczywistym niczym lekarstwo dla trędowatego.

— Nie gorączkuj się tak i powiedz, co tym razem? — zapytał, opuszkami paliczków błądząc po drewnianym meblu.

— Czysta — odpowiedział beznamiętnie brunet, opierając teraz opięte w czarne spodnie pośladki o miejsce pracy Minhyuka.

Blondyn jedynie uśmiechnął się pod nosem, a wyciągnąwszy dwa, przezroczyste kieliszki, wypełnił je połyskującą, w smaku ohydną wódką. Pili zawsze przy swoich spotkaniach, wybierając dany alkohol za pomocą nastroju Jeongguka.

— Dawno nie widziałem cię tak podekscytowanego — mruknął, a jego dłonie zawędrowały do rąk Jeona, by wręczyć mu wysoką kolumnę z popularnym alkoholem. Starszy spoglądał zgaszonym spojrzeniem, toteż na ochlapaną białym światłem twarz swojego współpracownika, toteż na znajdujący się w jego palcach kieliszek, który kusił bardziej od chłopaka stojącego naprzeciwko Jeongguka.

- To jest nasza szansa, jeśli to dobrze rozegramy. Widzę w tym chłopaku żyłę złota.

— Oh, oh — sarknął teatralnie białowłosy, by chwilę potem przechylić energicznie kieliszek i poczuć w swoim suchym niczym największa pustynia wnętrzu, gorącą, rozlewającą się przyjemność. Jeon nie był gorszy i również spożył czterdziestoprocentowy trunek, wycierając ochlapane wargi otwartą dłonią.

Nie przepijali. Nigdy. Pozwalali, by cały ich przełyk poczuł w ten najlepszy sposób smak alkoholu, by wypalał ich od środka.

— Komu się poszczęści tym razem mieć Jeona w domu, pod swoją nieobecność? — zaczął, a jego głos podniósł się niczym zalana w termometrze rtęć, w te najgorętsze dni.

— Posłuchaj — chrypnął brunet — To Park Jimin, mieszka w samym centrum, więc naturalne będzie to, że ma dużo kasy. Z tego, co sam się zorientowałem, to jego prywatne mieszkanie. Nie wynajmuje go. Oh, no i kiedy do mnie dziś przyszedł, to był zajebiście ubrany, niczym tak, jak ja, kiedy przychodzę cię pieprzyć. — sarknął w ten dosadny dla siebie sposób, na co ten drobniejszy przerzucił teatralnie oczyma okrytymi czarnymi soczewkami. Jeon widział wszystko. Widział sztuczną reakcję młodszego na jego słowa, ale w jego twarzy wyczytał też pożądanie, gdy leniwa kropla potu rozpoczęła swą mozolną wędrówkę po czole Minhyuka. Widział w nim silne emocje, widział jego podniecenie na samą myśl, że Jeon byłby w stanie znaleźć się w jego ciasnym wnętrzu i załatwić mu orgazm życia. Mimo że Minhyuk zgrywał niechęć i pogardę na zbyt bezpośrednie słowa Jeona, to czarnowłosy dokładnie wiedział, że w tym momencie popielaty marzy o nim w ten najgorętszy sposób.

Znał Minhyuka na wylot, znał go jak własne dziecko. Nic mu nie umknie.

A może Jeon Jeongguk nie jest taki idealny? Jego pycha zakryła pewny siebie wzrok, ukrywając całą tajemnicę? Bo nic nie było tak, jak myślał. Przynajmniej w kilku kwestiach.

— Powiedz, mała, chciwa kurwo. — jego głos był o wiele niższy niż zwykle, wzrok się wyostrzył niczym nóż upadający na wielki kamień, a cera jakby pociemniała. Był stanowczy w swoich ruchach, tak samo, jak jego dłonie, gdy zawędrowały na opięte w długie i czarne spodnie biodra Minhyuka, które kusiły Jeona, tak bardzo, że najchętniej wszedłby w białolitego mężczyznę bez przygotowania, żadnego uprzedzenia. Zanurzyłby się w nim najgłębiej, jak jest to tylko możliwe i zwyczajnie w świecie, zeszmaciłby go, tak jak robi to zwykle. — Stęskniłeś się za swoim Panem, hmm? — wymruczał anielskim głosem, który sam w sobie był elektryzujący, a po alabastrowym, cherlawym ciele białowłosego przeszedł dreszcz niepokoju. Dłoń okryta pomarszczoną gęsią skórką zadrżała uległemu, gdy czuł na sobie diabelskie szpony samego szatana. Co prawda, od kiedy Jeon tylko zmusił go do współpracy, od kiedy tylko odnalazł go pod drzwiami seulskiego uniwersytetu i rozkazał szukania informacji na temat swojego zysku, przyzwyczajony był do tego, że jego ciało należy do Niego. Przyzwyczajony do bycia dziwką wielkiego Pana, oddawał mu się w pełni, niczym największy rycerz oddawał się w ręce wroga w imię ojczyzny.

Był świadomy swojej pozycji względem Niego, ale czy to źle, że wreszcie chce uwolnić się spod jego chytrych łapsk i zerwać pakt zbliżeń fizycznych? Na coś zdecydowanie ważniejszego jak nie najważniejszego?

— Jeon... — sapnął. — Myślę, że to nie jest najlepszy pomysł... — mruknął, jednak jego poczucie uległości nie wyparowało, a jeszcze bardziej się wyostrzyło, gdy ciepłe, lecz jednocześnie popękane wargi kreśliły szlaki na karmelowej skórze okrywające mięsiwo na szyi popielatego.— Jeon, przestań.

— Jesteś chory? — zapytał Jeon, siląc się nawet na delikatny akcent wyimaginowanej troski. Odczepił swoją wpitą w skórę twarz, by teraz latać prędkim spojrzeniem po twarzy Minhyuka, który patrzył w tak dziwny i niezrozumiały sposób, że Jeon postanowił wyprostować swoje zgarbione plecy, przez co strzyk prostowanych kości dał o sobie znać w całym pomieszczeniu. — Pytam się poważnie. Jesteś chory, źle się czujesz? W sumie nie powinieneś. Przed chwilą piliśmy przecież wódkę. Więc co? Skąd twój sprzeciw? — zapytał zaczepnie, obiegając opuszkami palców po sztywnej powierzchni skóry chłopaka. O wiele bardziej spiętej, niż kiedykolwiek miał możliwość poczucia jej w takim stanie.

Blondyn stał jak wryty, a krew zaczęła niebezpiecznie pędzić w jego żyłach, przez co policzki zamalowały się na delikatną czerwień wiśniowych kwiatów.

— Jeon, czy my moglibyśmy porozmawiać? Proszę. — mruknął pod nosem, a Jeongguk wyjątkowo szybko skinął czarną czupryną w zgodzie, zasiadając na kanapie okrytej karminowym prześcieradłem. Poklepał zachęcająco miejsce obok siebie, a po chwili był świadkiem przystępującego do niego blondyna, który ugościł swoimi pośladkami miłe podłoże wygodnego siedzenia.

— Więc słucham, o czym chcesz mówić?

— Musimy to zakończyć, Jeon — powiedział szybko, na urywanym wdechu, nie racząc nawet spojrzeniem tego dominującego. — Mogę dla ciebie dalej zbierać informacje, mogę być mózgiem w twoich operacjach, ale nie mogę być już twój. To koniec. — powtórzył, a słyszący to Jeon ściągnął brwi ku sobie, jednocześnie oplatając drżącą brodę współpracownika. Wiedział, że wzbudza samą swoją osobą ogromny respekt, a reszta obawia się pisnąć, chociażby słówko sprzeciwu, co ogromnie mu schlebiało, a jego ego rosło w zastraszająco szybkim tempie.

— Słucham? — zapytał, odwracając twarz blondyna, w swoją stronę widząc, jak jego zastraszone, jelenie oczy, próbują okiełznać tę sytuację. — Co ci strzeliło do tej mądrej główki?

Cóż, Minhyuk czekał prawie miesiąc, by obwieścić tę informację Jeonowi, ale to strach go przed tym powstrzymywał. Obawiał się tej pożerającej paniki, gdy Jeongguk zareaguje tak jak właśnie teraz.

— J-a... — zająknął się, jakby z obawy przed gniewem Gguka, ale przecież to, co chce mu powiedzieć to naturalna sprawa. To nic złego, prawda?

— No mów wreszcie — warknął silniejszy, a srebrnowłosy drygnął na donośniejszy głos, rozrywający go od środka.

— Zakochałem się. — wytłumaczył się szybko. — Jeon ja wiem, zepsułem wszystko, ale. Ale jestem szczęśliwy i to najważniejsza osoba w moim życiu, wiesz? Nigdy nie byłem tak szczęśliwy, jak z nim i dlatego chcę być wobec niego lojalny. Seks z tobą nie jest możliwy, gdy moje serce bije dla niego... — wyznał już pewniej, bo jeśli chodziło o to płomienne uczucie, jakim była miłość, to mógł rzucić się w przepaść, by odnaleźć szczęście w sferze uczuć. Narastająca niepewność kumulowała się w nim, kiedy w głowie układał plan tej rozmowy, a apogeum sięgnęło szczytu, gdy całe pomieszczenie zalało się falą gromkiego śmiechu. Szyderczego i gardzącego śmiechu, przez co brunet omal nie tracił powietrza w płucach. Ciało popielatego spięło się dynamicznie, a uspokajający własny oddech Jeon wreszcie spojrzał sztyletującym wzrokiem na poddanego i przybrał pokerową twarz.

— Kpisz sobie ze mnie, tak? — sarknął, a gdy odpowiedziała mu przecząco kręcona głowa uległego, podniósł się z kanapy i przyszpilił do oparcia swoją "ofiarę". Schylał się nad nim, kolana posiadając przytwierdzone do kanapy, przez co siedział na mężczyźnie okrakiem. — Posłuchaj mnie. — warknął, a Minhyuk przełknął głośno ślinę. — Możesz się bawić w związki z kim tylko chcesz, ale nie zapominaj, do kogo należysz. Do mnie. — powiedział dosadnie. — To mi podlegasz i mi oddajesz się w pełni. Nie masz prawa myśleć inaczej, bo już nigdy się ode mnie nie uwolnisz. Nawet o tym nie śnij. Zawsze będziesz mój, twoje ciało jest moje. Bo miłość nie istnieje, czegoś takiego nie ma na świecie, a ty prędzej czy później wróciłbyś w moje ramiona. — skwitował wreszcie, wypuszczając go spod swojego uścisku.

— Gówno wiesz. — sarknął złośliwie. Odetchnął głęboko, gdy wreszcie pozbył się Pana z kolan, a złość opanowała go całego, dzięki czemu wreszcie odnalazł odwagę, by wygarnąć temu egocentrykowi wszystko i za wszystkie czasy. — Przekonasz się o wielkiej sile miłości, gdy sam wpadniesz w jej sidła, Jeon. Popamiętasz moje słowa, a ty wreszcie opadniesz na samo dno, kiedy mnie zabraknie. — odgryzł się, samemu podnosząc przepełnione zirytowaniem ciało z kanapy. Już miał ruszać przed siebie, gdy na pochłoniętym czerwonością przedramieniu, odnalazł się żelazny uścisk bruneta.

— Miłości nie ma, są tylko pieniądze i interesy. — ryknął dominująco, popychając powolnie sparaliżowane ciało przed sobą. W końcu trącił go ponownie na kanapę i patrząc z góry, powiedział:

- Rozkładaj wreszcie nogi i przestań pierdolić. Tym razem nie będę delikatny.





_______________

Edit: 02.01.2020

Postanowiłam wreszcie poprawić błędy, których wcześniej nie zauważyłam, więc sorka, jeśli komuś przerwałam czytanie dalszych rozdziałów. Po prostu mi wstyd, że to ff ma spory odbiór, a od zasrania tu głupich błędów, typu: Taehyng :///

A i z osób, które już to czytały i są tutaj ponownie to pls, nie wyrzucajcie jeszcze tego z biblioteki, ładnie proszę. Buziaki

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top