ósmy
A/n: Spadająca fala nienawiści na Jeongguka za 3,2,1
✦ ⋆⋆⋆⋆ ✦
Mrożone warzywa przywierały do teflonowej nawierzchni, a woda w czajniku głośno dawała znać, że jest gotowa do spożycia, kiedy w mieszkaniu Minhyuka dało się usłyszeć dźwięk dzwonka.
Farbowany odwrócił instynktownie głowę, jednocześnie wycierając o spodnie brudne od przyrządzania obiadu dłonie. Zmniejszył tylko gaz, kiedy postanowił podejść do głównych drzwi, a gdy spoglądał przez wizjer, uśmiechał się jak głupi.
To Jooheon. Jego chłopak, najważniejsza z osób w jego życiu. Stał po drugiej stronie drzwi, w czarnej koszuli, z kopertą w dłoni, rozglądając się dziwnie na boki. Ale to nie było problemem - bo nawet srebrnowłosy nie przypuścił, że może być w tym jakikolwiek problem.
Minhyuk - choć nie wyglądał w tej chwili najlepiej - cieszył się niewyobrażalnie na niespodziewaną wizytę swojego chłopaka. Złapał za klucz w zamku i przekręcając go szybkim ruchem, stanął twarzą w twarz z przystojnym, wysokim mężczyzną - jego mężczyzną.
- Hej kochanie - mruknął, odchodząc jednocześnie na bok, by w ten sposób zaprosić swojego gościa do środka. Jooheon nie protestował wobec tego zaproszenia, szybko wtargnął do korytarza, a z niego przeszedł do salonu. Oczy Minhyuka nie nadążały nad ruchem mężczyzny, ale starał się własnym ciałem być jak najbliżej szatyna.
- Nie zdejmiesz płaszcza? - zapytał łagodnie, ale nie otrzymał oczekiwanej odpowiedzi. Widział tylko, jak siedzący na krześle Jooheon oddycha jakoś głębiej, niespokojniej, a w ręku zaciska, gniecie białą kopertę.
- Kochanie, wszystko dobrze? - zapytał najdelikatniej, jak było to tylko możliwe, kiedy kucał przy starszym i głaskał jego policzek. Paliczkami przejechał na szyje szatyna, ale pod żadnym pozorem nie spodziewał się, że jego położony w najlepszych zamiarach dotyk zostanie tak boleśnie odrzucony.
A oczy spoglądające na niego będą dawały mu tyle bólu.
- Dobrze się bawiłeś, kiedy wykorzystywałeś moje uczucia? - odezwał się wreszcie zduszonym głosem, oniemiając przy tym młodszego na dłuższą z chwil. Patrzyli na siebie długo - albo tak im się wydawało - jedno ze spojrzeń przepełnione było bólem i zawodem, drugie zaś konsternacją i zwyczajnym niezrozumieniem.
- O co ci chodzi? - ledwo zdążył zapytać, kiedy Jooheon - jego idealny mężczyzna - złapał go za przód koszulki, podnosząc ich obu do pozycji stojącej. Serca przyspieszyły bicia, a rozgoryczone spojrzenie starszego wypalało czarną dziurę w srebrnowłosym.
Minhyuk się bał, zwyczajnie się bał, kiedy Jooheon zaciskał palce na jego koszulce, przyprawiając go o parzące ciarki, które niczym lawa rozlewały się w zastraszającym tempie na jego bladym ciele. Oddech szatyna owiewał szyję uległego i to wystarczyło, żeby Minhyuk zamiast swojego chłopaka dostrzegł w postaci przed nim stojącej Jeongguka.
Tego, który go wykorzystywał, zmuszał, męczył i manipulował. Nie widział tych zawsze ciepłych policzków, delikatnego spojrzenia. On widział tylko złowieszcze oczy, które rujnowały wszystko.
- O co mi chodzi? O co mi kurwa chodzi?! - wysyczał niestabilnym głosem, wypuszczając wreszcie spod swojego żelaznego uścisku ubranie młodszego.
Zamaszystym ruchem rzucił kopertę na biurko jeszcze swojego chłopaka, na tyle mocno, że cała zawartość wypadła na wierzch. I jak za pociągnięciem magicznej różdżki serce Minhyuka jakby zatrzymało wszelkiego bicia, kiedy tylko zobaczył swoje zdjęcia w negliżu w łóżku Jeongguka. Jedne z nich przedstawiały po prostu jego, inne ukazywały jego sylwetkę z wygiętymi w ekstazie plecami, kiedy przyjmował całą „przyjemność" od Jeongguka. I o ironio, zdjęcia były idealnie wycelowane, aby adresat był pewny, że na obrazie jest Minhyuk, ale pod żadnym pozorem nie było widać twarzy bruneta.
Ręce srebrnowłosego zaczęły niebezpiecznie drżeć, a do oczu napływać pierwsze łzy.
- Jooheon, ja wiem, jak to wszystko wygląda, ale to wcale nie jest tak - śmiech. Przeraźliwy śmiech niczym wyrwany z horroru. Tylko to usłyszał ze strony swojego idealnego mężczyzny po próbie wyjaśnienia, by po chwili dostać własnoręcznie napisany list.
Spojrzał błagalnie na starszego, dawał mu małe znaki, że wcale tego nie chce. Że oboje tego nie chcą, ale Jooheon tylko przewrócił w najbardziej charakterystyczny sposób oczami, dając mu w ten sposób znać, aby zaczął czytać tę krótką lekturę.
"Cześć Jooheon
Nie skreślaj tego listu tylko przez pryzmat zdjęć, które Ci wysłałem. Wiem, jak to wygląda i wiem, że jesteś po uszy zakochany w Minhyuku. Właśnie dlatego piszę.
Piszę, żeby Cię ostrzec. Nie ufaj mu, naprawdę. Pewnie o tym nie wiesz, ale Minhyuk zniszczył mi życie, zniżył moje wszelkie chęci do dawania komukolwiek miłości. Bo kiedy ja obiecywałem mu złote góry, on chodził na spotkania z Tobą, wyłudzając całą Twoją energię. Mówił, że mnie kocha, że nie widzi beze mnie życia, a ja głupi mu wierzyłem. Wierzyłem, dopóki nie dowiedziałem się o Tobie.
On oszukał nas obu, rozumiesz? Nie daj się zwieźć, to istny szatan w skórze człowieka.
A jeśli zastanawiasz się, dlaczego mam zdjęcia z naszego seksu, to odpowiedź jest prosta. To on kazał nas nagrywać, robić nam zdjęcia, kiedy się kochaliśmy. Z początku wierzyłem, że chodzi mu o „pamiątki" z naszych gorących nocy. Ale dopiero potem zrozumiałem, że on to wszystko wysyła obleśnym mężczyznom z randkowych portali, żeby mu za to płacili.
Jooheon, on jest po prostu dziwką, nie daj się nabrać. Nie trać swojego czasu, młodości i szczęścia.
...."
Jisung
List był jeszcze obszerniejszy, ale łzy spływające po chudych policzkach Minhyuka zamazywały mu cały obraz. Ledwo co stał na nogach, ledwo co trzymał ten cholerny papier w dłoniach, czując, że jeszcze chwila, a zwyczajnie zemdleje, a brzydzący się go od tej chwili Jooheon nawet mu nie pomoże.
- Skarbie - wymamrotał, opadając bezwładnie na białe krzesło. Miał dość. I fizycznie i psychicznie, miał dość wszystkiego, a najbardziej Jeongguka, który za każdym razem niszczył mu życie.
Minhyuk był głupi, kiedy myślał, że kiedy odnalazł wreszcie miłość swojego życia, to nareszcie odetchnie, wreszcie będzie szczęśliwy i spokojny. Było mu dobrze u boku tego mężczyzny, było idealnie i żyłby w tej utopii dalej, gdyby nie Jungkook - ten przeklęty Jungkook, który jak zwykle wszystko psuł.
A łzy rozlały się z większą siłą, kiedy młodszy z tej dwójki dostrzegł pendrivea w kopercie. Nawet nie musiał się pytać, by być pewnym, że zawiera on nagrane ich seksu.
Był roztrzęsiony, załamany i wszystko, czego teraz potrzebował to słodkich całusów na skroni, ciepłego koca i masy przytulasów, które zawsze dostawał od tego idealnego.
I szczerze był naiwny, bo kiedy tylko Jooheon ukucnął przy nim, to miał nadzieję, że ten jednak się nim zaopiekuje. Że może da mu to w tym momencie tak bardzo potrzebne ciepło, zanim rozpadnie się doszczętnie.
Ale jak zwykle się mylił, bo zamiast tego wszystkiego, on po prostu usłyszał.
- To koniec, nawet nie próbuj się do mnie zbliżać, bo dawno nikim się tak nie brzydziłem, jak tobą.
Płaczu Minhyuka nie było końca, a spotęgowało się to jeszcze bardziej, kiedy po kilku dniach otrzymał wiadomość z nieznanego numeru. Kiedy ten ciąg liter doprowadził go do jeszcze większej klęski.
„Przecież mówiłem, że miłości nie ma. Wystarczyło mnie słuchać, a nie teraz płakać po kątach."
Bo przecież Jeongguk obiecał się zemścić, a on zawsze dotrzymuje słowa.
✦ ⋆⋆⋆⋆ ✦
Szczerze mówiąc Taehyung miał całkiem inne wyobrażenia co do poranka po pijackim wieczorze. Obawiał się wielu rzeczy, na przykład tego, że Jeongguk będzie wściekły po tym, jak tak wiele mu wygadał. Bał się, że będzie go zastraszał, albo próbował zabić, tak jak było to pierwszego dnia, aby nic, żadna informacja nie wyszła na światło dzienne.
Możliwości było wiele, ale nic takiego nie miało miejsca, bo wyszło na to, że brunet doprawdy ma cholernie słabą głowę, która zapewniała bezpieczeństwo Taehyungowi. Jeongguk oprócz tego, że wypili o kilka butelek za dużo, nie pamiętał nic i Taehyung był z tego przeogromnie zadowolony. Jakby dozgonnie mu wdzięczny.
Nie miał mu nawet za złe tego, że wyciągnął go na bieganie do lasu, tłumacząc to tym, że ruch im się przyda nie tylko do lepszego samopoczucia, ale i do podrasowana kondycji do następnych napadów.
Biegali między licznymi drzewami ledwie dziesięć minut, a Taehyung miał już dość po pierwszych pięciuset metrach. Jeongguk natomiast był w stanie tylko się śmiać z młodszego i z jego nieporadności, śmiał się z jego słabej kondycji, ale jednocześnie zwalniał, kiedy widział, że chłopak faktycznie jest na skraju.
- Myślisz, że twoi rodzice się o ciebie martwią, od kiedy jesteś ze mną? - zapytał gdzieś w połowie ich trasy starszy, nie zauważając, jak szybko zrzedła mina młodszemu. Nie zatrzymywali się, nawet na chwile. Taehyung zdążył odczekać kilka minut, zanim nabrał łapczywie mroźnego powietrza.
Jeongguk wszedł na grząski grunt, ale Taehyung nie zamierzał pozostawiać w żadnej ze sfer jakiejkolwiek ciszy. Ukrywanie czegokolwiek, swoich uczuć, prawdziwych poglądów, albo faktów zawsze kończyło się fatalnie i każdy w naszym życiu musiał się o tym przekonać. Dlatego Taehyung nie zamierzał niczego ukrywać, a już na pewno nie tego.
- Nie mam rodziców - powiedział wreszcie, ale jego ton był tak spokojny, tak opanowany i nieskazitelny, że Jeongguk nie przyjął tego za pierwszym razem do siebie. Nie było w jego reakcji troski, współczucia, czy litości. I dla Taehyunga było to nawet lepsze.
- Tak naprawdę całe życie spędziłem w domu dziecka, matki nawet nie pamiętam. Oddała mnie zaraz po porodzie i tak ślad po niej zaginął. Ojciec tym bardziej, możliwe, że zostawił moją biologiczną matkę, gdy tylko dowiedział się o ciąży.
- Taehyung, wiesz, że nie musisz mi tego mówić? - dopytał, kiedy na słowa chłopaka zrobiło mu się jakoś niedobrze, wnętrzności wykręcały mu się w każde możliwe strony, a nogi odmawiały mu posłuszeństwa. Ale to nic nie dawało, bo Taehyung nadal mówił.
- Starałem się jej nie oceniać, może była młoda, a ciąża popsułaby jej całe życie. Starałem się rozumieć jej motywy, może nie była gotowa na moje przyjście, może ktoś jej groził, albo bała się życia w samotności. Starałem się najlepiej, jak mogłem, ale szybko przestałem być dla niej wyrozumiały, kiedy ani razu do mnie nie przyszła, nie przywitała się i nie powiedziała - jesteś moim synem. Tyle by mi wystarczyło - wiedzieć po kim mam oczy, nos, usta. Czy jesteśmy podobnego wzrostu, a może jesteśmy kompletnie inni. Później to olałem, bo szczerze wolałem już mieszkać w domu dziecka, niż siedzieć w domu wypełnionym patologią. Miałem tam nawet kilku kolegów i w pewnych momentach nie żałowałem, że tam mieszkam. Ale kiedy miałem pięć lat, przygarnęła mnie jedna rodzina. Młode małżeństwo, ten mężczyzna miał problemy z bezpłodnością, więc wzięli mnie, żeby wypełnić już i tak idealne życie. - kontynuował. On prowadził słowami, a Jeongguk prowadził ich między drzewami, znając każdy możliwy zakamarek. - Cieszyłem się, że u nich jestem. Miałem wreszcie prawdziwy dom, osoby, które zapewniały mnie, że kochają mnie jak swoje dziecko. Wierzyłem im, naprawdę. Wierzyłem im przez rok, że jestem dla nich jak rodzony syn, dopóki magicznym sposobem moja ówczesna matka nie zaszła w ciążę. Wtedy już nie byłem dla nich jak rodzony syn i znowu mnie oddali do domu dziecka - zatrzymał się na chwilę, lecz nie zatrzymując swoich ruchów. Biegli dalej, łapali powietrze, niczym żebracy pobierali czystą wodę. Czas mijał, nogi miękły.
- Kiedy dorastałem, zrozumiałem, że nie oczekuje już uczuć, a dobrego życia. Ciężko było cokolwiek zarobić, więc zwyczajnie zacząłem sprzedawać siebie. Miałem piętnaście lat, kiedy pierwszy raz oddałem się jakiemuś mężczyźnie, w zamian dostając dobre pieniądze. Odkładałem je do słoika, żeby po wyjściu z bidula mieć pieniądze na lepsze życie. I kiedy mój interes kręcił się w najlepsze, a jeden słoik na trzymanie pieniędzy nie wystarczał, dowiedziałem się, że kolejna rodzina, chce udawać moich rodziców. Znowu trafiłem w czyjeś ręce, tym razem mniej ufnie z nimi rozmawiałem, nie ufałem im, ale czy to dziwne? Kiedy się urodziłem, wiedziałem, że matka mnie nie chce, w domu dla porzuconych dzieci nie było tak kolorowo, jak na początku, a kiedy miałem sześć lat znowu się dowiedziałem, że nikt mnie nie chce. Byłem po prostu zmęczony. - ostatnie słowa wyszeptał, choć Jeongguk doskonale to słyszał. Tak samo, jak słyszał zmieniający się ton głosu chłopaka, gdy raz się załamywał, innym razem piszczal, by na końcu szeptać. Jeongguk nie wiedział, do czego to wszystko dąży, na razie nie chciał wiedzieć, chociaż i tak pozwolił sobie mieć kilka własnych teorii. - Moją rodziną okazali się państwo Park. Jimin, którego próbowałeś okraść to jakby mój brat, a jego matka jest prawie też moją matką. Ciężko mi nadać takie miano jakiejkolwiek kobiecie, ale jej jest chyba najbliżej, wiesz? To ona nauczyła mnie wielu rzeczy, pokazała to, co najważniejsza, starała się być dla mnie najlepszą. I naprawdę to doceniam, ale wiesz, jak mi jest ciężko? Kiedy widzę jej twarz, widzę, jak bardzo się stara, a ja nie umiem wreszcie jej podziękować i pozwolić jej mówić na mnie "synu". - cisza zapadała częściej niż podczas jakiejkolwiek rozmowy. Atmosfera był gęsta, wokół słychać było śpiew ptaków, fale morza i ich stopy, obijające się o drogę.
- Wiec miałeś racje Jeongguk, naprawdę miałeś racje - wysyczał, co zwróciło uwagę wspomnianego. On coraz bardziej się gubił, a im dalej byli w tej historii, tym glos Taehyunga był lżejszy, spokojniejszy. Paradoksalnie im więcej zdradzał o swojej przeszłości, tym spokojniejszy był. Jakby cały ciężar z niego schodził, jakby mógł wreszcie oddychać, choć zdecydowanie ta czynność była utrudniona przez wykonywaną przez nich aktywność fizyczną.
I gdy Taehyung zamilkł, Jeongguk spojrzał na niego spod wystających włosów na jego skupioną twarz, ukrytą pod czarnym kapturem.
- Miałeś racje, że nikt nigdy mnie nie kochał, że nie dostałem prawdziwego ciepła, nikt się o mnie nie troszczył z wewnętrznej potrzeby, a bardziej z musu. Nikt też nigdy czule mnie nie dotykał i właśnie dlatego łatwiej mi się oddawać obcym mężczyznom, niż pokazywać jakiejkolwiek uczucia. Dlatego tak szybko pozwoliłem ci mnie posiąść. - wyjaśniał nad wyraz spokojnie, rozsuwając przy tym czarną bluzę. Robiło się gorąco. Gdy tylko przyspieszył biegu, jedno ramie odkryło się przed jeonggukowym wzrokiem. - Ale wiesz co Jeon? - dopytywał, ale Jeongguk nie ośmielił się mu przerywać. - Ty jesteś taki sam. Łatwiej ci uprawiać seks z przypadkowymi osobami, niż oddać komuś serce. Nie tylko ja nie wiem nic o miłości, bo ty jesteś takim samym ewenementem. - zakończył, tak przynajmniej myślał. Twierdził, że powiedział już wszystko, że nie ma już nic do dodania.
A gdy był tego już w pełni pewny, odczuł, jak wielki kamień spada z jego klatki, jak oddychanie staje się łatwiejsze, a serce uwalnia się z klatki. Czuł się lepiej, chociaż czuł się trochę obnażony, wyjawiając tak wstydliwe sekrety. Bo może często ukazywał się innym mężczyznom w kusych strojach albo nawet i bez nich, ale dopiero teraz poczuł się nagi.
Ale czy żałował? Oczywiście, że nie. Nie, kiedy Jeongguk się zatrzymał, nie kiedy złapał jego nadgarstek, i kiedy zmienił ich tor.
Wracali do domu.
- Robi się coraz chłodniej, wracamy - wyjaśnił Jeongguka, choć Taehyung znał prawdę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top