osiemnasty
— Trochę bardziej w prawo, jeszcze kawałek. Tam będzie komoda, szybciej Jezu — wzdychał znużony powolnymi ruchami mężczyzn w służbowych strojach Minhyuk, opierając dłoń o białolity policzek. Irytował się przy byle błędzie policji i nie mógł przeboleć faktu, że są tak blisko Taehyunga, a jednocześnie tak daleko.
— Panie Lee, proszę o spokój. Pańskie nerwy nam w niczym nie pomogą — odezwał się sztywnym tonem starszy komisarz, przekręcając ekran monitora bardziej w ich stronę, by razem z Minhyukiem mogli lepiej przyglądać się poczynaniom policjantów po drugiej stronie ekranu. Chłopak zaś jedynie rozciągnął zmęczone od ciągłego pochylania ramiona i westchnął w geście zrezygnowania.
— Przecież mogłem pójść tam z nimi, od razu pokazałbym, gdzie Jeon wszystko chował, a nie patrzeć na to przez kamerki tych idiotów — warknął, opierając się łokciami na sztucznym biurku, by móc jeszcze lepiej przeskanować pomieszczenie, w którym znajdowali się oficerowie.
— Dobrze pan zna zasady, nie może pan tam być — powiedział kolejny już raz stronę młodego mężczyzny, który na te same słowa dostawał drgawek. — I proszę być wyrozumiałym, nie możemy naginać zasad w imię....
— W imię ludzkiego życia, kurwa mać! — krzyknął, a oficer siedzący obok nie poprawiał jego wulgarnych słów. Zwyczajnie odechciało mu się po pierwszych dziesięciu obelgach, które kierował wobec wszystkich policjantów i osób odpowiedzialnych za odnalezienie Taehyunga. Nie dziwił się jego nerwom. Może nigdy nie był w takiej sytuacji, ale empatia była jego drugim imieniem, wiec doskonale wiedział, że emocje szarowłosego to jedna wielka wytyczna jego umysłu i poziomu postępów w sprawie. — Taehyung może być w niebezpieczeństwie, ten psychol może go teraz zabijać, katować, albo gwałcić jak mnie, a wy nie chcieliście mnie puścić na przeszukiwanie mieszkania Jeongguka w imię zasad, kiedy na szali jest ludzkie życie — jego wiązanka słów, choć miała godzić w służbę bezpieczeństwa, ugodziła też w zmęczone serce chłopaka. W końcu właśnie w takich napadach histerii i niekontrolowanych emocji jak teraz, rozumiał, jak niewiele jest w stanie zrobić dla czerwonowłosego. Chciałby. Chciałby naprawdę wreszcie go zobaczyć, bo świadomość, że tak długo nie miał go przy sobie, a przy nadarzającej się okazji wysłał go w ręce wilka, przygnębiały go jeszcze bardziej.
Łokcie kolejny raz odnalazły podstawę do podtrzymania na brązowym biurku, a jego palce miały za zadanie oddać mu, choć chwilowe cierpienie, gdy ciągnął farbowane kosmyki trochę zbyt mocno.
Karanie się było w ostatnim czasie jego ulubionym zajęciem. Zamienił się w ascetę, gdy jednego dnia wyrywał sobie włosy, drugiego wbijał sobie szpilki pod paznokcie, a na koniec oblewał się wrzątkiem. Nie panował nad sobą, jedyne momenty uspokojenie i odnalezienia azylu były w momentach spotkań z Jiminem. Wtedy wszelkie troski i próby uśmiercania własnego ciała odchodziły. Wystarczył delikatny dotyk Parka i wspólnie wypita herbata, by oboje mogli wreszcie, chociaż na chwile zapomnieć o wszelkim złu.
— Jesteśmy na dobrej drodze panie Lee, proszę mi zaufać — pocieszał go starszy, mając nadzieje, że te dłonie, które zawędrowały na plecy chłopaka, pomogą mu w zrelaksowaniu się. Serca zarówno oficera, jak i zmęczonego życiem chłopaka wybijały nieregularne dźwięki, a w momencie usłyszenia głosu jednego z policjantów z ekranu oboje obruszyli się niespokojnie.
Tym razem serce waliło im jak szalone.
— Mamy coś — usłyszeli, a zaraz po tym na ekranie zobaczyli tylko dla Minhyuka dobrze znaną teczkę. — W środku jest bardzo dużo papierów, wszystkie z nich są o jakichś ludziach — mówił dokładnie mężczyzna, a Minhyuk wrzasnął, by po chwili zapłakać ze szczęścia. Podniósł się z krzesła, oddychając coraz głębiej, mocniej. Tak, że płuca omal nie rozrywały się od ilości tlenu.
— To teczka z informacjami o ludziach, które okradał Jeon. Na samym brzegu jest park Jimin, bo do niego zmierzał się wkraść w ostatnim czasie. Nie wiedział tylko, że niedawno wprowadził się do niego Taehyung. Kiedy go zobaczył, na pewno go porwał. Czego jeszcze potrzebujecie, żeby uwierzyć, że to Jeon stoi za zaginięciem Taehyunga? Zróbcie coś do cholery, jego ojciec przecież widział go w Busan. Zamierzacie dalej czekać, aż znowu ucieknie? — zagadnął poddenerwowany, oglądając, jak policjanci w mieszkaniu Jeongguka odnajdują kolejne teczki i dowody świadczące przeciwko niemu. Wreszcie wyszli na prostą i mieli ogromny punkt zaczepienia. Teraz pozostały im godziny, maksymalnie kilka dni, żeby wreszcie odnaleźć poszkodowanego Taehyunga i popierdolonego Jeongguka.
— Kihyun! — krzyknął obok minhyukowego ucha, a zaraz w małym pokoju poza ich dwójką odnalazł się jeden z najbardziej doświadczonych funkcjonariuszy — Wyślijcie wiadomość do busańskiej policji. Mają zamknąć miasto, sprawdzać kto wyjeżdża pociągiem, samolotem, statkiem. Czymkolwiek, mają sprawdzić każdego i przetrząść całe miasto. I nie obchodzi mnie to, że będą opóźnienia. Macie znaleźć Taehyunga i Jeongguka. — powiedział groźnym głosem, podając jeden plik papierów do rąk policjanta. — A i jeszcze jedno — zatrzymał ruchy młodszego od siebie funkcjonariusza — Jeongguk może być martwy. Jeśli będzie wam uciekał, to zróbcie wszystko, powtarzam, wszystko, co trzeba, żeby nam nie zbiegł, rozumiesz?
Rozumiał.
A Minhyuk pierwszy raz nie potrzebował towarzystwa Jimina, by wreszcie poczuł się lepiej. Podświadomość pokazywała mu widok martwego Jeongguka i to wystarczyło, by czuł się jak w niebie.
✦ ⋆⋆⋆⋆ ✦
Pośród tych wszystkich udanych napadów i skoków, dziwactwem było dla niego zwykłe pójście do jubilera z pieniędzmi w dłoni, zamiast pozbawienie dóbr mężczyzny z biżuterią za szkłem. Ale Jeon po prostu obiecał sobie, że w takiej sytuacji jak ta, nie będzie kradł. Wyciągnął ukryte w sypialni pieniądze i pod przykrywką pójścia na kolejną akcję, wyszedł z domu, by zostawić tam samego Taehyunga.
Wiedział, że robi dobrze, ale jednocześnie w próbie bycia fair wobec uczuć Taehyunga, postanowił też zadbać o własne bezpieczeństwo. Planując wyjście do jednego z najlepszych jubilerów, założył jak zwykle — kaptur, czarne ubranie, maskę, a w jednej z kieszonek trzymał gaz pieprzowy z pistoletem.
I chociaż jubiler był na obrzeżach miasta, Jeongguk i tak co chwile obracał się, by patrzeć czy aby nikt go nie szpieguje. Popadał w paranoje, ale można, by rzec, że była to dobra paranoja, która zabezpieczała go przed upadkiem i potencjalnym złapaniem.
Stanął przed potężnymi drzwiami, których nie dałoby się w żaden sposób wyważyć i używając wypracowanej siły, wtargnął do środka. Był jednak rozważny w swoich krokach. Przeszedł tu w końcu jako zwykły klient, choć jego ubiór mógł świadczyć o złych zamiarach.
Za blatem z wystawą zaręczynowych pierścionków siedział uśmiechnięty mężczyzna, a obok niego stał mały telewizor. Jeon nie zamierzał się ujawnić w nawet najmniejszym stopniu, wiec po prostu podszedł do mężczyzny, nie zauważając jego podejrzanego wzroku.
— W czym mogę panu pomóc? — odezwał się sprzedawca, nie przestając się przy tym uśmiechać. Wydawał się naprawdę miły dla swoich klientów, co tłumaczyć można było albo jego uosobieniem, albo chęcią sprzedania wszystkiego w jak najwyższych cenach.
— Słyszałem, że można u pana kupić aleksandryty — burknął Jeongguk, uprzednio odciągając na chwilę maseczkę od twarzy, by starszy mężczyzna mógł go zrozumieć. Tamten w odpowiedzi wyszczerzył zęby jeszcze szerzej, wstając z krzesła.
— Oczywiście, że tak. Jaki format pana interesuje? Mam kolczyki, pierścionki, brożki, naszyjniki.
— Naszyjnik — wypalił szybko, wpatrując się w sprzedawcę z wielką uwagą. Ten od razu wyszedł zza lady, wołając Jeona za sobą. Doszli do jednej ze szklanych szafek, zamykanych na kluczyk i Jeongguk, choć niechętnie stał blisko sprzedawcy.
— Jeżeli chodzi o delikatne modele, to mogę zaproponować panu taki naszyjnik — mężczyzna wyciągnął w stronę Guka cienki łańcuszek z małym kamieniem. Jeon z grzeczności pochylił się nad błyskotką, chociaż dokładnie wiedział, że to z pewnością nie zadowoli ani jego, ani Taehyunga. — Tu kamień jest większy, zdobienia i grubość łańcuszka również, ale jak wiadomo, wiąże się to większą ceną. — Jeongguk przyglądał się świecidełkom, wyobrażając siebie, jak pięknie będzie wyglądać jego Taehyung, gdy wreszcie będzie miał możliwość noszenia tych pięknych kosztowności.
I od razu, gdy tylko okiem rzucił na drugi z naszyjników, wiedział, że nie znajdzie nic lepszego i piękniejszego. W końcu doskonale zdawał sobie sprawę z miłości Taehyunga do jak największych błyskotek. Po dokładnych oględzinach wyprostował kręgosłup, spoglądając na mężczyznę ciepłym wzrokiem.
— Poproszę...
„Nowe informacje na temat zaginionego Kim Taehyunga. Policja donosi, że za jego porwaniem stoi niejaki Jeon Jeogguk, mieszkaniec Seulu"
Oboje mężczyźni słyszeli głos prezenterki z małego telewizora, a sprzedawca ukradkiem spojrzał na zdjęcie wyświetlane na ekranie. I chociażby Jeongguk nosił najlepszy strój do zakrycia, starszy mężczyzna widział to, co najważniejsze.
Widział jego oczy i wiedział, że sprawca jest tuż obok niego.
"Ostatni raz widziany był w Busan razem ze swoją ofiarą. Rodzina wyznaczyła sumę wynagrodzenia dla osoby, która odnajdzie porywacza"
Pośród głosu kobiety szybko dało się usłyszeć donośny plask na twarzy sprzedawcy. Jeongguk nie chciał, aby ktokolwiek odnalazł go w takiej chwili. Ruszył do działania i pomimo lekkiego zdezorientowania drugiego mężczyzny, sprzedawca się nie poddawał. Starszy nie zastanawiał się, gdy jedną ręką złapał przedramię Jeongguka, mając nadzieje, że wystarczy mu siły, by obalić go na ziemie. Chciał oddać go w ręce policji, zresztą od samego początku podejrzewał, że z tym mężczyzną jest coś nie tak. W końcu kto normalny przychodzi do sklepu zakryty jak rasowy złodziej, gotowy do najgorszych czynów.
Oboje się szarpali, głośne dźwięki obijanych twarzy rozbrzmiewały w pomieszczeniu z błyskotkami, ale finalnie to Jeongguk wygrał, gdy ostatkiem sił wyciągnął gaz pieprzowy z bluzy. Wystarczyło jedno wciśnięcie, by z ust mężczyzny wydostał się krzyk rozpaczy. Upadał na ziemie, jak beznadziejny wrak, ale Jeon w ogóle się tym nie przejmował. Ostatnim co zrobił to zabranie naszyjnika dla Taehyunga, uciekając najszybciej, jak było to tylko możliwe.
Uciekał, chociaż wiedział, że jego ucieczka przesunie się nie tylko w drodze ze sklepu do domu.
✦ ⋆⋆⋆⋆ ✦
Las był miejscem, w którym zawsze w czasie ucieczki odnajdowali, chociaż chwilowy spokój. Będąc przy domu wiedzieli, że są już bezpieczni i nikt im nie zaszkodzi. I Jeongguk podczas tego szaleńczego biegu wreszcie mógł przystopować.
Nabrał panicznie powietrza, gdy zatrzymał się pod jednym z drzew. Głowa zetknęła się z nieprzyjemną fakturą kory i w momencie, gdy jego oddech był, chociaż stopniowo wolniejszy i spokojniejszy postanowił ruszyć do domu. Pośród tego całego zamieszania i lęku o własne życie zdążył zatęsknić za Taehyungiem bardziej niż za jakąkolwiek osobą w całym jego życiu. Za cel obrał sobie jego bezpieczeństwo, a w głowie układał mu się plan, jak może do tego doprowadzić.
Klucze od domu miał przy sobie, wiec szybkim ruchem do niego wszedł. Myślał, że po otwarciu drzwi usłyszy dźwięczny głos swojego chłopca.
Ale nic takiego nie miało miejsca.
Pewnie się kąpie — myślał, więc miał nadzieje, że po zdjęciu butów i kurtki usłyszy jego głos, albo zobaczy jego twarz.
Znowu niczego nie widział.
Przeszukiwał cały dom, wyszedł ponownie na dwór, by zobaczyć, czy aby nie ma go na zewnątrz.
Ale było za późno, w końcu Taehyunga już dawno nie było.
__________________
SZYBKIE PYTANKO
* Jeongguk
czy
* Rodzina
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top