dziewiętnasty
UWAGA: Rozdział może być dość żmudny i nudny, ale jest ważny, wiec proszę czytać do końca, bo jak nie to Was znajde i będzie źle. Dziękuje za uwagę.
Panowanie na emocjami nigdy nie było najmocniejszą stroną Jeongguka. Wszystko, co tylko udało mu się skumulować w głowie, od razu wyrzucał na wierzch, niczym lawa, która wypływała z komina wulkanu. A nim się obejrzał, niszczył wokół siebie wszystko, co stało mu w tym czasie na drodze.
Przejawami jego nerwów były krzyk, rozbijanie martwych przedmiotów, albo wyładowanie złych emocji na drugiej osobie. I to było zdecydowanie najgorsze. Bo czym były rozbijane szklanki przy rozbitej twarzy człowieka? Przy rozbitej twarzy Taehyunga?
Ale teraz, gdy przeszukał cały dom, obiegł okolice kilka razy, a Taehyunga dalej nie było, nie reagował tak jak wcześniej. Odszedł od wcześniejszych sposobów wyładowania emocji, bo jedyne co mu pozostało, to bezwładne opadnięcie na jednym ze schodków przed domem.
Nigdy wcześniej nie był w takiej sytuacji, więc i własne zachowanie było dla niego odkryciem.
Głowa opierała się o zimną ścianę, a przed sobą widział niekończąca się ciemność.
Była prawie że noc, oczy widziały tylko drzewa, które ich ukrywały od niebezpiecznych oczu reszty osób. Ale najwidoczniej ich ukrywanie się nie ograniczyło się tylko do fizyczności. Bo skoro Taehyung uciekł, to na pewno musiał już wcześniej wszystko zaplanować. Musiał ukrywać swoje prawdziwe zamiary, działał tak, że Jeongguk nawet tego nie zauważył. A czerwonowłosy po prostu czekał na odpowiedni moment, żeby pozbyć się Jeongguka ze swojego życia.
Mężczyzna złapał się za zniszczone kosmyki, ciągnąc je o wiele za mocno. Jego wargi nienaturalnie się wykrzywiły, a z ust wypadł głośny wrzask.
Pierwszy raz w życiu nie wiedział, co ma robić. Powinien szukać Taehyunga, bo może poszedł na spacer i zwyczajnie się zgubił? A może powinien uciekać, bo jeśli Kim zdecydował się pobiec na najbliższy komisariat, to może wszystko im wyśpiewa.
Mętlik objął cały jego umysł. On tak zwyczajnie chciałby mieć wolność i Taehyunga obok siebie. A w takiej sytuacji jak ta miał obawy czy w ogóle będzie miał chęci do życia, a co dopiero te dwie ważne rzeczy.
I wyglądał jeszcze żałośniej, kiedy przyciągnął kolana pod brodę, nie pozwalając w tym czasie żadnej z łez spłynąć po czerwonym od zimnego wiatru policzku. Był zwyczajnie w świecie załamany i kto inny mógłby go zrozumieć i jego żałosne zachowania jak nie on sam?
Był zmęczony i załamany na tyle, że słyszał głosy, które w ogóle nie istniały.
Brak Taehyunga obok doprowadzał do upadlania się i pozwoleniu sobie na zwyczajny upadek psychiczny.
— Jeongguk — słyszał ciągle za sobą razem z dziwnymi szmerami, ale przecież doskonale wiedział, że to tylko jego głowa, która próbuje zrozumieć, co właśnie się dzieje.
— Gukkie — i wraz z tą słodką pieszczotą odczuł piekący dotyk na ramieniu. Zerwał się tak szybko i gwałtownie, że omal nie spadł na ziemie. Pomógł mu chłopak, który nad nim stał i podtrzymywał jego wiotkie ciało. Jeon początkowo starał się po prostu utrzymać na prostych nogach, ale dopiero potem patrzył na chłopaka jak przez mgłę. Nie wiedział, czy źle widzi przez noc i tlące się z lampy obok domu światło, czy przez lekkie łzy w kącikach.
— Gukkie, co się dzieje? — słyszał, a on stał jak sparaliżowany. Nie wiedział, co się dzieje ani kto do niego mówi. Ba. On nawet nie wiedział, czy w ogóle ktokolwiek do niego mówi, czy może jest to jego wytwór.
Ale gdy na policzku odczuł palce nieznanego, wzrok jakby się wytężył. Spojrzał na postać przed sobą i dopiero wtedy zrozumiał.
— Taehyung? — zapytał czysto teoretycznie, przecież doskonale widział swojego chłopca przed nim. Tamten tylko westchnął cicho, w dalszym ciągu trzymając Jeona, z obawy, że zaraz mógłby się rozsypać.
Czerwonowłosy zdążył już wiele przejść z Jeonggukiem, ale sytuacja jak ta, kiedy czarnowłosy cały się trząsł i łkał i stał tylko i wyłącznie przy pomocy Taehyunga była tą pierwszą. I naprawdę nie wiedział, jak ma się zachowywać, więc jedyne co mógł w tamtej chwili zrobić, to ciepło głaskać jego włosy i zapewniać, że nic się nie dzieje.
— Gdzieś ty był? — wychlipał, dalej zdezorientowany wtulając się w ciało swojego chłopca. Czuł, chociaż chwilowy odpoczynek, gdy w nosie odczuł ten dobrze znany zapach chłopaka. Wystarczyło chwilowe zetknięcie ich ciał, by oddech Jeongguka się unormował. Wystarczyły dłonie młodszego na jego plecach, by wiedział, że nic mu z nim nie grozi.
I zwyczajnie chciało mu się śmiać na myśl, że kiedyś potrafili kłócić się o to, który z nich jest bardziej męski. Bo teraz czuł się jak zagubione dziecko, które potrzebuje dłoni swojej matki, by wiedzieć, że wszystko jest dobrze. Bo może Jeongguk wcześniej wstydziłby się samemu przed sobą przyznać, że potrzebował tak cholernie tego chłopaka przy sobie, żeby być w pełni szczęśliwym. Ale właśnie taka była prawda.
— Poszedłem po lakier do paznokci — wyszeptał mu do ucha, tylko dlatego, że obawiał się użyć pełni swojego głosu, będąc tak blisko jego głowy. Ale jeśli miał nadzieje, że Jeongguk pokiwa głową w zrozumieniu i pójdą w spokoju do mieszkania, to grubo się mylił.
Te z pozoru zwyczajne słowa chłopaka sprawiły, że Jeongguk oderwał się od niego jak poparzony, spoglądając wprost w jego zdezorientowane oczy.
— Po co byłeś? — dopytał, jakby nie dowierzając, że to, co mówił czerwonowłosy było najprawdziwszą prawdą. Ale zaraz miał się przekonać, że ta sytuacja zdołuje go jeszcze bardziej.
— Po lakier do paznokci — powtórzył się młodszy i przez tę wiązankę słów Jeongguk zaczął się śmiać. I nie był to prawdziwy śmiech, a jeden z tych najbardziej wymuszonych. Nie czuł się dobrze, czuł się fatalnie, a całą otoczkę swoich uczuć zarywał fałszywym śmiechem. Cofnął się kilka kroków, zagłębiając swój oddech mocniej i mocniej, tak, że wystarczyłaby chwila, a jego serce wypadłoby mu z piersi.
A gdy stał w bezpiecznej odległości, podskakiwał w miejscu, wrzeszcząc jak opętany. Nogi nie przestawały, w dalszym ciągu podnosić się i na zmianę odnajdując azyl na brudnej ziemi.
— Co ty robisz? — zapytał zatrwożony Taehyung, układając dłonie na biodrach. Jeongguk nie przestawał go zaskakiwać, a widok jego zmęczonej twarzy jeszcze bardziej go interesował.
— Próbuje wyładować emocje, żeby przypadkiem nie zrobić tego na tobie — odpowiedział mu szybko. I choć ciało Jeongguka po dość intensywnym czasie ćwiczeń dawało mu w kość, to on nie przestawał.
Cała jego twarz poczerwieniała, a oddech urywał mu się przy każdym następnym kroku. Jego skoki były coraz niższe i szybko dostrzegł to Taehyung. Jeongguk przechodził ze skrajności w skrajność i wiedział, że jeśli teraz mu jakoś nie pomoże, to będzie gorzej z sekundy na sekundę.
Podszedł do mężczyzny, ale gdy chciał zatrzymać jego ruchy, szybko poznał się z odrzuceniem.
Taehyung jednak nie pozwolił się poddać, wiec ponownie podbiegł do Jeona, obejmując jego ramiona gwałtownym ruchem.
— Kurwa, przestań. Zaraz zemdlejesz — warknął poddenerwowany, trącając jego ramieniem. — Uspokój się, nic mi nie zrobisz, obiecałeś mi to przecież, pamiętasz? Ufam ci i wiem, że już nigdy nic mi nie zrobisz. Teraz musisz zadbać o siebie Jeon, wyglądasz jak wrak człowieka, uspokój się i rozmawiaj ze mną. — mówił głośno. Teraz nie przejmował się, że tonem głosu może zaszkodzić Jeonggukowi. Bo teraz ten donośny głos był bardziej potrzebny niż kiedykolwiek.
— Jak mogłeś iść po jakiś lakier, kiedy tak wiele osób cię szuka? Dlaczego nie pomyślałeś o mnie, co? Myślałem, że już nigdy cię nie zobaczę, że uciekłeś, że może jednak się mnie boisz, albo masz mi coś za złe. Jak mogłeś Taehyung? Tak bardzo się o ciebie martwiłem — mówił drżącym głosem, a słyszący to Taehyung wypuścił tylko nieme „oh". Złapał jeonggukową brodę i widział aż za dobrze jego przeszklone oczy. Nachylił się nad nim, by móc dosięgnąć jego wąskich warg. Z wyczuciem i delikatnie naparł swoimi wargami na te jego, uśmiechając się czule.
— Masz rację, kochanie. Przepraszam. Po prostu się nudziłem, wyszedłeś na kolejną akcję, a ja nie miałem co robić w domu. Nie przemyślałem tego, naprawdę cię przepraszam. Nie chciałem cię martwic, przysięgam — a zwieńczeniem jego słów był lekki, ale tak bardzo czuły pocałunek na samym czubku głowy Jeona. Czarnowłosy uśmiechnął się delikatnie, gdy czuł się bezpiecznie w taehyungowych ramionach.
— Pójdziemy do domu? Jestem okropnie zmęczony — wymruczał starszy.
— Oczywiście, skarbie — zaświergotał wesoło Tae, ciągnąc Jeongguka za sobą.
Czerwonowłosy miał tylko nadzieje, że dodatkowy przedmiot ze sklepu wciśnięty za spodnie nie wyślizgnie mu się przy szybkim chodzie. W końcu Jeongguk nie mógłby się dowiedzieć, co takiego ukrywa.
✦ ⋆⋆⋆⋆ ✦
— Już ci lepiej? — zapytał zatroskany, siadając obok zawiniętego w koc Jeongguka. W domu panowała niezręczna cisza, nie brzmiał nawet telewizor, którego przecież nie mieli, ani nie słychać było żadnej muzyki. Byli tylko oni i ich rozmowy.
— Huh? A tak, trochę mi lepiej. — wysilił się na uśmiech starszy, patrząc, jak Tae odciąga z niego koc, by samemu przylgnąć do bruneta. Oboje okryci byli zarówno ciepłem swoich ciał, jak i przyjemnego koca.
Tae oparł głowę na ramieniu starszego i tym razem to właśnie Jeon całował jego czubek głowy. Każde z nich najadło się tej nocy stresu, ale mogli dziękować Bogu, że zwieńczeniem ich dnia był spokój i ciepłe herbaty.
— Um, Tae? — zaczął brunet, wyciągając rękę w stronę chłopaka. Objął jego ciało, masując go najdelikatniej przez materiał koca.
— Coś nie tak?
— Nie! — krzyknął, kręcąc przy tym głową. Ślina formowała się w wielką gulę w jego przełyku, gdy czuł uważne spojrzenie Taehyunga na sobie wołające „ więc o co chodzi?". Nabrał powietrza, przenosząc rękę na jego głowę, miziając czerwone kosmyki chłopaka.
— Boje się, że się ośmieszę, w końcu nigdy tego nie robiłem — wyznał nagle i te kilka słów zaintrygowały Taehyunga jeszcze bardziej. - Wiem, że może to brzmieć żałośnie, ale przez ten czas, kiedy jestem z tobą wiele zrozumiałem. Na przykład to, że jednak potrafię kochać. Przez całe swoje życie nie byłem zakochany, ale teraz mam wrażenie, że byłbym w stanie dla ciebie zrobić wszystko.
— Guk.. - przerwał mu drżącym głosem, ale i Jeongguk nie odbierał sobie głosu.
— Po naszym seksie powiedziałem ci, że cię kocham, a ty albo nie wziąłeś tego na poważnie, albo po prostu nie czujesz tego, co ja. Znaczy, ja sam nie jestem pewny, co dokładnie czuje, ale rozumiesz? Po prostu to jest coś innego niż dotychczas i może nie jestem pewny, bo nic takiego wcześniej nie odczuwałem. Nie wiem, ale wiem, że jesteś mi naprawdę bliski i chcę, żeby było ci zawsze dobrze. Troszczenie się o kogoś może być wyznacznikiem miłości? - zapytał, ale nawet nie dał Taehyungowi dojść do słowa, bo sam zaraz kontynuował - Nieważne, wracając. Bardzo bym chciał, żebyś ty również mnie kochał, albo troszczył, ale wiem, że nie mogę cię zmusić. Bo nawet jeśli nigdy mnie nie pokochasz, to ja będę kochał ciebie i nic tego nie zmieni. — ciągle mówił, nie zaprzestając masowania spiętego ciała chłopaka. Atmosfera zgęstniała, a ich głosy dygotały jak brody na mrozie. - Może nie jestem idealny, ale tak Tae. Naprawdę cię kocham — wyznał pewnym głosem, w końcu doskonale zdawał sobie sprawę, że to, co mówi jest prawdziwe. I może nigdy nie wyznawał nikomu miłości, ale teraz gdy wreszcie to robił, miał wrażenie, że niczego nie ominął i że to prawdopodobnie najszczersze słowa w jego życiu.
— Jeongguk, ja...
— Poczekaj, Tae. Jeszcze nie skończyłem — szepnął, przeszukując kieszenie swoich spodni. Serce młodszego niebezpiecznie się obijało o jego żebra, zdając sobie sprawę z powagi sytuacji.
Ale nie miał zbyt wiele czasu na dalsze przemyślenia, gdy Jeongguk wyciągnął naszyjnik z połyskującą czerwienią. Tae dokładnie przyglądał się kolejnej z błyskotek, głupio myśląc, że to kolejne ze zwykłych świecidełek w jego kolekcji.
— Znalazłem specjalnie dla ciebie naszyjnik z aleksandrytem. Wiesz dlaczego? - zapytał, a Taehyung naturalnie zaprzeczył. W końcu skąd miałby wiedzieć, co siedzi Jeonowi w głowie. - Aleksandryt odkryto przez przypadek w Rosji. Szukali szmaragdów, a odnaleźli coś znacznie lepszego, czym okazały się właśnie złoża aleksandrytu. I może zabrzmi to teraz bardzo żałośnie, ale Tae. — zatrzymał się na chwilę, zbierając w sobie siłę na dalszy monolog. - Ty też jesteś moim aleksandrytem. Chciałem po prostu okraść Jimina, wyjść na kolejną akcję, żeby się wzbogacić, a znalazłem prawdziwy skarb. Znalazłem ciebie i teraz wiem, że bogactwo w domu Jimina to te pieprzone szmaragdy, a ty jesteś moim aleksandrytem. I będzie mi po prostu miło, jeśli przyjmiesz ten naszyjnik. I-i też zrozumiem, jeśli...
Jego słowa zagłuszyły się głośnym mlaśnięciem ich warg. Tae szybko i zachłannie zasysał się na ustach mężczyzny, czując gęsie skórki ich obu. Cały stres z Jeongguka jakby stopniowo schodził i czuł coraz mocniej, jak bliskość Taehyunga go odpręża. Pocałunki były tak częstym elementem ich życia, a mimo to nigdy im się to nie znudziło. I dopiero po kilkudziesięciu sekundach czerwonowłosy wreszcie oderwał się od napuchniętych warg starszego.
— Guk wszystko jest w porządku — westchnął mu prosto w usta, tym razem pocałunki zostawiając na jego policzkach, linii szczeki i szyi. - Wszystko jest w porządku, bo ja ciebie też kocham. I z wielkim zaszczytem będę nosił naszyjnik od ciebie. — i to był chyba raj, bo Jeongguk choć płakał, to spokojnie mógł stwierdzić, że nigdy nie był tak szczęśliwy, jak teraz.
_____________
A wiecie, że pytanie w poprzednim rozdziale mogło brzmieć: Kogo mam uśmiercić?
Do wyboru był Jeongguk i rodzina.
Nikt nie wybrał drugiej opcji ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top