dziesiąty.
Jeongguk nie musiał stać blisko, by widzieć, że najmniejsze przejawy ruchu, jak na przykład przejście na drugi koniec kuchni po warzywa — przyprawiały Taehyunga o ból i wcale nie tak łatwe poruszanie się. Jeongguk wspominał poprzednią noc jak przez mgłę i wcale się sobie nie dziwił, w końcu doskonale wiedział, że łatwo i szybko się upija do tego stopnia, że wszystkie sytuacje, które miały miejsce z jego udziałem, nagle stają mu się obce i tak dziwnie nieznajome.
I wiedział, że uprawiali wczoraj zapewne niedelikatny seks, który może nie był wyładowaniem największych fetyszy, ale zwykłymi niedopatrzeniami ze strony tego dominującego. Niedopatrzeniem najpotrzebniejszych spraw, których za nic nie można omijać przy współżyciu.
Przynajmniej taką miał teorie. Ale nie wiedział tego przez pamięć, a przez widok kulejącego Taehyunga, który starał się zakrywać grymas na twarzy przy gwałtowniejszym ruchu. I niestety bądź właśnie w tym przypadku stety — ukrywanie swojego bólu nie wychodziło mu najlepiej, bo Jeongguk był w stanie wyczytać każdą emocję z jego twarzy.
I ten widok mu wystarczył, żeby strzelił sobie mentalnego liścia. I nie myślcie sobie, że to przez wyrzuty sumienia, czy obawę o naruszenie zdrowia młodszego. On po prostu zdał sobie sprawę, że jeśli pod wpływem alkoholu skrzywdził w jakikolwiek sposób młodszego, to może mieć problemy. Być może, w ramach zemsty czerwonowłosy postanowi mu uciec i powiedzieć wszystko policji. Może to on teraz przywiąże jego i będzie torturował tak mocno, że Jeon będzie błagał o rychłą śmierć. Jeongguk tak zwyczajnie bał się reakcji młodszego, szczególnie że dopiero się obudził i z ukrycia przyglądał się młodszemu. Stał w korytarzu, przyglądając mu się przez róg ściany. Chciał tylko zbadać teren, pilnować co, jak i kiedy. Pragnął tylko wiedzieć, czy z Taehyungiem na pewno jest na tyle źle, że byłby w stanie się zemścić, albo pobić Jeongguka.
I szczerze, w ogóle by się nie zdziwił, gdyby Kim rzucił się na niego z pięściami. W końcu zdążył już mu udowodnić, że potrafi o siebie zawalczyć i nic nie staje mu na przeszkodzie.
I Jeongguk stałby w jednym i tym samym miejscu, gdyby jego żołądek nie odmówił mu posłuszeństwa. Bo dopiero wtedy się zdradził, a przygotowujący do tej pory obiad Taehyung odwrócił się w stronę tłumionych dźwięków.
Nie kontrolował swojego organizmu ani tego, że cała ta cuchnąca maź z jego żołądka trafia wprost na drewnianą podłogę. Krztusił się własnymi wymiocinami, kiedy na plecach poczuł delikatne dłonie i przyjemny głos.
— Chodź do łazienki Jeongguk — tylko tyle zdążył zarejestrować między swoim głośnym upadlaniem, ale dał się prowadzić pod samą muszlę, do której najzwyczajniej rzygał.
Czuł się okropnie fizycznie, kiedy cały przełyk piekł go niemiłosiernie, kiedy w ustach pozostawał nieprzyjemny posmak wymiocin. Ale wbrew pozorom poczuł się lepiej psychicznie, kiedy na plecach czuł te znajome palce, kiedy w uszach rozbrzmiewały mu zapewniania spokoju i unormowania wszystkiego, co złe. Widział przez łzy stojącą przy nim szklankę wody, która miała pomóc mu w pozbyciu się wszystkich resztek niewygodności.
I wtedy zrozumiał, że Taehyung przecież nigdy by go nie wydał. Nie zdołałby na niego donieść, zdradzić, bo gdy teraz pomagał mu wstać z zimnych kafelek i oboje szli chwiejnym krokiem do salonu, Jeongguk czuł się okropnie przez to, co zrobił Taehyungowi poprzedniej nocy. Nawet jeśli tego nie pamiętał, wiedział, że z pewnością w jakiś sposób go skrzywdził, a mimo to czerwonowłosy i tak był w stanie okryć go kocem, czy sprawdzić temperaturę własną dłonią.
— Przepraszam Taehyungie — wymruczał, gdy cały opadnięty z sił, wtulał się w miły materiał koca.
— Wymiotowanie wychodzi na zdrowie, przyniosę ci coś przeciwbólowego, bo masz gorączkę — mówił na jednym wdechu i tak szybko, że Jeongguk nie był w stanie mu przerwać. Dopiero kiedy młodszy próbował wstać, by przynieść wspomniane leki, Jeongguk resztkami sił złapał jego rękę. Ich dotyk był elektryzujący i wymowny na tyle, że Taehyung wiedział, że nie może teraz odejść.
— Przepraszam za wczoraj — wyjaśnił, a przez taehyungowe gardło przeszła wielka gula śliny. —Nie pamiętam, co się wtedy stało, ale widzę, że ciężko ci się chodzi, a twoja buzia ciągle się wykrzywia. — mówił szeptem, nie myśląc nawet o puszczeniu dłoni młodszego, która przecież tak idealnie pasował do tej jego. — Przepraszam, jeśli jakkolwiek cię skrzywdziłem, nie potrafię się pilnować po alkoholu...
—Jeongguk — przerwał mu szybko — To nic, naprawdę. Nic się - i gdy tylko chciał dokończyć, to tym razem Jeongguk przerwał mu w połowie zdania.
— Nie, Taehyung, stało się. Wiesz, na początku bałem się, że przez to, że cię skrzywdziłem, będziesz chciał się zemścić i wtedy chciałem cię przeprosić, tylko po to, żebyś mnie nie wydał. Ale teraz. Teraz wiem, że muszę cię przeprosić, tak po prostu. Po ludzku. J-ja naprawdę nie chcę więcej cię skrzywdzić i dziękuje, że pomimo tego mi pomagasz. — dokończył i nie kontrolował swoich opadających powiek. Znowu to ciało przejęło nad nim kontrolę, kiedy zasypiał na salonowej kanapie, z dłonią splecioną z tą taehyungową.
Było jak we śnie.
✦ ⋆⋆⋆⋆ ✦
Park Jimin nie jadł.
Przestał jeść regularnie, od kiedy tylko w jego życiu zabrakło Taehyunga. Jego niespodziewane zaginięcie doprowadziło go do takiego osłabienia, że kilka razy zdążył zemdleć na uczelni, a wszystko przez to, że spał niewiele, jadł niewiele, dbał o siebie niewiele. Był całkowitym wrakiem człowieka, gdy nie miał siły nawet na przepisanie notatek ze studiów, a przecież tak chętnie zawsze doglądał do swoich książek i segregatorów.
I bał się myśleć, do jakiego stanu byłby w stanie się doprowadzić, gdyby nie ten niespodziewany telefon od Minhyuka, który dał mu nadzieję, a światło rozbłysło w jego odmętnym życiu, że być może Taehyung jednak się odnajdzie. Nie wiedział, czy może zaufać temu nieznajomemu z drugiej strony słuchawki, ale skoro Taehyung był w niebezpieczeństwie, to nie miał zamiaru się nad tym zastanawiać.
Bo byłby w stanie poświęcić dla swojego przyszywanego brata nawet siebie. I właśnie dlatego teraz siedział w mało uczęszczanej kawiarni, gdzie czekał na tego całego Minhyuka.
Ręce co rusz musiał wycierać o szorstki materiał spodni, gdy wewnętrzna część dłoni pokrywała się nieprzyjemną warstwą potu. A gdy wreszcie nad jego głową pojawiła się nieznana mu postać, to tym razem jego serce postanowiło wywijać fikołki.
— Cześć Jimin — przywitał się szybko, zasiadając na krześle obok wspomnianego.
— Ty jesteś Minhyuk, tak? — dopytał w razie czego, gdyby okazało się, że to jednak jakaś pomyłka, albo on przez swoje ostatnie roztargnienie, usłyszałby głos, który tak naprawdę nie istniał.
— Tak, więc przejdę do rzeczy — powiedział głośno, obijając przy tym opuszki palców o drewniano podobny stół. Ich spotkanie było dziwne, bo tylko srebrnowłosy wiedział, kim jest jego rozmówca, podczas gdy ten drugi po prostu pozwolił zaufać mu, mimo że kompletnie go nie znał.
—Wiem, kto porwał Taehyunga, co prawda nie mamy pewności, że on jeszcze żyje, ale — i dzięki bogu, że w kawiarni było tak mało osób, bo gdy tylko Jimin usłyszał pogłoskę, że jego Taehyung może nie żyć, zaczął się trząść, a rękoma starał się zakryć zaczerwienioną twarz. Serce omal nie wypadło mu z piersi, a w oczach zagnieździła się pierwsza łza.
— Hej, Jimin, spokojnie. — usłyszał niemal od razu i wyczuł palce na sobie — Mi też jest ciężko, wiem, co teraz czujesz, uwierz, ale nie możemy się załamywać. Jeszcze jest szansa, że go odnajdziemy i wszystko będzie dobrze, tylko proszę, uspokój się. Nic nie ugramy samymi nerwami, musimy działać.
— Ty wiesz, co czuje?! — zaśmiał się nienaturalnie przez grząski głos, z nutką psychopatycznej wisienki — Proszę, nie rozśmieszaj mnie. Kim ty niby jesteś co? Zadzwoniłeś do mnie nie wiadomo skąd i jak, Taehyung nigdy o tobie nie wspominał, a teraz pewnie powiesz mi, że jesteś jego przyjacielem z uczelni. Jeśli chcesz wyłudzić ode mnie pieniądze dzięki mojej beznadziejności i chęci odzyskania Taehyunga, to daruj sobie, o-okej? — jego głos, mimo że na początku był donośny, teraz załamywał się z każdym słowem i sam nie wiedział jak ma sobie pomóc.
Na szczęście Minhyuk wiedział, jak ulżyć roztrzęsionemu chłopakowi, kiedy podjął go pod pachami i zaczął wyprowadzać go na zewnątrz. Czuł, że młodszy ledwo stoi na nogach, wiec usiadł z nim od razu na krawężniku pod kawiarnią, by oboje mogli zaczerpnąć świeżego powietrza.
Było niezręcznie, ale wyjście na dwór choć trochę pozwoliło Jiminowi na unormowanie oddechu. A gdy srebrnowłosy to zauważył, postanowił wreszcie wszystko mu wytłumaczyć.
— Nie chcę cię oszukać, Jimin. Naprawdę nie chodzi mi o pieniądze, a o Taehyunga. On, ja, to znaczy my — jąkał się, a spoglądający na niego Jimin spod wachlarza swoich rzęs, coraz bardziej był zainteresowany rozwiązaniem tego wszystkiego — M-my byliśmy razem w domu dziecka — wydusił wreszcie, przez co te parkowe oczy znowu się zaszkliły, ale nie śmiał mu przerywać. — Zanim zabrała go pierwsza rodzina, byliśmy dla siebie wszystkim. Kiedy jego nie było przez rok, ja również znalazłem nowy dom. Od tamtej pory go nie widziałem, ale uwierz mi, że gdybyśmy nie mieli siebie nawzajem, już dawno by nas tutaj nie było. Podkradaliśmy razem jogurty z kuchni, a potem jedliśmy je w pokoju w nocy. Opowiadaliśmy o swoich marzeniach i pragnieniach, razem rozwiązywaliśmy zadania domowe i byliśmy sobie najbliżsi. Miałem osiem lat, kiedy go zabierali. Powiedział wtedy, że jeśli kiedykolwiek się spotkamy, to ze sobą zamieszkamy. I będziemy rodziną, taką prawdziwą, której nikt nigdy nie chciał nam zapewnić. Chce dla niego dobrze, uwierz mi Jimin. Mamy jeszcze szanse go uratować, zaufaj mi, proszę. — zapewniał go, trzymając go przy tym tak mocno za dłoń, by jego słowa wydawały się jeszcze bardziej prawdziwe.
I Jimin mu wierzył, naprawdę mu uwierzył, więc gdy i on złapał za dłoń Minhyuka i nabrał powietrza w płuca, zapytał.
— Więc co zrobimy, Minhyuk?
— Doniesiemy na Jeongguka na policji. Uratujemy go Jimin, obiecuję ci to.
________________
Jutro epilog 😔😔😔
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top