czternasty

A/n rozpieszczam Was tymi rozdziałami

— Mamo, nie krzycz, proszę — westchnął ociężale do słuchawki, opierając przy tym głowę do zimnej ściany. Siedzenie na podłodze może i nie było najwygodniejsze, szczególnie w samych bokserkach, ale Jiminowi w ostatnim czasie nic nie przeszkadzało tak bardzo, jak brak Taehyunga.

Teoretycznie miał nadzieję, że jednak uda mu się odnaleźć swojego przyszywanego brata za pomocą informacji od Minhyuka i działaniom policji. I wyjątkowo wierzył, że funkcjonariusze prawa będą w stanie odnaleźć jego Taehyunga, bo zapłacił im okrągłą sumę, by nie spali na tej sprawie i robili wszystko, co w ich mocy, by czerwonowłosy się odnalazł. Ale jednocześnie czuł, że Taehyung już od dawna może leżeć martwy w pierwszym, lepszym rowie i nikt tego nawet nie zauważy. I takie myśli jak ta, dobijały go jeszcze bardziej.

— Przepraszam cię, skarbie — wyszeptała kobieta, a przy przymkniętych oczach Parka słowa wybrzmiały co najmniej tak mocno, jak rozstawione na całą moc radio w samochodzie — Przepraszam, jest mi po prostu ciężko i przykro, że nic mi nie powiedziałeś — westchnęła ciężko i Jimin tylko uśmiechał się paranoicznie. Jemu też było ciężko, minęło już tyle dni, a o Taehyungu nie było słychać ani jednego słówka.

— Nie chciałem cię martwić.

— Jimin — odezwała się od razu i wspomniany wiedział, że po tej rozmowie będzie mu jeszcze ciężej zasnąć niż dotychczas.

Czasami zasypiał z Taehyungiem, czasem samemu, albo w akompaniamencie ich wspólnej playlisty do zasypiania i odczuwał w ten sposób obecność swojego brata. A teraz nie dość, że nie ma go w mieszkaniu, ich wspólna muzyka przyprawiała go o ciarki, to jeszcze spotyka się z zasłużonymi pretensjami matki. Był gotowy na lincz, który kobieta chciała mu przygotować.

— Taehyung jest dla mnie jak rodzony syn, jest tak samo ważny, jak ty, więc naprawdę wolałabym wiedzieć od razu, że moje dziecko zaginęło od ciebie, a nie z telewizji. Prawie mi pękło serce, gdy zobaczyłam go na ekranie z ogromnymi, czerwonymi napisami, że zaginął młody mężczyzna. Jimin, nie możesz ukrywać przede mną takich informacji, rozumiesz? Zaczęlibyśmy z ojcem jakieś działania, zrobilibyśmy coś, byle tylko go odnaleźć. — skończyła zmęczonym oddechem, który Jimin tak dosadnie usłyszał. Wiedział, że zawinił, a jego matka ma całkowitą rację, i właśnie dzięki takim sytuacjom jak ta, czuł się jeszcze gorzej. Czuł, że wszystko go rozrywa, a poczucie winy nie daje mu spokoju. Bo przecież, gdyby tamtego wieczora nie wyszedł z domu z kolegami, gdyby nie zostawił Taehyunga samego w domu, gdyby zabrał go ze sobą na małą imprezę z chłopakami z roku, wszystko byłoby inaczej. Taehyung byłby tu z nimi, nikt by nie płakał, nikt nie zamartwiałby się na śmierć, a sen przychodziłby łatwiej.

I resztki racjonalnego myślenia Parka mówiły mu, że to nie tak, że to całkowicie jego wina. Bo przecież ktoś najwyraźniej czekał, aż jego nie będzie w domu, ktoś czekał, by porwać jego brata i wiedział, że tylko w momencie opustoszałego domu to zadanie będzie wykonalne.

— Zaczęliście coś robić z tatą?— zapytał łagodnie, a odpowiadający mu szmer po drugiej stronie był małą odpowiedzią.

— Tak, ojciec, jak tylko się o tym dowiedział, to zaczął jeździć wszędzie, chyba miał nadzieje, że znajdzie go na drodze. Nie wrócił nawet na noc, przyjechał nad ranem, a teraz siedzi w swoim pokoju i drukuje jego zdjęcia, żeby znowu pojechać i rozwieszać je w całym Busan. — wyjaśniła ze smutkiem kobieta, poprawiając swoją pozycję na białym fotelu.

Jimin słuchał tego wszystkiego z ogromnym przejęciem, dlatego, gdy tylko wysłuchał wszystkiego, zdołał przetrzeć jedną łzę, która uformowała się w kąciku jego oka. Wszystko było tak bardzo skomplikowane, wszystko było takie ciężkie. Ile to razy współczuł rodzinom, w których umierał ktoś bliski. Ile razy współczuł wszystkim zagubionym osobom. A teraz sam musiał się męczyć z brakiem jednego członka rodziny i wiedział, że samo współczucie innych nic nie daje, bo najważniejsze jest działanie, ruch, który sprawi, że odnajdzie się osoba, której tak bardzo pragniemy u swojego boku.

— Powiedz tacie, żeby się wyspał. To niezdrowe. Proszę, przypilnuj, żeby poszedł spać, zanim wywiesi te kartki. Nie chcę, żeby spowodował wypadek przez swoje zmęczenie — wymruczał smętnie, uciekając spojrzeniem na okno, w którym rozbłysło się światło z zewnątrz. Park Jimin był tak osłabiony i pozbawiony chęci do życia, że nie włączał nawet światła, dlatego każda jego wiązka z zewnątrz przyprawiała go o niesamowitą uwagę.

— Wiem kochanie, zaopiekuję się nim — odpowiedziała, uśmiechając się przy tym lekko. Jej dzieci były najlepsze pod Słońcem. — Proszę Jiminnie, ty też o siebie dbaj, dobrze?

— Dobrze, mamuś — wysilił się nawet na delikatny uśmiech, ale nie był w stanie dalej mówić, gdy w swoich drzwiach usłyszał ciche pukanie. Podniósł się z ziemi, kierując się do korytarza, w którym usłyszał ten znajomy, ale lekki hałas. — Mamuś, muszę kończyć. Mam pewien trop do Taehyunga i może uda nam się go szybciej odratować — powiedział szybko i jeszcze szybciej zaczął mówić dalej, gdy słyszał, że matka chce się wtrącić. — Kocham cię, pamiętaj o tym — powiedział najdelikatniejszym ze swoich tonów, rozłączając tak długie połączenie. Przedtem usłyszał tylko „ja ciebie też, synku" co znacznie podniosło go na duchu. W końcu matczyna miłość była niewyobrażalnie wyjątkowa.

— Nah, Jiminie, mogę dziś u ciebie spać? — usłyszał zaraz po otwarciu drzwi i nie zamierzał być gburem. Zaprosił gościa do środka, zawieszając płaszcz szarowłosego na wieszaku.

— Jasne, Minhyuk. Chcesz się napić herbaty?

✦ ⋆⋆⋆⋆ ✦ 

— Grałem, kiedyś w teatrze — zaświergotał entuzjastycznie, przykładając do brzucha zawinięte w ściereczce kosteczki lodu. Były zimne, naprawdę zimne, ale całą tę mroźną atmosferę ocieplała gorąca herbata ustawiona na stole w salonie i małe światło, które tliło się w kinkiecie po drugiej stronie pomieszczenia.

Siniaki na brzuchu były ogromne i oboje byli zaskoczeni, że jest ich aż tyle i z taką intensywnością, bo Jeongguk był przekonany, że o wiele częściej celował w twarz i przedramiona, niżeli w sam brzuch. Ale skóra Taehyunga była po prostu podatna na każdy ze śladów, których nie dało się tak łatwo i szybko pozbyć.

— Naprawdę? — dopytał zaskoczony Jeongguk, popijając przy tym cytrynową herbatę.

— Serio, kiedy chodziłem, do szkoły to jedna nauczycielka wciągnęła mnie w małe przedstawienie i kiedy odgrywałem swoje kwestie na próbie, to prawie mnie zjadła. Serio, czułem się jak jakaś przynęta na ryby, kiedy mówiła, że gram zbyt dobrze, jak na osobę, która nigdy nie pobierała nauk od żadnego nauczyciel sztuki — mówił zaciekle, a Jeongguk słuchał tego z wielką uwagą. Cały ich wieczór opierał się na zwykłej rozmowie, na chęci poznania się jeszcze lepiej i posiadaniu, chociaż odrobinę większej ilości informacji na temat siebie niż imię, nazwisko i wiek. Może jednak ich wiedza na temat siebie nie była tak uboga, ale i tak po prostu mieli ochotę ten wieczór spędzić w takim, a nie innym akompaniamencie. — Była tak zachwycona, że najpierw zapisała mnie do szkolnego kółka teatru, a potem zapisałem się przy jej pomocy do lokalnego teatru, gdzie najczęściej wystawiano spektakle dla dzieci. To była fajna praca, dużo się wtedy nauczyłem, zarobiłem wtedy trochę na swoje przyjemności, na które na ogół szkoda było mi wydać pieniądze, a i poznałem super ludzi, którzy zawsze chętnie mi pomagali. W ogóle najczęściej jak powiesz komuś, że mieszkało się w domu dziecka, to słyszysz tylko: „Oh, przykro mi skarbie", „Nie powiedziałem czegoś, co cię uraziło?", „Może mogę ci jakoś pomóc, co?" — wymieniał namiętnie, rzucając lekko zirytowanym spojrzeniem w te i we w te — A kiedy byłem w teatrze i ludzie doskonale wiedzieli, kim jestem i gdzie mieszkam, to nigdy nie powiedzieli takich słów, ani nic podobnego. Nie wchodzili na tematy, które były uciążliwe, nie użalali się nade mną i byli tak po ludzku wyrozumiali i tego życzę każdemu człowiekowi. Odnaleźć ludzi, dzięki którym czujesz się dobrze — mówił spokojnie, przekręcając ściereczkę w drugą stronę, aby lepiej dotrzeć do swoich siniaków. Twarz chciał pozostawić w takim stanie, jak jest, bo przecież o to chodziło w ich nowej taktyce okradania. Musiał wyglądać na jak najbardziej potrzebującego i niezdolnego do normalnego funkcjonowania.

— To dlatego tak dobrze poszło ci błaganie tego typa w drzwiach o pomoc — stwierdził trafnie Jeongguk, odstawiając kubek na stół. Podniósł natomiast ciepły koc z końca kanapy, przyciągając się do Taehyunga. — Wierz mi lub nie, ale gdybym nie wiedział, że symulujesz, to sam bym się nabrał i od razu pobiegłbym ci z pomocą — mówił dalej, łapiąc Taehyunga za dłoń, w której ściskał lód. Odłożył rozpuszczone w połowie kostki na drewno, naciągając na chłopaka koszulkę i okrywając go kocem. A gdy spotkał się ze zdezorientowanym spojrzeniem czerwonowłosego, zdołał tylko wydusić ciche — Żebyś się nie zaziębił, szczególnie że tyle wysiedzieliśmy się na ziemi w lesie.

I Taehyung naprawdę się szczerze uśmiechał, mając wrażenie, że Jeon potrafi być czuły, a jego serce pozostawiło w sobie resztki empatii i uczuć. Dlatego pokiwał delikatnie głową, wtulając się przy tym w ciepło mężczyzny obok. Jeongguk szybko przełożył dłonie na ciało młodszego, przejeżdżając nimi wzdłuż i wszerz, byle tylko oddać mu jak najwięcej czułości i ciepła.

— Ważnym elementem była moja twarz. Po takim laniu każdy by się nade mną zlitował, nawet sam szatan — zaśmiał się głośno, ale nie odwzajemnił tego Jeongguk, który zatrzymał na chwile swoich ruchów. Wiedział, co zrobił, ale jednocześnie tak ciężko było mu z tym żyć, mając świadomość, jak mocno skrzywdził chłopaka obok niego.

— Tae, skarbie. Naprawdę tego nie chciałem, wiesz o tym. O i właśnie co z twoim nosem? Chyba niechcący go uderzyłem zbyt mocno, nie jest złamany?

Młodszy parsknął w odpowiedzi, spoglądając z dołu na otulającego go mężczyznę.

— Guk, Sherlocku. Gdyby mój nos był złamany, to ta torba nie byłaby teraz zapełniona. — wskazał na czarny materiał po ich kolejnym udanym skoku. — Na początku też myślałem, że może być złamany, ale wystarczyły okłady z zimnej wody, kiedy się kąpałem i jest zdecydowanie lepiej. Chociaż byłoby śmiesznie, gdybyś faktycznie coś mi złamał. — zakpił, ponownie spoglądając na meble przed sobą. I Jeongguk, choć chciał, tak nie mógł zrozumieć, o czym on dokładnie mówi i jaki sens mają jego słowa.

— Byłoby śmiesznie? Taehyung, o czym ty w ogóle mówisz, co? — dopytał zdezorientowany. A młodszy spieszył mu z odpowiedzią.

— Gdybyś mi złamał, dajmy na to ten nos, to musiałbym jechać do szpitala i wtedy miałbyś przejebane, czy to nie jest zabawne?! — zapytał roześmiany, ale Jeongguk wcale się nie śmiał. Było mu źle, głupio, było mu wstyd i odczuwał napady gorąca, mając pod sobą poturbowanego chłopaka, który nawet w takich sytuacjach pozwalał sobie niskie żarty.

— Nie, Tae, nie byłoby śmiesznie. — warknął, palcami przejeżdżając po jego brodzie — Może miałbym przejebane, ale nie darowałbym sobie, gdyby przytrafiła ci się większa krzywda, niż ta — mówił poważnie, schylając się coraz niżej i niżej w stronę czerwonowłosego. Całował jego skroń, czerwony policzek i w dalszym ciągu kontynuował wędrówkę wzdłuż pleców chłopaka, który coraz głośniej przełykał ślinę. — Co mogę zrobić, żebyś mi wybaczył, Taehyung? Naprawdę żałuję i chciałbym odjąć ci bólu, jak tylko jest to możliwe — szeptał mu do ucha, mając nadzieje, że chociaż w taki sposób odnowi relacje sprzed pobicia do całości. A Kim byłby młodszy, gdyby nie upatrzył sobie w tym swojego celu? Lampka przyświecała mu umysł, gdy pod ogromem ciepła przypomniał sobie, czego może chcieć.

Podniósł wzrok w stronę mężczyzny, spoglądając wesoło w jego oczy.

— Pozwól się zdominować, Guk — powiedział donośnie i oh czy to dziwne, że przez te słowa, ręce starszego tak szybko pokryły się potem, a serce zabiło mu szybciej? Spojrzał zdziwiony na chłopaka, odkładając nawet dłonie z jego obitych pleców.

— C-chcesz być na górze, Tae? — dopytał niepewnie i nawet nie krył, że taka wizja zwyczajnie go przerażała. Od zawsze był tym dominującym, od zawsze to on miał kontrolę nad kimś, a nie a odwrót i nawet nie wiedział, jakie to uczucie być pod czyimś dotykiem. To było iście przerażające i nawet nie chciał myśleć, jak mogłoby się to skończyć, gdyby miał poczuć Taehyunga w sobie, choć podświadomość podpowiadała mu, że i tak zgodziłby się na to tak czy inaczej, bo dla tego chłopaka powoli otwierał swoje wszelkie blokady.

— Nie, Guk, zrobię coś znacznie lepszego, tylko musisz mi pozwolić — mówił pewnie i może właśnie ten doskonały ton głosu Taehyunga sprawił, że Jeongguk mu zaufał. Wiedział, że może mu się na ten dziwny sposób oddać i mogą, choć częściowo się zamienić.

— Dobrze, Taehyung. Możemy tak zrobić. — wyznał zawstydzony, choć w tych taehyungowych oczach zobaczył iskierki szczęścia i podniecenia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top