Rozdział 8 - Wszystkie Asy na stół...

Lucy

- Leonia? – wyszeptałam z trudem przełykając strach.

- Tak, nasza siostra. Chyba pamiętasz, że masz siostrę Alejandro?

Jezu Chryste! Czy istnieje na tym pieprzonym świecie większy drań, niż siedzący przede mną Cristobal, sukinsyn, de la Hoja?! No się sądzę, kurwa! Ten drań, ten zawszony i zakłamany sukinsyn, właśnie rzucił mi w twarz podłe słowa, uśmiechając się jak sam Szatan.

- Pamiętam doskonale – wycedziłam przez zaciśnięte zęby. - Choć znam pewną osobę, która zrobiła i powiedziała wiele, żebym o tym zapomniała. Prawda, Cristobalu de la Hoja?

- Dzięki mnie Leonia wyrosła na dobrą i rozsądną dziewczynę. Co ty jej mogłaś dać, Alejandro?

- Dzięki tobie nie widziałyśmy się od ponad czterech lat, których już nie nadrobimy. Z nienawiści do mnie usunąłeś mnie z jej życia wtedy, gdy mnie potrzebowała...

- Potrzebowała cię, gdy rodzice zginęli w wypadku. Powiedz mi, seniora de la Hoja, gdzie wtedy byłaś? - wściekłość Cristobala prawie wbija mnie w oparcie kanapy a serce znowu zaczęło bić jak szalone. – To ja siedziałem z nią nocami i starałem się ją pocieszyć. To ja ocierałem jej łzy i, do kurwy nędzy, nie wiedziałem, co mam jej powiedzieć, gdy pytała o ciebie. Wszystko co zrobiłem dla Leoni, miało na celu chronienie jej przed tobą. Przed tym brudem w jakim żyłaś i niekończącym się przemarszem twoich kochanków.

- Panie de la Hoja, proszę natychmiast przestać dręczyć moją klientkę! Pańskie zachowanie jest niedopuszczalne!

Znajduję się w piekle nienawiści, dociera do mnie tylko zdecydowany głos Arii, która próbuje uspokoić Cristobala. Nie czuję jej dłoni, która ścisnęła moją rękę dotykającą mostka i delikatnym ruchem położyła ją z powrotem na kolanach. Jej palce przez chwilę pozostały na moim nadgarstku i wiem, że badała mój puls.

– Lucy, dobrze się czujesz? Twój...

- Nic mi nie jest – zapewniłam próbując powstrzymać Arii przed wypowiedzeniem tych słów. Zwracając się do wściekłego Cristobala spojrzałam mu prosto w oczy. – Już to wszystko słyszałam. Nie mam ci nic więcej do powiedzenia, de la Hoja. Nie chciałeś wtedy mnie wysłuchać, więc nie mam ochoty teraz odpowiadać na twoje pytania. Już na to za późno. Interesuje mnie natomiast Leonia i to, co masz w tej sprawie do powiedzenia.

Spojrzał mi w oczy, jakby czegoś w nich szukał, jakby nie do końca rozumiał moje zachowanie. Pieprz się, Cristobalu de la Hoja! Niczego ode mnie nie usłyszysz! Rafael nachylił się do niego i szeptem coś mu tłumaczył. Jako prawnik zdaje sobie sprawę, że swoim wybuchem Cristobal pogorszył swoją sytuację i Arii może to wykorzystać.

- Masz rację, to już nie ma żadnego znaczenia – Cristobal przeczesał dłonią włosy. Zawsze tak robił, gdy nie wiedział, jak się zachować. – Rafaelu?

- Cristobal chciał zaproponować pani możliwość widywania się z Leonią, ale pod pewnymi warunkami.

- A mianowicie?

- Raz w miesiącu może pani spotkać się z siostrą, do tego jeden miesiąc wakacji i święta.

- Jaki jest warunek?

- Do spotkań może dojść tylko i wyłącznie w Meksyku, na hacjendzie 'La perdido'.

- Co takiego? – Parsknęłam śmiechem zwracając spojrzenie na zadowolonego z siebie diabła. - Chyba oszalałeś, jeżeli myślisz, że w taki sposób ściągniesz mnie do twojego domu.

- To jest także twój dom, Alejandro.

- Już nie, od czterech lat hacjenda nie jest już moim domem.

- Takie są moje warunki, jeżeli chcesz widywać Leonię.

Obyś sczezł w piekle, de la Hoja!

Spojrzałam z nienawiścią na szczerzącego się z zadowoleniem Cristobala. Rzucił swój podły szantaż, a teraz rozwalił się na sofie, jak kurewski dyktator w teatrzyku lalek. Jeżeli on myśli, że jest w stanie tak pociągać za sznurki, aby zmusić mnie do czegoś, to przysięgam! Poza w końcu mój gniew.

Do tej pory starałam się ze wszystkich sił kontrolować mój wybuchowy temperament. W końcu nie muszę od razu, przy pierwszym rozdaniu, wykładać wszystkich kart na stół. Zabawne... On chyba nadal uważa, że ma do czynienia ze smarkatą dziewiętnastolatką. Nieśmiała, biedną Alejandrą...

Życie na własny rachunek nauczyło mnie jednego. Jeżeli nie umiesz walczysz, musisz nauczyć się bronić. Przy czym wszystkie chwyty są jak najbardziej dozwolone, łącznie z kopniakiem między nogi.

Zmierzyłam wzrokiem szyty na miarę garnitur opinający umięśnione ramiona i jasnobłękitną koszulę, której odpięte trzy górne guziki odsłaniały opaloną skórę. Niechętnie, ale powiem... de la Hoja to kawał przystojnego drania. Cristobal nieznacznie się poruszył i zanim założył ramiona na klatce piersiowej, wydawało mi się, że zobaczyłam tatuaż na wysokości nadgarstka, tuż nad wypasionym zegarkiem z białego złota.

O słodka panienko! Cristobal de la Hoja i tatuaż? Wolne żarty! Nie, nie, nie... Nie róbcie mi tego!

Od razu wyrzucałam z głowy obraz ewentualnych tatuaży na jego opalonym ciele. Boże! Dlaczego mi to robisz? Nic tak mnie nie fascynuje jak męskie ciało pokryte tuszem. Sama z racji wykonywanego przez lata zawodu, musiałam ukryć przed wszystkimi niewielki tatuaż, który zrobiłam sobie po wyjściu ze szpitala. Chciałabym mieć takie jak na przykład Dani, czy Arii. Duże, kolorowe rysunki, które przedstawiałyby symboliką rysunków to, kim naprawdę jestem. 

- Lucy, może uda nam się inną drogą. Na razie nie zgadzaj się na nic. Niech myślą, że mają cię w garści, jeszcze nie wszystko stracone – wyszeptała po polsku Arii.

- W porządku, zrobimy, jak mówisz, chociaż mam ochotę zdzielić tego podłego sukinsyna czymś ciężkim i roztrzaskać ten jego głupi łeb.

W takich chwilach jak ta, dziękuję Gabi za nauki. Posługiwanie się językiem, którego słuchający cię nie rozumieją, daje nam możliwość swobodnej rozmowy, choć z drugiej strony jest to nieuprzejme. Widzę zmieszanie na twarzach Cristobala i Rafaela, gdy rozmawiamy, ale ogólnie mam to w dupie.

- Czy mogę się zastanowić nad tą, jakże szczodrą propozycją?

- Sarkazm do ciebie nie pasuje, moja droga, ale owszem. Dam ci czas. Tyle czasu, ile potrzebujesz – na twarzy Cristobala pojawił się uśmiech zwycięzcy. 

No żebyś się chłopcze nie zdziwił...

W tym momencie przysięgam sobie, że Cristobal de la Hoja zapłaci mi za wszystko, któregoś dnia rzucę go na kolana i będzie mnie błagał o przebaczenie.

- Dzięki ci, kurwa, łaskawco – warknęłam po polsku uśmiechając się do Cristobala.

- To wszystko, czy jeszcze mamy coś do omówienia? – zapytała Arii kaszlnięciem maskując śmiech.

- Pozostaje jeszcze kwestia podziału majątku.

- Chyba wyraziłam się dostatecznie jasno. Nie chcę nic, co należy do rodziny de la Hoja.

- Alejandro, ojciec zabezpieczył cię w testamencie, masz prawo do tych pieniędzy.

- Nie zmienię zdania – kończę z nimi, nie mam zamiaru odezwać się słowem do żadnego z nich.

Z torebki wyciągnęłam telefon i ignorując toczącą się rozmowę o aktywach rodziny de la Hoja, przeglądam wiadomości. Tak naprawdę nie udaje mi się skupić na tym, co robię, bo przypominałam sobie o zdjęciach wiszących na ścianie. Lepiej skupić się czymś miłym, niż wyobrażać sobie, jak bardzo źle będę wyglądała w pomarańczowym uniformie. Co chwilę zerkam na nie i nie mogę oderwać od nich oczu.

- Widzę, że zwróciła pani uwagę na fotografie – odezwał się niespodziewanie mecenas Sato. - Jeżeli ma pani ochotę, proszę podejść bliżej, są doprawdy wyjątkowe. Ich autorem jest niejaki ALRO, jeden z najbardziej uzdolnionych fotografików naszych lat.

W ciszy przyjęłam komplement, dziwiąc się, że taki człowiek jak Rafael Sato wydał tyle pieniędzy na jedno czarnobiałe zdjęcie, nie mówiąc już o trzech. Już bardziej pasowałoby do niego zdjęcie góry lodowej, pędzącej na jego biedne ofiary.

Rafael nie skończył jeszcze mówić a już stałam przed ścianą i jak urzeczona wpatrywałam się w wiszące przede mną zdjęcia. Pochodziły z mojej ostatniej wystawy, która za namową przyjaciela została zorganizowana w Nowym Jorku kilka miesięcy temu.

Zacisnęłam zęby, czując na plecach falę gorąca, gdy Cristobal stanął za mną, tak blisko, że czułam jego parzący oddech owiewający moją szyję i policzek. Pożądanie na nowo rozgrzało moją krew, piersi nabrzmiały a pomiędzy nogami poczułam falę wilgoci. Jakaś niewyobrażalna siła zawładnęła moim ciałem, które budziło się do życia, poza kontrolą silnej woli i rozumu.

Mój rozum i serce nienawidziły stojącego za mną mężczyzny. Przez tyle lat podsycałam w sobie tę nienawiść, próbując wpłynąć na zdradzieckie ciało, które za każdym razem reagowało właśnie tak jak teraz, gdy myślałam o Cristobalu.

Palce Cristobala wplątały się w moje włosy na karku, masując opuszkami napięte mięśnie. Miałam ochotę wtulić się w stojącego za mną mężczyznę, poczuć go całym ciałem, poczuć go na sobie, jak tamtej nocy, gdy obudził mnie i pokazał, czym jest pożądanie, gdy całował i pieścił mnie jedyny raz, jaki był nam dany.

Cristobal z cichym jękiem wtulił się w moje plecy. W pośladki wbijała mi się jego naprężona męskość a drugą dłonią zaczął ugniatać moje piersi, muskając twarde guziczki sutków. Lewą ręką, zanurzoną w moich lokach, delikatnie pociągnął za włosy, wyginając w łuk szyję i wystawiając ją na atak wilgotnych ust, podczas gdy palce drugiej, pieściły mój brzuch dociskając mnie do gorącego ciała.

- Dio, jesteś słodka jak miód, Alejandro– ochrypły szept, który ledwie dotarł do mojej świadomości.

Coś mi przypominał, coś co się wydarzyło i niosło ze sobą złe wspomnienia, ale oszołomiona pieszczotami nie potrafiłam przywołać tego wspomnienia i z cichym jękiem wtuliłam się w obejmujące mnie ciało.

- Cii, nic nie mów...

W jednej sekundzie wróciły do mnie wspomnienia. Jego słowa jak uderzenie dłoni w policzek, pozwoliły mi odzyskać zdrowy rozsadek. Głupia! Jak mogłam znowu dać się tak wykorzystać, pozwolić mu na te jego gierki?

- Puść mnie.

Mój głos choć zimny jak Arktyczne Morze, nie dotarł jeszcze do Cristobala, który z jakimś dziwnym szaleństwem kąsał ustami i zębami delikatną skórę na szyi, chwilami sprawiając mi ból, a biodrami napierał na moje pośladki ocierając się pobudzoną męskością.

Nie chciałam się z nim szarpać, nie chciałam, żeby Arii i Sato zauważyli co się dzieje. Przesunęłam się odrobinę w obejmujących mnie zaborczo ramionach i dotknęłam ustami gładko ogolonego policzka, czując napiętą skórę i cudowny zapach wody po goleniu. Na moment przymknęłam oczy, chłonąc całą sobą tę ulotną chwilę. Musnęłam językiem lekko słoną skórę i chwyciłam zębami delikatną poduszeczkę ucha.

Cristobal przylgnął spazmatycznie do mnie, jęcząc i całując. Zupełnie zapominając, że nie jesteśmy sami. Zacisnęłam mocniej zęby i czekałam, aż otrzeźwi go ból, który mu sprawiam. W chwili, gdy zamarł z ustami na mojej szyi i dłonią na zapięciu moich spodni powtórzyłam.

– Powiedziałam, puść mnie.

Zwolnił uścisk swoich ramion, podniósł głowę i spojrzał na mnie. Dopiero wtedy oswobodziłam jego ucho. Na delikatnej poduszeczce odciśnięte były moje zęby, które w jednym miejscu przecięły skórę. Widząc pojawiającą się kroplę krwi wilgotnym językiem przesunęłam po ugryzieniu.

- Następnym razem odgryzę ci ucho – wyszeptałam do ucha.

Wściekłość, jaka pojawiła się w oczach Cristobala pozbawiła mnie tchu. Z przerażeniem w oczach zaczęłam się cofać przed napierającym na mnie Cristobalem. Z zaciśniętymi w pięści dłońmi zbliżał się do mnie, a na twarzy miał wypisaną chęć mordu.

- Co chcesz zrobić?!

Mój głos poderwał na nogi Arii i zdezorientowanego Rafaela.

- Cristo, przestań!

- Rafa, chcę przez chwilę porozmawiać z Moją Żoną, na osobności - ton jego głosu nie dopuszczał do sprzeciwu, gdy nie odrywając ode mnie spojrzenia zwrócił się do Rafaela – Zabierz stąd lady Russell i daj nam kilka minut.

- Nie! – mój sprzeciw utonął w jęku, gdy Cristobal zacisnął dłoń na moim ramieniu i silnym szarpnięciem objął w pół. – Arii, zrób coś do cholery, nie zostawiaj mnie z tym szaleńcem!

Ponad ranieniem Cristobala zobaczyłam Rafaela, który trzymając Arielę w ramionach praktycznie wynosi ją z gabinetu, zatrzaskując za sobą drzwi. Szarpnęłam się i wyrwałam z uścisku Cristobala, czując, jak skóra zaczyna mnie boleśnie piec. Kurwa mać, będę miała siniaki!

- Czego ty jeszcze ode mnie chcesz, do cholery?

- Przestań przeklinać, Alejandro. Nie będę tolerował takiego zachowania.

- Do cholery, kim ty jesteś, żeby mi mówić, co mi wolno a czego nie?

- Jestem twoim mężem, Alejandro i masz słuchać co do ciebie mówię.

- Chyba sobie jaja robisz – zaczęłam się śmiać. No to mu, kurwa, wyszło, nie ma co. – Nigdy nie byłeś moim mężem, a ten nic nieznaczący świstek papieru za kilka tygodni będzie można spalić. I przestań mówić do mnie Alejandra!

- Jesteś nią. Jesteś Alejandrą de la Hoja, jesteś moją żoną i tak długo, jak nią jesteś mam nad tobą władzę jako twój mąż. Zrozumiałaś mnie, seniora de la Hoja?

- Alejandra de la Hoja nie istnieje. Już jej nie ma. Zmarła cztery lat temu, jej serce przestało bić. Za kilka tygodni przestanie też istnieć to małżeństwo, którego tak nienawidzisz.

- O czym ty mówisz, do ciężkiej cholery? – Cristobal wpatrywał się we mnie płonącymi oczami. Ich barwa z gorzkiej czekolady zmieniła się w czarne otchłanie rozjarzone płomieniami.

- Dobrze wiesz, o czym mówię. Przypomnij sobie co mi powiedziałeś w gabinecie Amadora i uwierz mi, że podzielam twoją nienawiść. Zabrałeś mi sześć lat życia, zniszczyłeś mnie psychicznie i fizycznie, ale już nigdy więcej nie pozwolę, żebyś zbliżył się do mnie. Nienawidzę cię, Cristobalu de la Hoja, całym sercem!

Znowu mnie chwycił za posiniaczoną rękę i nie zważając na mój okrzyk bólu objął jednym ramieniem krępując mi ręce, drugą dłonią chwycił w garść włosy i odciągnął moją głowę do tylu.

- Z taką nienawiścią wymawiasz nazwisko, które nosisz i o które tak walczyłaś. Przypomnę ci, moja droga żono, że to przez ciebie musieliśmy wziąć ten cholerny ślub. Gdybyś nie powiedziała ojcu o tym, co wydarzyło się w twojej sypialni, nie stałabyś tu teraz. Ostrzegałem cię, ale nie... Obrażona małolata poleciała na skargę do tatusia – warknął zaciskając palce w moich włosach. – Trzeba było ugryźć się w język, Alejandro, bo teraz poniesiesz konsekwencje.

- To. Nie. Byłam. Ja!

- Jasne kochanie, że nie ty. Ojciec zakradł się pod twoje drzwi i podglądał nas przez dziurkę od klucza – szarpnął mocniej odginając mi głowę do tyłu. – Jakby do tego nie doszło, wciąż jesteś moją żoną...

- Nie jestem twoją żoną, do jasnej cholery, przestań to powtarzać! – wysyczałam z trudem powstrzymując łzy bólu.

-... A ja jestem twoim mężem i mam prawo...

- Jakie prawo? Nie masz żadnych praw. Zrezygnowałeś z nich jeszcze przed tym nieszczęsnym ślubem!

- Mam prawo zrobić to...

Za plecami poczułam ścianę, do której przycisnął mnie Cristobal. Złapał moje ręce w nadgarstkach i trzymając nad głową jedną ręką drugą zaczął odpinać guziki jedwabnej bluzki, rozchylając ją i odsłaniając okryte koronkowym stanikiem piersi. Gdy zaczęłam szarpać ciałem przylgnął do mnie i zaczął się ocierać naprężonymi biodrami.

- Przestań do cholery, de la Hoja. Powiedziałam, przestań!

- Ani razu nie wypowiedziałaś mojego imienia, słodka Alejandro – cichy szept owiewał moją rozpaloną skórę. Brodawki napierały na delikatną koronkę, a biodra Cristobala zaczęły drżeć, gdy uginając nogi w kolanach, zaczął z jękiem wbijać się we mnie szczytem swojej męskości, ocierając się o moją łechtaczkę. – Już nie jesteś tą nieśmiałą nastolatką. Teraz jesteś kobietą, moją kobietą i mam zamiar wziąć to, co od lat mi się należy.

- Jedyne co ci się należy to kula w ten twój zakuty łeb, puszczaj mnie do cholery!

Zaczęłam się szarpać, ale gdy poczułam napierające na mnie coraz mocniej twarde biodra, w jednej chwili sztywniałam. Jezu Chryste! Nie pozwól na to!

- Nie przestawaj walczyć kochanie, twój opór mnie podnieca – poczułam na policzkach gorący chrapliwy oddech. - Widzę, że Navarro dobrze cię wyszkolił i choć nienawidzę sukinsyna, to akurat za to mogę mu podziękować. Lubię jak moje kobiety stawiają opór. Tym słodsze są, gdy w końcu je pieprzę. No skarbie, nie poddawaj się. Pokaż mi, jaki ogień płonie w tym zmysłowym ciele.

Nie przestając mówić odpiął moje spodnie i zsunął poniżej bioder razem z bielizną. Spojrzenie, którym badał odsłonięte w tak brutalny sposób ciało parzyło, każdy centymetr skóry, na który spojrzał zaczynał płonąć, czułam ten ogień. Jak rwąca rzeka przepływał moimi żyłami, pulsował słodkim bólem pożądania.

- Dio! Jesteś piękna...

Zamknęłam oczy, chciałam odciąć się od widoku Cristobala i jego dłoni, która zaczęła zbliżać się do mojego ciała.

Jeżeli mnie dotknie...

***

Cristobal

Poprzez szum krwi w uszach dotarł do mnie dźwięk... Ktoś płakał. Potrzasnąłem głową. Czerwona mgła wściekłości i pożądania zaczęła opadać i spojrzałem na Alejandrę. Moja ręka zaciśnięta na jej nadgarstkach unieruchomiła ją tak, że prawie wisiała na ścianie przyciśnięta moim ciałem, a mój fiut ocierał się o jej brzuch.

Oddałbym cały majątek jaki posiadam, wszystko co mam, żeby ugasić to niszczące mnie pragnienie. Chryste, ta kobieta odebrała mi zdrowy rozsądek, obudziła we mnie bestię, gotową wziąć siłą jej ciało. Poczułem obrzydzenie do samego siebie, gdy spojrzałem na jej twarz.

Z pochyloną głową i z zamkniętymi oczami wisiała na ścianie, z trudem oddychając przez uchylone usta, a z oczu spływały jej strumienie łez. Jej ogniste włosy zasłaniały bladą jak papier piękną twarz. Piekło i szatani, co ja najlepszego chciałem zrobić?

Delikatnie rozluźniłem dłoń i uwolniłem jej ręce, masując kciukami bladą skórę nadgarstków. Jej ciało osunęło się bezwładnie i gdybym nie stał tak blisko niej, z całą pewnością upadłaby na twarz. Zaczęła ogarniać mnie panika i przerażenie. Co się do, kurwy nędzy, dzieje?

- Alejandro? Otwórz oczy, mi amor!

Gdy nie reagowała, chwyciłem ją w ramiona i ułożyłam na kanapie. Była jak lalka, nieprzytomna i bezwładna a jedynymi oznakami życia były wciąż płynące łzy i spazmatyczny, urywany oddech. Trzęsącymi palcami poprawiłem rozpiętą bluzkę i spodnie nie spuszczając z niej wzroku.

¿Puedes oírme? Słyszysz mnie? – Boże co mam robić? Potrzebuję pomocy! - Rafa! – Drzwi gwałtownie się otworzyły uderzając o ścianę i do środka wpadł Rafael z lady Arielą. – Nie wiem, co robić, chyba zemdlała.

Widząc mnie klęczącego przed kanapą, lady Russell minęła szybkim krokiem oszołomionego Rafaela i podeszła do nieprzytomnej Alejandry.

- Eli, potrzebuję zimnej wody i jakiś ręcznik, szybko – chwyciła bezwładną dłoń leżącej przyjaciółki. – Proszę odejść od niej, panie de la Hoja. To przez pana jest w takim stanie. Rafaelu wyprowadź go stąd, nie chcę, żeby tu był, gdy Lucy odzyska przytomność.

Z trudem podniosłem się i stanąłem obserwując, jak z pomocą asystentki Rafaela próbuje ocucić Alejandrę. Widząc ją w takim stanie miałem ochotę strzelić sobie w łeb, jak wcześniej mi radziła, ale nie miałem zamiaru wyjść, dopóki nie będę pewny, że nic jej się nie stało.

- Jestem jej mężem...

Ariela w jednej chwili zerwała się z miejsca i zaciskając drobne pieści ruszyła jak rozjuszona lwica w moją stronę.

- Jest pan jej największym koszmarem, panie de la Hoja, a nie mężem. Mąż powinien dbać o żonę, chronić ją i szanować, a pan przez lata tylko ją niszczył. Odebrał jej pan sens życia zabraniając widywać Leonii, nasłał na nią swojego prawnika, szantażem chciał zmusić do powrotu do Meksyku, a teraz pojawił się pan jak nocny koszmar i znowu ją dręczy. Niech się pan stąd wynosi i to już! Już raz o mało jej pan nie zabił, a jeżeli ma pan choć odrobinę sumienia, to proponuję przemyśleć ponownie to, czego pan dzisiaj zażądał od Lucy.

Ta niska i drobna kobieta z ogniem płonącym w lekko skośnych oczach broniła mi dostępu do wciąż nieprzytomnej Alejandry. Ponad jej ramieniem widziałem plecy pochylonej nad nią panny Daniels, jej szybkie i gorączkowe ruchy, gdy wilgotnym ręcznikiem ocierała twarz mojej żony.

Z udręką w oczach stałem bezradny i oszołomiony, jakaś siła unieruchomiła mnie w miejscu, choć sumienie kazało mi ruszyć w końcu dupę i odejść. Rafa podjął za mnie decyzję, chwytając mnie za ramię. Popychając wyprowadził do małego pokoju obok i zatrzasnął za nami drzwi.

- Jasna cholera, Cristo, co tam się stało? – żelazna pięść, która zacisnęła się w mojej piersi nie pozwoliła mi odpowiedzieć. Stałem ze wzrokiem wbitym w te pieprzone drzwi, które odgrodziły mnie od Alejandry. – Ocknij się, do kurwy nędzy, co się z tobą dzieje?!

Spojrzałem nieprzytomnym wzrokiem na przyjaciela, prosząc bezgłośnie o pomoc i zrozumienie.

- Wróć tam, Rafa. Muszę wiedzieć, czy nic jej się nie stało – mój głos był pełnym rozpaczy szeptem. – Zrób to dla mnie, przyjacielu - widzę, jak mi się przygląda, próbując przewidzieć co mogę zrobić, gdy zostawi mnie samego. - Nie wyjdę stąd, dopóki ona jest w twoim gabinecie. Nie obawiaj się, tylko wróć tam i upewnij się, że nic jej nie jest.

- Kurwa mać, co za szambo... - Głos Rafaela jest ostatnia rzeczą, którą słyszę przed tym, jak znika za drzwiami.

Stoję bez ruchu z rękami zanurzonymi we włosach i po raz pierwszy w życiu, nie wiem co mam robić. Jestem bezsilny w obliczu tego co zrobiłem Alejandrze. Ciągle mam przed oczami jej zmaltretowane moją wściekłością ciało wiszące na ścianie, jej bladą twarz i łzy na policzkach. Gdybym miał pod ręką pistolet strzeliłbym sobie prosto w serce, może w końcu przestałoby tak boleć, może uwolniłbym się od widoku nieprzytomnej Alejandry, który będzie mnie prześladował do końca życia.

Zauważyłem pod ścianą barek z alkoholem i szybkim krokiem podszedłem do niego. Trzęsącą się ręką nalałem burbon do wysokiej kryształowej szklanki i jednym haustem opróżniłem do zera. Alkohol pali mi gardło i żołądek, wstrzymuję oddech i czekając aż zacznie działać otępienie, nalałem kolejną i wypijam do dna.

Co tam się stało? Dlaczego zemdlała? Jeszcze chwilę wcześniej walczyła ze mną, chłostała pełnymi nienawiści słowami, a zaraz potem straciła przytomność. Nie tak miało to wszystko wyglądać, nie tak miała się potoczyć nasza rozmowa!

Dio! Z kolejnym drinkiem w ręku zaczynam krążyć po pokoju, jak bestia zamknięta w klatce, czekając na powrót Rafaela. Próbuję odtworzyć w myślach całe nasze spotkanie, szukając jakiejś wskazówki, czegokolwiek co pomogłoby mi zrozumieć przyczynę jej zasłabnięcia.

Klatka po klatce cofam się do chwili, gdy przez zamknięte drzwi usłyszałem, jak rozmawiała z asystentką Rafaela. Słysząc ten delikatnie ochrypły głos z ledwie słyszalnym hiszpańskim akcentem, miałem wrażenie, że dotykam dłonią kabla z wysokim napięciem. W ułamku sekundy byłem twardy jak stal i gotowy, mój fiut jak szalony pulsował i drgał na dźwięk jej głosu. Z najwyższym trudem narzuciłem sobie kontrolę nad ciałem, choć jedyne, o czym myślałem w tamtej chwili, to zerwać się z fotela, otworzyć drzwi i zwlec ją za włosy do najbliższego łóżka.

Wkurwiłem się, słysząc jak poprawia asystentkę Rafaela. Przysięgam, choćby nie wiem jak bardzo chciała, nie pozbędzie się ani mnie, ani mojego pieprzonego nazwiska. Dopóki nie zapłaci za wszystko, jest i będzie moją własnością.

Po chwili stanęła w drzwiach, piękniejsza niż pamiętałem, piękniejsza niż na zdjęciach, a mi zabrakło tchu w piersi. Mogłem tylko w oszołomieniu i zachwycie wpatrywać się w jej wysoką sylwetkę, gdy witała się z Rafaelem. Gęste ogniste włosy miała rozpuszczone, były dłuższe niż sześć lat temu. Sięgały prawie do pasa i oczami wyobraźni widziałem już, jak muskają moje uda, gdy jej głowa pochyla się nad moimi biodrami, a moje palce zanurzone w tych ognistych puklach przyciągają jej twarz. Mój fiut boleśnie pulsował napierając na materiał spodni, jeszcze chwila a mój stan stanie się widoczny dla wszystkich znajdujących się w pokoju osób.

Tłumiąc w nagle wyschniętym gardle jęk, cofnąłem odrobinę biodra do tyłu, chcąc zmniejszyć nacisk na spodnie. Dio, dobrze, że wciąż stałem za wysokim biurkiem, miałem nadzieję, że uda mi się opanować! Zacząłem mierzyć zachłannym spojrzeniem sylwetkę Alejandry. Była cudowna, w tych szarych kozakach na wysokim obcasie, które opinały jej szczupłe nogi, kończących się w połowie uda, w miękkich dopasowanych zamszowych spodniach i luźnej jedwabnej białej bluzce w szare grochy zawiązanej na ramieniu w dużą kokardę. Wyglądała, jakby wyszła wprost z wybiegu, a jej uroda powalała na kolana.

Siłą spojrzenia próbowałem ją zmusić, by na mnie spojrzała i oto odwróciła w moim kierunku głowę, uniosła dłoń do twarzy i zdjęła ciemne okulary, mierząc mnie wzrokiem.

Gdy spojrzałem w te dwa szmaragdowe jeziora byłem bliski wytrysku. Na nic zdała się moja silna wola i narzucona kontrola, moje ciało łaknęło jej jak powietrza i wody, bez niej byłem martwy. Od prawie dziesięciu lat pragnąłem jej jak szaleniec. Marzyłem, by zatopić się w niej i poczuć, jak obejmuje mnie tymi długimi nogami, jak ściska mojego kutasa, gdy wbijam się w jej ulegle ciało. Jak długo jeszcze będę cierpiał jak potępieniec, kiedy przestanę jej tak pragnąć? Ta jedna chwila, sprzed sześciu laty naznaczyła mnie. Odcisnęła piętno w mojej duszy. Od tamtej nocy jestem niewolnikiem tej kobiety, która z mojej winy leży teraz bez czucia w pokoju obok. Co tam się dzieje?

Krążący w moich żyłach alkohol popycha mnie do działania, dłużej już nie zniosę tej niepewności. Zerwałem się z miejsca, dopadając drzwi w chwili, gdy staje w nich Rafael. Za jego plecami widzę otwarte drzwi do gabinetu, jest pusty i cichy. Gdzie jest Alejandra?

- Gdzie jest Alejandra? – powtórzyłem własne myśli, próbując z twarzy stojącego przede mną przyjaciela wyczytać co ma mi do powiedzenia.

- Wyszły kilka minut temu. Z tego co usłyszałem miały jechać do szpitala...

- Chryste!

- Cristo, co tam się stało, do jasnej cholery? Ariela była przerażona. Jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim stanie. Coś ty zrobił?

- Nie wiem Rafa, po prostu nie wiem, co się stało. Najpierw się kłóciliśmy, wściekłem się na nią, a potem... - słowa nie chciały mi przejść przez zaciśnięte gardło. – Wiesz, do którego szpitala miały jechać?

- Zapomnij o tym, amigo, nie ruszysz się stąd – jest wściekły na mnie, po raz pierwszy widzę go w takim stanie. Mój przyjaciel jest jedyną znaną mi osobą, która nigdy nie traci panowania nad sobą, a w tej chwili blokując mi wyjście spogląda na mnie z dziwnym wyrazem twarzy – Przez ciebie nie wiem co robić! Kurwa mać, co mam zrobić?

- O czym ty mówisz, Rafa? – Nie rozumiem jego złości.

- Wszystko się teraz popieprzyło, dosłownie wszystko! W tej chwili nie masz co się zbliżać do Alejandry. Już szybciej ta szalona lwica cię zabije, niż pozwoli na to, więc zapomnij o cholernym szpitalu i zastanów się, co możemy teraz zrobić z tym gównem! – Rafael nalał sobie whisky i wyciągnął w moją stronę tablet. – Twoi ludzie znaleźli coś w sieci. filmik ukazał się wczoraj. Powinieneś to zobaczyć.

Na ekranie ukazuje się strona z plotkami z życia gwiazd i wielki tytuł 'Najjaśniejsza z gwiazd na kolanach! Kim jest tajemnicza kobieta?'. Widzę Alejandrę, siedzi na tarasie jakiejś knajpki w parku, spokojna i rozluźniona. Nagle prostuje się i rozgląda, jakby kogoś szukała, po czym wstaje i boso idzie przez trawnik, wygląda na oszołomioną i zdezorientowaną, stawia niepewne kroki, zataczając się. W następnej chwili zaczyna biec i nagle w jej ramionach pojawia się znajoma mi postać. Widzę jak szczupłymi plecami wstrząsa łkanie, jak Alejandra pada na kolana płacząc. Wyciąga drżące dłonie i palcami dotyka twarzy ciemnowłosej młodej kobiety i cały czas płacze. Nagle filmujący zrobił zbliżenie jej twarzy i widząc jej wyraz zabrakło mi powietrza w płucach.

- O słodki Jezu!

Drżące usta poruszają się, coś mówi, policzki ma mokre od łez, które ciągle płyną z oczu, a zielone jeziora tęczówek są po brzegi wypełnione błaganiem i rozpaczą tak wielką, że patrząc na nią sam czuję fizyczny ból, który rozszarpuje mi w tej chwili serce. Zwracam nieprzytomne spojrzenie na obserwującego mnie Rafaela, a myśli jak szalone krążą mi po głowie.

– Spotkały się, jak to możliwe, że one się spotkały? – pytam oszołomiony.

- Wezwałem wczoraj pannę Daniels do biura, gdy była na lunchu z Leonią. Nie miałem pojęcia, że się rozdzieliły. Myślałem, że Leonia pojechała do apartamentu – tłumaczenie Rafaela na sens i może mógłbym w nie uwierzyć, gdybym nie przeczuwał, że za całą tą sprawą coś się kryje.

Ktoś pomógł im się spotkać. To niemożliwe, żeby Leoni udało się skontaktować z siostrą. W taki cud nie uwierzę. Przez tyle lat chroniłem Leonię przed dziennikarzami. Szkoły z internatem i hacjenda były jedynymi miejscami, gdzie mogła być bezpieczna, a teraz została wystawiona na żer żądnych sensacji pismaków. W jaki sposób mogę teraz ją chronić? Po jaką cholerę ciągnąłem ją ze sobą? Zaczyna ogarniać mnie panika i jedyne o czym jestem w stanie myśleć, to jak najszybciej wywieść Leonię i ukryć ją przed dziennikarzami. Nerwowym gestem wyciągnąłem telefon próbując połączyć się z pilotami mojego odrzutowca.

- Co chcesz zrobić?

- Leonia musi wrócić do Meksyku, natychmiast. Jasna cholera, tutaj nie jest bezpieczna, Rafa!

- A pomyślałeś o Alejandrze? – Na te słowa zamarłem z telefonem przy uchu. – To ją może zabić, Cristobalu! Pomyśl przez chwilę, na pewno jest sposób, żeby zapewnić jej ochronę. Zatrudnij więcej ludzi, zamknij ją w penthousie, cokolwiek, ale nie możesz jej teraz wywieść ze Szkocji! – spojrzenie jakim mnie zmierzył jest stanowcze, jakby miał właśnie ogłosić wyrok. – Jeżeli je teraz rozdzielisz, stracisz wszystko przyjacielu, wszystko.

Zamieram, gdy rozsądne argumenty Rafaela przedzierają się przez panikę, która mnie ogarnęła na widok zdjęć Leonii w sieci. Zaczynam zdawać sobie sprawę, że ma rację. Alejandra znienawidzi mnie, gdy po raz kolejny rozdzielę ją z Leonią. Przed oczami pojawił mi się obraz Alejandry, gdy klęczy przed Leonią i płacze, jakby jej serce miało zaraz pęknąć. Nie mogę jej tego zrobić, to by ją zabiło a mnie zabiłyby wyrzuty sumienia.

- Masz rację, Rafaelu – wystarczyło tylko wypowiedzieć na głos to, co wiedziało już serce a z ramion spadł mi przygniatający mnie ciężar. – Wiesz, to nawet lepiej, że już się spotkały.

W myślach krystalizuje się mój nowy plan i jestem nim kurewsko zachwycony.

- Co ty znowu kombinujesz? – pyta podejrzliwie.

- Powiedzmy, że posłuchałem rady twojej lady. Jeżeli będą się mogły spotykać, to jak znam Leonię i jej gadulstwo, będę miał na bieżąco wszystkie potrzebne mi informacje o Alejandrze.

- Po jaką cholerę ci to potrzebne?

- Jeżeli Alejandra chce się ode mnie uwolnić, to będzie zmuszona wystąpić o rozwód.

- Zaraz, a co z unieważnieniem?

- Rafa, zanim skontaktują się z nią prawnicy, nie będzie podstaw do tego.

- Cristo, o czym ty mówisz?

- To proste przyjacielu – patrząc na mojego prawnika i przyjaciela zaczynam się uśmiechać. – W końcu będę miał moją noc poślubną.

W jednym ruchu wykładam wszystkie moje Asy na stół. Te z talii i te ukryte w rękawie. Po minie Rafaela widzę, że nie jest zachwycony moimi słowami. Nie mam zamiaru zdradzać mu wszystkiego.

Swojego jokera zachowam na później...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top