Rozdział 34 - Jak bardzo może być źle...

Cristobal...

Co do cholery robię źle, że wszystko się tak cholernie skomplikowało? Zastanawiam się, czy są jakieś książki, które poprowadziłyby nas, mężczyzn, przez meandry kobiecego umysłu? Jestem w takim stanie, że przeczytałbym je wszystkie, tylko po to, aby zrozumieć jak to u nich działa.

Jak na razie, pozbawiony fachowej książkowej wiedzy, muszę zdać się niestety na wiedzę lekarską i doświadczenie Candeli.

- Cristo. Pamiętaj, że Alejandra przeszła bardzo poważną operację. Nie powinna się nadwyrężać, a tym bardziej denerwować.

- To co według ciebie powinienem zrobić? – zapytałem sfrustrowany.

- Czas... Na wszystko potrzeba czasu. Będziesz wiedział, kiedy ona będzie gotowa. To się widzi. Na razie nie nawiązała z córką żadnej więzi emocjonalnej. Nie rób nic na siłę, Cristo. Pozwól zagoić się ranom, tym fizycznym i tym psychicznym. Niech ona zrobi pierwszy krok.

Nie miałem punktu odniesienia, więc z niechęcią zgodziłem się na sugestie Candeli. Jako lekarz wiedziała więcej o kruchej kobiecej psychice, szczególnie po tak ciężkim porodzie, jakiego doświadczyła Alejandra. Zgodnie z jej sugestią, zatrudniłem odpowiedni personel do opieki nad Esperanzą, polecony mi przez Candelę.

Córka rozwijała się wspaniale, napełniając moje serce niewyobrażalnym szczęściem, ale jednak brakowało mi tego najważniejszego. A mianowicie widoku Alejandry z córką. Od powrotu ze szpitala trzymała się na uboczu i ani razu nie podjęła próby zbliżenia się do dziecka. Candela tłumaczyła to jakimiś pierdołami o depresji poporodowej, a na jej sugestię opiekunki miały zwracać szczególną uwagę na zachowanie Alejandry w stosunku do dziecka. Nie chciało mi się wierzyć, że mogłaby zrobić małej krzywdę. Nie moja Alejandra, która ryzykowała własne życie dla dziecka.

Jednak Candela wciąż trwała w swojej diagnozie.

Starałem się jak najwięcej czasu spędzać w domu. Do południa opiekę nad córką powierzałem opiekunkom, sam zajmując się sprawami biznesowymi. Nieoceniony okazał się Rodrigo, który przejął większość spraw związanych z wyjazdami. Póki co nie miałem zamiaru ruszać się z Meksyku. Najważniejsze dla mnie były moje dziewczyny.

Popołudnia to był mój czas... Z premedytacją spacerowałem pod oknami sypialni Alejandry, licząc na to, że w końcu się przełamie i zbliży do mnie i od córki. Kilka razy zauważyłem jak obserwuje nas z okna, ale zanim miałem okazję zareagować, znikała w głębi pokoju. Nie wychodziła z niego nawet na posiłki, co powoli zaczynało doprowadzać mnie do kurwicy. Powtarzający się schemat zachowania sprzed porodu. Trzymanie na uwięzi własnego temperamentu i wściekłości kosztowało mnie z każdym dniem coraz więcej. Nie mam pieprzonego pojęcia co jeszcze mogę zrobić, aby w końcu ocknęła się z tej jebanej ciszy, w której przebywa. Czeka na nią mała dziewczynka, do jasnej cholery, a ja czekam na swoją kobietę.

Z perspektywy czasu uważam, że tamtego dnia zrobiłem najgorszą rzecz, jaką tylko mogłem. Nie wiem, gdzie podział się mój jebany rozum, ale widząc jak za szybą przemyka mi postać Alejandry, a z drugiej nadchodzącą Candelę, postanowiłem wywołać jakąś reakcję. Nie wiedziałem, że za moimi plecami rozgrywa się gra o życie nieświadomych niczego istnień ludzkich.

- Candela... Jak miło, że nas odwiedziłaś – uśmiechnąłem się wyciągając z wózka moją małą księżniczkę. – Zobacz, kochanie, kto nas odwiedził.

Pozwoliłem Candeli wziąć Esperanzę na ręce, a w myślach błagałem Alejandrę, żeby w końcu odbiła się od tego okna i wyszła na zewnątrz. Jednak ku mojemu wkurwieniu, okna sypialni pozostały zamknięte jak każdego dnia. Zaciskając ze złości zęby starałem się zignorować palące uczucie, które zalało moje serce.

Do tej pory nie chciałem uwierzyć Candeli, ale niestety smutna prawda zaczynała odzierać mnie z marzeń o normalnej rodzinie. Alejandra nie kochała córki. Nie kochała jej wystarczająco mocno, aby wyjść z tej skorupy, w której się zamknęła. Jednak poród okazał się dla mniej zbyt wstrząsającym doświadczeniem. A za wszystko winę ponosiłem ja...

Jak teraz miałem zostawić małe dziecko pod opieką kogoś, kogo ono nie interesowało? Candela dostarczyła mi wystarczająco dużo opisów skutków depresji poporodowej i nie miałem zamiaru narażać życia córki. Może faktycznie powinienem rozważyć umieszczenie Alejandry w szpitalu, tak jak mi zasugerowała Candela?

- Cristo, mam to o czym rozmawialiśmy – powiedziała łaskocząc moją córkę pod bródką. – Znalazłam trzy doskonałe kliniki leczące zaburzenia tego typu.

Uwierzcie mi... Nie jest mi lekko, gdy myślę o tym, co muszę zrobić, ale nie mam wyjścia! Z dnia na dzień stan Alejandry się pogarsza i pozostawienie jej samej sobie spowoduje jeszcze więcej krzywdy. Chcę odzyskać moją Alejandrę. Tę samą dziewczynę, która potrafiła jak żadna inna kłócić się ze mną parząc rozpalonym szmaragdowym spojrzeniem. Chcę odzyskać moją miłość i razem z nią wychowywać nasza córeczkę. Jeżeli drogą do tego jest umieszczenie Alejandry w szpitalu, to zrobię to.

- Dziękuję. Jeszcze dzisiaj porozmawiam z Alejandrą – powiedziałem zerkając w stronę jej sypialni. – Twoim zdaniem... Jak długo będzie musiała przebywać w tym szpitalu?

- Cristo, nie jestem psychiatrą. Nie mogę wypowiadać się w tej sprawie, tym bardziej, że nie mam wszystkich wyników. To tylko obserwacja zachowania Alejandry i doświadczenie z podobnymi przypadkami.

- Przepraszam... - westchnąłem sfrustrowany własnymi myślami. – Czasami obwiniam się o to, co się stało. Nigdy nie myślałem, że może dojść do takiej sytuacji. Może powinienem zawiadomić jej przyjaciółki?

Nie zwierzałem się Candeli, ale wszyscy wiedzieli, kim jest Alejandra i kim są dziewczyny. Dziennikarze odwalili kawał dobrej roboty, rozdmuchując na cały świat plotki o ich życiu.

- Nie chcę wtrącać się w nie swoje sprawy, ale zastanów się, jak to będzie wyglądało.

- Łączy je dziwna więź – stwierdziłem idąc w stronę tarasu, gdzie Ana zadbała już o dostarczenie późnego lunchu. – Niekiedy odnoszę wrażenie, że potrafią porozumiewać się bez słów.

Usiedliśmy na tarasie. W milczeniu zjedliśmy posiłek, podczas gdy ja wciąż biłem się z myślami, przyznając na koniec rację Candeli. Jeżeli teraz zawiadomiłbym dziewczyny o stanie psychicznym Alejandry, te niewątpliwie od razu by się tutaj zjawiły. Nie mam nic przeciwko ich obecności, ale tak na dobrą sprawę będzie to przyznanie się, że zawiodłem jako mąż. To ja jestem odpowiedzialny za Alejandrę i zwalanie naszych problemów na głowy jej przyjaciółek nie najlepiej o mnie świadczy.

- Na mnie już czas. Pacjentki czekają – Candela pożegnała się, nie omieszkają przytulić małej Esparanzy.

Patrząc na obcą kobietę, która poświęca tyle uwagi nie swojemu dziecku, czułem w sercu dziwny ciężar. Chciałbym widzieć na jej miejscu moją rudowłosą rusałkę, która z uśmiechem i skrzącymi się szmaragdowymi oczami, każdego dnia czekałaby na mnie z naszą córką. Im dłużej będę zwlekał, tym depresja Alejandry będzie się pogłębiała. Candela ma rację. To sprawa, którą tylko ja mogę się zająć. Jestem mężem Alejandry, przynajmniej wciąż na papierze i to do mnie należą wszystkie decyzje związane z jej zdrowiem.

Jak każdego dnia odbyłem cudowny rytuał kąpieli, po którym musiałem się przebrać, ale nie oddałbym ani jednej minuty z tych chwil spędzonych z córką. Szkoda, ze Alejandra nigdy nie zainteresowała się dzieckiem, pomyślałem zatrzymując się przed drzwiami do jej sypialni. Kolejny już raz na moje pukanie odpowiedziała kompletna cisza. Wszedłem do środka, a cisza zdawała się wysysać z pokoju wszystko, łącznie z powietrzem. Ze zgrozą zdałem sobie sprawę, ze sypialnia jest pusta, a Alejandra zniknęła. Tak jak i jej rzeczy.

- Ana, czy moja żona mówiła, że wychodzi? – zapytałem zdenerwowany, gdy tylko dotarłem do głównego holu.

- Nic mi nie wiadomo na ten temat, ale Jorge wyjeżdżał dzisiaj po południu. Może on coś wie?

Zacisnąłem pięści. Gdzieś tam jest Alejandra, która według opinii lekarskiej przechodzi ciężką depresję poporodową. Powinna być pod opieką specjalisty, a nie szlajać się Bóg raczy wiedzieć gdzie. Minęło kolejne czterdzieści minut zanim Jorge pojawił się w domu. Nie mieszkał na terenie posiadłości, co w tej chwili uważałem za cholerne nieporozumienie.

Dokładnie dwadzieścia minut później jechałem do pieprzonego szpitala, w którym przebywała Alejandra. Nawet mi nie powiedziała, że coś się złego dzieje. Zamknęła się w cholernym pokoju, unikając wszystkich, łącznie z własnym dzieckiem. To, że unikała mnie jakoś mogłem przeboleć, ale za chuja nie pozwolę, aby odcięła się od Esparanzy. Jest jej matką, walczyła o nią do ostatniego oddechu i bicia serca. Zrobię wszystko co tylko w mojej mocy, żeby pomóc jej wyjść z tej pieprzonej depresji.

W szpitalu napotkałem na mur milczenia, którego za cholerę nie mogłem przeskoczyć. Alejandra podpisała jakieś dokumenty, według których jedyną osobą mogącą rozmawiać z lekarzami jest Leonia.

Kurwa! Leonia, która znajduje się w tej chwili w pieprzonym Nowym Jorku i nie ma możliwości, żeby przyleciała do Meksyku. A przynajmniej nie w najbliższym czasie. Nie mogłem nawet porozmawiać z Alejandrą. Zakazała jakichkolwiek wizyt. Czy to kolejny objaw depresji? Czułem się bezsilny. Z niewiedzy i z braku jakichkolwiek informacji o jej stanie.

Przez dwa tygodnie waliłem głową w mur milczenia. Nawet Candela nie była w stanie dowiedzieć się niczego o zdrowiu Alejandry. Jedyną informacją, jaka udało mi się uzyskać było to, że zatrzymano Alejandrę w szpitalu z uwagi na stan podgorączkowy i zaognienie rany pooperacyjnej.

Byłem tak kurewsko wściekły na Alejandrę, że nie macie pojęcia. Jakim prawem odcięła się ode mnie? Przez cały czas, gdy przebywała w domu nie odezwała się do mnie ani jednym pieprzonym słowem i nawet się, kurwa, nie zająknęła, że coś się dzieje nie tak. Czy ja zawsze muszę mieć przez nią jebane wyrzuty sumienia? Nie dość mam ich jak do tej pory?

Jak mam z nią postępować? Myślałem, że po tym wszystkim co nam się przydarzyło zaczniemy ze sobą rozmawiać. W końcu zrobimy coś, czego zabrakło w dotychczasowych relacjach między nami. Zwykłej pieprzonej rozmowy.

Powinienem ją zmusić do tego? Znowu postawić ją przed faktem dokonanym, jak wszystko co zrobiłem dotychczas? Kłóciły się we mnie dwie strony. Ta wściekła na Alejandrę za to, że wciąż mi umyka. Że wciąż chowa się za tym pierdolonym milczeniem i nawet córka nie jest w stanie wyciągnąć jej z tej pieprzonej ciszy. Oraz ta druga, bardziej logiczna i rozsądna, która starała się przeanalizować wszystko co się stało. Przypominała mi o przysiędze, jaką złożyłem.

Byłem gotowy dotrzymać słowa. Rozpieprzy mnie to doszczętnie, ale skoro dałem pieprzone słowo honoru...

Pojechałem do szpitala. Tym razem nie pozwolę się ignorować i odesłać z kwitkiem. Minęły dwa tygodnie i jako mąż mam pieprzone prawo wiedzieć, co do chuja dzieje się z moją żoną.

- Señor de la Hoja... W czym mogę pomóc?

Odetchnąłem głęboko starając się powstrzymać przed wybuchem. Ta kobieta siedząca za biurkiem doprowadzała mnie do szału. Od samego początku, gdy Alejandra wybrała ją na lekarza prowadzącego, unikała odpowiedzi na niektóre pytania, zasłaniając się etyką lekarską. Miałem wyjebane na te wszystkie etyki i inne gówna. Jeżeli miałem pytania, oczekiwałem prostych i natychmiastowych odpowiedzi, czy to się komuś podoba czy też nie. Takich szpitali i takich lekarzy jak ta kobieta mogłem mieć na swoich usługach tysiące.

- Co się dzieje z moją żoną? – zapytałem wbijając wzrok w lekarkę.

- W tej chwili mam nadzieję, że wszystko jest z nią w porządku.

Aż zatrzeszczało mi w głowie, gdy z niedowierzaniem spojrzałem na tę pięćdziesięcioletnią kobietę. O czym ona pieprzy, u licha?

- Nie bardzo rozumiem... Chcę zobaczyć się z żoną.

- Señor de la Hoja... Pańska żona opuściła wczoraj szpital na własne życzenie.

- Co takiego? Chce pani powiedzieć, że bez konsultacji ze mną, wypisała pani moją żonę i to w takim stanie?

- W jakim stanie?

- Jeżeli coś się jej stanie, pociągnę panią do odpowiedzialności – zagroziłem podrywając się z miejsca. – Ten szpital to kpina!

- O jakim stanie pan mówi? – kobieta powtórzyła pytanie.

- Ja mam panią uczyć, czym jest depresja poporodowa? Kto w ogóle panią zatrudnił, co?

- Chwileczkę, señor... Niech pan usiądzie, bo zdaje się, że doszło do jakiegoś nieporozumienia – powiedziała wyraźnie zdenerwowana lekarka wskazując mi miejsce. – Który lekarz badał Lucy? Z tego co wiem, poza profesorem Pietraszakiem i mną, żaden inny lekarz w tym szpitalu nie badał pańskiej żony od dnia operacji. Dlatego chcę wiedzieć, kto zdiagnozował depresję poporodową.

- Doktor Dominguez – odpowiedziałem. – Zasugerowała również pobyt w szpitalu specjalistycznym, zajmującym się leczeniem takich przypadków.

Przez chwilę obserwowała mnie uważnie, jakby starała się prześwietlić moje myśli. Nie skłamałem, do jasnej cholery! Zamiast tracić czas na pieprzone dyskusje powinienem właśnie szukać Alejandry. Nie mam jebanego pojęcia, gdzie teraz jest, jak się czuje i czy nie jest w niebezpieczeństwie. Jak tylko ją odnajdę zapakuję w samochód i osobiście odstawię do szpitala. Kurwa! Nawet kupię ten szpital, byle miała tam najlepszą opiekę.

- Cristobalu... - spojrzałem zdziwiony na kobietę siedzącą po drugiej stronie biurka. – Nie wiem na jakiej podstawie doktor Dominguez wydała swoją diagnozę, ale zapewniam, że Lucy nie miała depresji. Nie wiem jak dużo mogę powiedzieć, ale z uwagi na sytuację, raczej nie powinnam milczeć.

- Co pani sugeruje?

- Jeszcze niczego konkretnego. Na to nie mam żadnych dowodów. Pańska żona zjawiła się w szpitalu dwa tygodnie temu i poprosiła mnie o pomoc. Nie dopytywałam, ale było dla mnie jasne, że nie czuła się w domu... Bezpiecznie?

Szarpnąłem się na niewygodnym krześle, jakbym dostał w twarz. O czym, na litość boską, mówi ta kobieta?

- Nie miała gorączki, prawda? – zapytałem wyrywając z siebie ochrypłe słowa. – Nic jej nie było...

- Tego nie powiedziałam. Co prawda nie było żadnych problemów z raną pooperacyjną, ale ona nie czułą się dobrze. Jej serce pracowało jak nowe, ale stare rany pozostały. Mam zamiar zgłosić naganne zachowanie doktor Dominguez do władz szpitala. To co zrobiła jest karygodne i jako lekarz nie będę przymykała oczu na takie rzeczy. Czy poza tym, co mi pan powiedział, jest coś jeszcze co mogłoby pomóc w sprawie złamania etyki zawodowej? 

Potworny ryk wściekłości zagłuszał nawet moje myśli. Co do chuja jasnego! Jakim pieprzonym cudem dałem się tak zmanipulować? Wierzyłem w każde jedno słowo Candeli. Była tak cholernie wkurwiająco wiarygodna w swoich opiniach. Ja sam niewiele wiedziałem o depresjach i innych sprawach i bezmyślnie zawierzyłem zdrowie jedynej kobiety, którą kochałem słowom zakłamanej lekarki. Co do licha chciała tym osiągnąć? Przychodziła do mojego domu, bawiła się z Esperanzą, brała małą na ręce i kombinowała za moimi plecami, jak skutecznie usunąć Alejandrę z mojego życia? Po jaki chuj?!

- To są te kliniki, o których mówiła doktor Dominguez – oświadczyłem wyciągając z kieszeni kartkę z zapisanymi na niej namiarami na kliniki. – Zatrudniłem również opiekunki, które mi poleciła – przyznałem niechętnie.

- Cristobalu... To nie są kliniki, czy szpitale. To zakłady zamknięte dla psychicznie chorych – oznajmiła lekarka wpatrując się z niedowierzaniem w trzymaną w rękach kartkę. – Zamknięte dla wszystkich osób z zewnątrz. Z wiedzy, którą posiadam mogę jedynie powiedzieć, że leczy się tam ciężkie zaburzenia psychiczne, a nie depresję.

Kurwa! Zacisnąłem palce na obudowie telefonu czując jak serce zaczyna łamać mi klatkę piersiową. Chryste! Pod moim dachem znajdują się osoby, którym tylko z założenia powierzyłem opiekę nad Esperanzą, a tak naprawdę sprowadziłem na nią niebezpieczeństwo. Co działo się pod moim nosem, a o czym nie miałem jebanego pojęcia? Czy dlatego Alejandra uciekła? Nie czuła się bezpieczna? Jezu Chryste! Jeżeli ta cholerna Candela zrobiła krzywdę Alejandrze, resztę życia spędzi w pieprzonym więzieniu.

- Ana? Za chwilę zjawi się ochrona. Nikomu nie wolno opuścić posiadłości. Zabierz Esperanzę do siebie i nie pozwól nikomu się do niej zbliżyć – ostrzegłem. – Nikomu, Ana. Odpowiadasz własnym życiem za moją córkę.

- Si, señor.

- Czy wie pani, gdzie w tej chwili znajduje się Alejandra? – zapytałem, gdy tylko skończyłem organizować ochronę.

- Przykro mi, ale nie. Wiem tylko, że zamówiła taksówkę na lotnisko. Zostawiła to w swoim pokoju – podała mi teczkę.

Zamknąłem oczy starając się powstrzymać łzy. Świadomość, że Alejandra z mojej winy po raz kolejny cierpiała niszczyło moją duszę. Ta cholerna teczka... Wiem co się w niej znajduje. Pieprzony koniec wszystkiego... Zmusiłem ją do podpisania tych dokumentów licząc, że jednak się nie zgodzi. Kurwa! Zrobiłbym wtedy wszystko, żeby tylko wyrwać ją z tego stanu zawieszenia, w którym się znajdowała. Nie wiedziałem, że postawiła na szali własne życie, gotowa poświęcić się dla dziecka.

Chryste! A ja powiedziałem, że odbiorę jej prawa rodzicielskie... Odbiorę jej Esperanzę...

Nieświadomie zrobiłem to. Odsunąłem ją od dziecka, nie pozwoliłem zbliżyć się do córki, a wszystko to w obawie o życie i zdrowie małej. Jezu Chryste! Ona nawet nigdy jej nie trzymała w ramionach! Pierdolona Candela!

- Ma pani moje słowo, że doktor Dominguez zapłaci za to co zrobiła. Jeżeli coś stanie się mojej żonie...

Spalę i zrównam do gołej ziemi pierdolony świat. Utopię w morzu krwi za każdą jedną jej łzę.

Gdziekolwiek teraz jesteś, Alejandro, bądź pewna, że odnajdę cię.

¡Lo juro!

***

Cztery dni... Zaledwie cztery dni, a czułem się jakbym szukał jej pierdoloną wieczność. Wiedziałem, że poleciała do Stanów, ale zamiast do Nowego Jorku wsiadła w samolot do Phoenix w Arizonie. 

Czego tam szuka? Wysłałem swoich ludzi, łudząc się, że odnajdą jakiś ślad. Niestety bez skutku. Motałem się siedząc w pieprzonym Meksyku, nie wiedząc, co mam zrobić. Przyszło mi do głowy, że Alejandra próbuje zmylić ślad i okrężną drogą dostać się do Nowego Jorku. Dopóki jej nie namierzę, nie ruszę się z kraju.

Tym bardziej, że właśnie dzisiaj miałem zamiar doprowadzić sprawę Candeli do końca. Nie wiem, czy ta kobieta zdaje sobie sprawę z kim przyszło jej się zmierzyć i do czego jestem w stanie się posunąć dla Alejandry. Całą frustrację i wściekłość skumulowałem na jednej osobie, bo to ona jest odpowiedzialna za to wszystko. Dobra, nie będę wybielał się i wezmę na klatę swoją porcję winy. Karę ponoszę od chwili, gdy Alejandra zniknęła zostawiając za sobą tę pieprzoną teczkę z podpisanym zrzeczeniem się praw rodzicielskich do córki. Pieprzony świstek papieru, nie warty nawet tego, aby spalić go w kominku, ale potrzebny mi ten jeden jedyny raz.

Jak na razie niewiele mam na samą Candelę. Podsłuch i kamery w pokoju Esperanzy póki co się nie przydały. Kilka nic nieznaczących rozmów, i chociaż domyślałem się ich znaczenia, to nie mogły stanowić żadnego dowodu. A ja chciałem zniszczyć sukę za to, co zrobiła Alejandrze i naszej córce.

Czekałem w gabinecie na Candelę. Świadomie nie odbierałem od niej telefonów od czterech dni, czekając, aż zaniepokojona moim milczeniem pojawi się w moim domu. Odetchnąłem głęboko wpatrując się w drzwi. Słyszałem już stukot jej obcasów i dopadło mnie nieoczekiwane uczucie deja vu... Przypadek?

- Cristo? – kobieta wpadła do środka patrząc na mnie z niepokojem. Gdybym nie znał prawdy z całą pewnością dałbym się nabrać na jej aktorskie sztuczki. – O Boże! Już myślałam, że coś się stało. Dzwoniłam do ciebie...

Idiotka... Wiedziałam, że była w kontakcie z pielęgniarkami, które zatrudniłem do opieki nad córką. Na nagraniach z ostatnich dni słychać wyraźnie, jak rozmawiają z Candelą, przekazując jej informacje. Jednak ani razu nie pada jej imię i ta gra przeniosła się do mojego gabinetu.

Jak zwykle posadziła swój tyłek na moim biurku. Kiedyś nie zwracałem na to uwagi, ale teraz zdałem sobie sprawę, że za każdym razem robiła to celowo. Co musiała poczuć Alejandra, gdy zobaczyła dokładnie tę scenę? Jezu! Czy można być większym głupcem niż ja?

- Co się dzieje? – powstrzymałem się przed warknięciem, czując jak dotyka mnie sunąc palcami wzdłuż mojego ramienia.

Dotyk, inny niż kobiety, której pragnąłem budził mój gniew i sprzeciw. Wszystko we mnie spięło się w odruchu obronnym. Jezu! Od prawie siedmiu lat dokładnie tak reaguję na dotyk kobiet. Zastygam, jak lodowy kolos błagając o jedyną kobietę której pragnę.

- W porządku – wydusiłem odsuwając się poza zasięg rąk Candeli. Nie dam rady tego ciągnąć, jeżeli będzie miała swobodny dostęp do mojego ciała. – Co u ciebie?

- Wiesz jak jest. Pacjentki i ich problemy. Prywatna praktyka to nie to samo co szpital, ale nie narzekam. Robię to co kocham.

Tak... Tylko, że to co robisz nagle zaczęło cholernie krzywdzić innych ludzi. Candela jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że jej świetlana kariera jednego z najlepszych lekarzy ginekologów właśnie kruszy się jak zbutwiała deska. Jeszcze nie wiem, dlaczego posunęła się do tego, ale dowiem się wszystkiego.

Jak na zawołanie mój telefon zawibrował na biurku, a na wyświetlaczu pojawiło się imię Rafaela.

- Przepraszam, ale muszę odebrać . To mój prawnik – wyjaśniłem biorąc telefon i podnosząc się z fotela. – Zaraz wrócę. Poproszę Anę o kawę. Napijesz się ze mną?

- Oczywiście. Nie przeszkadzaj sobie – zapewniła z uśmiechem siadając na skórzanej kanapie stojącej naprzeciwko biurka.

- Rafa? – odebrałem wychodząc na korytarz.

Przyznam szczerze, że poprosiłem o pomoc. Tego samego dnia, gdy po powrocie ze szpitala, stanąłem nad łóżeczkiem Esperanzy, patrząc jak spokojnie śpi. Gdzieś tam, daleko od niej znajdowała się jej mama, która z mojej cholernej winy cierpiała. Zadzwoniłem do Rafaela. Tylko on i tych dwóch ex najemników mogło mi pomóc odszukać Alejandrę.

- El Paso.

Zacisnąłem palce na obudowie telefonu, czując jak moje serce zaczyna gwałtownie bić w klatce piersiowej.

- Jesteś pewien? – zapytałem szeptem wchodząc do biblioteki, w której trzech moich osobistych ochroniarzy siedziało przed monitorami, śledząc to, co dzieje się w pokoju mojej córki, oraz w moim gabinecie. – Nie namierzyliśmy jeszcze jej telefonu.

- Do niedawna nie byłem pewien. Mieliśmy jakieś podejrzenia, ale nic pewnego. Cristo, Alejandra przed chwilą zadzwoniła do Gabrielli. Jest w El Paso, na ranchu należącym do ciotki Danielle.

Kurwa! Pieprzone El Paso! Tak cholernie blisko... Dlaczego, do cholery, nie wiedziałem nic o tym miejscu? Zaraz... Przecież ona już tam była! Zdaje się, że w ubiegłym roku. Taki pieprzony wypad, po którym Sergio postawił na nogi całą ochronę. Alejandra zniknęła jak kamfora razem z dziewczynami. Daj kobiecie swobodny dostęp do odrzutowca, a będzie latała po jebanym świecie jak opętana. Wiem co mówię, w końcu doświadczyłem tego na własnej skórze. Nikomu nie życzę tego, co przeżywałem każdego dnia, zanim łaskawie raczyła wrócić do Edynburga.

- Jefe...

Spojrzałem na jeden z ekranów, na którym miałem podgląd na swój gabinet. Miła doktor Candela Dominguez właśnie przeszukiwała moje biurko. Czego, do kurwy nędzy, szuka?

- Rafa, nie mów nic dziewczynom. Nie chcę, żeby uprzedziły Alejandrę. Jeszcze dzisiaj będę w El Paso. 

Rozłączyłem się obserwując poczynania Candeli. Widząc uśmiech na jej twarzy, gdy znalazła to, co zostawiłem na przynętę wiedziałem już prawie wszystko. Powstrzymałem się przed wtargnięciem do gabinetu i zaciśnięciem palców na szyi zdradzieckiej suki, czekając na jej dalsze kroki. Nie jest głupia... Doskonale wie, czym ryzykowała podsuwając mi swoje urojone diagnozy i sugestie. Widząc jak wyciąga telefon wziąłem słuchawkę.

- Ma to... Spokojnie... Cristo niczego się nie domyśla... Nie, rozmawia ze swoim prawnikiem... Zrzekła się praw rodzicielskich... Jeszcze przed porodem, wyobraź sobie... Nie, nie ma jej w szpitalu, sprawdziłam... Jeszcze nie pytałam, ale chyba wywiózł ją do jednego z tych szpitali psychiatrycznych...

Z kim, do kurwy nędzy, rozmawia? Ta osoba zdaje się być doskonale poinformowana w tym, jakie stosunki łączą mnie z Alejandrą.

- Teraz tylko czekać, aż w końcu rozwiedzie się z tą wariatką... Tobie się nie udało, ale ja będę miała więcej szczęścia... Jasne... Chciałabyś, ale Cristo jest mój... Nie podzielę się nim... Nie tym razem, moja droga...

Zerwałem słuchawkę rzucając urządzenie na stół. Ja pierdolę! Zemsta wzgardzonej kobiety... Pierdolona Monica Santos! Jak mogłem się, do chuja, nie domyślić, że pierdolona dziwka znowu zacznie mieszać?

Kurwa! Kurwa! Kurwa! Przecież wiedziałem, że te dwie się znają. Kurwa! Miałem je na swoim fiucie w tym samym czasie, pieprząc się z nimi. Jebane życie! Jebany trójkąt! Zacisnąłem pięści oddychając ciężko.

Nigdy nie twierdziłem, że jestem święty i nawet nie miałem zamiaru przymierzać pieprzonej aureoli. Prędzej wyrosną mi rogi i czarci ogon, niż anielskie skrzydła. Każdy facet marzy, żeby zaliczyć w swoim marnym życiu jakiś ciekawy trójkącik. Miałem to... W każdym układzie i to niejeden raz. Już mówiłem, Monica lubiła się pieprzyć, a ja starając się zagłuszyć to jebane pożądanie, które rozpaliła we mnie Alejandra, pieprzyłem się jak opętany.

Teraz... Przez jedną sukę prawie straciłem Alejandrę, a przez drugą... Kurwa! Obydwie zapłacą mi za wszystko.

- Namierzcie Monicę Santos – zwróciłem się do ochrony. – Całodobowa obserwacja i wszystko co na nią znajdziecie.

- A co z doktor Dominguez?

Spojrzałem po raz ostatni na ekran. Uśmiechnięta siedziała w moim gabinecie pijąc kawę. Swoje już zrobiła i jak się jej wydaje, wygrała. Tylko, że ja nie jestem pierdoloną zabawką, którą można wygrać na strzelnicy. To ja strzelam i ja jestem pierdolonym myśliwym. Te dwie suki jeszcze nie wiedzą...

Zabiorę im wszystko. Dosłownie wszystko. 

Zostaną z niczym, tak jak ja...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top