9
Paul:
Po opanowaniu tej niezwykłej zdolności padłem jak trup, moje ciało nigdy przedtem nie miało styczności z takim wysiłkiem do, którego go zmusiłem jadnagże... było warto moje zdolności wskoczyły na znacznie wyższy poziom niż sam przypuszczałem.
- Udało mi się mistrzu- uśmiechałem się słabo.
-Brawo- przerwał upijając łyk kawy.
-Jednak niesamowicie zraniłeś lewą ręke - prawda mja lewa ręka jest cała w bandarzu, aż do łokcia.
- I minie chwila czasu zanim twój organizm dojdzie to siebie-
-Jednak potym będziesz silnieszy niż kiedykolwiek przedtem- mrukną zadowolony .
Po kilku dniach wstępnie doszedłem .
Wiedziałem, że nie moge tu zostać gdyż czas to nie mój sprzymierzeniec jednak szkoda mi zostawiać staruszka.
Dziadyga podszedł do mnie i uderzył mnie laską w czoło , co mnie lekko zdziwiło .
W jednej chwili wyją z laski... miecz , no bo bez jaj .
Machną nim w moją strone na szczęście w chwile odskoczyłem.
- OOJJ ? co to ma być?!- wykrzyknełem.
- Sprawdzam tylko twoje umiejętności, a z resztą jak mi nie dasz rady nie masz co się łudzić by pokonać tą dziewczyne-odpowiedział z przekąsem w głosie.
Faktycznie ma racje jednagże, nie chce skrzywdzić staruszka.
Ale...
- Gotuj się- powiedział spokojnie popijając filiżanke ciemnej kawy.
Po czym nagle znalazł się przede mną , srebrny ostrze oręża błysną przed moją twarzą.
Panicznie osłoniłem się rękoma lecz to nie wyszło mi na dobre. Po moim nadgarstku popłyneła szkarłatna krew.
- AAJĆĆ- jękonełem odskakując w bok zdyszany.
Uśmiechełem się przebiegle pokazując rząd białych zębów.
- Dobra naprzód-krzyknełem.
Uformrmowałem rękoma potrzebne znaki .
Ruszyłem na przód , skały z ziemi unieruchomiły mistrza lecz się troche szarpał po całym zajściu.
Podbiegłem do niego tak szybko jak zdołałem i wybiłem się ba skale, która wyrosła mi spod stóp.
- AAJJ!- znów krzykłem.
Staruszek przecią mi udo rozrywając część moich czarnych jeans'ów.
Po czym przekierował srebny miecz na moją tważ robiąc szrame na moim policzku.
Lekko zdyszany i solidnie już wkurzony złapałem ostrze miecza .
Znak zrobiony przed sekundą roztrzaskał miecz na tysiące srebrnych kawałków.
Po czym złapałem staruszka za twarz i wbiłem mu ją w ziemie.
Znakiem fire utworzyłem ognisty słup otaczający mistrza . Dotknełem słupa ognia, który momentalnie zniemił swoją forme w lód.
A ziemia na około starca była czarna jak smoła i wydobywał się z niej śmierdząca szara para.
A staruszek leżał lekko przypalony, zziachany i obity.
Patrzyłem na niego z wyżutem sumienia , czy aby na pewno nie przesadziłem?
Faktycznie starzec nie wyglądał za dobrze.
Do moich uszu dobiegł cichy lekko przerażający śmiech. Był to staruszek, który podniusł się z ziemi z zadowolonym uśmiechem.
Zaczą bić brawo i powoli podchodził w moją strone .
-Brawo chłopcze przerosłeś moje najśmielsze oczekiwania niesamowite- powiedział opierając się o mnie.
- Tak mistrzu to twoja zasługa dziękuje- wymamrotałem zmieszany zdejmując płaszcz gdyż było mi ,aż zagorąco.
- Nie nie, to twoja zasługa mam nadzieje, że to ty zdołasz znaleść kamień jestem pewien- po tych słowach usiadłem na pobliskim kamieniu łapiąc chłodne powietrze.
Spojrzałem w strone mistrza .
- Chłop...-
Przez pierś starca przechodził złoty nóż a on sam zaczą przeraźliwie kaszleć ksztusząc się... krwią.
Zza jego pleców wydobywał się cichy niewinny chichot a osobą dzierżącą nóż, który pozbawiał staruszka życia była...
===================
Siemka kolejny rozdział i mamy śmierć struszka :(
Jak myślicie kto zabił dziadka?
Pozdrawiam .
Pozostawcie ślad w postaci opini w sekcji komętarzy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top