7
Paul :
Moja kuracja trwała równo 11 dni mieszkałem u boku staruszka, który stworzył filozoficzny kamień i obiecał mnie trenować.
- Jestem gotowy mistrzu- wykrzyknełem wychdząc na podwóże przez tylnie drzwi domu zakładając swoją czarną peleryne.
- Nie gorączkuj się tak Paul pośpiech jest naszym wrogiem- zwrócił się do mnie wychodząc z domu na podwóże.
Spojrzałem na siwobrodego kątem oka po czym momętalnie wbiłem wzrok w ziemie .
- Widzisz mistrzu ... -zawachałem się.
-ja nie mam czasu- dokończyłem zdanie.
- Nie masz czym się denerwować chłopcze- uspokajał mnie.
- Jednak widzisz mistrzu część kamienia zabrała mi dziewczyna ... która z całego serca nienawidzi alchemików - wytłumaczyłem.
- Nie mogę pozwolić by to ona zgromadziła wszystkie części-
- Więc to są twoje obawy- mrukną starzec drapiąc się w brodę.
-Dobrze chłopcze zacznijmy trening- spojrzał na mnie podając ciężarki.
-Wpierw poprawimy twoją kondycje fizyczną i wykrzymałość-
-Dobrzej przytaknełem zakładając ciężarki.
Ledwo mogłem się w nich ruszać były niemiłośernie ciężkie i krę powały moje ruchy .
Pół dnia zeszło mi na ćwiczeniach fizycznych zleconych przez mistrza.
Nie powiem nie należą one do najprostrzych w swoim rodzaju , jednak dawałem z siebie ile mogłem by wykonać wszystkie poprawnie i wystarczająco dokładnie.
Po wykonanym treningu leżałem cały w pocie wśród zielonej trawy w ogrodzie Flamela .
- Paul mój chłopcze - odezwał się Flamel niosąc dwoje drewnianych wiader i długi kij.
- wspaniale, że skończyłeś czy mógłbyś powędrować do strumienia i przynieść wody?- spytał ze szczerym uśmiechem .
- Tak, oczywiście - odpowiedziałem zdyszany.
Wziełem przedmioty i zabrałem się za zdjęcie obciążeń ze stup i nóg.
- oh nie musisz ich zdejmować- powstrzymał mnie.
Zabrzmiało to raczej jak " nie waż mi się ich zdjąć" lecz jestem zbyt leniwy i obolały nad rozmyślaniem nad tym .
Po prostu zostawiłem je i ruszyłem w stronę źródła wody oddalony 10 kilometrów w obie strony .
Gdy, już wróciłem po nie powiem długim czasie moja nogi krwawiły .
- Proszę - postawiłem przed nim pełne wiadra chłodnej wody.
- Dobrze się spisałeś- powiedział wracając do zajmowania się ogrodem pełym kwiatów , owoców i warzyw .
Ogród robił naprawde wrażenie nie tylko ze swej wielkości i pokaźnej kolekcji roślin lecz z samego wspaniałego wyglądu każdego choćby najmnieszego kwiatka, widać, że spędza tu wiele czasu nad pielengnowaniem roślin.
- Możesz odpocząć chłopcze- nakazał uśmiechając się.
- Dziękuje mistrzu- po czym odszedłem do swego pokoju i obolały rzuciłem się na łóżko z hukiem zdejmując ciężarki z kończyn.
Leżałem tak chwile i moje myśli powędrowały do czarnowłosej dziewczyny spotkanej w ruinach komnaty .
Kim jest, czemu nienawidzi alchemików i czemu przez moment dostrzegłem u niej jakby smutek?
- Nie , nie ma sensu się nad tym zastanawiać - powiedziałem do siebie .
Zamykając oczy po czym pogrążyłem się w śnie.
Lili jak najdzie dzień naszego spotkania bąć gotowa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top