10

Paul :

Niedowierzałem ... jednak spojrzałem , osobą, która pozbawiła mistrza życia jest ...

- Lili...- szepnełem zaciskając pięść w gniewie.
Ona patrzyła na mnie z rozbawieniem i lekkim gniewem te dwa odczunia się mieszały.

- Coś nie tak? Czy coś się stało?- zapytał rozbawiona wyjmując złoty nóż z martwego ciała starca.

- Czemu to zrobiłaś?!-

Cisza nie wymówiła ani słowa tylko się patrzy.

- Gadaj!- krzyknełem

Dalej cisza ... to jest frustrujące .

- ODPOWIADAJ!- krzyknełem rzucając jednym ostrzem tak, że wbiło się w drzewo roztrzaskując je.

- Jakiś ty głośny ... - westcheła.

- Starzec przeszkadzał by mi a tobie... się już nie przyda- zaśmiała się .

Kolejne ostrze poleciało w jej strone

- Nie rozśmieszaj mnie- zaśmiała się cicho .

Nie chce jej pokozać co naprawde potrafie więc narazie będe używał normalnie rysowanych okręgów.

Tak też i zrobiłem to była moja strategia na większą część starcia.

Ten czas to wymiana ciosów i starania się doprowadzić przeciwnika do błedu. Lecz oboja radziliśmy sobie doskonale.

Jej złoty nóż raz po raz mignoł mi przed twarzą , co mnie zaskoczyło to to, że potrafie owiele szybciej rysować okręgi .

Lecz w biegu straciłem równowage i złapała mnie.

Narazie typko okładała mnie swoimi małymi lecz silnymi rączkami po czym wywlokła mnie na kamienną ściane po czym przebiła mnie do mniej nożem po płaszu .

- Jakieś ostatnie słowo alchemiku?- spytała plując na mnie.

Lecz na mojej twarzy pojawił się cień rozbawienia i wykonałem prosty gest ręką.

Kamienna ściana, która mnie więziła ropadła się a miliony kawałków.

- C-co jak to?!- zająkała się Lili po czym ruszyła biegiem do mnje z nożem.

Nie przejełem się złapałem ostrze a po mojej dłoni poleciała struga czerwonej cieczy.

Bez słowa wykonałem alchemie i jej ostrze roztopiło się niczym lód na pełnym słońcu.

-Ale JAK TO?- spytała zła i zdzerientowana.

Pojawiłem się za jej plecami sięgając ręką do jej tylniej kieszeni wyjmując z niej kawałem kamienia o szkarłatnej barwie.

Zamachneła się uderzając mnie w twarz , po moim uście poleciała krew.

Złapałem bląd włosą za ręke.

Moje włosy przybrały kruczo czarną barwe a ja lekko się uśmiechołem.

Pojawił się charakterystyczny szmer i światło towarzyszące alchemi.

Moja przeciwniczna leżała na ziemi związana stalowym łańcuchem.

- Wybacze ci te czyny , a teraz poznajmy się jeszcze raz- szepnołem

- Paul- wyciągnełem ręke.

- Nienawidze Cię- wysyczała.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top