Rozdział X

Blade gwiazdy pokrywały ciemniejący ze wschodu nieboskłon, kiedy Baekhyun wraz z rodziną wyruszył w drogę powrotną po tygodniu spędzonym w posiadłości babci. Poza męczącymi bankietami i koniecznością jedzenia podwieczorków w towarzystwie panienki Kim, mógłby nawet uznać, że pobyt z dala od domu był dość przyjemny. Miał dużo czasu, aby przemyśleć wiele kwestii, a szczególną z nich, była kwestia jego znajomości z Chanyeolem. Miał wrażenie, że obydwoje czują, że ich przyjaźń przemienia się w coś znacznie intymniejszego, lecz mimo wszystko bał się uznać, iż jego uczucia są odwzajemnione.

Zasypiając każdej nocy, myślał o każdej sytuacji, w której czuł na sobie dotyk Chanyeola i wspominał każdą błogą chwilę, kiedy mogli być razem sam na sam. Roztrwaniał się we wspomnieniach ich przelotnych spojrzeń w towarzystwie innych i uśmiechał na myśl o wieczorach, spędzonych w małym domku, pachnącym ziołami i piżmem.

- Dobrze się czujesz? - spytał nagle, siedzący obok niego Sehun.

Przez brak oświetlenia w karocy Baekhyun nie mógł oddać się lekturze, więc jedynie rozmyślał ze wzrokiem wlepionym w krajobrazy za oknem, niknące w poświacie bladych gwiazd.

- Tak - odparł, odwracając głowę. - Dlaczego pytasz?

- Od kilku dni jesteś podejrzanie markotny, hyung. Czy to złe samopoczucie?

Baekhyun uśmiechnął się lekko, słysząc troskę w głosie przyszywanego młodszego brata, lecz szybko zbladł on, kiedy do dyskusji dołączyła jego matka.

- Bez obaw, Sehunnie - odezwała się przesłodzonym głosem. - Młodzieńcy często reagują tak na miłość. Zwłaszcza pierwszą miłość.

Ostatnie słowa zabrzmiały w jej ustach mdło i sztucznie, niemal doprowadzając Baekhyuna do odruchu wymiotnego. Czy jego matka wiedziała cokolwiek o miłości? Czy kiedykolwiek była zakochana, skoro jej związek z przyszywanym ojcem Baekhyuna był aranżowanym małżeństwem?

- Och - odezwał się cicho Sehun, a grymas niezadowolenia na twarzy brata zdecydowanie nie umknął jego uwadze. - Racja, matulo. Nie wziąłem tego pod uwagę.

Słowa matki były z jednej strony prawdą, lecz Baekhyun widział, że kobieta miała na myśli jego związek z panienką Kim, która coraz bardziej zaczynała go przerażać. On tymczasem już zdecydował, że odda swoje serce Park Chanyeolowi.

I zrobi to na tyle szybko, aby nikt nie zdołał im przeszkodzić.

***

Tydzień ciągnął się w nieskończoność, a w ciasnym domku ogrodnika nagle zapanował chłód i nuda. Ponura atmosfera osiadła na całej posiadłości rodziny Oh, odbijając się również na humorach pozostałej służby. Chanyeol pocieszał się myślą, że nie tylko on przez ostatnie dni stał się cieniem samego siebie, ale wiedział, że jego przygnębienie spowodowane jest brakiem obecności starszego panicza. Ból jego serca wynikał z braku możliwości zobaczenia najpiękniejszego uśmiechu na świecie.

Trudno było się mu przyznać do tego, że naprawdę tęsknił. Dotychczas ograniczył grono osób, za którymi powinien tęsknić do siostry i zmarłych rodziców, a teraz z trudem musiał pogodzić się z myślą, że ciut za bardzo przywiązał się do kogoś, kto zdecydowanie był poza jego zasięgiem.

Ach, panicz Baekhyun.

Wątła sylwetka, drobne, zadbane dłonie, melodyjny głos, małe usta, szczenięce oczy o inteligentnym spojrzeniu i ta cudowna aura radości, którą wokół siebie roztaczał.

Tak, panicz Baekhyun był zdecydowanie najradośniejszym szczegółem szarego życia Chanyeola. Nic nie motywowało do pracy tak, jak myśl o zobaczeniu jego nieśmiałego uśmiechu.

Park Chanyeol był pewny, że w całym swoim życiu nie reagował tak na żadnego mężczyznę, ani żadną kobietę. Przed poznaniem Baekhyuna zwyczajnie nie skupiał się na uczuciach i relacjach z innymi. Jego celem i codziennym obowiązkiem była praca. Praca, praca i jeszcze raz nieustanna praca. Tylko ona była w stanie zapewnić mu dach nad głową i chleb na stole. Tylko praca dawała mu poczucie własnej wartości. Tylko praca przekonywała, że pomimo bycia niżej urodzonym, był cokolwiek warty. Później, kiedy jego pozycja ogrodnika w posiadłości rodziny Oh stała się pewna i mógł przestać obawiać się o to, że lada chwila zostanie zwolniony, zaczął skupiać się również na innych aspektach życia.

Wtedy też poznał Baekhyuna, który do końca zmienił jego codzienność.

Siedząc przy kominku w pogodny, styczniowy wieczór z kubkiem gorącego mleka w dłoni, nie mógł przestać wspominać ciepła, towarzyszącego mu za każdym razem, kiedy w pobliżu pojawiał się panicz.

Nie wiedział jak nazwać swoje uczucia. Po prostu, kiedy Baekhyun był przy nim słońce świeciło wyraźniej, kwiaty rozkwitały, smutna atmosfera opuszczała dom Chanyeola, a mleko z miodem smakowało słodziej, niż zwykle.

Baekhyun był delikatnym aniołem, który sfrunął z nieba, aby upiększać każdy dzień ogrodnika i dawać mu motywację do tego, by porzucić przygnębienie i wstać z łóżka z nadzieją na zobaczenie wschodu słońca. Chanyeol był pewny, że bez problemu mógłby się zakochać w delikatności i niewinności pięknego anioła, gdyby tylko mógł.

Gdyby tylko kochanie go nie było zakazane.

Dni mijały, kiedy ogrodnik uświadamiał sobie jak bardzo chciałby zamknąć delikatnego, chorowitego panicza w swoich mocnych, spracowanych ramionach i szeptać mu do ucha wszystkie te rzeczy, które od zawsze chciał mu powiedzieć. Powoli docierało do niego, że naprawdę chciałby któregoś mroźnego wieczora pochylić się nad piękną twarzą o delikatnych rysach i złożyć ckliwy pocałunek na miękkich ustach, kojarzących mu się ze słodyczą bożonarodzeniowych pierniczków.

Tak bardzo chciałby zrobić te wszystkie rzeczy, za które zostałby ukarany.

Rodzice panicza zwolniliby go. Wyrzuciliby go z jego małego domku, który zdołał pokochać całym sercem. Odebraliby mu każdą możliwość do zobaczenia Baekhyuna, którego pokochał jeszcze bardziej. Sprawiliby, że jego długoletnia praca poszłaby na marne, a spracowane serce, złamane przez opuszczenie siostry i śmierć rodziców po raz kolejny uschłoby z żalu. Chanyeol straciłby chęci do życia.

Nic nie motywowałoby go do wstania z łóżka.

Nic nie sprawiałoby, że rano miałby ochotę oglądać wschód słońca.

Nic nie motywowałoby jego serca do bicia.

Nic nie przekonywałoby go, że jest cokolwiek warty.

Długo zajęło Chanyeolowi pojęcie, że jest niewolnikiem swoich uczuć, a jeszcze dłużej zajęło mu pogodzenie się z tym, że drobny panicz o niewinnych oczach i najpiękniejszym uśmiechu naznaczył jego serce piętnem pierwszej miłości.

***

Ranek przywitał Park Chanyeola mleczną mgłą, która spowiła cały ogród. Nałożywszy na masywne, spracowane ciało wymiętą roboczą koszulę i połatane spodnie, zaczął przygotowywać skromne śniadanie, składające się z suchego ryżu i mleka. Ogrodnik lubił swoje skromne życie. Nigdy nie był zbyt wymagający. Nie potrzebował wiele, aby być szczęśliwym, lecz od ostatniego czasu jego serce zaczynało więdnąć, a on zrozumiał, że poza dachem nad głową, jedzeniem i pracą, do przetrwania potrzebuje jeszcze jednego.

Obecności jego największej motywacji.

Wychodząc na mroźne, styczniowe powietrze czuł się bardziej zmęczony niż zwykle. Jego kończyny, które zwykle nie odczuwały zmęczenia, teraz niemal odmawiały pracy. Przez siedem dni, podczas których nie budził się z myślą o zobaczeniu delikatnego panicza, jego serce zapadało się, boląc z każdym uderzeniem. Mimo wszystko nie mógł dąć po sobie poznać, jak bardzo potrzebuje przy sobie chłopca, który odmienił całe jego życie.

Ten chłopiec słuchał go, kiedy wszyscy inni ignorowali.

Ten chłopiec przyjmował każdy jego podarunek z wdzięcznością, podczas, gdy inni odrzuciliby go z obrzydzeniem, ignorując fakt, jak dużo serca i pracy włożył z niego ogrodnik.

Ten chłopiec spędzał z nim czas i dziękował za wszystko swoim cudownym uśmiechem, podczas, gdy inni widzieli w Chanyeolu tylko tanią siłę roboczą. Pracownika, którego prawa ograniczały się do konieczności karmienia i utrzymywania przy życiu.

Panicz Baekhyun był inny niż wszyscy, których Park dotąd spotykał na swojej drodze.

I to właśnie panicz Baekhyun sprawił, że w ciężkim życiu ogrodnika pojawiła się cząstka radości i nadziei.

To panicz Baekhyun sprawił, że na skryty w cieniu domek Chanyeola zaczęło padać słońce.

To dzięki paniczowi Chanyeol zapragnął przez chwilę być egoistą i mieć drobnego bruneta tylko dla siebie, a myśl o tym, jak nieosiągalna jest dla niego osoba panicza, raniła jego serce jak grot włóczni.

Co jest złego w kochaniu? - pytał samego siebie, kiedy o wschodzie słońca wśród porannej mgły rąbał drewno na opał, a przez mróz z jego ust co i raz wydostawał się obłoczek pary.

Zimno, przepracowanie i smutek ciążący mu na sercu był niczym, bo gdzieś głęboko nadal żyła nadzieją, że lada chwila panicz Baekhyun wróci. Że zaciśnie swoje kruche ramiona wobec szyi Chanyeola i wtuli się w niego tak jak wtedy, gdy ogrodnik pomagał mu zsiąść z konia.

Chanyeol lubił w myślach wracać do tej sytuacji. To wtedy pierwszy raz mógł poczuć przy sobie ciepło ciała panicza, jego drobną budowę i dziewczęce wcięcie w talii.

Panicz Baekhyun sprawiał, że w Chanyeolu budziła się dusza rycerza, pragnącego chronić damę swojego serca.

Rąbiąc drewno i próbując uciec myślami od przerażającego zimna, ogrodnik uświadamiał sobie po raz kolejny jak paskudnie się zakochał. Słodko-gorzkie uczucie do reszty niszczyło jego duszę, a świadomość tego, że nad delikatnym paniczem wisi widmo aranżowanego małżeństwa, doprowadzała mężczyznę do szaleństwa.

Chciał trzymać delikatne ciało w swoich ramionach.

Chciał choć raz dotknąć swoją szorstką, spracowaną dłonią anielsko gładkiego policzka Baekhyuna.

Chciał subtelnie poczuć dotyk małych rąk panicza i bez reszty rozpłynąć się od ich dotyku.

Tylko raz. Tylko raz, nim ich wspólny czas się skończy.

Końskie kopyta zatupały na usypanym drobnymi kamykami podjeździe, a woźnica głośnym okrzykiem przywołał je do porządku. W tym samym momencie Baekhyun wybudził się z koszmaru, w którym stał na kościelnym ołtarzu z panienką Kim, wystrojoną w suknię ślubną. W snach ujawniały się jego największe lęki.

- Jesteśmy na miejscu, hyung - powiedział Sehun z troską w głosie.

- Ach - westchnął Baekhyun, kładąc dłoń na karku, bolącym od spania w niewygodnej pozycji. - Długo spałem?

- Całą drogę, hyung - odparł młodszy brat, uśmiechając się delikatnie.

- Cóż, byłem zmęczony - mruknął Baekhyun, wstając z siedzenia i za pomocą lokaja wysiadając z powozu.

Sehun wyskoczył z pojazdu tuż za nim, radośnie dotrzymując mu kroku. Pomimo różnicy wieku, młodszy górował nad nim wzrostem, przez co Baekhyun jeszcze bardziej wyglądał jak adoptowane dziecko. Przy Sehunie ujawniały się wszystkie cechy, różniące go od przyszywanych rodziców, lecz nie przejmował się tym. Tak długo, jak nie przynosił rodzicom wstydu, tak długo był dumny ze swojego nazwiska.

Zimny powiew wiatru sprawił, że Baekhyun mocniej zacisnął szalik na swojej szyi i przelotnie spojrzał na zegarek, wiszący na srebrnym łańcuszku.

10:34

- Pora śniadaniowa - wymruczał pod nosem, ale nie myślał wcale o śniadaniu podawanym w jadalni. Jego myśli uciekały ku ogrodnikowi i planowi ukradnięcia z kuchni kilku smakołyków, którymi mógłby go poczęstować.

- Jesteś głodny, hyung? - spytał Sehun.

- Nie, Hunnie - pokręcił głową Baekhyun, starając się zatuszować wyraz tęsknoty na swojej twarzy. - A ty?

- Bardzo - uśmiechnął się chłopiec. Jego dziecięca naiwność i delikatny chłopięcy urok często rozczulały Baekhyuna, lecz zdarzały się też chwile, w których te uczucia zastępowała irytacja. - Hyung, możemy porozmawiać?

Baekhyun zatrzymał się w połowie drogi, pokonując wysokie stopnie, prowadzące do wejścia barokowej budowli. Na twarzy chłopca błąkała się niepewność i zawstydzenie, jakby niewidzialna bariera powstrzymywała go przed zapytaniem o interesujące go kwestie.

- Tutaj? - spytał starszy z braci, zrażony zimnem i chęcią jak najszybszego podarowania Park Chanyeolowi ciepłych wypieków z kuchni.

- Nie chcę, żeby ktoś słyszał - przyznał cicho Sehun, a po chwili milczenia dodał: - Chodź, hyung.

Bez zbędnych wyjaśnień pociągnął starszego w głąb ogrodu, za róg wielkiej posiadłości państwa Oh. Ukryli się w krzewach róż, które o tej porze roku sprawiały wrażenie martwych i skostniałych. Zupełnie jak serce Baekhyuna umierające z miłości do Park Chanyeola.

- Co cię niepokoi, Sehunnie? - spytał, widząc zakłopotanie na twarzy przyszywanego brata.

- Hyung... - zaczął chłopiec, a jego przyciszony głos zmieszał się z szumem mroźnego, styczniowego wiatru. - Kochasz panienkę Kim?

Żołądek Baekhyuna boleśnie ścisnął się na wspomnienie wymuszonego uśmiechu dziewczyny i jej pustych, wyprutych z emocji oczu. Czy byłby chociażby w stanie pokochać kogoś, kto ciągle udaje, by zadowolić swoją matkę? Kogoś, kto jest jedynie marionetką w rękach nadgorliwych rodziców?

- Nie - odpowiedział Baekhyun, a słowo uleciało z jego ust wraz z wydechem.

- Nie? - Sehun zmarszczył brwi.

Starszy panicz poczuł się tak, jakby przyznawał się do popełnienia błędu.

- Nie, Sehunnie - powiedział, dla potwierdzenia swoich słów. - Nie kocham jej. Nawet jeżeli bym chciał, ja... Ja nie potrafiłbym... Ja... Kocham kogoś, Sehunnie.

Oczy młodszego zrobiły się niemal trzy razy większe. Oddech ustał w dziecięcych płucach Sehuna, a jego usta uchyliły się, prezentując jego zaszokowanie. Jak mógłby spodziewać się po swoim przykładnym bracie czegoś takiego?

- Naprawdę, hyung?

Czym była miłość?

Jak młody Sehun mógłby ją opisać, skoro nie spotkał się nigdy z prawdziwą miłością?

Jak Baekhyun mógłby przybliżyć mu swoją sytuację, zachowując w tajemnicy obeność Chanyeola w jego życiu? W jego myślach. W jego sercu.

Jego oczy pragnęły zobaczyć zgarbioną sylwetkę ogrodnika, zajętego rąbaniem drewna. Jego dłonie chciały poczuć szorstkie, twarde dłonie Chanyeola i poczuć ciepło jego masywnego, mocnego ciała poranionego bliznami i rozcięciami, będących pamiątkami po wypadkach przy pracy. Pragnął jego bliskości. Jego widoku. Jego słodkiej troski i słów, które do niego mówił. Pragnął prawdziwego Park Chanyeola, w którym był bez reszty zakochany.

- Tak, Sehunnie.

- Ale... ale w kim, hyung?

Baekhyun ciężko westchnął, czując ukłucie w sercu, na samą myśl o tym, że nie może wyznać prawdy nawet najbardziej zaufanej osobie.

- Nie mogę ci powiedzieć, Sehunnie.

- Hyung, proszę.

- Nie - powiedział ostrzej. - Być może, kiedy będziesz starszy... Być może wtedy zrozumiesz.

Młodszy z rodzeństwa spuścił wzrok na czubki swoich lakierowanych kozaczków i westchnął jak skarcone dziecko. Kosmyki ciemnych włosów opadły na jego małe oczy, w których igrały radosne ogniki, a małe dłonie wsunęły się w kieszenie ciemnego kożuszka.

- Hyung - zaczął znów z pewną dozą niezdecydowania w głosie. - Skąd wiesz, że... że kochasz tę osobę?

- Słucham?

Sehun podniósł wzrok. Jego brwi było zmarszczone. W oczach pełno było zawahania.

- Jak to jest k-kochać, hyung.

Baekhyun uśmiechnął się kącikiem ust, rozczulony dziecięcą naiwnością. Sehunnie, gdyś tylko wiedział jak bardzo boli mnie serce i jak trudno oddychać, kiedy tęsknota za ukochaną osobą wbija się we mnie jak ciernie.

- Kochać to... - zaczął, a jego głos złamał się. - Kochasz kogoś, jeżeli wiesz, że ta osoba zastąpi ci wszystkich, ale... ale nikt nie zastąpi ci tej osoby.

Zakończył cicho, mając ochotę płakać tak długo, aż gorące łzy zaprowadziłyby go w kierunku małej chatki Park Chanyeola. Chciał szlochać tak długo, aż silne ramiona ogrodnika nie ukryją go w ciepłym, bezpiecznym uścisku, w którym zapomni o wymagającej matce, ojcu, bracie i innych ludziach, których nieustannie oszukuje. Wszyscy oni trwali w iluzji, wierząc w to, że serce Baekhyuna jest czyste i skore do pokochania panienki, która swoją fałszywością zatruwała paniczowi powietrze.

- Hyung, ty płaczesz - powiedział niemal szeptem młodszy, opuszką dziecięcego palca dotykając wilgotnego policzka Baekhyuna. - Hyung...

- Nie mów matuli, Sehunnie - powiedział starszy, patrząc bratu prosto w oczy. - Nie wolno ci nikomu o tym powiedzieć, dobrze? Nikomu. Nawet rodzicom... Zwłaszcza rodzicom.

- Nie powiem, hyung.

- Przysięgnij.

Chłopiec ustał prosto, kładąc małą, dziecięcą dłoń na piersi i z powagą żołnierza, składającego pierwsze śluby powiedział: "Przysięgam".

To wystarczy, pomyślał wzruszony Baek. Nie powie im ani słowa.

- Sehunnie - zaczął. - Mam do ciebie jeszcze jedną prośbę.

- Jaką, hyung? - dziecięce oczy młodzieńca zajaśniały iskierkami ciekawości.

- Pójdź do kuchni i przynieś mi szybko kilka drożdżówek i rogalików, dobrze? Tylko zrób to tak, aby nikt cię nie zauważył. Musisz być przyczajony jak duch.

Młodszy ochoczo skinął głową, a po chwili spojrzał na brata z pewną dozą obaw.

- Zamierzasz zjeść je tutaj, hyung?

- Nie - odpowiedział z cichym śmiechem Baekhyun. - To będzie nasza tajemnica, dobrze? Po prostu mi je przynieś i postaraj się, aby nikt cię nie zobaczył.


__________________________

Rozdział nie został jeszcze sprawdzony, ale myślę, że wyszedł wyjątkowo dobrze i bardzo chciałam się nim podzielić.

Błagam, dobijmy tu do 100 gwiazdek. Będę bardzo szczęśliwa.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top