Rozdział IX

Koła powozu zatrzeszczały na żwirowanym podjeździe pod imponującą posiadłością babci Baekhyuna. Pałacyk w kolorze kości słoniowej z pozłacanymi płaskorzeźbami na ścianach i barokowymi kolumienkami przy wejściu. Niebo było szare, śnieg perfekcyjnie biały, a suknia jego matki mieniła się odcieniami złota i pudrowego różu. Pomimo tego, co opiekunka powiedziała wczorajszego wieczora, Baekhyun musiał pojawić się na bankiecie. Państwo Oh mieli w końcu dwóch synów. Jaki byłby więc sens chwalić się przed śmietanką towarzyską tylko młodszym z nich? 

- Przyjęcie zacznie się za pięć minut - kobieta poprawiła czarne loki, upięte w wysoki kok.

- Bez obaw - odpowiedział ojciec, jak zwykle zachowując powagę. - Zdążymy.

- Przecież dobrze wiesz, że twoja matka nie toleruje spóźnień - westchnęła przejęta brunetka, nim woźnica otworzył drzwi powozu.

Słońce chyliło się już ku zachodowi. Na pozłacanym zegarku Baekhyuna wskazówki wskazywały godzinę ósmą wieczorem. Właściwe świętowanie rozpocznie się dopiero za cztery godziny, kiedy to rok 1877 przeminie, ustępując miejsca 1878.

- Denerwujesz się? - spytał Sehun, idąc ramię w ramię obok Baekhyuna.

- Czym? - starszy spojrzał na niego z dołu.

- Tym... wszystkim - westchnął wyższy.

- Nie, a ty? - skłamał Baekhyun. W rzeczywistości naprawdę się denerwował.

Każdy większy bankiet czy spotkanie rodzinne wiązało się ze stresującymi rozmowami z członkami rodziny, dłużącym się siedzeniem przy stole i wieloma innymi rzeczami, których wolał uniknąć. Zdecydowanie lepiej czułby się mając przy swoim boku Chanyeola.

- Denerwuję się - westchnął Sehun. - Wiesz jaka jest babcia.

Baekhyun w milczeniu pokiwał głową i spuścił wzrok na czubki swoich czarnych lakierek.

Całą rodziną w otoczeniu tragarzy, służby i lokajów pokonali schody i wkroczyli olbrzymimi drzwiami do wnętrza jasnej posiadłości w barokowym stylu. W holu powitała ich babcia, która ucałowała czoła Sehuna i Baekhyuna, krzywo patrząc przy tym na ich matkę. Łatwo można było wywnioskować, że nie darzy swojej synowej zbyt dużą sympatią.

Baekhyun naprawdę szanował swoją babcię. Była poważną, zdystansowaną kobietą, która sama zapracowała na swój sukces i z małą pomocą męża stała się książkowym przykładem prawdziwej arystokratki. Była wysoka, a jej śnieżnobiałe włosy spięte były zawsze w schludny kok. Nosiła zwiewne suknie i odświętną biżuterię, nawet bez okazyjnie, ale nigdy nie śmiała chwalić się swoim sukcesem i porównywać do reszty. To właśnie odróżniało ją od przyszywanej matki Baekhyuna i sprawiało, że chłopak darzył swoją babcię szczególnym szacunkiem.

Krótkie przywitanie z resztą gości, lampka słodkiego wina i kolacja, podczas której Baekhyun rozdzielił się z Sehunem. Młodszy brat zasiadł przy stole z resztą młodszych, a Baekowi pierwszy raz przypadło zaszczytne miejsce przy stole dorosłych. Tego właśnie obawiał się najbardziej.

- Byun Baekhyun - wysoki dżentelmen o siwiejących już włosach w lśniącym garniturze i muszce zmierzył chłopaka zainteresowanym spojrzeniem. - Jak na adoptowane dziecko charakterem bardzo przypominasz swojego ojca.

Przyszywany ojciec Baekhyuna zajęty był rozmową z innym dżentelmenem, więc z pewnością nie usłyszał tej kontrowersyjnej uwagi.

- Dziękuję, sir - odpowiedział Baekhyun, starając się powstrzymać drżenie głosu. Musiał zachować należytą powagę, by nie przynieść wstydu rodzicom, jednak nie mógł przestać myśleć o Park Chanyeolu, który pewnie spędzał Nowy Rok pracując.

Park Chanyeol.

Biedny, spracowany Park Chanyeol.

Baekhyun próbował go porównywać do młodych dżentelmenów obecnych na kolacji i musiał przyznać, że jego przyjaciel jedynie lekko od nich odbiegał. Park Chanyeol był jego własnym dżentelmenem bez garnituru, a myśl o tym wywoływała nieskrępowany uśmiech na jego twarzy. 

- Niedługo kończysz siedemnaście lat, prawda, paniczu? - spytała dama, siedząca tuż obok mężczyzny, który jeszcze niedawno rozmawiał z Baekhyunem. Miała imponującą fryzurę, a jej pełne usta podkreślone były krwistoczerwoną szminką.

- Tak, zgadza się - Baekhyun skinął głową.

Nie lubił pytań. Naprawdę nie lubił pytań.

- To odpowiedni czas na małżeństwo - klasnęła w dłonie kobieta, sprawiając, że łyk słodkiego wina zatrzymał się w gardle Baekhyuna.

- Tak, to prawda - odpowiedział, starając się ukryć ból.

W ciągu siedemnastu lat swojego życia nauczył się, że jeżeli dama pyta o cokolwiek, warto jedynie potakiwać.

- Tak przystojny młodzieniec twojego pokroju z pewnością obrał już sobie damę serca. Mam rację? - kobieta zatrzepotała gęstymi rzęsami.

- Um... miałem zaszczyt poznać wiele pięknych panienek, lecz żadna nie okazała się jeszcze tą jedyną - odparł, starając się powstrzymać drżenie głosu. Nigdy nie umiał kłamać. Dlatego też wolał trzymać się bezpiecznych tematów, przy których nie musiał się posuwać do kłamstwa. 

- Nie ma piękniejszej rzeczy na świecie, niż młoda miłość - wtrąciła się matka Baekhyuna.

- Tak - mruknął pod nosem Baekhyun, wpatrując się w ciemną ciecz, wypełniającą jego kieliszek. Myślał o sobie i Chanyeolu. Czy ich młoda miłość również byłaby najpiękniejszą rzeczą na świecie?

Wszystkie pary znane Byunowi tworzyły kobieta i mężczyzna. W kręgach arystokratycznych miłość obowiązywały ścisłe, utarte schematy. Młody arystokrata poznaje młodą arystokratę. Koniecznie z arystokratycznej lub szlacheckiej rodziny. Nigdy z burżuazji czy niżej postawionych szczebli społecznych. Następnie kilka spotkań, rozmów, wspólny taniec. Później już tylko samo udawanie. Zaręczyny. Kolacja zaręczynowa. Ślub. Później huczne wesele. Rodzina arystokratki zostawia jej posag, a rodzina arystokrata przyjmuje parę pod swój dach. Dalej nie ma już miejsca na odwrót. Czasami pary rozwodzą się jeszcze przed urodzeniem pierwszego dziecka, jednak rozwód nigdy nie jest z winy kobiety.

Te schematy dobijały młody, pragnący się rozwijać umysł Baekhyuna. Męczyły jego usychające z miłości serce. Sprawiały, że miał ochotę płakać, bo jego miłość przekraczała wszelkie schematy. Kochał mężczyznę. Mężczyznę z niższych klas społecznych. Sierotę.

Czy ich miłość miała jakiekolwiek szanse, aby przeżyć?

Jak mocno Baekhyun zostałby zbesztany, gdyby o jego uczuciach dowiedziała się matka?

- Matulo - odezwał się słabym głosem, przerywając opiekunce w rozmowie z damą z naprzeciwka.

- Co się dzieje, Baekhyunnie? - kobieta obdarzyła go krótkim, słodkim uśmiechem. Baekhyun wiedział, że jest taka tylko w otoczeniu śmietanki towarzyskiej.

- Muszę się przewietrzyć - wyjaśnił panicz.

- Nie oddalaj się zbyt daleko - powiedziała troskliwie matka, zgrywając czułą i opiekuńczą. - I wróć na salę przed północą. Chyba nie chcesz przegapić życzeń noworocznych i szampana?

- Oczywiście, że nie chcę - wymusił uśmiech, nim zniknął za drzwiami.

Łatwo znalazł wyjście do ogrodu. Po drodze wyminął buchające śmiechem i dyskutujące grupki dam i dżentelmenów, kierując się do najbardziej odległej części wielkiego ogrodu, wypełnionego żywopłotami o bajecznych kształtach zwierząt i figur geometrycznych. Przeszedł miękkim trawnikiem obok tryskającego fontanną oczka wodnego i zatrzymał się na chwilę, zauważając znajomą sylwetkę.

- Panienka Kim?

Dziewczyna drgnęła, ściskając w ubranych w koronkowe rękawiczki dłoniach jedwabną chusteczkę. Po jej bladej, pociągłej twarzy toczyły się duże łzy, choć starała się je ocierać, zanim zniszczą przesadzony makijaż.

- Panicz Byun?

Baekhyun nigdy nie widział panienki Kim płaczącej. Nie widział też jej uśmiechu, ani innych wyrazów jej twarzy. Ciągle widział tylko tą zimną obojętność. Może to właśnie przez tą obojętność sprawiała wrażenie tak zimnej i oschłej? Może dlatego wydawała się taka odpychająca? 

- Czy coś się stało? - oparł się o brzeg rzeźbionej z kamienia fontanny, zachowując odległość od skulonego ciała dziewczyny.

- Nie, nie - zaprzeczyła szybko. - To alergia.

Baekhyun słyszał kiedyś od swojej matki, że panienka Kim już od uroczenia była nadzwyczaj chorowitym dzieckiem, jednak widział, że płacz dziewczyny był szczery. Nie kryła się za nim żadna wymówka.

- Umiem odróżnić płacz od alergii - powiedział, a jego głos zabrzmiał bardziej opryskliwie niż w rzeczywistości chciał.

Minęły minuty ciszy. Wschodzące gwiazdy mieniły się w drogiej biżuterii przyszłej żony Baekhyuna. Cisza zakłócana była odległym echem rozmów i melodią Chopina, wygrywaną na pianinie w głównej jadalni. 

- Paniczu Byun? - zaczęła panienka Kim.

Baekhyun zwrócił głowę w jej stronę.

- Słucham.

- Czy tylko ja nie chcę naszego ślubu? - powiedziała cicho, jakby wstydziła się tego wyznania.

Baekhyun uśmiechnął się smutno, ciesząc się jednocześnie tym, że nie tylko on czuł się zmuszony do małżeństwa. Jednak coś łączyło go z z pozoru oschłą panienką Kim. 

- Nie, nie tylko ty, panienko Kim - powiedział, a jego wzrok powędrował do gwiazd zdobiących nieboskłon. Czy Chanyeol patrzył teraz na te same gwiazdy?

- Byłam wychowywana z myślą o tym, że kiedyś zostanę wyprawiona z rodzinnego domu - głos dziewczyny łamał się z każdym słowem. - Dostanę posag, błogosławieństwo rodziców i zwyczajnie wyjdę za mąż. Kiedyś myśl o tym nie była tak straszna jak teraz.

- Tak - mruknął Baekhyun. - W pełni się z tym zgadzam.

- Być może, gdybym kochała... Być może byłoby mi łatwiej.

Baekhyun rzucił jej krótkie spojrzenie.

- Kochałaś kogoś kiedykolwiek?

- W taki sposób? - spytała dziewczyna, ocierając nos.

Baekhyun skinął głową.

- Staram się kochać tylko tych, których poleca mi matka - wyznała.

- Więc nigdy nie kochałaś prawdziwie - odparł Baekhyun, przystępując z nogi na nogę, przez zimny wiatr i mróz szczypiący jego policzki.

- Nie umiem zrobić czegoś, co zraniłoby moją matkę.

- Więc wolisz robić coś, co rani ciebie?

Panienka Kim spojrzała na niego pustym wzrokiem.

- Więc co powinnam zrobić? Uciec?

Baekhyun wielokrotnie słyszał o ucieczkach z domu wielu szlacheckich dzieci, lecz problem ten był dla niego zbyt odległy, aby sam zaczął się nad nim rozwodzić. Było to coś, co zwyczajnie go nie dotyczyło, bo nigdy jeszcze nie miał powodu, aby nawet myśleć o opuszczeniu ciepłych progów domostwa. Teraz jednak, kiedy obudziła się w nim żądza wolności zaczął rozważać wszystkie "za" i "przeciw". Czy uciekając z domu mógłby być wolny? Czy uciekając z domu z Chanyeolem mógłby być kochany?

- Paniczu?

Brunet drgnął, wyrwany z zamyślenia.

- Wracajmy do środka. Jest zimno - powiedział, biorąc panienkę Kim pod ramię.

Nawet podczas składania życzeń noworocznych i picia musującego szampana, nie mógł przestać myśleć o kuszącej wizji ucieczki z domu.

Myśl o małym, uroczym domku na wsi, gdzie nikt nigdy by go nie znalazł. Ukryłby się tam z Chanyeolem. Ogrzewaliby się drewnem zbieranym w lesie i żywili uprawianymi w niewielkim ogródku warzywami. Może założyliby mały kurnik? Posadzili w ogrodzie słodko pachnące kwiaty?

Wraz z cichnącą melodią Nocturne No. 2 tęsknota za Chanyeolem pozostawała wyparta przez plany o sekretnej ucieczce.   

_________________________________

W końcu udało mi się dokończyć ten rozdział, a wszystko to dzięki Waszym komentarzom. 

Wybaczcie, że trochę zaniedbałam tę serię.

Zostawcie swoje opinie, abym miała motywację, by napisać ciąg dalszy. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top