Rozdział IV
Czas płynął powoli, podczas, gdy każdy dzień wypełniony był śmiechem i radością. Podczas nieobecności rodziców zarówno Baekhyun jak i Sehun mogli pozwolić sobie na więcej swobody, co starszy wykorzystał, by częściej spotykać się z Park Chanyeolem, który każdego poranka już czekał na niego na polanie, oglądając wschód słońca. To właśnie to miejsce stało się ich miejscem spotkań.
- Um... Chanyeol? - wydukał panicz pewnego popołudnia, spotykając wysokiego ogrodnika w stajni, kiedy ten pomagał Sehunowi zając się końmi. - Co ty tu robisz?
Wyższy przerwał rozczesywanie grzywy białego rumaka z siwymi plamami na grzbiecie, zerkając na chłopaka z lekkim uśmiechem.
- Nie wiedziałeś, że poza ogrodem zajmuję się też stajnią, paniczu? - spytał, wyraźnie zdziwiony.
- Ugh, umawialiśmy się, że nie będziesz mnie tak nazywał - niższy wywrócił oczami, opierając się o próg boksu dla konia.
- W towarzystwie innych wolę pozostać przy formalnych zwrotach, paniczu - szepnął, znacząco mrugając w stronę Baekhyuna.
- Przy innych? - spytał chłopak, nie zauważając nikogo wokół.
- Twój brat - wyszeptał znów Chanyeol, na powrót zajmując się pielęgnacją końskiej grzywy. - Jest w boksie obok.
- Uch - zmarszczył brwi Baekhyun.
- Lepiej, żeby nie wiedział, paniczu.
- Lepiej, żeby nikt nie wiedział - powiedział brunet bardziej do siebie, niż do swojego towarzysza.
Jak na zawołanie tuż obok Baekhyna pojawiła się szczupła sylwetka jego młodszego brata, ubranego w schludny i wygodny strój do jazdy konnej. Na jego długich, smukłych nogach opiętych czarnymi spodniami błyszczały wysokie do połowy łydki skórzane buty z połyskującymi, srebrnymi sprzączkami. Spod pokrytego zamszem kasku jeździeckiego wystawały niesforne kosmyki ciemnych, roztrzepanych włosów, a na twarzy chłopca widniał szeroki uśmiech.
- Hyung? Nie spodziewałem się ciebie tutaj - rzekł Sehun, przejmując z rąk Chanyeola szczotkę i samodzielnie zaczynając rozczesywać grzywę rumaka.
- Szukałem cię. Chciałem ci przekazać, że rodzice wracają dopiero za trzy dni - powiedział Baekhyun, z trudem powstrzymując podejrzany uśmiech, spowodowany obecnością Chanyeola. - Ich wyjazd się przedłuży. Mają problem ze znalezieniem wolnego promu, który pomieści wszystkie bagaże.
- Racja, pewnie kupili mam mnóstwo prezentów - mruknął Sehun, pochłonięty zajmowaniem się zwierzęciem. - Może pojedziesz razem ze mną i Chanyeolem na przejażdżkę do lasu, hyung?
- O tej porze? - Baekhyun zmarszczył brwi.
- Spokojnie. Ja i Chanyeol dobrze jeździmy i zdążymy wrócić - młodszy uśmiechnął się przekonująco.
- Gorzej ze mną - westchnął brunet.
- Nie daj się prosić, hyung - Sehun beztrosko pogłaskał konia po boku. - Idź się przebrać, a my w tym czasie przygotujemy twojego konia, okay?
- Nie jestem pewny - Baekhyun wbił spojrzenie w czubki swoich butów.
- Nie daj się prosić, paniczu - odezwał się wtedy Chanyeol z pokrzepiającym błyskiem w oku, a brunet był już niemal pewny, że nie potrafi odmówić.
✖ ✖ ✖
Kilka kwadransów później trzy wypielęgnowane i przygotowane do jazdy konie stały na podjeździe, od czasu do czasu nerwowo przebierając kopytami.
- W końcu! - westchnął głośno Sehun, kiedy po dłużącej się półgodzinie Baekhyun opuścił dom w dopasowanym stroju jeździeckim, którego nie używał już od dłuższego czasu. Na jego twarzy widać było niepewność, jednak ustąpiła ona miejsca ekscytacji, kiedy zauważył czekającego na niego Chanyeola, uśmiechającego się przyjaźnie. Wtedy przypomniał sobie też o Sehunie i o fakcie, iż ich przyjaźń musi pozostać tajemnicą.
- Przepraszam, że tak długo - uśmiechnął się przepraszająco Baekhyun.
- W porządku, hyung - Sehun pociągnął lejce swojego białego rumaka. - Jedźmy już.
Podczas, gdy młodszy brat Baekhyuna i Chanyeol żwawo wskoczyli na konie, brunet nie miał już tyle szczęścia i łatwo zauważył, że nauka jazdy w dzieciństwie poszła w las. Przez kilka lat, podczas których praktycznie nie miał styczności z końmi zapomniał nawet w jaki sposób wsiąść.
- Poważnie, hyung? - roześmiał się Sehun. - Przełóż nogę przez jego grzbiet, podpierając się na...
- Spokojnie, paniczu - przerwał mu Chanyeol. - Panicz Baekhyun potrzebuje pomocy.
Serce bruneta zatrzymało się, gdy Park elegancko zeskoczył ze swojego karego konia i podszedł do niego, stając w odległości jedynie kilku centymetrów.
- Spokojnie, paniczu Baekhyun - powtórzył, najwyraźniej widząc rumieńce na policzkach chłopaka i wyczuwając jego przyśpieszony oddech. - Podsadzę cię, a potem przełożysz nogę przez grzbiet i złapiesz się lejców, rozumiesz?
Baekhyun z trudem wyrwał się z zamyśleń i energicznie pokiwał głową, by już chwilę później poczuć duże dłonie ogrodnika na swoich bokach. W trakcie tych ulotnych chwil niemal zapomniał jak się oddycha i z trudem przypomniał sobie o tym, że powinien złapać się lejców, kiedy finalnie usiadł chwiejnie na gniadym rumaku o pięknej czarnej grzywie.
- Gotowe - uśmiechnął się Chanyeol, zabierając dłonie z jego boków. Jego uwadze nie uciekły oczywiście soczyste rumieńce na bladych policzkach panicza.
- Ruszajmy już! - rozkazał Sehun, nim wszyscy ruszyli, kłusem przemierzając polne szosy.
Wiatr muskał lekko jego skórę, kiedy jadąc tuż obok Chanyeola przyglądał mu się przelotnie, podziwiając przy tym jak prosto i elegancko siedzi na swoim karym rumaku, poruszającym się z wrodzoną gracją.
Chanyeol również nie przegapił żadnej okazji, by przelotnie spojrzeć w stronę Baekhyuna jadącego nieco z tyłu. Usprawiedliwiał się tym, że zwyczajnie bał się o bezpieczeństwo panicza i z tego powodu tak często zerkał w jego stronę, jednak w rzeczywistości sam nie wiedział dlaczego sylwetka wątłego chłopaka przyciągała jego oczy jak magnez.
Kiedy Sehun puścił się cwałem poprzez okoliczne pagórki, Baekhyun ostrzegł go tylko, aby na siebie uważał, a sam został z Chanyeolem galopując sobie powoli tuż przy granicy gęstego lasu, porastającego większość sąsiednich ziem.
- Ściemnia się - zauważył Baekhyun, kiedy ukośne promienie zachodzącego słońca oślepiły go lekko. - Powinniśmy się zbierać.
- Daj paniczowi Sehunowi się wyszaleć - zaśmiał się Chanyeol, zwalniając tak, aby jechać ramię w ramię z brunetem. - Jazda konna to jego żywioł.
- Jeździ odkąd dostał pierwszego kucyka na czwarte urodziny - uśmiechnął się Baekhyun.
- A ty, paniczu?
- Nie nazywaj mnie per panicz - przewrócił oczami Baekhyun. - Przecież nikogo tu nie ma. Mój brat jest po drugiej stronie lasu.
- Trudno jest pokonać przyzwyczajenia, Baekhyun - uśmiechnął się pod nosem wyższy, nie ogrywając wzroku od przyjaciela. - Twoje imię nadal brzmi obco w moich ustach.
- Nieprawda. Brzmi... ładnie - odparł nieco speszony brunet.
- Jak wolisz - Chanyeol ściszył głos. - Och, miałem zapytać od kiedy jeździsz.
- Od dziecka, ale niezbyt lubię konie - przyznał chłopak.
- Więc niezbyt często jeździsz?
- Owszem. Staram się unikać koni - Baekhyun przechylił lekko głowę w bok. - Nie przekonują mnie.
- To tłumaczy dlaczego nie potrafiłeś nawet wsiąść - uśmiechnął się łagodnie Chanyeol.
- Na szczęście nijaki pan Park przybiegł mi z pomocą - odwzajemnił uśmiech Baekhyun, nim ich małą chwilę dyskrecji przerwał odgłos kopyt konia Sehuna.
- Od zachodu idą chmury. Wracajmy, jeżeli nie chcemy zmoknąć - rzekł chłopiec, obracając się na rumaku wokół własnej osi. - Szczególnie ty, braciszku - zaśmiał się, zerkając na Baekhyuna. - Oboje wiemy jak źle znosisz deszcz.
- Co masz na myśli, paniczu? - spytał Chanyeol, kierując konia w stronę drogi.
- Baekhyun często choruje. Podczas naszego pobytu w Anglii połowę wyjazdu spędził w łóżku z gorączką - wyjaśnił.
- Ach, rozumiem - Park spojrzał ze współczuciem na wątłe ciało Baekhyuna, ściskającego w chudych palcach lejce i poczuł, że powinien dodatkowo dbać o ten wyjątkowo delikatny organizm.
✖ ✖ ✖
Kiedy dojechali do posiadłości słońce zaszło całkowicie, pozostawiając po sobie granatowe niebo z ciemnymi, deszczowymi chmurami.
- Całe szczęście, że zdążyliśmy przed ulewą - uśmiechnął się Sehun, zeskakując z rumaka. - Pójdę zająć się Caspianem - rzucił na odchodnym, prowadząc swojego konia w stronę stajni.
Baekhyun w tym czasie próbował rozgryźć w jaki sposób może bezpiecznie zsunąć się z konia, a widzący to Chanyeol powstrzymał rozbawienie i zszedł ze swojego rumaka, by po chwili stanąć tuż przy zwierzęciu Baekhyuna i w geście pomocy wyciągnąć w jego stronę dłoń.
- Co robisz, Chanyeol? - Baekhyun zmarszczył brwi.
- Chcę ci pomóc, paniczu.
Patrząc w oczy mężczyzny, brunet czuł, że nie może odmówić i ostrożnie podał mu rękę, czując jak długie, szorstkie palce Chanyeol obejmują ją delikatnie, a jednocześnie zdecydowanie. Uśmiechnął się niepewnie, przekładając nogę przez grzbiet konia i zsunął się prosto w objęcia wyższego chłopaka, na chwilę mimowolnie zatrzymując się w jego ramionach i obejmując mocno jego szyję. Park tymczasem, czując przy sobie upadające w dół ciało panicza przyciągnął go do siebie i objął ramieniem jego talię, powstrzymując go przed upadkiem, a dopiero po chwili orientując się, iż ramiona bruneta oplatują mocno jego szyję.
- Paniczu - wyszeptał, choć zdecydowanie nie miał ochoty przerywać tej chwili bliskości.
Baekhyun najwyraźniej również nie. W ramionach Parka czuł się wyjątkowo, bezpiecznie i tak cudownie wygodnie. Zupełnie jakby objęcia Chanyeol były miejscem, w którym od dawna powinien się znaleźć.
- Baekhyun - wyszeptał znów Park, a wtedy panicz raptownie opamiętał się i odskoczył się oparzony od wyższego mężczyzny, czując ogniste rumieńce, palące jego policzki, oraz stado motyli, trzepoczących w jego brzuchu tak, jak opisywali to w miłosnych powieściach dla kobiet, które czytał.
- Przepraszam - wymruczał, odwracając wzrok.
- Um... nie, to ja przepraszam - odezwał się Park. - Lepiej już pójdę.
- Racja, ja też - zająknął się Baekhyun, powoli kierując ku głównym drzwiom. - Do widzenia, panie Park.
- Miłej nocy, paniczu.
I tak obaj rozeszli się do swoich dwóch, zupełnie innych światów, ciągle wracając wspomnieniami do ciepłego uścisku pełnego czułość, wrażliwości i wzajemnej troski. Uścisku, który również musiał pozostać ich tajemnicą.
__________________________
Obiecałam, więc jest. Mam nadzieję, że trafi się kilka motywujących komentarzy lub coś.
Kocham Was.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top