Rozdział III

Baekhyun uśmiechał się nieustannie, podczas, gdy wysoki ogrodnik prowadził go pomiędzy ogrodowymi krzewami i klombami kwiatów. Nie wiedział, co też mężczyzna chce mu pokazać, jednak był niemal przekonany, że będzie to coś wyjątkowego. Ufał mu, pomimo tego, że ich znajomość nie była zbyt długa.

- Daleko jeszcze? - spytał, zmęczony wchodzeniem pod górkę. Jako wychowany na salonach panicz nie miał zbyt dobrej kondycji.

- To tutaj - Chanyeol uśmiechnął się dumny z siebie, stając przodem do oniemiałego Baekhyuna, który jedynie rozglądał się wokół zdezorientowany. Jego zachowanie wyraźnie bawiło mężczyznę. - Odwróć się.

Baekhyun spojrzał na niego, marszcząc lekko brwi. Czyżby poznany kilka dni temu ogrodnik go oszukał?

- Nie ma tutaj nic specjalnego - wywrócił oczami, naciągając mankiety bawełnianej marynarki na zmarznięte dłonie.

- Odwróć się - powtórzył Chanyeol, a niższy wykonał polecenie, mrużąc przy tym oczy, od piekących promieni słońca.

Z jego ust uleciało cicho westchnienie, kiedy zauważył widok z dość wysokiego pagórka na tyłach ogrodu. Tarcza wschodzącego słońca rzucała długie przebłyski na całą posiadłość, odbijając się w szybach okien i tafli jeziorka. Wszystkie barwy natury ustępowały palącej żółci i pomarańczy, pomieszanej z nutą czerwieni, sprawiając, że cała sceneria wyglądała jak żywcem wyjęta z bajki, które Baekhyun czytał w dzieciństwie.

- Jejku - westchnął tylko. - Nigdy nie widziałem tak dokładnie wschodu słońca.

- Ja nigdy nie widziałem, żeby jakikolwiek panicz był tak wrażliwy na punkcie natury - głos Parka zagrzmiał tuż za plecami Baekhyuna.

- Sugerujesz mi, że poznałeś już wielu paniczów? - spytał z zabawną podejrzliwością Baekhyun, odwracając się twarzą do wyższego mężczyzny, który jedynie zaśmiał się dźwięcznie.

- Mam na myśli to, że większość spadkobierców i paniczów nie przejmuje się czymś takim jak przyroda - wyjaśnił Chanyeol. - Pracowałem w wielu domach i na wielu dworkach, więc mam duże doświadczenie w obcowaniu z wyżej urodzonymi.

- Ach, rozumiem - pokiwał głową Baekhyun. - A czy z każdym z tych paniczów oglądał pan wschód słońca, panie Park?

Ogrodnik, wyraźnie zmieszany przez pytanie towarzysza zmarszczył brwi i lekko przychylił głowę w bok.

- Nie, paniczu. Można wiedzieć dlaczego panicz pyta?

- Cóż - Baekhyun uśmiechnął się niewinnie. - Opisujesz innych paniczów jakbyś ich znał.

- To, że nie poświęcałem im jakoś więcej uwagi, nie znaczy, że ich znam.

- A jednak ich oceniasz.

Chanyeol był pod wrażeniem tego, jak głębokie potrafią być rozmowy prowadzone z Baekhyunem. Dotychczas nie spotkał nikogo, kto wplątywałby się wraz z nim w tak długą, z pozoru bezsensowną dyskusję.

- Widzę, że jesteśmy do siebie podobni, paniczu.

- W jakim sensie - niższy zmarszczył brwi.

- Lubimy wdawać się w dyskusję.

- Ma pan rację, panie Park.

- Wiesz czego jest to skutkiem? - spytał ogrodnik, a widząc, że jego rozmówca kiwa przecząco głową wyjaśnił. - Dyskusje lubią ludzie, których nikt nie chce słuchać.

  ✖ ✖ ✖  

Popołudnie było mroźne i słoneczne, lecz Baekhyun zrezygnował z kolejnych spacerów po ogrodzie i rozmowach z interesującym ogrodnikiem. Wolał wykorzystać wolny czas na książki i grę, której uczył się od wczesnych lat dzieciństwa.

Pianino.

Jego przekleństwo i jednocześnie miłość. Pamiętał czasy, gdy jako dziecko wielokrotnie bity był po dłoniach długą, drewnianą tyczką, kiedy źle wygrywał melodię, lub mylił klawisze. Nauka gry była pasmem niepowiedzeń i małych sukcesów, które odcisnęły spore piętno w psychice Baekhyuna.

Jednak po wszystkich latach żmudnych szkoleń i prób, mógł w końcu przyznać się sam przed sobą, że jest pianistą. Może nie można go było uznać za wyjątkowo utalentowanego, dorównującego Chopinowi, lecz jego gra była wystarczająco staranna i porywająca.

Grał, bo to kochał.

Grał, bo chciał być w czymkolwiek dobry.

Czasami próbował śpiewać, lecz brakowało mu odwagi. Dom był zbyt duży i istniało zbyt duże ryzyko, że echo poniesie jego śpiew do niepożądanych ludzi, a wtedy Baekhyun naje się wstydu.

Najbardziej na świecie bał się wstydu.

  ✖ ✖ ✖  

Zasypiając znów przyłapał się na tym, że myślami uciekał w stronę tajemniczego ogrodnika, wyobrażając sobie jak rano znów oglądają wschód słońca, dyskutując. Nigdy nie przyjaźnił się z nikim z niższych klas i poza służbą nie miał nawet styczności z kimkolwiek niżej urodzonym, toteż kontakt z Chanyeolem był dla niego pewnym odstępstwem od normy.

Jednak Baekhyun nie czuł różnic. Czuł tylko przyciągający ich do siebie magnetyzm.

Następnego dnia, kiedy pierwsze promienie słońca skrzyły się w szronie pokrywającym trawniki, panicz biegł ile sił w nogach na spotkanie ze swoim wysokim przyjacielem, by wspólnie porozmawiać. Z dnia na dzień przybiegał coraz częściej i coraz szybciej, aż w końcu wyuczył się całej drogi do małego domku Chanyeola na pamięć i mógłby bez problemu przebiec ją z zamkniętymi oczami. Z każdym dniem poruszali też coraz więcej nowych tematów, aż w końcu zupełnie nie mieli przed sobą tajemnic. Mijały tygodnie, a wszystkie bariery pomiędzy nimi rozpuszczały się jak kostki lodu oblane wrzątkiem.

Rodzice Baekhyuna i Sehuna znów zaczęli wyjeżdżać, co obu braciom było na rękę, gdyż młodszy mógł się zająć szlifowaniem talentu jeździeckiego, a starszy nie musiał ukrywać przed nimi potajemnych spotkań z ogrodnikiem. Wiedział, że matka i ojciec nie pozwoliliby mu na utrzymywanie jakiegokolwiek głębszego kontaktu ze sługą. Od pierwszych lat życia jego przyszywani rodzice uczyli swoje dzieci zasad etykiety, które kategorycznie zabraniały nawiązywania znajomości z niżej urodzonymi. Z początku Baekhyunowi wydawało się to normalne i łatwo przyswoił te nauki, jednak kiedy poznał Chanyeola wszystko co znał, zmieniło się. Zmienił się również jego dotąd ubogi światopogląd.

Baekhyun mógł bez wyrzutów sumienia stwierdzić, że Park Chanyeol całkowicie go zmienił i otworzył mu oczy, dzięki czemu dostrzegał to, co zwykle ignorował.

  ✖ ✖ ✖  

- Chyba powinienem ci podziękować, Chanyeol - rzekł pewnego poranka Baekhyun.

- Za co, paniczu? - ogrodnik, spojrzał na niego zainteresowany.

- Za to, że pokazałeś mi to, czego nie widziałem.

- Na przykład?

- Wschód słońca - Baekhyun zarumienił się lekko, przygryzając przy tym dolną wargę. - Wielu ludzi o nim opowiada, ale nikt nigdy nie proponował mi zobaczenia go.

- Paniczu, jest jeszcze wiele rzeczy, które w przyszłości musisz zobaczyć - zaśmiał się ogrodnik.

Wtedy właśnie Baekhyunowi zaczął przeszkadzać sposób, w jaki Chanyeol się do niego zwracał. To było zbyt formalne i sztywne, nie pasujące do ich luźnych rozmów.

- Chanyeol - zaczął. - Nie nazywaj mnie tak.

- Jak, paniczu?

- Właśnie tak. Ugh, panicz.

- Ale...

- Po prostu mów do mnie po imieniu, dobrze? Nigdy jeszcze nie słyszałem jak wypowiadasz moje imię.

- Dobrze, paniczu.

- Chanyeol, proszę.

- Um... dobrze, Baekhyun

__________________________________

Rozdział krótki, ale za to następny będzie o wiele dłuższy. Mam nadzieję, że wytrzymacie ten powolny rozwój akcji. 

Jeżeli liczba gwiazdek i komentarzy będzie zadowalająca to obiecuję, że ciąg dalszy pojawi się już jutro, a wraz z nim całkiem interesująca sytuacja pomiędzy głównymi bohaterami  ( ͡~ ͜ʖ ͡°)


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top