Rozdział II
Poranki w domu były inne od tych za granicą i Baekhyun odczuł to, gdy już w pierwszych minutach po obudzeniu poczuł znajomy zapach drewna palonego w kominku i świeżo wypranych ubrań.
Potarł wierzchem dłoni oczy, odganiając od siebie resztki snu i wstał, nakładając na siebie satynowy szlafrok, uśmiechając się przy tym blado do odbicia w lustrze. Na dworze był przymrozek, co można było zauważyć dzięki delikatnej warstwie szronu, zalegającej na trawniku w ogrodzie, jednak nie była to jedyna dziwna rzecz, jaką chłopak zauważył. Pośród oszronionych klombów z kwiatami kręcił się wysoki chłopak, którego widział wczoraj. Był jedynym elementem, który zmienił się w tym domu.
Schodząc po schodach w stronę jadalni, ubrany w popielatą koszulę, czarne spodnie i czarne, skórzane pantofle cały czas miał przed oczami obraz zaszronionego ogrodu. Dopiero, kiedy kończył jeść śniadanie, w międzyczasie czytając książkę, jego myśli odpłynęły w zupełnie innym kierunku, znowu wprowadzając go w nostalgię.
- Gdzie się panicz wybiera? - spytał jeden z lokai, wiedząc Baekhyuna zmierzającego w stronę tylnych drzwi.
- Do ogrodu - odparł obwiązując wokół szyi gruby, wełniany szal. - Tylko na trochę.
Powietrze na zewnątrz było chłodne i mroźne, toteż policzki bruneta szybko pokryły się rumieńcami. Musiał przyznać, że naprawdę tęsknił za ogrodem, w którym wielokrotnie bawił się jako dziecko. Spacerował wokół pokrytych szronem krzewów i małych drzew, wracając wspomnieniami do dni, kiedy jego jedynym zmartwieniem było to, czy zdąży wrócić na podwieczorek.
Schodząc w dół pagórka, w stronę niewielkiego mostku wychodzącego nad taflę wody małego jeziorka, poczuł jak jego nogi bezwiednie osuwają się po śliskiej trawie, a on sam upada, wypuszczając z rąk książkę, którą dotąd czytał, spacerując.
- Paniczu! - usłyszał za sobą czyjś głos, a chwilę później para silnych, nieznajomych ramion objęła go lekko i pomogła wstać. - Nic się paniczowi nie stało?
Baekhyun podniósł wzrok i zamarł, widząc chłopaka, którego uprzedniego dnia zauważył z okna pokoju. Był wysoki. Zdecydowanie zbyt wysoki. Miał na sobie kurtkę w kolorze zgniłej zieleni, pod nią brązową koszulę w kratę, a na nogach robocze buty i ciemne spodnie. Jego ciemne włosy kontrastowały z bladą cerą i dużymi, kakaowymi oczami. Był młody. Mniej więcej w wieku Baekyuna lub też trochę starszy. W każdym razie chłopak musiał przyznać, że wyższy tu nie pasował.
- Dziękuję - wymruczał, poprawiając szalik, a po chwili powędrował wzrokiem w stronę powieści, leżącej na oszronionej trawie. - Moja książka.
Wyższy spojrzał w tamtym kierunku, po chwili podnosząc lekturę i dyskretnie zerkając na tytuł.
- Duma i uprzedzenie?
Baekhyun spiął się lekko i przyjął powieść.
- Tak.
- Czytałem to - uśmiechnął się lekko wyższy. - To takie żałosne, że w tych czasach wszystko kręci się wokół tego, aby wziąć ślub - westchnął, a widząc zdziwiony wyraz twarzy Baekhyuna dodał. - Coś nie tak, paniczu?
- Nie - brunet energicznie pokręcił głową. - Zwyczajnie zdziwił mnie fakt, że ktoś pracujący u nas w ogrodzie umie czytać. To raczej rzadkość mieć w służbie kogoś wykształconego.
- Nie jestem jakoś wyjątkowo wykształcony.
- Umiesz czytać.
- Umiem też pisać i jestem całkiem dobry w obliczeniach.
- To dość niespotykane - powtórzył Baekhyun.
- Dlaczego? - wyższy mężczyzna zmarszczył delikatnie brwi.
- Bo jesteś dość wykształcony, a mimo to pracujesz w ogrodzie - odpowiedział, a po chwili ugryzł się w język, widząc zmieszany wyraz twarzy towarzysza. - Um... przepraszam. Nie chciałem cię urazić.
- Nie, w porządku - uśmiechnął się lekko ogrodnik.
- Jak ci na imię? - Baekhyun nie mógł się powstrzymać przed tym pytaniem.
- Park Chanyeol.
- Jesteś tu nowy, prawda?
- Pracuję w ogrodzie pańskich rodziców od niedawna. Mniej więcej od trzech miesięcy, paniczu - odpowiedział, a delikatny, sympatyczny uśmiech nadal nie schodził z jego twarzy.
- To tłumaczy dlaczego cię nie kojarzę - mruknął Baekhyun, odwracając wzrok od hipnotyzujących oczu ogrodnika.
- Racja - odparł Park Chanyeol. - Najmocniej przepraszam, ale muszę już wracać do pracy.
- Już? - Baekhyun miał wrażenie, jakby dyskutowali dopiero kilka sekund.
- Tak. Jest dość zimno. Lepiej chyba będzie, jeżeli wróci panicz do domu - uśmiechnął się na odchodnym. - I przestanie czytać książki w drodze przez śliskie trawniki.
Baekhyun uśmiechnął się pod nosem, zerkając na okładkę swojej powieści i musiał sam przed sobą przyznać, że spotkanie z Park Chanyeolem było jednym z najciekawszych spotkań ostatnich czasów.
✖ ✖ ✖
- Baekhyunnie - zza drzwi dał się słyszeć troskliwy głos matki, przeplatany z głośnym pukaniem do drzwi.
- Proszę - odparł młodzieniec, zamykając książkę i wstając w dużego, wygodnego fotela, ustawionego naprzeciw kominka.
Matka przekroczyła próg tanecznym krokiem z szerokim, nieco podejrzanym uśmiechem na ustach.
- Ubierz się dziś ładnie. Będziemy mieli gości - powiedziała, podchodząc do szafy i przeglądając jej zawartość.
- Gości? - powtórzył Baekhyun krzywiąc się lekko. Nie lubił gości.
- Tak - odparła kobieta, wyjmując z szafy wieszak z białą koszulą i szarą kamizelką. - To specjalni goście.
- Kto to taki?
- Państwo Kim i ich dwie córki.
- Och - westchnął nieco rozczarowany Baekhyun. Liczył, że gości będzie mniej. Nie lubił towarzystwa obcych. Był nadzwyczaj skryty w sobie.
- Przebierz się szybko. Przyjadą do nas za jakieś pół godziny - uśmiechnęła się, wręczając chłopakowi ubrania i wychodząc z pokoju, w którym Baekhyun nagle poczuł się jak w klatce.
✖ ✖ ✖
Kiedy na usypanym kamyczkami podjeździe zatrzymał się duży, ciemny powóz, Baekhyun z zaciekawieniem wyjrzał przez okno, poprawiając czarny krawat ciasno opinający jego szyję. Niezbyt dobrze czuł się w wyjściowych ubraniach.
- Paniczu! - zawołała jedna z pokojówek zza drzwi jego pokoju. - Proszę zejść na dół. Państwo Kim i pańscy rodzice czekają już w jadalni.
Baekhyun ostatni raz spojrzał smętnie na swoje odbicie w lustrze i miał ochotę się rozpłakać widząc w nim obraz nieszczęśliwego, pustego w środku człowieka bez marzeń i ambicji.
Poprawił ostatni raz szarą kamizelkę i oddychając głęboko wyszedł z pokoju, zmierzając w stronę schodów, na których spostrzegł Sehuna, bezmyślnie wpatrującego się w czubki swoich lakierek, błyszczących w świetle lamp.
- Co ty tu robisz, Sehun-ah? Czemu nie jesteś w jadalni? - spytał, przechodząc obok niego.
- Musiałem przypilnować, czy się zjawisz - uśmiechnął się młodszy.
Nadal miał w sobie ten słodki, dziecięcy urok.
- Spokojnie, nie jestem już tak nieśmiały jak kiedyś - odpowiedział Baekhyun, odwzajemniając uśmiech i schodząc wraz z młodszym schodami.
- W końcu jesteście - rzekła matka, przyciszonym, gorączkowym głosem. - Wiecie, że spóźnianie się jest wbrew etykiecie!
- Spokojnie, panny Kim jeszcze się nie pojawiły - rzekł ojciec.
- Panny Kim? - powtórzył Sehun. - One też przyjadą?
- Właśnie z nimi chcieliśmy was zapoznać - zaświergotała matka.
- Czemu?
- Jesteście już w takim wieku, że powinniście zacząć myśleć o przyszłości - odpowiedziała, ale Baekhyun zignorował jej słowa, nie chcąc się w nie zgłębiać.
- O nie - szepnął pod nosem Sehun, nim wszyscy zajęli miejsca przy stole.
Kolacja była nudna, tak samo jak małomówne siostry Kim, które jedynie od czasu do czasu zerkały na swoich rodziców, by chwilę później znów wlepić spojrzenie w talerze. Wyglądały jak duchy. Obie były wysokie, przerażająco chude i blade, a ich czarne loki opadały kaskadami na ramiona, okryte rękawami takich samych koronkowych sukienek. Starsza z nich o kilka lat przewyższała Baekhyuna i nieustannie uśmiechała się lekko w jego stronę, co ten ignorował, będąc zbyt nieśmiałym, aby odwzajemnić uśmiech. Siostry Kim i ich podejrzanie poważni rodzice budzili w nim strach.
Baekhyun chciał stamtąd jak najszybciej uciec.
Kiedy rodzice pożegnali gości, a ci opuścili progi domu, Baekhyun mógł bez oporów zaszyć się w swoim smutnym pokoju, na nowo czytając książki i nudząc się okropnie. Wyglądając przez okno, zauważył ciepłe światło, płynące z małego, drewnianego domu, stojącego na tyłach ogrodu. Wiedział, że jest to małe mieszkanie dla ogrodnika i uśmiechnął się, przypominając sobie spotkanie z Park Chanyeolem.
Nagle Byun Baekhyun miał ochotę odwiedzić małą, drewnianą chatkę.
✖ ✖ ✖
Rano, wraz z wschodzącym słońcem panicz Byun skończył swoje małe śniadanie i po cichu wymknął się z domu, tylnymi drzwiami. Ogród przesycony barwami pomarańczy i złocistej żółci wyglądał niezwykle pięknie, lecz Baekhyun nie szukał tu pięknych widoków. Szukał pięknego mężczyzny, spotkanego wczoraj. Jedynej cząstki, która się zmieniła, od jego ostatniego pobytu. Jedynej cząstki, która nie była przepełniona smutkiem i nudą.
Czając się pomiędzy drzewkami ozdobnymi, usłyszał dźwięk rąbanego drewna i natychmiast skierował się w tamtą stronę, czując jak na jego ustach maluje się uśmiech.
Znalazł pięknego mężczyznę przy starej szopie, w której składowane było drewno na opał. Rąbał on ciężką siekierą pnie drzew, rozdwajając je na mniejsze części i odrzucając w stronę usypanej sterty podobnych. Pod jego flanelową koszulą Baekhyun łatwo dojrzał pracujące mięśnie mężczyzny i ogarnęło go dziwne uczucie. Coś pomiędzy podziwem, a zazdrością.
Obserwował go z ukrycia jeszcze kilka minut, nim mężczyzna odwrócił się, wzdrygając lekko na widok Baekhyuna, opierającego się lekko o pień drzewa.
- Paniczu? - spytał niepewnie, uśmiechając się. - Czy mogę w czymś pomóc?
Baekhyun pokręcił przecząco głową, a jego wyraz twarzy nie zmienił się ani na chwilę.
- Nie. Pracuj dalej - polecił, a Park Chanyeol wzruszył ramionami i otarł pot z czoła, na nowo zabierając się za rąbanie drewna na opał.
Obserwowanie jak mięśnie ogrodnika napinają się i rozluźniają było zaskakująco interesujące i Baekhyun sam był zdziwiony tym, jak długo potrafił się bezmyślnie wpatrywać w Park Chanyeola. Może to wszystko przez zazdrość?
Zazdrościł mu wolności.
Siły.
Pogody ducha.
Park Chanyeol był kimś nierealnym. Kimś, kto nie pasował do tego smutnego, nudnego miejsca.
- Park Chanyeol - powiedział Baekhyun, ostrożnie, a mężczyzna odłożył siekierę na ziemię, odwracając się z lekkim zaskoczeniem wymalowanym na twarzy.
- Paniczu?
- Dlaczego rąbiesz drewno tak rano?
- Obudziłem cię, paniczu? - na ustach mężczyzny zagrał przepraszający uśmiech. - Najmocniej przepraszam.
- Nie - Baekhyun pokręcił przecząco głową.
- Więc? Skąd to pytanie, paniczu?
- Jestem zdziwiony - zaczął brunet, podchodząc o kilka kroków bliżej. - Bo zwykle tylko ptaki wstają o tej porze.
- Ptaki i ogrodnicy - uśmiechnął się wyższy.
- Dlaczego?
- Bo i ptaki i ogrodnicy muszą pracować - niespodziewanie ogrodnik spoważniał. - Bo ktoś tam wyżej wydaje im rozkazy.
- Kto wydaje rozkazy ptakom? - Baekhyun usiadł na jednym z pieni.
- Bóg.
- Nie wierzę - brunet parsknął śmiechem. - Bóg nie może.
- Więc natura - ogrodnik usiadł naprzeciw Baekhyuna, na kolejnym powalonym pniu. - Bóg stworzył więc naturę, żeby rozkazywała ptakom.
- To takie nielogiczne - panicz odwrócił wzrok.
- Co jest nielogiczne?
- To, że zerwałem się z łóżka wcześniej niż ptaki, żeby rozmawiać z ogrodnikiem o naturze.
Piękny mężczyzna uśmiechnął się, spuszczając wzrok na czubki swoich poniszczonych butów, zupełnie innych niż wypastowane, skórzane buty Baekhyuna.
- Proszę za mną, paniczu - rzekł Park Chanyeol, niespodziewanie wstając z miejsca. - Pokażę ci widok, dla którego warto wstać wcześniej niż ptaki.
Baekhyun zawahał się, lecz po chwili wstał i ruszył za wysokim mężczyzną. Park Chanyeol budził jego zaufanie i chłopak naprawdę się zdziwił, bo był to pierwszy raz, kiedy potrafił komuś zaufać po kilku dniach znajomości.
Park Chanyeol był inny i zmieniał wszystko, co Baekhyun dotąd znał.
____________________________
Okay, miałam dodać dopiero, kiedy wybije 30 gwiazdek pod poprzednim rozdziałem, ale stwierdziłam, że nie mam na co czekać. Muszę jakoś rozkręcić to opowiadanie, żeby zdobyć Waszą uwagę. Mam nadzieję, że mimo wszystko rozdział się podoba. Nie sugerujcie się pierwszymi częściami i nie stwierdzajcie na starcie, że opowiadanie będzie nudne. Wręcz przeciwnie - ono po prostu dopiero się rozkręca.
Mam nadzieję, że znajdę pod rozdziałem kilka motywujących komentarzy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top