Rozdział XI

Chanyeol był bez reszty pochłonięty zawożeniem drewna do szopy, przy użyciu małej, kołyszącej się na boki taczki, która sama w sobie była dość ciężka, a wypełniona po brzegi pociętymi kawałkami drzewa ważyła dwa razy więcej. Lubił prace, wymagające siły. Dzięki nim mógł skupić się tylko i wyłącznie na wytrzymałości swoich mięśni, na przyjemnym mrowieniu w okolicy ramion oraz na satysfakcji, która ogarnie go po zakończeniu roboty.

Śnieg pojawił się na bardzo krótko i pomimo przymrozku było go coraz mniej. Na szczęście jego cienka warstwa, pokrywająca pożółkły trawnik zdołała stłumić ciche kroki Baekhyuna, skradającego się wśród ogrodowych drzew, aby lada chwila przyczynić się do najszczerszego uśmiechu na twarzy ogrodnika.

Chanyeol zatrzymał się, czując parę znajomych, kruchych ramion, zaciskającą się wokół jego torsu. Odstawił taczkę, dotykając drżącymi rękoma małych dłoni zaciśniętych na materiale jego roboczej kurtki.

Poznał je niemal od razu.

- Baekhyun?

Odwrócił się, zauważając perlisty uśmiech panicza, jego zaróżowione policzki, ciemne, miękkie włosy i pozostałe szczegóły, które sprawiały, że brunet był tak piękny.

- Chanyeol.

Na twarzy ogrodnika pojawił się szeroki uśmiech. Był to ten typ uśmiechu, którego nie dało się wymusić ani podrobić. 

Przez ułamek sekundy obydwoje stali naprzeciw siebie, jedynie patrząc sobie w oczy i uśmiechając się tak szeroko, jak nigdy. Minęła chwila, nim w końcu bez zbędnych słów rzucili się sobie w ramiona, ciesząc się bliskością i ciepłem, od którego odseparowani byli przez tydzień.

Różnice zniknęły. Zniknęło uczucie, że robią coś zakazanego. Zniknął również strach o to, że ktoś ich zobaczy.

Dla Baekhyuna liczył się tylko Park Chanyeol i jego długie, silne ramiona, ciasno przytulające go do mocnego torsu.

Dla Chanyeola liczył się tylko jego delikatny panicz, wtulający śliczną, bladą twarz w jego ramię. Czuł, że drżał. Oboje drżeli i nie było to spowodowane mrozem.

- Tak bardzo tęskniłem - wyszeptał Baek, kiedy ogrodnik uniósł go kilka centymetrów nad ziemią, pozwalając wygodniej wtulić się w jego ciało.

- Tak, Baekhyun - odpowiedział ogrodnik, a na dźwięk jego głosu panicz poczuł dreszcz. - Ja również za tobą tęskniłem.

Obydwoje nigdy nie byli w tak intymnej sytuacji, ale ciepło złączonych ciał i przyjemna bliskość nie były niczym zawstydzającym ani onieśmielającym, tak, jak zawsze wydawało się Baekhyunowi. Czuł czystą czułość, płynącą ze strony Chanyeola i po raz kolejny zapragnął zostać w jego ramionach na zawsze.

A może nawet na jeszcze dłużej.

***

- Kiedy wróciłeś? - spytał ogrodnik, kiedy ciepło płomieni szalejących w kominku ogrzewało ich twarze.

Baekhyun zamyślił się, obracając w dłoniach kubek smakowitego mleka z miodem.

- Niedawno - odparł, zerkając z uśmiechem na wyższego mężczyznę. - Bodajże dziś rano.

- I od razu przybiegłeś do mnie? - spytał rozczulony Chanyeol, nie mogąc oderwać wzroku od pięknego panicza.

- Mhm - skinął głową brunet, biorąc łyk przyjemnie ciepłego mleka, które skutecznie rozgrzewało jego skostniałe ciało. - Chciałem zrobić ci niespodziankę.

Mówiąc to skierował spojrzenie na chustę, w którą zawinięte było pieczywo wyniesione z kuchni przez Sehuna. Dwie małe drożdżówki i bułki z makiem już dawno zostały zjedzone.

- To miłe, ale znów czuję się źle, bo sam nic dla ciebie nie przygotowałem - mruknął niepocieszony ogrodnik.

- To nic! - zawołał szybko Baekhyun. - Sama twoja obecność wystarczy, naprawdę.

Chanyeol poczuł przyjemne ciepło, słysząc słowa towarzysza. Po raz pierwszy w swoim życiu poczuł się doceniony.

- Mimo wszystko nie lubię przyjmować prezentów, jeżeli wiem, że nie będę umiał się zrewanżować - powiedział, a jego głos zmieszał się z szumem wiatru, przenikającego do wnętrza domu przez nieszczelne okiennice.

- Rewanżujesz mi się za każdym razem, kiedy cię odwiedzam - odezwał się Baekhyun, kiedy Yeol wrzucił kolejne drewko do przygasającego ognia.

- Nie rozumiem - powiedział przyciszonym głosem ogrodnik, kiedy żar bijący z kominka został lekko ostudzony chłodnym podmuchem zimowego wiatru. - W jaki sposób?

Panicz wzruszył ramionami, odwracając wzrok. Na jego bladych policzkach widoczne były krwiste rumieńce, lecz Park Chanyeol nie mógł stwierdzić, czy były one spowodowane ciepłem, czy może jego pytaniem. Wszystkie reakcje Baekhyuna zaczęły go nagle zastanawiać.

- Za każdym razem, kiedy tu przychodzę czuję się bezpiecznie... To twoja zasługa - wyznał panicz, podnosząc wzrok na zaskoczonego Chanyeola.

- Co ja takiego robię? - spytał słabo mężczyzna, a jego mocne, twarde dłonie zacisnęły się na uchwycie kubka, z którego powoli sączył mleko.

- Sam nie wiem - przyznał panicz, a na jego ustach zagrał nieśmiały uśmiech. - Wydaje mi się, że po prostu sama twoja obecność sprawia, że staję się szczęśliwy. To naprawdę dziwne, Chanyeol. Nigdy nie czułem czegoś podobnego, ale jestem pewny, że gdybym mógł, zostawiłbym wszystko co mam w domu i został tutaj z tobą.

Wyznanie sprawiło, że tym razem to na policzkach ogrodnika pojawiły się rumieńce.

- Bredzisz - zaśmiał się pod nosem. - Zostawiłbyś luksus i salony, żeby zamieszkać tutaj? Z nieszczelnymi oknami? W marnej drewnianej budzie bez kanalizacji? Nie mam tu niczego specjalnego.

- I właśnie to sprawia, że lubię tutaj przesiadywać - powiedział Baekhyun bez nasmysłu. - Właśnie to, że nie ma tutaj niczego specjalnego.

- Naprawdę? - ogrodnik zmarszczył brwi, choć był o krok od tego, aby przyznać, że on również chciałby zatrzymać panicza w swoich progach.

Chciałby utulić go w połatanej pościeli na swoim trzeszczącym, wąskim łóżku.

Chciałby długo opowiadać mu historie, siedząc na dywaniku przed płonącym kominkiem.

Chciałby delikatnie całować jego śnięte usta z samego rana, zaraz przed wyjściem do pracy.

I chciałby wiedzieć, że kiedy wróci, Baekhyun będzie na niego czekał.

- Mhm - nieśmiało skinął panicz. - Masz w sobie coś takiego, co chciałbym móc przy sobie zatrzymać, Chanyeol. Lubię cię.

- Ja też cię lubię, Baekhyun.

- Ale mam wrażenie, że lubię cię w inny sposó... - jego wypowiedź przerwał dźwięk wołania, dochodzący z zewnątrz.

Trzy służki w białych fartuchach i szaro-burych sukniach wybiegły na podwórze wołając panicza tak głośno, że niemal zdzierały gardło.

- Wołają cię - zauważył Chanyeol, smutniejąc o myśl o rozstaniu z brunetem.

- Wiem - przyznał smętnie panicz. - Nadeszła pora obiadowa.

- Możemy spotkać się po obiedzie, jeżeli chcesz - zaproponował ogrodnik, pragnąc tylko tego, aby drobny panicz został z nim i po raz kolejny przyczyniał się do jego uśmiechu.

- Nie wiem, czy pozwolą mi wyjść - odezwał się cicho Baekhyun. Smutek z powodu rozstania najwidoczniej udzielił się również i jemu. Rumieńce na bladych policzkach widocznie zblakły, a nieśmiały uśmiech, który do reszty rozpuszczał serce ogrodnika został zastąpiony grymasem niepewności.

- No tak - westchnął Park.

- Gdybym mógł zostałbym tu na zawsze, Chanyeol.

- Wiem - odezwał się mężczyzna. - A jak gdybym mógł zatrzymałbym cię tu na zawsze.

- Naprawdę? - błyszczące oczy panicza spotkały się z matowym spojrzeniem Yeola. - Naprawdę byś to zrobił, Chanyeol?

- Oczywiście, że tak - odparł ogrodnik, a panicz wprost nie mógł powstrzymać uśmiechu, cisnącego mu się na twarz.

Kocham go, pomyślał, a myśl przyćmiła rozważanie na temat konsekwencji kochania Chanyeola.

To był Chanyeol. Jego Chanyeol.

Chanyeol, przy którym to, co było straszne przestawało być straszne.

Chanyeol, przy którym wszystkie lęki Baekhyuna przestawały mieć znaczenie.

Chanyeol, przy którym Baekhyun chciał zostać na zawsze. A może nawet na jeszcze dłużej.

- Idź już - powiedział ogrodnik, pierwszy odzyskując rozum, po chwili bezczynnego wpatrywania się w lśniące oczy panicza. - Twoi rodzice nie będą zadowoleni, jeżeli służba cię tu znajdzie.

- Nikt nie będzie wtedy zadowolony - przyznał Baekhyun, z pomocą Chanyeola podnosząc się z szorstkiego dywaniku i nakładając płaszcz, który mimo wszystko nie był w stanie ochronić go przed chłodem, panującym na zewnątrz.

- Spotkamy się po obiedzie, jeżeli mnie wypuszczą? - spytał z nadzieją panicz, kiedy Park ostrożnie otulał jego szyję wełnianym szalikiem.

- Oczywiście, że tak, ale wtedy ubierz się cieplej - polecił. - Nie chcę, żebyś rozchorował się z mojej winy.

- Dobrze - na zarumienionej twarzy panicza ujawnił się zadowolony uśmiech. - A co jeżeli mnie nie wypuszczą?

- Wtedy będę za tobą tęsknił.

- Naprawdę będziesz? - oczy niższego znów zalśniły.

- Naprawdę będę.

- A ja będę tęsknił za tobą jeszcze bardziej, Chanyeol.

- Dlatego umówmy się, że jeżeli nie uda nam się spotkać, wieczorem wyjdę przed posiadłość i pomacham ci na dobranoc, dobrze? - zaproponował ogrodnik, czując się bezsilnym, względem praw i obowiązków, nakazujących mu trzymać Baekhyuna na dystans.

- Naprawdę tak zrobisz?

- Naprawdę.

Baekhyun otworzył usta w niemym podziwie. Chanyeol był ucieleśnieniem wszystkich tych cech, których nigdy nie spotkał u młodych ludzi z arystokratycznych rodzin. Poświęcenie, czułość, oddanie.

Chanyeol był po prostu idealnym człowiekiem, stworzonym po to, aby Baekhyun wykonał krok w kierunku bycia wolnym. Bóg postawił na drodze panicza ogrodnika o przyjemnym uśmiechu, by obudzić w Baekhyunie chęć wolności i pragnienie miłości, a później nauczyć go jak trudny jest wybór, pomiędzy rodziną, a ukochanym.

Tylko czy Bóg przewidział jak tragiczny będzie koniec tej historii?

Czy zastanowił się jak bardzo panicz i ogrodnik będą cierpieć, żyjąc z rozerwanymi sercami?

Po odejściu Baekhyuna, Chanyeolowi nie pozostało nic innego jak wrócenie do pracy. Zawiezienie drewna do szopy zajęło niecałą godzinę, po której też rozległ się dźwięk dzwonka, zwiastujący przerwę obiadową dla służby.

Bez słowa odstawił ciężką taczkę i mając w pamięci obietnicę złożoną paniczowi, wolno skierował się w stronę jadalni dla służby.

Kwadratowe pomieszczenie z drewnianymi ławami wypełnione było rozchichotanymi pokojówkami, poważnymi guwernantkami i milczącymi służącymi. W całym tym tłumie i harmiderze Chanyeol zdołał odebrać swoją porcję wodnistej zupy jarzynowej i zając miejsce obok znajomego stajennego Kim Jongina.

Jongin był nieco młodszym mężczyzną o spalonej słońcem skórze i ciemnych, przenikliwych oczach. W czarnych puklach jego włosów zwykle widoczna była słoma, a luźne ubrania, które nosił zazwyczaj przesiąknięte były zapachem koni.

- Park Chanyeol - uśmiechnął się szeroko, na widok ogrodnika. - Jak dużo czasu minęło od dnia, kiedy ostatni raz usiadłeś obok mnie?

- Nie mam pojęcia, Kim - odpowiedział Chan, nie mając ochoty na radosne pogawędki ze stajennym.

- Jesteś ostatnimi czasy chorobliwie poważny. Obchodzisz jakąś żałobę, o której nie wiem? - pełne usta mulata znów ułożyły się w żartobliwy uśmieszek.

- Nie - odparł Yeol, krzywiąc się przy jedzeniu wodnistej zupy. - Zwyczajnie mam pełne ręce roboty.

- Z paniczem w swoim domu? - spytał ściszonym głosem Jongin, a łyk zupy zatrzymał się w ściśniętym gardle Chanyeola.

- Słucham?

- Nie udawaj głupiego - spoważniał stajenny, widząc prawdziwą obawę w oczach Parka. - Ze strony stajni mam dobry widok na cały ogród i uwierz, nie pierwszy raz widziałem jak panicz Baekhyun rzuca ci się w ramiona. Coś was łączy?

Ostatnie zdanie sprawiło, że ogrodnik zaniemówił, sam nie znając odpowiedzi na to pytanie. Cóź, coś musiało ich łączyć, skoro na widok panicza jego serce gubiło rytm, a ramiona automatycznie się otwierały, chcąc zamknąć drobne ciało w swoim niedźwiedzim uścisku.

- Nie - odpowiedział, odrwacając wzrok.

- Nie kłam - przenikliwy szept Jongina, wzbudził fale dreszczy na jego ciele.

- Kto poza tobą o tym wie? - spytał, starając się brzmieć obojętnie.

- Kto poza mną? - powtórzył stajenny, mieszając łyżką w misce z zupą. - Chyba nikt. Tak mi się wydaje. Ale lada chwila cała posiadłość może o tym huczeć. Naprawdę. Mówię ci o tym tylko dlatego, żeby cię ostrzec. Znam prawie każdego ze służby. Znam również rodzinę Oh i uwierz, przed nimi nic się nie ukryje. Jeżeli dalej będziesz tak śmiało zapraszał panicza do swojego domu wasza znajomość w końcu wyjdzie na jaw, Park. Zapamiętaj moje słowa.

Chanyeol podniósł na niego spojrzenie.

- Więc co mam robić? - spytał słabo.

- Przestać - odpowiedział brunet, żując kęs rozgotowanej marchewki. - Tak będzie najprościej.

- Nie ma takiej opcji.

- Skoro nic was nie łączy...

- Przyjaźnimy się - odpowiedział szybko ogrodnik, przerywając Jonginowi.

- Jesteś w stanie ryzykować tyle dla przyjaźni? - zmrużył oczy stajenny. - A może panicz Baekhyun zdołał cię w pewien sposób... uwieść? Sam muszę przyznać, że jego niewinność jest urocza jak cholera.

- Daj spokój - westchnął Chanyeol, czując, że do końca obiadu nie będzie w stanie przełknąć ani kęsa.

- To tylko ostrzeżenie, Park - powiedział stajenny, kończąc porcję zupy i wstając z miejsca. - Dla twojego dobra mogę tylko polecić, żebyś nie ignorował moich słów.

- Nie zamierzam, ale jeżeli ktokolwiek się dowie...

- To nie będzie moja wina - uciął Jongin. - Tylko ty i twój brak dyskrecji możecie być sobie winni - parsknął, a na odchodnym dodał jeszcze. - Och, i lepiej się zbytnio nie przywiązuj. Z tego co wiem państwo Oh wyznaczyli już termin zaręczyn ich najstarszego syna.

Chanyeol miał ochotę krzyczeć i przeklinać, lecz zamiast tego jedynie obojętnie dokończył obrzydliwie wodnistą zupę, po czym wrócił do pracy, ciągle powtarzając w myślach słowa Jongina.

***

Kiedy nadszedł wieczór ogrodnik wiedział, że nie może zawieść Baekhyuna. Pomimo śniegu sypiącego wraz z potężnymi podmuchami wiatru, naciągnął na siebie gruby sweter i kurtkę, a następnie cicho wymknął się z domu, powoli zmierzając w stronę posiadłości.

Zamierzał, tak jak obiecał, stanąć pod oknem panicza i zwyczajnie pomachać, aby dać mu w pewien sposób poczucie, że nie jest sam. Chciał pokazać, że ciągle o nim myśli i jest w stanie nawet przemierzać zaspy w zimny, śnieżny wieczór, aby pozdrowić go niemym dobranoc.

To był tylko mały pokaz tego, co naprawdę był w stanie zrobić dla swojego kruchego panicza.

Pomimo krótkiej pracy w posiadłości państwa Oh, zdołał na pamięć wyuczyć się rozkładu okien i był w stu procentach pewny, że duże okno na drugim piętrze, jest oknem sypialni Baekhyuna.

Ustał przed nim, w świetle ogrodowej latarni i usiłował dojrzeć sylwetkę panicza, siedzącego w oknie, jednak z żalem zauważył, że okno było zupełnie puste.

Baekhyuna nie było.

Ogrodnik poczuł zawiedzenie, na myśl o tym, że panicz zapomniał o ich umowie, lub zwyczajnie zasnął i obojętnie wycofał się z kręgu światła, rzucanego przez latarnię.

Dopiero, kiedy ruszył w drogę powrotną do swojego małego, drewnianego domu, usłyszał za sobą dźwięk szybkich kroków, a chwilę po tym poczuł dobrze znane ramiona, zaciskające się wokół jego torsu.

- Chanyeol - wymruczał panicz, wtulając twarz w plecy ogrodnika.

- Baekhyun - odpowiedział wyższy odwracając się i z zaszokowaniem stwierdzając, że brunet jest ubrany jedynie w satynową piżamę i wełniane kapcie, które w kontakcie ze śniegiem kompletnie przemokły. - Miałeś się cieplej ubrać, głupku - parsknął, odruchowo ściągając z ciebie kurtkę i narzucając ją na drżące ramiona panicza.

- Nie miałem czasu - odezwał się brunet, a jego lśniące oczy błyszczały w ciemności. - Chciałem cię zobaczyć.

- Wystarczyłoby, że wyjrzałbyś przed okno - odparował Chanyeol, zajęty rozgrzewaniem skostniałych dłoni panicza.

- Nie, Chanyeol - mruknął płaczliwie panicz. - Wtedy tęskniłbym jeszcze bardziej. Chciałem tylko...

- Przez twoją lekkomyślność nabawisz się choroby, Baekhyun - przerwał mu ostro Chanyeol.

- Proszę, nie bądź zły - poprosił płaczliwie panicz. - Chciałem tylko poczuć twoje ciepło.

Serce ogrodnika oblała fala emocji. Jak w ogóle mógłby być zły na drobnego brunecika, który drżał w jego ramionach przy każdym mocniejszym podmuchu wiatru?

- Baekhyun - szepnął, otulając chłopaka materiałem swojej kurtki, kiedy ten rozpaczliwie wtulał się w materiał jego swetra, ciasno obejmując chudymi ramionami jego szyję. - To naprawdę nie było zbyt mądre. Wracaj do domu.

Miłość nigdy nie kieruje się rozumem - chciał zacytować Baekhyun, ale w porę zrozumiał, że poruszając temat miłości zdradziłby swoje uczucia względem ogrodnika.

- Nigdy nie kieruję się rozumem, Chanyeol - szepnął, czując jak silne ramiona Parka unoszą go ponad ośnieżoną ziemię. Z cichym westchnieniem przyznał, że mógłby tak spędzić całą wieczność.

- Może dlatego tak często chorujesz - odparł Chanyeol, niosąc chłopaka w stronę uchylonych drzwi posiadłości.

Wiedział, że nie może przekroczyć jej progu bez zgody państwa Oh, lecz w tej sytuacji w ogóle nie myślał o konsekwencjach. Liczył się tylko zmarznięty Baekhyun, drżący w jego ramionach.

- Zaniesiesz mnie teraz do mojego łóżka? - spytał panicz, przymykając oczy i wygodniej wtulając się w masywne ramię ogrodnika.

- Tak - odpowiedział szeptem Chanyeol, bojąc się, że lada chwila ktoś zobaczy ich razem.

Jongin miał rację. Jeżeli ktokolwiek się dowie, będzie to tylko i wyłącznie jego wina. W utrzymaniu tajnej znajomości liczyła się dyskrecja, o której ostatnimi czasy zupełnie zapomnieli. To śmieszne jak szybko ogrodnik tracił rozum, mając przy sobie drobnego panicza.

- Schodami w górę - podpowiedział szeptem Baekhyun, kiedy ogrodnik przekroczył próg olbrzymiego domu, ciągle niosąc w swoich ramionach zmarzniętego panicza, okrytego materiałem jego kurtki.

Korytarze były puste. Wokół panowała cisza, a Chanyeol przełykał ślinę za każdym razem, kiedy jego kroki głośno niosły się echem. Pokonał schody, przeskakując po dwa stopnie i zatrzymał się w szerokim korytarzu z rzędem jednakowych drewnianych drzwi z miedzianymi klamkami.

- Piąte drzwi po lewej - szepnął panicz, a jego usta przypadkiem lekko musnęły szyję ogrodnika, napawając ich obojga falą dreszczy.

Ledwo panując nad własnym oddechem Chanyeol, odnalazł właściwy pokój i z westchnieniem ulgi otworzył drzwi.

Pomieszczenie było puste. Pościel na dużym łóżku Baekhyuna była ułożona tak, jakby wyszedł z niego z pośpiechem, a książki na dużym regale poukładane w porządku alfabetycznym. Zza okna widoczne były trociny śniegu, sypiące z nieba, a w kominku płonęły gorące drwa.

Ogrodnik zignorował luksusowy wystrój pomieszczenia i bez słowa zamknął za nimi drzwi, idąc w stronę łoża z prostym baldachimem, na którym ostrożnie ułożył drżącego Baekhyuna.

- Jesteś cały skostniały - szepnął z żalem, zdejmując z małych stóp panicza przemoczone kapcie i przykrywając go kołdrą po same uszy.

- To nic, Chanyeol - uśmiechnął się sennie brunet, układając głowę na poduszkach. - Zostań ze mną na trochę.

- Dobrze wiesz, że nie mogę, Baekhyun.

- Proszę - mała dłoń panicza wysunęła się spod przykrycia i splotła się z dużą, szorstką dłonią ogrodnika. - Tylko na chwilę.

Czując na sobie błagalne spojrzenie bruneta, Chanyeol poczuł ukłucie gdzieś wewnątrz swojej klatki piersiowej. Nie mógł tak po prostu zostawić drżącego panicza. Zamknął jego małą, lodowatą dłoń w uścisku swoich ciepłych dłoni i podniósł do ust, by przelotnie ucałować opuszki jego palców.

- Dobrze, zostanę.

Na bladej twarzyczce panicza zajaśniał uśmiech. Policzki zaczęły nabierać rumieńców, a kruche ciało z sekundy na sekundę przestawało drżeć. Chanyeol modlił się tylko o to, aby Baekhyun nie obudził się następnego ranka z gorączką.

- Opowiedz mi coś, Chanyeol - poprosił cicho panicz.

- Cóż - zaczął ogrodnik, próbując przypomnieć sobie jakąkolwiek historię. - Kiedyś z siostrą mieliśmy kota. Rudego, zabawnego kota, którego rodzice kupili po to, aby łapał myszy, zjadające zapasy. Wtedy tak naprawdę nie rozumiałem dlaczego właśnie takie zastosowanie miał ten kot, bo szczerze mówiąc był naprawdę leniwym zwierzęciem.

Chanyeol zrobił przerwę, podziwiając spokojny wyraz twarzy Baekhyuna. Jego przymknięte oczy, senny uśmiech i czarne kosmyki włosów, kontrastujące z bielą skóry. Wszystko to sprawiało, że jego panicz był naprawdę piękny. 

- Kontynuuj - odezwał się cicho Baekhyun, ściskając lekko dłoń ogrodnika.

- Nazwaliśmy go Łapacz. Moja siostra wymyśliła to imię. Szczerze mówiąc w ogóle to niego nie pasowało. Trafniejsze byłoby Śpioch albo Złodziej.

Panicz zaśmiał się cicho, słysząc ton głosu Chanyeola, a ogrodnik napawał się tym dźwiękiem, czując się tak dobrze, jak nigdy wcześniej. Nawet jeżeli ciążyła na nim obawa o to, że lada chwila ktoś ich zobaczy. Zignorował wszystkie zasady, aby teraz siedzieć przy łóżku panicza i opowiadać mu historię o kocie.

- W każdym bądź razie z dnia na dzień Łapacz ukazywał swoją prawdziwą stronę. Od łapania myszy znacznie bardziej wolał kraść jedzenie z kuchni. Nawet nie wiesz jak często zabierał stamtąd pętka kiełbasy albo filety rybne.

- To musiało być zabawne - zaśmiał się panicz, a jego głos zabrzmiał podejrzanie słabo.

- Tak, to było bardzo zabawne - zgodził się z nim Chanyeol, a jego druga ręka luźno ułożyła się na głowie Baekhyuna, głaszcząc ciemne kosmyki jego włosów. - Ale z dnia na dzień zaczęło być irytujące. Na szczęście Łapacz okazał się przydatnym kotem. Kiedy mój sąsiad zachorował, kot dziwnym trafem wykradł chininę z apteczki państwa, u których pracowaliśmy.

Historia była nieco naciągana, ale liczyło się to, że rozśmieszyła Baekhyuna, który ledwo utrzymując się na granicy snu i jawy uśmiechał się pod nosem.

- Chanyeol? - odezwał się nagle, kiedy ogrodnik zamierzał po cichu opuścić jego sypialnię.

- Słucham.

- C-co się stanie j-jeżeli zachoruję i umrę? - spytał, a to pytanie wstrząsnęło Chanyeolem.

- O czym ty mówisz, Baekhyunnie? - powiedział, starając się brzmieć obojętnie i znów pogłaskał ciemne pukle włosów panicza. - Nie umrzesz, głupku.

- A jeżeli bym umarł... płakałbyś za mną? - cichy głos Baekhyuna przeszył ciszę nocną.

- Myślę, że bardzo bym płakał - odpowiedział szczerze Chanyeol.

- Położyłbyś kwiatek na moim grobie?

- Nie zadawaj takich głupich pytań, Baekhyun - fuknął ogrodnik. - Położyłbym ci cały wieniec, ale prędzej sam umarłbym z żalu po tak wielkiej stracie.

Ciemne oczy panicza uchyliły się na chwilę, by zilustrować towarzysza poważnym spojrzeniem.

- Jeżeli obaj byśmy umarli... spotkalibyśmy się w niebie? - spytał słabo.

Pytanie zupełnie zaskoczyło ogrodnika, jednak wiedział, że nie może pozostawić go bez odpowiedzi.

- Oczywiście, że tak - powiedział Chanyeol. - Spotkalibyśmy się w niebie tak jak dzisiaj przed twoją posiadłością. Byłbyś ubrany tylko w piżamę i cały zmarznięty, a ja wziąłbym cię na ręce i zaniósł z powrotem do ciepłego pokoju.

- Myślisz, że w niebie jest ciepło?

- Skoro anioły nie zamarzają to z pewnością jest tam wystarczająco ciepło - odpowiedział Chanyeol, a jego wypowiedź wzbudziła śmiech u zasypiającego panicza.

- Chwilami jesteś naprawdę zabawny.

- Powinienem już iść, Baekhyun - powiedział ogrodnik, lecz w chwili, kiedy chciał wstać, zatrzymał go uścisk dłoni panicza.

- Chanyeol, mam prośbę - odezwał się cicho.

- Słucham.

Brunet przełknął ślinę. Na jego twarzy widać było cień niepewności i lęku.

- Czy przed wyjściem możesz pochylić się nade mną i m-mnie... pocałować?

Pytanie sprawiło, że serca ich obojga zatrzymały się na ułamek sekundy, pozostawiając parę w martwej, pełnej niepewności ciszy. Jak dużo zasad już złamali? Jak dużo dopiero zamierzali złamać?

- D-dlaczego, Baekhyun? - spytał ogrodnik, a jego głos zadrżał.

- Jeżeli umrę jutro, chcę wiedzieć, że nie straciłem żadnej okazji - wyznał cicho panicz, przymykając oczy. - Proszę tylko o jeden pocałunek. Zrozumiem, jeżeli odmówisz.

Chanyeol nie chciał odmawiać. Chciał spełnić wolę swojego pięknego panicza i wraz z pocałunkiem oddać mu całe serce. Wtedy właśnie pojął, że to nie zasady ustalają jak ma wyglądać ich życie. To oni sami ustalają swoje własne zasady. Swój własny bunt, przeciwko rodzicom Baekhyuna i aranżowanym małżeństwom.

Pochylił się nad kruchym ciałem panicza, które wśród białej pościeli wydawało się jeszcze bardziej delikatnie i ostrożnie zgarnął kosmyki włosów z jego bladej twarzy. Zmierzył spojrzeniem przymknięte oczy bruneta, zaróżowione policzki i słodkie, lekko rozchylone usta, których lada chwila miał skosztować. Jego serce biło tak szybko, jakby lada chwila miało połamać mu żebra, a jego płuca zupełnie zapomniały jak oddychać.

Czas się zatrzymał, kiedy po krótkiej chwili ogrodnik w końcu się odważył i myśląc tylko o cichej prośbie panicza złożył lekki pocałunek na jego malinowych wargach.

Początkowo Baekhyunem zawładnął szok. Nie wierzył w to, że Chanyeol naprawdę go pocałował. Nie wierzył, że był tak blisko. Nie wierzył w to, że właśnie czuł lekki smak jego ust. Miał ochotę uszczypnąć się w dłoń, aby się upewnić, że nie śni, ale wtedy przypomniał sobie o tym, że powinien odwzajemnić nieśmiały pocałunek i włożył całe swoje serce w to, aby jak najlepiej przekazać swoje uczucia w prostym zetknięciu ich spragnionych ust.

Wargi Baekhyuna były słodkie jak miód, a usta Chanyeola smakowały mlekiem.

- Dobranoc, paniczu - szepnął ogrodnik, delikatnie zakańczając ich pocałunek.

- Dobranoc, Chanyeol - odpowiedział Baekhyun, obserwując jak mężczyzna zabiera kurtkę i powoli opuszcza jego sypialnię. - Kocham cię - dodał, kiedy drewniane drzwi cicho się za nim zamknęły.   

_______________________

Zgadnijcie, kto ma nowego laptopa i nową wenę na tę serię, hehe. 

Jak zwykle proszę o komentarze. Może z okazji świąt zrobicie mi najlepszy prezent świata i gwiazdek będzie tyle samo co komentarzy? 

Cóż, fajnie by było jakby każdy zostawił po sobie chociaż krótki komentarz. 

Wesołych Świąt!

A tak w ogóle to ACNSC ma 1 miejsce w kategorii książek historycznych! Jestem z tego powodu naprawdę szczęśliwa. Dziękuję! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top