Rozdział VII
- To za szybko.
- Wcale nie, synku - znów ten uśmiech. - Wszystko dzieje się w swoim czasie. Spokojnie, razem z tatą o wszystko zadbamy.
- Nie - oczy Baekhyuna zaszkliły się.
- Nie? - powtórzyła matka.
Chłopak wstał i drżąc na całym ciele chwycił płaszcz z wieszaka, stojącego nieopodal.
- Nie - powtórzył. - Nie chcę.
Nie czekając na dalsze słowa matki wybiegł z pokoju. Widział co sobie o nim pomyślą.
Rozkapryszony bachor.
Niewdzięczna sierota.
Nie przejmował się tym. Pragnął tylko ukryć się w małym, drewnianym domku Park Chanyeola i zostać w nim na zawsze.
Niebo było w smutnym odcieniu przygaszonego granatu. Mżawka lekko sączyła się zza chmur. Zdawało się, że świat płacze razem z Baekhyunem.
Zatrzymał się pod drzwiami małego domku, pośpiesznie ocierając łzy. Zapukał, chcąc jak najszybciej znaleźć się w ciepłym schronieniu. I ciepłych, pociesznych ramionach.
- Baekhyun? - wyszeptał bezgłośnie Chanyeol, zastając przemokniętego, zapłakanego chłopaka w progu. - Co ty tu robisz?
- Chan...
Nie dokończył. Płacz znów ścisnął mu gardło, a Chanyeol widząc w jak żałosnym stanie znajduje się Baekhyun wciągnął go do środka za chudy nadgarstek.
Ogień płonął w kominku. Wokół znów ten sam zapach piżma i ziół. Małe, wąskie łóżko nakryte kocem. Stolik. Grzane mleko. Wszystko dokładnie tak, jak zostawił kilka dni temu.
- Co się stało? - spytał Park, nakrywając wątłe ramiona zmokniętego Baekhyuna kocem. - Jesteś cały przemarznięty.
Koc pachniał piżmem i ziołami, tak jak znoszona koszula Chanyeola. Był też ciepły i miękki. Dawał poczucie bezpieczeństwa.
Tak jak ramiona Chanyeola.
Baekhyun poczekał, aż przyjaciel przyniesie dwa kubki ciepłego mleka i usiadł obok. Biło od niego ciepło i delikatność, a panicz nie mógł się powstrzymać i przysunął się bliżej, opierają głowę na silnym ramieniu.
Przytul mnie, proszę - chciał powiedzieć Baekhyun.
Nie powiedział.
Nie powiedział, choć jedynym, co mogło uratować jego zranione serce była czułość.
- Płaczesz? - Chanyeol spojrzał na bladą twarz przyjaciela ze smutnym uśmiechem. - Baekhyunnie...
Sprawiał wrażenie, jakby lada chwila również miał się rozpłakać. Ostrożnie, z nadzwyczajną delikatnością starł łzy z policzków Baekhyuna twardymi, zniszczonymi palcami i spojrzał w jego smutne, zapłakane oczy.
- Boję się, Chanyeol - wyszeptał po dłuższej chwili milczenia.
- Czego?
Baekhyun przełknął ślinę. Nie wiedział jak ubrać swoje obawy w słowa. Był zupełnie bezradny wobec swoich problemów, ale choć były one niepokojąco duże, nie mogły równać się z problemami ogrodnika.
On stracił matkę, Baekhyun - mówił głos w jego głowie. - Nie ma ojca i siostry. Pracuje od rana do wieczora. Nie miał dzieciństwa. Twoje dylematy są w porównaniu do jego dylematów są
iczym. Odpuść.
- To nic...
- Nic? - Chanyeol zmarszczył brwi. - Nie płakałbyś bez powodu.
- Chodzi to, że... - urwał, pociągnął nosem i nabrał powietrza. - Kocham kogoś.
- To chyba nie jest powód do płaczu, co? - zaśmiał się cicho Chanyeol, a widząc kolejne łzy w oczach Baekhyuna szybko spoważniał.
- Zakochałem się w najmniej odpowiednim czasie - wyjaśnił Baekhyun cicho, wstydliwie. - I w najmniej odpowiedniej osobie.
- Wyjaśnij mi - poprosił łagodnie Chanyeol. Nie nalegał. Nie wywierał na Baekhyunie presji. Obchodził się z nim delikatnie i ostrożnie jak z porcelanową lalką.
Baekhyun najchętniej w miejsca wyznałby mu miłość.
Nie miał już nic do stracenia.
Ale lęk przed odrzuceniem zawsze był silniejszy niż wola.
- Aranżowane małżeństwo - powiedział cicho.
I w tych dwóch słowach kryła się cała smutna prawda. Nie potrzeba było żadnych wyjaśnień. Aranżowane małżeństwo. Przekleństwo wszystkich młodych arystokratów i szlachciców. Najgorsze ograniczenie.
Coś, co zdecydowanie nie powinno istnieć.
- Tak bardzo mi przykro - wydusił Chanyeol.
- Niedługo mają się odbyć moje zaręczyny. Panienka Kim ma zostać w przyszłości moją żoną.
Lęk, obojętność i zimno w oczach Baekhyuna było przerażające. Strach wyżerał go od środka. A Chanyeol wiedział, że nie może nic zrobić. Mógł jedynie pokrzepiająco przytulić przyjaciela i podać mu kubek ciepłego mleka, życząc smacznego.
- Bo wiesz - zaczął Yeol, kiedy łzy przestały sączyć się z oczu panicza. - Może się na tym nie znam, ale aranżowane małżeństwo można zerwać.
- Będę niewdzięczny, jeżeli nie spełnię ich woli - wymamrotał Baekhyun z ustami lepkimi od mleka z miodem.
Ich. Rodziców. Przyszywanych opiekunów.
- A co z osobą, którą kochasz? Twoi rodzice ją znają?
Baekhyun wziął szybki wdech i powolny wydech.
- Tak - odpowiedział cicho. - Muszą ją znać.
- Przedstaw ją rodzicom. Może jest jakaś szansa, że zaakceptują ten związek - mówił Chanyeol, nieświadomy, że to właśnie on jest tą osobą.
- Nie ma opcji - zaśmiał się gorzko Baekhyun, choć kryształowe łzy nadal toczyły się po jego bladych policzkach.
- Dlaczego?
- Ta osoba nawet nie wie...
- Uświadom ją.
Krótkie spojrzenie i kilka oddechów, przepełnionych wahaniem.
- Myślisz, że powinienem? - spytał z pewną dozą nadziei w głosie.
Chanyeol skinął głową.
Każdy z was czeka pewnie na moment, w którym Baekhyun się odważy. Kiedy weźmie życie w swoje małe dłonie i ignorując konsekwencje pocałuje Chanyeola, wyznając mu miłość urywanym szeptem. Ta historia jednak nie jest tak szczęśliwa. Baekhyun się nie odważył, a Chanyeol nadal był nieświadomy jego uczuć. Za oknem małego domku sypał pierwszy śnieg, a mleko z miodem smakowało nadzwyczaj nijako.
- Wszystko będzie dobrze - uśmiechnął się pocieszająco Yeol. Nie wiedział wtedy jeszcze, że niebawem on również pozna znaczenie zakazanej miłości.
- Tak - mruknął Baekhyun bez przekonania.
Już nie płakał, nie pocierał nerwowo oczu i nie pociągał nosem. Ogarnęła go zwyczajna obojętność.
- Jest już późno. Wracaj do domu - powiedział troskliwie, zaczesując zbłąkany kosmyk włosów Baekhyuna.
Nie było w tym niczego, poza przyjacielską troskliwością.
Panicz spojrzał na ciemność za oknem, rozpraszaną przez białe trociny śniegu. Za drzwiami domu Park Chanyeola już nie było ciepło i bezpiecznie. Tam wszystkie zmory tylko czekały, aby zacisnąć swoje szpony na bezbronnym sercu Baekhyuna.
Ukryj mnie tu - chciał poprosić Baekhyun.
Nie poprosił.
Zrzucił z siebie ciepły, rozkosznie miękkie koc, mając ochotę na nowo się rozpłakać. Zabrał swój płaszcz i wyszedł, a przed wyjściem zdążył tylko powiedzieć, że pierwszy śnieg wygląda naprawdę na tle granatowego nieba pięknie.
Miłość kojarzyła się Chanyeolowi ze szczęściem. Wydawało mu się, że każda miłość ma swoje szczęśliwe zakończenie. Nie znał wtedy jeszcze swojej przyszłości, w której jego miłość na pewno nie będzie szczęśliwa.
Prace, które wykonywał sprawiały, że nie myślał o niczym innym, niż o zarobku. Czasami w trakcie rąbania drewna wspomniał swoją siostrę, czasem matkę. Innym razem, przy odśnieżaniu pomyślał o Baekhyunie. Niekiedy, widząc go w oknie pomachał do niego krótko i uśmiechał się, patrząc jak ten odmachuje.
Ich relacja była niecodzienna, to wiedział na pewno.
Czas nauczył go jak kruchym materiałem jest ludzka znajomość.
Dni mijały i Baekhyun zaczynał tęsknić za odwiedzaniem Chanyeola w jego małym, pachnącym piżmem domku. Śnieg padał coraz częściej, Boże Narodzenie zbliżało się wielkimi krokami, a państwo Oh po długich namowach najstarszego syna zdecydowali się odłożyć nieco termin koszmarnych zaręczyn.
Mlecznobiałe grudniowe południe pachniało mrozem i dymem z kominów. Parapet wyściełany ciepłym kocem był miejscem, gdzie Baekhyun spędzał wszystkie nudne dni, czytając i śledząc z okna poczynania ogrodnika.
Nadal nie zrezygnował z Park Chanyeola. Nie wiedział jak.
Ta dwójka zupełnie nie zasłużyła na los, jaki ich spotkał. Dwie sieroty, oszukane przez życie, które odnalazły wspólny język i wspólny rytm dwóch, zgubionych serc. Ta historia naprawdę nie powinna toczyć się w tak nieszczęśliwym kierunku. Miłość Baekhyuna powinna być odwzajemniona, a decyzje jego przybranych rodziców powinny przestać być destrukcyjne.
- Paniczu - po kilkukrotnym stukaniu drzwi otworzyły się. Weszła służka w prostej halce i uniformie pokojówki, niosąc w dłoniach tacę z piernikowymi ciastkami. - Proszę.
Zostawiła tacę i wyszła, nim Baekhyun zdążył podziękować.
Ciastka pachniały pysznymi, korzennymi przyprawami i słodką nutą lukru. Panicz pomyślał, że ten smak idealnie komponowałby się ze słodyczą mleka z miodem i spojrzał tęsknie w stronę małego, drewnianego domku, nim zabrał płaszcz i zapakował część ciastek, owijając je białą chustą.
Pierniki były w różnych kształtach. Fantazyjne ludziki, małe serduszka i świąteczne gwiazdki. Spośród nich wszystkich to te drugie najbardziej nadawały się do sprezentowania Park Chanyeolowi.
Małe, ciastkowe serca, symbolizujące pierwszą miłość Baekhyuna zostały starannie zapakowane w chustę i wciśnięte do kieszonki płaszcza.
Śnieg prószył nieprzerwanie od trzech dni. Tego dnia było go wyjątkowo dużo, toteż, kiedy Baekhyun stanął przed drzwiami domku cały jego szalik, zakrywający połowę twarzy, wełniana czapka i płaszczyk pokryły się białym puchem.
- Baekhyun - uśmiechnął się Chanyeol, otwierając drzwi szerzej.
Tym razem nie pytał co go tu sprowadza. Po prostu zaprosił go do środka.
I tak właśnie miało być.
Wnętrze nadal pachniało piżmem i ziołami, pomieszanymi z wonią drewna. W kominku tańczyły pojedyncze języki ognia, a Park jeszcze nim Baekhyun zdjął płaszcz, zagrzał mleko z miodem. Tak samo pyszne jak zawsze.
- Przyniosłem coś - uśmiechnął się dumnie Baekhyun, a Chan zupełnie nie podejrzewając, że kiedyś ten uśmiech stanie się jego najcieplejszym wspomnieniem odrzekł:
- Nie musiałeś nic przynosić.
Baekhyun był jednak szybszy i nim ogrodnik zdołał cokolwiek dodać, wyjął schludnie zapakowane w chuście ciasteczka i rozłożył je pod kominkiem, siadając na przyjemnie nagrzanym dywaniku.
- Są naprawdę dobre - uśmiechnął się. - Powinieneś spróbować.
Chanyeol uśmiechnął się pod nosem, patrząc na piernikowe serduszka, pokryte lukrem. Dawno nie jadł niczego słodszego od mleka z miodem.
- Dziękuję - rzekł, ostrożnie sięgając po ciastko.
W tamtych czasach słodycze były towarem luksusowym.
Nie dla robotników.
Nie dla służby.
Tylko dla ludzi, mogących za nie zapłacić.
- Smakuje? - uśmiechnął się Baekhyun, również częstując się wybornym wypiekiem.
- Dawno nie jadłem czegoś równie smacznego - zaśmiał się Chanyeol, przełykając kęs chrupiącego ciastka.
- Mogę przynosić ci więcej słodyczy, jeżeli je lubisz - odpowiedział Baekhyun, upijając łyk mleka.
- Nie powinienem cię prosić o takie rzeczy - speszył się Chanyeol.
- To nie jest dla mnie problem, naprawdę - spojrzał ogrodnikowi w oczy, które nadal emanowały radością. - Musze ci się odwdzięczyć za to co dla mnie robisz.
- Co dla ciebie robię? - zaśmiał się Chanyeol.
Jesteś tu - chciał odpowiedzieć Baekhyun.
Nie odpowiedział. Zmusił się tylko do lekkiego uśmiechu i powiedzenia:
- Robisz bardzo dobre mleko z miodem.
____________________________________________
Fabuła coraz bardziej zaczyna się rozwijać. Mogę tylko uprzedzić, że akcja będzie max smutna ;;;
Starałam się nad tym rozdziałem, pomimo tego, że wyszedł dość krótki.
Oceńcie w komentarzach jak wyszło.
Kocham Was.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top