Rozdział V
Popołudnie było deszczowe i smutne, jednak Baekhyun nie odczuł tego, pochłonięty grą. Jego smukłe palce z wrodzoną delikatnością uderzały w chłodne klawisze, wygrywając znaną na pamięć melodię. Wczuwał się w wykonywaną czynność, niemal całkowicie zapominając o całym świecie.
- Nie wiedziałem, że grasz - usłyszał za sobą i gwałtownie przerwał grę, odwracając się.
- Chanyeol? - wypowiedział niemal szeptem, mając ochotę przetrzeć oczy ze zdumienia. - Co ty tu robisz?
- Szukali kogoś silnego, do przeniesienia mebli w salonach dla gości i przypadkiem cię zauważyłem - uśmiechnął się pod nosem, wsuwając dłonie w kieszenie czarnych spodni. - Jesteś zły?
Baekhyun jedynie pokręcił przecząco głową, mimowolnie odwzajemniając lekki uśmiech. Cieszył się z możliwości zobaczenia Chanyeola, zwłaszcza, że rano nie udało im się spotkać, przez koszmarną ulewę. Jak w ogóle mógłbym być zły?
- Naprawdę nie wiedziałem, że grasz - wyższy zbliżył się o kilka kroków. - I to naprawdę dobrze grasz.
- Uczyłem się jako dziecko - Baekhyun spuścił głowę, słysząc komplementy z ust przyjaciela.
- Zagraj coś - polecił Chanyeol, dodając mu otuchy uśmiechem.
- Nie mogę zagrać, kiedy ty tu jesteś - zaśmiał się Baekhyun.
- Dlaczego?
- Onieśmielasz mnie - odparł panicz z udawanym oburzeniem.
- Naprawdę? - Chanyeol zaśmiał się donośnie. - Nie zagrasz tylko dlatego, że tu jestem?
Baekhyun skinął potwierdzająco głową.
- Przez jakiś czas nie wiedziałeś, że tu jestem i grałeś.
- To było przed tym jak cię zobaczyłem - Baekhyun założył ramiona na piersi.
- Dobra - westchnął Chanyeol. - Mam pomysł.
Baekhyun spiął się lekko, widząc, że jego przyjaciel zbliża się do i po chwili staje tuż za jego plecami, po czym nachyla się tak, że panicz czuł jego oddech na karku i szepcze:
- Stanę tu i zakryję ci oczy dłońmi, a ty wyobrazisz sobie, że jesteś tu sam, dobrze? Zupełnie zapomnisz o mojej obecności i będziesz grał.
Baekhyun skinął głową, starając się jakoś ukryć fakt, że nie zapomni o obecności Chanyeola, kiedy ten będzie ciągle trzymał dłonie na jego twarzy. Bał się jedynie tego, że bliskość młodego mężczyzny jeszcze bardziej go onieśmieli, choć sam zastanawiał się dlaczego. Dlaczego ten wysoki szatyn działał na niego w taki sposób?
Już po chwili wszystkie myśli panicza zostały zagłuszone, kiedy ogrodnik ostrożnie przykrył jego oczy swoimi dłońmi. Spracowanymi, dużymi, szorstkimi dłońmi, które mimo wszystko obudziły stado trzepoczących motyli w brzuchu Baekhyuna.
- Graj - szepnął mu na ucho, nachylając się tak, że jego oddech znów łaskotał wrażliwą skórę chłopaka.
Wszystkie motyle w brzuchu bruneta zwariowały, zaczynając w szalonym tempie trzepotać skrzydłami, a panicz lekko zagryzając wargę zaczął grać. Melodia była powolna, delikatna i ulotna, ale na swój sposób piękna. Chanyeol nie mógł oderwać wzroku od smukłych, długich palców Baekhyuna uderzających w klawisze z wyczuciem. Nawet z zamkniętymi oczami idealnie trafił w każdy dźwięk, przez co Yeol nie mógł wyjść z podziwu.
Kiedy melodia zmierzała ku końcowi, a Park nadal nie mógł wyrwać się z niemego zachwytu w progu drzwi zastukały obcasy butów głównego lokaja.
- Park Chanyeol! - zawołał, a jego głęboki głos zagłuszył piękną melodię.
Zaskoczony Baekhyun pomylił klawisze, a Chanyeol odskoczył od niego, patrząc przepraszająco w stronę głównego lokaja.
- Dlaczego zakłócasz spokój paniczowi, Park? - warknął mężczyzna, a zarówno Chanyeol, jak i Baekhyun skulili się w sobie, słysząc jego złowrogi ton.
- Nie robię nic złego, sir - odparł ogrodnik.
- Co w ogóle tu robiłeś, Park? - lokaj przystąpił kilka kroków do przodu. - Powinieneś być teraz w holu!
Przyparty do muru Chanyeol jedynie zwiesił bezwiednie głowę, nie mając nic, czym mógłby się usprawiedliwić.
- Masz rację, sir. Ja...
- Zawołałem go - przerwał mu Baekhyun, wstając od pianina.
Lokaj zmierzył ich obu wzrokiem, lekko marszcząc przy tym krzaczaste brwi.
- O czym panicz mówi? - spytał podejrzliwie.
- Spotkałem Chanyeola w holu i zawołałem, aby pomógł przy um...
- Przy strojeniu pianina - wyręczył go Park, czując się wdzięcznym za to, że Baekhyun uratował go z nieprzyjemnej sytuacji.
- Co ogrodnik może wiedzieć o strojeniu pianina? - parsknął lokaj.
- Park Chanyeol wie bardzo dużo o pianinach - bronił swoich racji Baekhyun. - Za to pan powinien już iść. Przeszkodził nam pan.
Lokaj zaszokowany postawą panicza jedynie skłonił się nisko i rzucając ogrodnikowi groźne spojrzenie, opuścił pomieszczenie, pozostawiając po sobie tylko echo stukotu obcasów.
- Strojenie pianina? - zaśmiał się Baekhyun, obracając w stronę Chana. - Nie mogłeś wymyślić czegoś bardziej prawdopodobnego?
- Wątpisz w to, że znam się na pianinach? - spytał wyższy, unosząc brew w górę.
- Cóż, nie wyglądasz na kogoś, kto... - nim Baekhyun zdołał dokończyć swoją wypowiedź, Chanyeol zajął miejsce przy instrumencie i ostrożnie zaczął grać, wkładając całą pasję w piękną, wzruszającą melodię.
Palce Parka z łatwością przesuwały się po klawiszach, tak, jakby grał już od dawna, a Baekhyun nie mógł uwierzyć swoim oczom, stojąc i wsłuchując się w przyjemną dla ucha muzykę.
- Nadal uważasz, że nie znam się na pianinach? - spytał wyższy mężczyzna, wstając od instrumentu i zakańczając tym samym piękną melodię.
- Ty... pięknie grasz - wyszeptał tylko, przenosząc spojrzenie, na uśmiechniętą twarz Chanyeola. - Naprawdę, to było piękne.
- Nasze style gry nieco się różnią - powiedział Park, tonem znawcy. - Ty uderzasz w delikatne, krótkie dźwięki, podczas, gdy ja robię zupełnie odwrotnie. Lubię melodię z mocnymi brzmieniami. Dlatego gramy inaczej, ale oboje robimy to pięknie.
- Tak, masz rację - odpowiedział Baekhyun spuszczając głowę, by ukryć delikatny uśmiech, malujący się na jego twarzy wraz z palącymi rumieńcami. Stado motyli w jego brzuchu znów niebezpiecznie zatrzepotało. Byli tak różni. Grali inaczej, myśleli inaczej i żyli inaczej, ale mimo wszystko lubili te różnice. Ważne było to, że ich serca biły tak samo.
- Lepiej już pójdę - odezwał się Chanyeol, rozglądając wokół.
- Już? - Baekhyun westchnął zawiedziony.
- Tak - wyższy zaczesał kasztanowe włosy. - Mam jeszcze dużo pracy.
- Rozumiem.
- Ale spotkamy się jeszcze jutro - uśmiechnął się szeroko Park, a po chwili, widząc zwątpienie na twarzy Baekhyuna dodał. - Oczywiście, jeżeli chcesz...
- Jasne, że chcę - odparł niższy, zdobywając się na lekki uśmiech, którym pożegnał, wychodzącego z pomieszczenia przyjaciela.
W rzeczywistości Baekhyun nie miał ochoty się uśmiechać. Nie, kiedy coraz częściej uświadamiał sobie jak niebezpieczne jest utrzymywanie kontaktu z Chanyeolem. Ryzyko, że rodzice panicza się dowiedzą było niewątpliwie zbyt wysokie, ale chłopak wiedział, że nie potrafiłby zrezygnować z Park Chanyeola. Sam nie wiedział, czy to przez przywiązanie, czy inną, zdecydowanie bardziej niepokojącą więź, która łączyła go z ogrodnikiem. Wtedy też zaczął się zastanawiać, co tak naprawdę czuje do wysokiego młodzieńca i co, jako jego panicz, rzeczywiście powinien czuć. To dobijało go jeszcze bardziej, a żeby nie wybuchnąć płaczem bezsilności, przelał swoje smutki na klawisze pianina, wygrywając najsmutniejszą melodię, jaka kiedykolwiek wypełniała ściany saloniku.
✖ ✖ ✖
Dzień, w którym rodzice Baekhyuna i Sehuna wrócili z podróży był słoneczny i pogodny. Z samego rana służba przygotowywała wielką ucztę dla gości, którzy mieli tego dnia odwiedzić rodzinę. Baekhyun nie był zachwycony tym pomysłem, jednak wiedział, że jedyne co może w tej sytuacji zrobić, to zgodzić się z wolą matki, która miała bzika na punkcie organizowania przyjęć.
- Paniczu - odwrócił się na drugi bok, słysząc głos pokojówki. - Proszę wstać. Już późno.
Otworzył oczy, nadal czując na policzkach zaschnięte ślady łez. Był niebywale nieszczęśliwym paniczem, na tle innych dziedziców.
Usiadł na łóżku i mimowolnie uśmiechnął się, widząc długie promienie słońca, przebijające się przez szyby jego okien. Zaspałem, aby zobaczyć wschód.
Pośpiesznie ubrał się w przygotowane przez pokojówki ubrania i zjadł przyniesione śniadanie, chcąc jak najszybciej zobaczyć się z ogrodnikiem, który z pewnością nadal czekał na niego, zmartwiony tym, że nie pojawił się o wyznaczonej porze. Baekhyun był pewny, że Chanyeol na niego czeka. Musiał czekać.
- Paniczu! - zatrzymał go lokaj przy drzwiach. - Rodzice kategorycznie zabronili wam opuszczania domu dziś, dopóki nie wrócą.
Baekhyun poczuł lodowate ukłucie gdzieś wewnątrz klatki piersiowej.
- Ale ja...
- Przykro mi, ale musi panicz zostać w domu.
- Ja muszę coś sprawdzić - wydukał cicho Baekhyun, zaciskając palce na rękawach bawełnianej marynarki, pachnącej piżmem i kwiatami.
- Proszę wrócić - rzekł mężczyzna, nieco ostrzejszym tonem.
Baekhyun wiedział, że będzie musiał przeprosić Chanyeola za swoją nieobecność, a w drodze do pokoju ze smutkiem układał sobie w głowie różne teksty przeprosin. Czuł się dziwnie, z myślą, że spotkania ze sługą stały się dla niego takie ważne. Bez Chanyeola wszystko znów stawało się szare i bez wyrazu, a Baekhyun miał ochotę płakać z bezsilności, wiedząc, że nie może nic zrobić, by zobaczyć przyjaciela. Po raz kolejny poczuł się jak nieszczęśliwy kanarek zamknięty w wielkiej, pustej klatce.
Postanowił resztę dnia spędzić w swoim pokoju, czytając książki i wpatrując się w okno, przy akompaniamencie cichego odgłosu ptaków, odlatujących do ciepłych krajów. Od dnia, w którym poznał Chanyeola coraz częściej odczuwał samotność. Wcześniej to uczucie było dla niego obce, tak samo jak uczucie bliskości z kimkolwiek. Może to właśnie dlatego, dopiero odkąd przywiązał się do ogrodnika, zaczął czuć się samotny, za każdym razem, gdy długi ogród i ściany wielkiego, zimnego domu oddzielały ich od siebie. Wtedy też Baekhyun poczuł, że samotność jest okrutna i nienawidził być sam. Jedynym jego zajęciem w ciągu dłużących się godzin, stało się liczenie ruchów tykających wskazówek na wielkim zegarze w rogu.
- Oby ten dzień już się skończył - powtarzał.
✖ ✖ ✖
Zbliżała się godzina piąta, kiedy na podjeździe zatupały końskie kopyta, a wielki powóz i jadący za nim mniejszy zatrzymały się przed domem.
- Paniczu! Proszę natychmiast zejść na dół!
Baekhyun markotnie przejrzał się w lustrze, poprawiając szarą kamizelkę, dopasowaną marynarkę w tym samym odcieniu i śnieżnobiałą koszulę. Jego oczy wyglądały dziś na szczególnie nieszczęśliwe i sam widział to w swoim odbiciu.
- Paniczu Baekhyun! Szybko!
Zacisnął powieki, starając się wyobrazić sobie Chanyeola, mówiącego, że wszystko będzie w porządku i ruszył w kierunku drzwi, drżąc na samą myśl o sztywnej kolacji w gronie nieznajomych ludzi.
- W końcu panicz jest - świergoczący głos jednej z pokojówek wyrwał go z rozmyśleń. - Rodzice są w holu. Bardzo proszę się pośpieszyć.
Baekhyun nie widział sensu, aby się śpieszyć. Być może w tej chwili Chanyeol również o nim myślał? Może nawet tęsknił tak samo jak on?
- Baekhyunnie! - radosny głos matki rozniósł się echem w wielkim holu, wraz ze szmerem wnoszonych bagaży. - Tak bardzo tęskniłam - kobieta objęła go szczelnie ramionami, wycałowując blade policzki chłopaka.
- Ja też, mamo - odparł mechanicznie Baek i skrzywił się, czując ocierającego się o jego nogi kota. - Znowu on? - westchnął cicho.
- Arnold nie mógł zostać sam, Baekhyunnie - uśmiechnęła się rodzicielka, schylając się, aby pogłaskać łysego kota po pomarszczonej głowie.
Przyszywana matka Baekhyuna poza przyjęciami uwielbiała też wszystko co egzotyczne i niecodzienne. To właśnie dzięki temu, podczas jednej z podróży do Afryki zakochała się w Sfinksach - łysych kotach o wielkich, obrzydliwych uszach i migdałowych oczach. Nie mogła się też oprzeć, by wziąć jednego pod swoją opiekę i tak jej nieodłącznym towarzyszem został Arnold - najobrzydliwsze zwierzę, jakie Baekhyun kiedykolwiek widział.
Poza obrzydliwym wyglądem, który odpychał wszystkich ludzi Arnold posiadał niezwykle okropny charakter. Był uciążliwym, dość agresywnym zwierzęciem, które jego właścicielka kochała niemal tak samo jak własne dzieci.
- Sehunnie - zaświergotała odrywając się od kota i idąc w stronę młodszego syna.
- Mamo! - chłopak objął matkę mocno, uśmiechając się szeroko.
Być może Sehun czuł się w tym świecie lepiej od Baekhyuna. Był co prawda szlachcicem z krwi i kości, nie to co starszy. Brudny szczeniak z ulicy, którego litość dwójki arystokratów uratowała przed ubóstwem i głodem.
- Baekhyunnie, Sehunnie! - zawołała matka, wyrywając Baekhyuna z zamyśleń. - Za chwilę przyjadą panny Kim i reszta gości. Mam nadzieję, że będziecie się dobrze zachowywać. Przyjadą też nasi nowi sąsiedzi i przyjaciele ojca. Zjecie kolację w gronie młodszych, dobrze? Dorośli będą chcieli porozmawiać o poważnych sprawach.
- Jasne - odparł Sehun, a Baek w duszy wywrócił oczami.
Na samą myśl o pustych oczach siostrzyczek Kim przechodził go dreszcz.
✖ ✖ ✖
Wszyscy są tacy sztuczni - pomyślał, spotykając na swojej drodze wystrojone panny i ubranych w garnitury dżentelmenów. Nigdy nie będę taki jak oni.
- Paniczu, już czas - lokaj skłonił się przed nim nisko, a Baekhyun w odpowiedzi tylko skinął głową.
W mniejszej jadalni utrzymanej w jasnych barwach zebrali się już niemal wszyscy goście. Ściany pomieszczenia były białe, kontrastujące z meblami, wykonanymi z ciemnego, lśniącego drewna. Stół nakryty białym obrusem i zastawiony wieloma półmiskami i talerzami zajmował dużą część pomieszczenia, wraz z krzesłami, obitymi białym pluszem. Duże, lekko uchylone okno wpuszczało do środka zapach późnej jesieni i Baekhyun poczuł tęsknotę za powietrzem z zewnątrz. Oraz za ogrodnikiem, który żył na zewnątrz.
- Wszyscy są? - spytał cicho Sehuna.
- Mhm - skinął głową młodszy. - Tak mi się wydaje.
- Sądzisz, że powinniśmy zaczynać?
- Cóż, raczej tak.
Baekhyun odetchnął głęboko, zajmując miejsce u szczytu stołu. Jako gospodarz musiał rozpocząć osobiście kolację, tak jak zwykł to robić jego ojciec. Idiotyczne.
- Witam - zaczął, ale jego głos nie przedarł się przez szmer głosów arystokratycznej młodzieży.
Na pomoc przyszedł mu Sehun, który stanowczo uderzył łyżeczką o brzeg kieliszka, a goście, słysząc ten dźwięk na chwilę umilkli.
- Kontynuuj - szepnął młodszy w stronę Baekhyuna.
- Witajcie w posiadłości rodziny Oh. Jako pierworodny syn państwa Oh chciałbym was serdecznie powitać i życzyć udanej uczty, zorganizowanej w okazji powrotu moich rodziców z dalekiej Ameryki. Miłej zabawy - zakończył i zajął swoje miejsce.
Nim podano przystawki, Baekhyun zilustrował wzrokiem wszystkich zebranych. Było ich około czternastu. Niewielu rozpoznał. Po jego prawej stronie siedział Sehun, który jak zawsze przy tego typu okazjach zachował kamienną twarz. Obok młodszego brata siedziała tajemnicza dziewczyna, której nie znał. Zauważył tylko, że była dość tęga, a gorset rzeźbił nienaturalne wcięcie w jej talii. Dalej siedział podobny do niej chłopiec, najprawdopodobniej jej brat, a obok niego wysoki brunet o groźnym wyrazie twarzy. Zatrzymał się na panience Kim, siedzącej tuż obok niego wraz ze swoją siostrą. Znów wyglądała jak lalka o chudych, patykowatych kończynach, bladej twarzy, zapadniętych policzkach i dużych, przestraszonych oczach. Jest usta wymalowane były na czerwono jak u rosyjskiej matrioszki, a czarne włosy spięte w skomplikowany kok na środku głowy. Miała na sobie bufiastą, blado różową sukienkę i złotą biżuterię. Wyglądała jak typowa córka wpływowego szlachcica, tak samo jak jej siostra. Wszyscy byli tylko klonami. Nikt niczym się nie wyróżniał, toteż Baekhyun przestał dalej analizować gości wzrokiem.
Kiedy na salę wkroczyli kelnerzy, niosąc przystawki, najstarszy z braci Oh odpłynął w świat swoich myśli, modląc się, aby kolacja jak najszybciej dobiegła końca. Wtedy jednak coś przykuło jego wzrok.
Wysoki mężczyzna w uniformie kelnera pochylał się nad jedną z panienek i napełniał jej kieliszek winem winogronowym o niskiej zawartości alkoholu. Jego ciemne włosy kontrastowały z bladą cerą i dużymi, kakaowymi oczami. Był młody. Mniej więcej w wieku Baekyuna lub też trochę starszy. W każdym razie chłopak musiał przyznać, że wyższy tu nie pasował.
Ich spojrzenia spotkały się łagodnie, kiedy ten wraz z innymi sługami opuszczał pomieszczenie. Czas się zatrzymał. Wszystko zagłuszył dźwięk szybkiego bicia serca Baekhyuna, kiedy jego oczy spotkały się z tymi dużymi, kakaowymi oczami, a ich posiadacz uśmiechnął się pod nosem.
Chanyeol.
- Muszę na chwilę wyjść - szepnął Baekhyun w połowie jedzenia przystawki do Sehuna, pogrążonego w rozmowie z jakimś wysokim, ciemnowłosym chłopakiem.
- Dlaczego? - spytał młodszy.
- Straciłem apetyt, a poza tym muszę coś sprawdzić - wyjaśnił Baek. - To ważne.
- Dobrze, idź - chłopiec uśmiechnął się delikatnie. - Ale wróć na główne danie. Inaczej rodzice będą źli.
Baekhyun skinął głową, odkładając sztućce i pośpiesznie zdejmując z kolan białą serwetkę, po czym najzwyczajniej w świecie opuścił jadalnie. Idąc przez długi korytarz, skierował się prosto do kuchni, umiejscowionej na parterze w rogu. Wiedział, że to tam najczęściej przebywają kelnerzy. Zajrzał ostrożnie przez uchylone drzwi pomieszczenia i wstrzymał oddech na widok Chanyeola polerującego wysokie kieliszki w gronie innych służących.
Co on tam w ogóle robił?
Baekhyun nie wiedział nawet kiedy odważnie wkroczył do kuchni, od razu kierując się ku chłopakowi. Jego nogi drżały, gdy niepewnie stawiał każdy kolejny krok. To naprawdę był Chanyeol. Jedyny, prawdziwy Chanyeol.
- Paniczu - Park podniósł wzrok. - Co panicz tutaj robi?
- Co ty tutaj robisz? - spytał Baekhyun.
- Szukali pomocy przy podawaniu posiłków i polerowaniu szkła. Zgłosiłem się - odparł rezolutnie chłopak.
- Ach, rozumiem - Baek skinął głową.
- Potrzebuje panicz czegoś?
Mimo okoliczności, w jakich rozmawiali oczy Chanyeola cały czas uroczo się śmiały, a patrząc w nie Baekhyun nie mógł powstrzymać delikatnego uśmiechu. Nawet w uniformie kelnera Park posiadał swój niepowtarzalny urok.
- Nie - chłopak zaprzeczył ruchem głowy. - Po prostu nie spodziewałem się ciebie tutaj.
- Cóż, też się ciebie tu nie spodziewałem, paniczu - zaśmiał się beztrosko Yeol, zupełnie ignorując wszystkich wokół.
Tęskniłem za tobą - chciał powiedzieć Baekhyun.
- Dzisiaj rano nie pozwolili mi wyjść - powiedział Baekhyun.
- Domyśliłem się - odparł Park.
Tak bardzo chciałem cię zobaczyć - chciał powiedzieć Baekhyun.
- Lepiej już wrócę - powiedział.
- Racja - Chanyeol skinął głową. - Mam jeszcze sporo pracy na ten wieczór.
Tęskniłeś za mną? - chciał zapytać Baekhyun.
- O której kończysz? - zapytał Baekhyun.
- Równo z końcem kolacji kończy się praca kelnerów - odpowiedział Chan.
Ucieknijmy dziś razem. Zabierz mnie do siebie i ukryj - chciał powiedzieć Baekhyun.
- Do zobaczenia - powiedział Baekhyun.
- Miłego wieczoru, paniczu.
________________________________
Mam nadzieję, że rozdział się Wam podoba. Mogę śmiało obiecać, że następne będą ciekawsze, a relacja Chanyeol x Baekhyun jeszcze bardziej się rozwinie.
Miłego wieczoru.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top