Pierwsze starcie

Od teraz historia będzie prowadzona z pierwszej osoby. Dajcie znać czy zrobić tak poprzednie rozdziały.

Adrien

Wszyscy: Trixx do ataku, Weyzz załóż skorupę, Plagg wysuwaj pazury.

Powiedzieliśmy razem gdy się przemieniliśmy. A więc jak widać mamy do czynienia z poważnym zagrożeniem. Jeszcze większym niż kiedykolwiek.

Nino: Myślicie że damy radę?.

Adrien Zawsze dajemy. Ale teraz musimy.

Alya: Czuje, że teraz nam ostro skopie dupy ale jak uważacie.

Cóż ma racje. Marinette zawsze była silna a teraz gdy jej moc się podwoiła z akumą to nie wiadomo co może zrobić.

Nino: A co z Chloe? Może powinniśmy ją poinformować.

Alya: Ona ją odrzuciła. Jeżeli ją zobaczy to się mocniej zezłości i będzie silniejsza.

Adrien: Skąd wiesz że ją rozpozna?

Alya: Ma akumę a nie wstrząs mózgu. Raczej będzie ją pamiętać...

Nino: Nie będę się z nią kłócić.

Przez parę chwil panowała wyłączna cisz gdy biegliśmy w stronę największej kumulacji tych cienistych potworów. Może jej tam nie ma ale może zwrócimy jej uwagę w... tym chaosie. Wszędzie są walki między cywilami a potworami. Nie wiem jak ale w przeciągu kilku godzin Paryż stał się miastem wojny i zniszczenia.

Alya: Co ona zrobiła...

Adrien: Raczej my. To my się z niej naśmiewaliśmy. Myślałem, że to żart.

Biegliśmy dalej i im bliżej centrum tym więcej przerażenia mijaliśmy. Wielu ludzi, którzy się obroniła od mroku jest ciężko ranna. Policja, pogotowie czy straż jest w całym mieście i wszędzie słychać syreny. To naprawdę wygląda na apokalipsę...

Nino: Ale duży ptaszor.

Hm? Spojrzałem się w stronę gdzie pokazywał. Na murku nad nami siedział ogromny zielony ptak. W dziobie miał jakieś pudełko. Wgląda jak... pudełko z miraculum. To chyba kruk. Nagle wzniósł się mając pudełko w łapach po czym lecąc prosto rzucił je do mnie. Była na nim notatka od mistrza, że na jakby co to miraculum mamy dać komuś. Dobra. To na razie nie ważne. Na razie musimy znaleźć Marinette.

Alya: To co teraz robimy? Bo chyba nie będziemy szukać w całym Paryżu. To marnowanie czasu.

Nino: Najpierw musimy znaleźć na nią sposób. Jakieś pomysły?

Alya: Według Mistrza osoby które mają akume w sercu są nieprzewidywalne. Nie wiadomo co mogą zrobić a jej moc może sięgnąć umysłu.

Adrien: Czyli mamy dwa wyjścia. Albo odzyskamy kolczyki albo szukamy nowej bohaterki.

Alya: Tak czy siak będziemy musieli poszukać nowej bohaterki po odzyskaniu kolczyków. Pamiętaj Marinette czyli biedronka jest pod władzą akumy.

Nino: Masz racje ale Marinette to nasz przyjaciółka. Cokolwiek się stanie nie zamierzam jej skrzywdzić... mocno.

Pani Chaosu

Ah chaos. Jak że jest wspaniały. Ten cudowny aromat kiedy ludzie krzyczą a wszyscy są bezradni. Zaciągnęłam się mocniej gdy do moich nozdrzy doszedł kolejny innych zapach. Zapach lęku. Pachnie jak pieczony kurczak. Wołowinka lepsza ale pieczony kurczak też ma wspaniały zapach. Mmmm. Oblizałam się i uśmiechnęłam się.

Wskoczyłam do najbliższego domu. Gospodarze mnie zakatowali ale szybko im wyrwałam ręce i zmieniłam w posłańców. Podeszłam do lodówki i ją otworzyłam

WC: Co ty robisz Pani Chaosu?

PC: No co? Spróbuj sam być zły na pusty żołądek. Pewnie bycie ultra złym jest fajnie ale to męczy.

Wzięłam kubełek KFC i zaczęłam jeść skrzydełka które zostały. Mmm. Ostre.

WC: Miałaś chyba zajmować Paryżem!

PC: Wyluzuj kibelku. Paryż nie ucieknie a jedzonko tak.

Zjadłam wszystko i mi się odbiło. Po tym poszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Nic się nie zmieniło od czasu wejścia. Hmmm. Może zmienię trochę stykówkę?
Dotknęłam moich włosów przez co mi oklapły. Wzięłam golarkę i wygoliłam jedną stronę a drugą zaczesałam na bok i nie zaczęły się ulatniać. Tylko lekko jakby z nich dym leciał. Przejrzałam się i pstryknęłam do siebie. Bestia ze mnie...

WC: Chaosie! Może się skupisz?!

 PC: Spokojnie. Bohaterowie zaraz przyjdą. Daj mi się zająć sobą zanim skopie im dupy.

WC: Dobrze... dobrze. Ale skoro już w Paryżu panuję chaos dzięki twoim podwładnym już chyba nie potrzebujesz kolczyków.

PC: Owszem nie potrzebuje.

WC: To dlaczego jeszcze nie mam ich?

PC: Bohaterowie byli w twojej kryjówce. Nie chciałam żeby się dowiedzieli. Daaaa.

WC: Co skąd to wiesz?! Po co?

Pc: Nie wiem. Jasnowidzem nie jestem Agrest.

WC: Co?! Skąd ty...

PC: Skąd wiem o tobie? Wiem o wszystkim. Magia. Nie bądź taki agrestywny rureczko...

WC: Przestań!

PC: Ok ok. Nie mogłam się powstrzymać. Jeżeli mamy współpracować to nie możemy się kłócić. Tak mi się tylko powiedziało.

WC: Dobrze tylko sobie już nie żartuj ze mnie.

PC: Dobrze Gabryś.

Czułam, że chcę coś powiedzieć ale tylko wytchnął i już nic nie powiedział. Jak ja to lubię. Dobra. To co z tą metamorfozą. Jak zwykle kibelek się nie postarał. Ale teraz jak by to mogło być. O mam!

Pstryknęłam i wokół mnie pojawił się wirujący mrok, który po chwili zszedł i moim oczom ujawnił się mój nowy wygląd. Na moich barkach i trochę na ramieniu wysunęły się dwa długie zakrzywione kolce. Kostium wyglądał jak jakiś płaszcz z topem aż do pępka. Rękawy były płaszcza rękawiczki bez palców. Na twarzy miałam maskę podobną do maski Batmana ale bez miejsca na oczy, choć jednak wszystko widziałam. Po chwili maska za moim powiedzeniem sama zeszła. I to jest image. Moje oczy teraz są bardziej czerwone.

WC: Dałem ci te moce do walki... Nie do stylistyki!

PC: Żeby móc wygrać, najpierw trzeba jakoś wyglądać...

WC: Po prostu rób co do ciebie należy...

Chciałam dodać jeszcze jedną wspaniałą ripostę ale nagle usłyszałam jak coś biegnie po dachach. Spojrzałam i zobaczyłam jak heroski biegną.

PC: Oho nadchodzą. Byeeeee!

Z rozbiegu wyskoczyłam przez ramę okna na ścianę i się po niej wspięłam. Spider-girl, Spider-girl. Wyskoczyłam przed nimi w pozie Czarnej wdowy. Trochę pozersko ale może być. Bali się mnie i dobrze. Stanęłam na nogi i trzymając się za biodra uśmiechnęłam do nich. Cóż. Pora przejąc rolę.

Alya: Marinette. Proszę pozwól sobie pomóc. Proszę. Potrzebujemy cię.

PC: Pomóc? Wy chcecie mi pomóc? Kiedy potrzebowałam wsparcia i pomocy wy się śmialiście. To przez was nie ma biedronki! A ty Czarny kocie powinieneś o tym wiedzieć najlepiej.

Adrien: Co? Wiesz kim jestem?

PC: Tak. Pomagałam ci zdobyć serce Kagami a gdy cię odrzuciła to ci pomagałam wstać na nogi a ty co zrobiłeś żeby mnie pocieszyć.

Adrien: Ale...

PC: Nic. Śmiałeś się z tą którą kiedyś nazywałam przyjaciółką.

Alya: Marinette przepraszam, myślałam że to żart. Proszę.

PC: Bardzo kurwa śmieszny też żart...

Teraz się troszku wkurzyłam i moje pięści zaczęły płonąć ogniem. Jednak dzięki temu moje drogie chowańce zaczęły się do nich zbliżać ale co to za radocha gdy ktoś inny odwali za mnie robotę? Cóż żadna.
Machnęłam więc ręką i posłańce sobie poszli gdzie indziej. Oni uśmiechnęli się do mnie ale szybko im uświadomiłam to że nie jestem po ich stronie. Stworzyłam miecz, który odbijał ich przerażone twarze. Czyż to nie wspaniałe?

PC: To co? Zaczynamy?

Wszyscy ruszyli na mnie. Jakie to prymitywy. Na początku udało mi się każdego uniknąć a po tym złapałam za kijaszek kotka i walnęłam nim w jego ryło. Po tym chwyciłam tarczę zielonka i rzuciłam w niego. Zdołał złapać ale uderzył w ścianę plecami a tarcza w jego brzuch. Po chwili usłyszałam melodie i pojawiły się klony liśka. Wbiłam miecz w dach i buchnął ogień. Wszystkie znikły oprócz oryginału, w którego uderzyłam w klatkę całą mocą i miecz zniknął.

PC: Co jest? Myślałam że lepiej będziecie walczyć. Nie zasługujecie na bycie bohaterami. Nawet nie jesteście w stanie mnie trafić.

Alya: Marinette. AGH... przestań! Jesteś naszą przyjaciółką!

Chciałam już ją spalić. Naprawdę ale nagle w mojej głowie coś zabulgotało przez co nie mogłam nic zrobić. Pierwszy raz poczułam ból ale na szczęście ustał. To była ona. Nieźle walczy ale to za mało.

Alya: Marinette?

PC: Marinette już nie ma. Pogódź się z tym.

Alya: Nie!

Wyciągnęła bransoletkę którą zrobiła dla niej i Marinette. Krzyczała czy to pamiętam. Tak. Owszem pamiętam. Wyciągnęłam swoją i gdy się uśmiechnęła ja ją spaliłam w pięści i zgniotłam.

PC: Stary bibelot...

To chyba ją mocno wkurzyło bo dostałam fletem w ryj. Ała... To bolało. Nie zdążyłam się uchronić przed laską Adriena, która trafiła mnie w brzuch ale zdołałam złapać tarczę.

PC: To słodkie, że myśleliście, że to cokolwiek da...

Chwyciłam laskę i ją spaliłam. Blondasek spojrzał się na mnie z przerażeniem kiedy tarcza go walnęła w ryło i spadł z budynku. Tak samo kiteczka. Niestety złapała ją i rzuciła do zielonka.  Zaszli na mnie od dwóch stron. Świetnie. Podwójna walka. To na co czekałam. No a teraz kto będzie pierwszy bo oboje się zakradają jakby kibla szukali i nikt nie chcę... O liska.

Wkurzyła się chyba bo znowu zamachnęła się fletem i ominęłam to waląc ją w szczękę. Niestety w plecy dostałam tarczą. Łał choć raz się udało. Nie na długo. Chwyciłam mackami tarczę i ją zniszczyłam na dwa kawałki. Rzuciłam mu jeden wyzywając go do walki. Chyba zrozumiał i mając ten kawałek razem ze mną na siebie pobiegliśmy. Uderzyliśmy się tępymi kawałkami i się zaparliśmy. Cholera silny jest ale od czego jest oszukiwanie. Kopnęłam go w kolano tak, że kość wyszła przez skórę do tyłu. Ryknął z bólu i machnęłam kawałkiem tak, że prawie stracił oko. A mógł być piratem. No cóż. Muszę to powtórzyć.

Alya: Zostaw go!

Odwróciłam się i panna lis chcę rundy drugiej. Niech tak będzie. Rzuciłam w nią kawałkiem i ominęła tego ale wróciłam to i cięło jej ramię. Słodko ale chcę inaczej wygrać, więc odrzuciłam kawałek i zamachnęliśmy się na siebie pięściami. Wytworzyła się mała fala uderzeniowa. To tak można? Może sama wezmę te biżuterię.... nieee. Chwyciłam jej drugą rękę i walnęłam ją z dyńki po czym wzięłam na plecy i rzuciłam za budynek jeszcze wcześniej teleportując się do niej uderzając w brzuch. Uderzyła beton z łoskotem. Dźwięk dla moich uszu. Słodko.

Usłyszałam jeszcze jęk zielonego. Ah tak się prosi śmierci. No błagam. Podeszłam do niego gdy jęczał z bólu. Uklękła,

PC: Wiesz... dobiła bym ciebie i w ogóle ale Władca ciem czeka na przesyłkę ode mnie.

Zeskoczyłam z dachu do nieprzytomnych herosków. Gdy tylko ich dotknęłam zmienili się w pomarańczowy pył. Są tylko dwa wyjaśnienia. Thanos... albo... O kurwa. Wskoczyłam na dach i tego typa już nie było. Oni mnie oszukali. Co za bezczelność! Kopnęłam kamień i po tym zobaczyłam chowańce.

PC: Znaleźć ich i nie przestawać szukać do skutku. Mają do mnie trafić żywi.

Po tym moje wierne pachołki poszli przeszukiwać Paryż a ja... co mam znowu robić. Znowu będę się nudzić. Eh. Pójdę ich szukać ale najpierw dam kibelkowi info.

PC: Te. Władco mnie może i nie udało mi się zdobyć pierścień ale dam ci kolczyki. Wyśle do ciebie chowańca

WC: Dobrze. Nie przejmuj się. I tak ci dobrze poszło. Następnym razem tylko nie bądź taka łagodna.

PC: Czy ja wyglądam jakbym się przejmowała... - nastąpiła chwila niezręcznej ciszy - Dobra. Przejmuje się. Byli strasznie bezczelni że uciekli nim ich zabiłam... następnym razem ich głowy zawisną na szczycie wieży Eiffla.

WC: Mam nadzieję...


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top