Opętana przez szaleństwo
PC
Czuje że Władca mnie coraz bardziej traci kontrolę nade mną. Czuć w nim coś w stylu przerażenia od kiedy przestało mi wystarczać zwykłe zmienianie w chowańców. Zaczęłam ich zabijać. Wiem że to okrutne, robię to powoli i bardzo boleśnie ale odkryłam że im im więcej bólu zadam, tym czuje się silniejsza. I co dziwnie czuje z tego przyjemność, zarówno psychiczną i fizyczną. Ale największą siłę czerpie z bólu dzieci, nie wiedzieć czemu. Tak. Jestem psycholką. Handluj z tym. Właściwie to wprowadziłam parę zmian do swojej pierwotnej formy. Wyglądam jak chowaniec. Różnie się kilkoma dużymi szczegółami. Mam zwykłą twarz ale zęby były zaostrzone, włosy przestały się ulatniać. Są lekko pochylone do tyłu. Zamiast maski mam ciemno czerwone plamki podobne do niej. Zamiast szponów na rękach, mogę wysuwać z ręki kolec. Cała skóra oprócz głowy mam ciemną
Szukam właśnie nowych ofiar. Miasto pogrążone w chaosie jest takie cudowne. Każdy mnie respektuje, każdy się mnie boi i klęka przede mną. Ahh... jest cudownie... Czy to płacz? Zauważyłam w oddali małą dziewczynkę. Zaczęłam się ślinić na jej widok. Strach dzieci jest najlepszy. Skoczyłam w jej stronę ale próbowała uciec. Zaśmiałam się i stworzyłam ścianę by nie mogła uciec. Przerażona szukała innego wyjścia ale dzięki mackom z pleców zablokowałam ją. Wyrwałam rurę ze ściany i dosłownie przybiłam do ściany. Moje czerwone bozbaione źrenic oczy idealnie odbijały się w jej przepełnionymi lękiem. Próbowała się szarpać, wyrwać ale jej desperacja dawała mi tylko więcej radochy. Mój niekontrolowany śmiech sprawiał że nie wiedziała co robić innego oprócz póby uwolnienia się, na którą jej nie pozwoliłam uderzając pięścią w ścianę zaraz obok jej głowy.
PC: Nie bój się mnie.
Dziewczynka: Odejdź ode mnie. Jesteś potworem!
PC: Potworem. Nie ładnie tak mówić do starszych. Dlatego chyba kara będzie najbardziej odpowiednia. I spokojnie. To nie będzie bolało... mnie.
Uśmiechnęłam się dosłownie od ucha do ucha rozrywając policzki tak by powstała dłuższa linia szczęki. Otworzyłam ją i chciałam już zagłębić zęby na jej twarzy byle by posmakować jej strachu ale ktoś mi przeszkodził mi ktoś
???: Zostaw ją!
Odwróciłam się już wkurzona że ktoś przeszkadza w kolacji ale nie zauważyłam nic specjalnego oprócz jednego chowańca który stał przede mną. Jakimś cudem przez opór trochę mroku z niego zeszło i pokazał się Nathaniel. Słaby ale żyje. Yhhh. Opiera się.
Dziewczynka: Nathaniel, braciszku pomóż mi.
Nathaniel: Spokojnie pomogę Mia
PC: Uuuu. Wybawca się znalazł. Braciszek będzie bronił siostrzyczki? Jakim wogóle cudem udało ci się tak oprzeć?
Nathaniel: Nikt jej nie skrzywdzi!
PC: W tej chwili mogę zmusić cię do posłuszeństwa * wyciągnęłam rękę i nie mógł się ruszyć*
Nathaniel: Nie chcesz walczyć? * powiedział ledwo* Jesteś takim tchórzem?
PC: Walczyć? Z kim? Z tobą? Jesteś ledwie słabym chłopaczkiem który potrafi tylko rysować.
Nathaniel: W takim razie jesteś jeszcze bardziej strachliwa niż myślałem. W moim mniemaniu byłaś potworem który uwielbia pokazywać innym że są nikim!
W tym momencie w sumie pomyślałam że ma racje. Uwielbiam to robić. Jest słaby ale nada się na jakieś wyzwanie. Trochę go tylko wzmocnie żeby móc się dłużej pobawić. Uśmiechnęłam się do niego drwiąco i mrok z niego zszedł. Jedyne co mu zostawiłam to miecz.
PC: W takim razie pokaż co umiesz. Masz parę mocy chowańca
Nathaniel: Umiem walczyć mieczem. Chcę walczyć tym * stworzył tyczkę * Bez ostrej broni.
PC: Niech tak będzie. Może dzisiaj będzie co robić. Więc ustalmy co się stanie po pojedynku. Jeżeli przegram to zostawię twoją siostrę * powiedziałam krzyżując palce za plecami w dłoni którą zrobiłam * a jeżeli ty przegrasz?
Nathaniel: Dobrowolnie stanę się twoim chowańcem. Zrobisz to jak chcesz.
Mia: Nath nie.
PC: Morda! Zgoda. Niech będzie.
Stworzyłam podobny badyl do niego. Ruszyliśmy na siebie oboje. Walnęłam pięśćią o chodnik tworząc fale ognia. On to jakimś cudem to ominął skacząc na mnie. Zamachnął się ale udało mi się zablokować jego cios. Odepchnęłam go uderzając w twarz na chwilę go dezorientując co wykorzystałam by się obrócić i tworząc młot uderzyłam go z taką mocą w latarnie że się złamała. Oblizałam swoje wargi wargi wiedząc że zaraz będzie coś pysznego. Jednak on wstał i tak. Dlaczego oni zawsze muszą się opierać. Jak chcę. Pobiegłam na niego z dużą prędkością i prawię stanęłam gdy miałam go uderzyć ale poczułam jak coś się we mnie wbija. To jego laska dosłownie w sam środek mojej klatki piersiowej która przeszła na wylot. On śię uśmiechnął ale ja też. Złapałam go za gardło a jego mina mówiłam jakim cudem.
Nathaniel: Jak?
PC: Nie da się tak mnie łatwo zabić. Musiłbyś zniszczyć akumę.
Nathaniel: Gdzie jest?
PC: Trochę kijowo ale w sercu.
Nathaniel: Dzięki za info.
Stworzył z kija miecz który wbił mi w prawą stronę klatki. Gdy nic się nie stało mina mu zrzedła. Wyciągnęłam miecz i wbiłam go w jego barku gdy przyszpiliłam do murku.
PC: Nie miało być ostrego wiesz? To niezgodne z zasadami.
Nathaniel: Przecież. Przebiłem ci serce. Przegrałaś.
PC: Nie ta strona złotko. A poza tym nigdy nie przegrywam.
PC: Ja nigdy nie przegrywam.
Zmieniłam się w cień i poleciałam do jego siostry chwytając ją za gardło tak by nie mogła oddychać. Uśmiechnęłam się do Nathaniela i zatopiłam zęby na jej twarzy. On zaczął krzyczeć i błagać żebym ją oszczędziła ale jej strach i ból są takie pyszne. Chciałam wbić się nawet głębiej ale młoda przestała się wierzgać i umarła. Krew spływała z jej całej twarzy a szczególnie z oczodołu z którego wyrwałam oko.
PC: Powstań duszyczko i niech cierpi!
Powstał dosyć mały chowaniec. Powoli podszedł do swojego dawnego brata. Przybliżył swoją ohydną szczękę do jego twarzy i wysunął pazury. Zaczął go drapać po całym ciele. Gryz w ręce odgryzł parę palców i jedną całą rękę. Trwało to jakieś pięć minut aż kazałam mu przestać i iść pomagać innym. Odsłonił całego zakrwawionego i zmęczonego chłopaka który nie był w stanie już mówić z wycieńczenia i krwi w buzi. Podeszłam do niego i dotknęłam jego barku by móc wbić kolec z ręki w serce a później dosłownie rozerwałam mu klatkę gdy przejechałam z serca do płuc. Znowu zakrztusił się własną krwią.
Nathaniel: Jesteś... potworem.
PC: Wiele razy już to słyszałam. Teraz będzie zabawnie
Oczy stały mi się czerwone i zionęłam na niego ogniem. Zaczął go cały trawić. Słyszałam jego ogonie. Umiera w męczarniach i to było do mnie wręcz muzyką. To takie cudowne ale no cóż. Przyjemności nie trwają zawsze. Zmieniłam go w chowańca i ukląkł przede mną.
WC: Co ty robisz Posłanko?
PC: Werbuje sługi, a co?
WC: Jesteś zbyt brutalna. To miał być jedynie strach.
PC: I jest to strach. Każdy człowiek boi się śmierci. A poza tym od kiedy tym się tak przejmujesz.
WC: Od wtedy kiedy pomyślałem że może się nam nie udać. Wiesz kim jestem, więc przyparta do muru możesz wszystkim o tym powiedzieć. W tedy będę miał kare śmierci albo dożywocie za stworzenie czegoś tak okrutnego.
PC: Spokojnie nic się nie stanie. Chowańce wiedzą co robić w takiej sytuacji.
WC: Przewidziałaś co się może zdarzyć?
PC: Tak jestem przegotowana na każdą możliwą ewentualność. Uprzedzając twoje pytanie. Nie, nie znam przyszłości.
WC: Mam nadzieję że nam się uda. Muszę iść. Żegnaj Posłanko * odszedł*
PC: Też mam nadzieje... ale tylko mi.
Spojrzałam na miejsce gdzie WC się chował. Wysunęłam pazury i się uśmiechnęłam. Wkrótce tylko ja będę władczynią mojego losu...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top