Alternatywne zakończenie: Śpiączka
Wydarzenia z Światło rodzące się w mroku Część 2.
...Wiedziałam. Jesteś tutaj.
Przytuliły się. Nagle Marinette zauważyła że ojciec Chloe chce rzucić laską Jasnej ćmy. Odepchnęła ją a sama została trafiona w brzuch. Mrok z niej dosłownie wypływał.
- Niech mrok się skończy - po czym wyleciała z jej serca akuma która została zniszczona. Ona upadła i zemdlała. A mrok zaczął naprawiać wszystko.
- Marinette - podbiegła do niej Chloe - proszę nie umieraj - sprawdziła jej puls.
- Żyje - spytała się Alya.
- Tak. Ale nie reaguje na nic.
- Wezwijcie karetkę!
Kilka godzin później:
Rodzice Marinette i Chloe czekali przed salą badań. Wszyscy mieli w głowach najgorszy scenariusz. Niecierpliwili się gdy wyszedł lekarz.
- I jak doktorze? Wszystko będzie dobrze?
- Cóż. Mam dobrą i złą wiadomość. Od której zacząć?
- Może od dobrej.
- Z Marinette jest dobrze. Jest stabilna.
- A ta zła?
- Jest w śpiączce.
Popatrzyli na niego ze strachem. Ich córka i ukochana jest w śpiączce?
- A ww.. wiadomo kiedy się obudzi?
- Niestety nie, ale możecie ją odwiedzić. Pojedynczo.
Poszli do sali gdzie leżała. Na początku weszli rodzice. A po pół godzinie Chloe.
- Cześć Mari - odezwała się - czyli jesteś w śpiączce. Myślałam że ta historia zakończony się inaczej, ale żyjesz. To najważniejsze - wzięła jej rękę - Mari. Jeżeli mnie słyszysz. To chcę ci powiedzieć że cię kocham. I nigdy to się nie zmieni. Żegnaj. Do jutra.
10 lat później:
Chloe stała się sławną projektantką mody. Była sławna na cały świat. Jednak nie zapomniała o Marinette. Przychodziła do niej prawie codziennie.
- Cześć Mari - weszła do jej sali - to już twoje 25 urodziny, więc wszystkiego najlepszego. Kupiłam ci prezent. Mam dla ciebie kolczyki. Myślę że ci się spodobają. Są w kształcie biedronek, dla mojej biedronki - wzięła ją za rękę - chciałam żeby było inaczej. Chciałam z tobą adoptować dzieci. Mieć psa albo inne zwierzątko - zaczęła łkać - chciałam być z tobą szczęśliwą rodziną - przytuliła się do jej piersi - dlaczego ty?
- Chloe?
Usłyszała cichy głos. Spojrzała na twarz Marinette. Zobaczyła jak lekko patrzy na nią.
- Mari?
- Gdzie jestem. Dlaczego płaczesz?
Chloe nic nie odpowiedziała. Nie wiedziała czy to sen.
- Mari? Czy ja śnie?
- O co chodzi? Gdzie jestem.
- Kk. Kochasz mnie?
- Nie wiem co powiedzieć więc. Tak, bardzo cię kocham.
- To nie sen! Mari! Obudziłaś się!
- Co? A spałam?
- Byłaś w śpiączce przez dziesięć lat. Obudziłaś się! W końcu.
- Dziesięć lat? Więc muszę coś zrobić. Chloe. Możesz się do mnie pochylić?
- Jasne. A o co...
Marinette ją przyciągnęła i pocałowała. Blądynka odwzajemniła pocałunek. Tak długo na to czekała.
- Nawet nie wiesz ile na to czekałam.
- Masz rację. Nie wiem. Ale od dzisiaj możemy to robić codziennie.
- Mam nadzieję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top