Rozdział VI

Leżałem, strasznie bolała mnie głowa. Czułem się, jakbym przytył podczas snu kilka kilo

Otworzyłem oczy ii.. jednak nie przytyłem. Dzięki Bogu. Po prostu jakimś magicznym sposobem Blade znalazł się NA MNIE w MOIM ŁÓŻKU, prawdopodobnie po wczorajszym wieczorze, podczas którego z nim i Elrikiem lekko przesadziliśmy z alkoholem. Chcielibyście zobaczyć pijanego Blade'a.
Myślałem, że umrę ze śmiechu, kiedy cały czerwony bełkotał o karapaksie żółwi. Przy czym nie powiem, wyglądał całkiem uroczo. Spytacie się: Skąd do jasnej anielki wytrzasnęliśmy alkohol?

Otóż jedną z wielu zalet tego miejsca jest fakt, że sprzedają nam go bez względu na wiek.
Spróbować go obudzić?- Rozważałem.- Strasznie chce mi się siku. Ale chyba nie mam serca, wyglądał, jak mały aniołek. Spojrzałem w stronę łóżka Elrica. Leżał oparty o rękę patrząc na nas z miną rasowego pedofila. No dzięki, dzięki.
Po chwili Blade otworzył oczy. Przetarł je dłońmi, ziewając.. Po czym zorientował się, że właściwie na mnie siedzi, więc najpierw rozszerzyły mu się źrenice, a potem odskoczył na drugi koniec łóżka, jak najdalej ode mnie. Co mnie zdziwiło najbardziej? Nie spalił buraka, tylko się lekko uśmiechnął. Dosłownie wszystko, co robi Blade Campbell jest przeurocze.

~~

Zjedliśmy śniadanie, po czym wróciliśmy do pokoju, żeby odpocząć. Była sobota.
Elric znowu coś bazgrał, ja usiłowałem zasnąć, wpatrując się w ścianę, a Blade.. w sumie nie miałem pojęcia, co robił Blade. Wychyliłem się za ramę mojej części łóżka, i zerknąłem w dół.
Kończył czytać jakąś książkę. Chyba się zorientował, że go obserwuję, bo spojrzał czerwony w moją stronę.
-Cover?- Spytał.
-Hmm?- Odpowiedziałem, nadal wpatrując się w niego.
-Pójdziesz ze mną do biblioteki? Chciałbym wypożyczyć nową książkę, a boję się trochę iść sam..- Mówił z odwróconym wzrokiem. Nie dziwię się. Fakt, że Blade kilka tygodni temu został zgwałcony przez Simona Blacka rozniósł się po Akrylionie jak ciepłe bułeczki.
-Jasne, chodźmy.
-Dziękuję.. El, idziesz z nami?- Zwrócił się do Elrica, który najwyraźniej się do tego nie rwał, bo był za bardzo skupiony na jednym z jego wielu abstrakcyjnych portretów Marilyn Monroe.
-Nie, dzięki, może innym razem.- Odezwał się, nadal nie odwracając wzroku od płótna.
~
Idąc korytarzem Blade coś mówił o jakiejś książce, którą chce wypożyczyć. Oczywiście ani trochę się na tym nie skupiłem, bo:

Po 1. Nie mam pojęcia o sztuce.
Po 2. Nie mam pojęcia o sztuce pisania romansów.
Po 3. Jego mimika twarzy, którą stosował, wyglądała, jakby właśnie los zesłał mu milion dolarów, więc ona zbyt bardzo zwracała mój wzrok.

Zastanawiałem się, czy nie zabrać go na miasto. Na pizzę, lody, czy coś w ten deseń. Postanowiłem, że później z nim o tym porozmawiam. A właściwie to nie. Chciałem zapytać go od razu, ale..
Weszliśmy do biblioteki. Przy 'gorącej' starej bibliotekarce Emily stała jakaś dziewczyna.
Młoda dziewczyna. W Akrylionie. Podszedłem trochę bliżej, żeby lepiej się przyjrzeć. Czułem, jak robię się czerwony, kiedy obserwuję ją od stóp, do głowy. Nie powiem, nie było z nią źle. A tym bardziej w spódniczce do połowy ud i krótkim topie.
-Ekhm, Cover.- Odezwał się Blade, pstrykając mi palcami przed nosem. Musiałem głupio wyglądać. I głupio się poczułem, zdając sobie sprawę z faktu, że to widział.
-To co, idziemy po tę książkę?- Zwróciłem się do niego. Nie chciałem, żeby znowu był zazdrosny. Za bardzo mi na nim zależało.
-Jasne, tylko jeszcze spytam Emily, gdzie ją znajdę. Ta biblioteka jest za duża na szukanie na własną rękę.
Podeszliśmy do dwóch pań. Blade spytał o książkę.
-Oczywiście, kochaniutki. Betty wam pomoże ją znaleźć. Jest moją nową praktykantką. Sama sobie tutaj nie dawałam rady.. A właśnie Betty, przedstaw się chłopcom!
W tym momencie zwróciła się do nas jasnowłosa dziewczyna. Sięgała mi do ramion, przy czym miała na sobie szpilki o wysokości co najmniej pięciu centymetrów.
-Cześć, jestem Betty Clarkson. Od dzisiaj tu pracuję.- Powiedziała, i wyciągnęła rękę najpierw do mnie, a potem do Blade'a. Uśmiechał się, ale chyba już potrafiłem poznać, kiedy nie jest zdenerwowany, a kiedy UDAJE, że nie jest zdenerwowany.

-Nazywam się Cover Lynch. A to mój przyjaciel Blade Campbell. Mieszkamy tutaj, i chodzimy do szkoły.
-Lynch.. czekaj, czekaj.. wiem! To ty jesteś synem przywódcy! Łał, naprawdę bardzo miło mi Ciebie poznać!- Ciągnęła, raz jeszcze wyciągając do mnie dłoń.

Perspektywa Blade'a

Szukaliśmy wybranej przeze mnie książki. To znaczy ja szukałem, drepcząc za nimi. Byli zbyt zajęci rozmową.

Niezbyt uśmiechało mi się towarzystwo tej całej wytapetowanej Betty. Chociaż w sumie.. Może lekko przesadzałem. Po ostatnim incydencie wszystko okazało się być jednym, wielkim nieporozumieniem.
Chyba jestem zbyt wrażliwy na takie rzeczy. Po prostu nie będę zwracał na nią uwagi..
-Jest!- Powiedziałem głośno, kiedy kątem oka przyuważyłem mój łup.
Zatrzymali się.
-Jasne, sekundkę, zaraz ją ściągnę.- Odpowiedziała Betty Clarkson.
-Dzięki, ale sam sobie poradzę. Po prostu powiedz mi, gdzie jest drabinka.- Tym razem to ja odpowiedziałem jej.
-Blade.. Może lepiej niech Betty to zrobi. Ostatnio, jak próbowałeś, to nie za dobrze wyszło.- Powiedział z uśmiechem, skierowanym w moją stronę.
Pff. W sumie racja.
Cover przyniósł drabinkę, a Betty na nią weszła. No błagam. Było jej widać całe gacie i tyłek. Myślałem, że zaraz się zrzygam. Popatrzyłem na Cov'a. On wyglądał, jakby był w siódmym niebie. Przewróciłem oczami. Jezu, jak on może być takim debilem?

-Proszę, to chyba ta.- Podała mi książkę z uśmiechem.
-Rzeczywiście, to ta, dziękuję. Cover, chodźmy.- Zwróciłem się do Lyncha. Już mieliśmy wychodzić.
-Poczekajcie! Hej, Cover, tak? Skoro jesteś synem przywódcy, to musisz świetnie znać to miejsce. Nie znalazłbyś może dla mnie chwilki czasu na oprowadzenie? Byłabym niezmiernie wdzięczna.
Miała głosik małej, pięcioletniej dziewczynki. Strasznie irytująca baba. Ale wiedziałem, że Cov odmó..
-No jasne, nie ma sprawy! To co? Za godzinkę pod biblioteką? Pokażę Ci miasto.- Cały uradowany mówił Cover Lynch, bodajże kompletnie zapominając o tym, że stałem dziesięć centymetrów od niego.
-No to jesteśmy umówieni!- Podskoczył Plastik, i przytulił się do Covera. Była, jak to świeże gówienko, przyczepiające się do buta, kiedy już myślisz, że dzień jest piękny.

W ten wolny dzień miałem zamiar zaprosić Covera na miasto. Ale chyba spędzę go leżąc na łóżku, i zastanawiając się przez każdą sekundę, co robi z gorącą dziewczyną sam na sam chłopak, na którym mi zależy, i w którym najprawdopodobniej jestem zakochany, czego i tak w życiu mu nie powiem.
~
-To ja idę się spotkać z Betty!- Ubierając buty, mówił Cov. Takiego podnieconego go nie widziałem od chwili, kiedy rozdawali darmowe hot dogi na stołówce.
-Pewnie, baw się dobrze.- Odpowiedziałem. Słyszeliście o tej tezie, że kiedy kobieta mówi mężczyźnie, żeby bawił się dobrze NIE w jej towarzystwie, to cichcem ma nadzieję, że zabawi się fatalnie?
Oprócz tego, że jak już wspominałem, nie jestem kobietą, po cichu liczyłem na to, że Betty Clarkson pochłonie piekło.

Wyszedł.
-Ej Blade..- Powiedział Elric, chyba zauważając, że miałem troszeczkę podłamane skrzydła.
-Hmm?- Mruknąłem.
-Kim właściwie jest Betty Clarkson? To całkiem niespotykane męskie imię.
Wciskać mu kit, że Betty jest facetem, czy opowiedzieć mu o moim zawodzie? E, nie miałem humoru na żarciki.
-Betty jest kobietą. Praktykuje u twojej bibliotekarki Emily. Babcia z reumatyzmem chyba po prostu nie daje już sobie rady.
-Pff, Emily to ty nie obrażaj. Ale żeby tak laska w Akrylionie? Ta Betty.. Gorąca jest?- Spytał.
-Gorące to są chyba promienie UV, padające na nią, kiedy siedzi na solarce. Przy czym tona szpachli na jej nieprostej twarzy niezbyt mnie zachwyca. Za to Covera owszem. Właśnie wybrali się razem na całodniową schadzkę po Akrylionie.
-Aa, rozumiem. Zazdrosny.- Powiedział z sarkastycznym uśmieszkiem.- Ale nie martw się Bladuś. Cover za tobą szaleje, i zapewniam Cię, że w życiu by nie zrobił czegoś niepoprawnego za twoimi plecami.
-Pewnie. Ale to jego sprawa co, i kiedy robi.- Powiedziałem, ale w rzeczywistości zdenerwowałem się jeszcze bardziej, bo pomyślałem, o czym 'niepoprawnym' mówił Elric.
Nie mogłem tak po prostu leżeć.
-El, idziesz ze mną na spacer po mieście?- Zapytałem.

-A wiesz co.. Chętnie się wybiorę. Kiedyś trzeba wyprostować stare kości.

~
Byliśmy już na dworze.
-Masz ochotę na pizzę?- Spytałem Elrica.
-Jasne, chodźmy. Jestem głodny jak wilk.
Szliśmy, rozmawiając o fatalnych wynikach El'a w szkole. Chyba naprawdę go wyleją.
-O kurka!- Krzyknął.
-Jezu, ale mnie przestraszyłeś. O co chodzi?- Spytałem, odwracając się do niego.
-Nowe ramy do płótna. Chciałbym je obejrzeć. Pójdziesz już zamówić, a ja dołączę w ciągu kilku minut?- Mówił, ciągle wpatrując się w szybę sklepu malarskiego. Ach, te pasje.

-No jasne, tylko żeby nie zeszło Ci zbyt długo.
-Oczywiście!
Szedłem do pizzerii, omijając różne ślepe uliczki i kąty. Mam nadzieję, że dobrze zapamiętałem drogę, bo wolałbym się tutaj nie zgubić. Ech, mnie kiedyś Cover też oprowadzał po mieście. Ciekawe, co teraz robią..
-Myślałem, przechodząc obok jednego z kątów pomiędzy sklepami. Przystanąłem. Chyba coś zobaczyłem. Nie, nie, na pewno nie. Mam już schizę na tym puncie, to nie jest możliwe.

Zacząłem iść dalej, szybkim krokiem. Znowu się zatrzymałem, odwracając się w stronę kąta, i idąc w jego kierunku. Jednak za bardzo mnie to gryzie.
Podszedłem tam. Czułem, jak zaciska mi się gardło, i łzy mi same lecą, kiedy zauważyłem Betty Clakrson całującą się z MOIM Coverem. Nie zauważyli mnie, a ja nie chciałem na to patrzeć. Odwróciłem się, i zacząłem biec w stronę Akrylionu.
'To się nie dzieje'- Myślałem. A jednak się działo. Już mu się znudziłem. Chyba lubi rzucać słowa na wiatr.
'Kocham Cię'- Mówił. Jasne.
Wbiegłem do budynku. Omijałem chłopaków patrzących na mnie z ulitowaniem. Nienawidziłem tego.
Rzuciłem się na mój materac.
Chciałem umrzeć.

Zostawiłem Elrica samego w mieście. Wrócę po niego.
Zasnąłem.

~
Kiedy się obudziłem, przed miałem przed twarzą tyłek Covera, ściągającego buty.
Schylił się do mnie.
-Blade, płakałeś? Masz całe podkrążone oczy- Mówił, jakby nigdy nic. Jakby nic się nie stało. Myślał, że nic nie wiem.
-Cover, pocałuj mnie.- Powiedziałem do niego bez zastanowienia.
-Blade.. Masz gorączkę? Zaraz Ci przyniosę termometr.
-Nie mam gorączki, Cover. Pocałuj mnie.
Zbliżył się do mnie. Przyłożyłem dłoń do ust.
-Nikomu nie odmawiasz, co, debilu?- Powiedziałem cicho i spokojnie, nawet nie płacząc.
Założyłem powoli buty, i wyszedłem z pokoju, zostawiając go.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top