Rozdział III

Od dłuższego czasu siedziałem, trzymając dłoń wyraźnie zawstydzonego Blade'a.

W tamtej chwili niespodziewanie i ja poczułem, że się czerwienię.
- Wyjdziemy stąd? - spytałem, puszczając jego dłoń.
- J-jasne. - Odpowiedział, najprawdopodobniej zbity z tropu.
Przemierzaliśmy puste ulice. Atmosfera z powrotem stała się swobodna, a Campbell podjął nowy temat.
- Ostatecznie chyba jednak wybiorę się do tej szkoły, nie chciałbym, aby inni postrzegali mnie jako tumana naszej trójki - zaczął. Parsknąłem śmiechem.
- O to martwić się nie musisz, tego tytułu raczej Elrikowi prędko nie odbierzesz. - Odpowiedziałem.
Spojrzałem na niego spode łba. W czerni było mu zdecydowanie dojrzalej. Jego twarz ponownie pokrył różowy rumieniec, a ja odwróciłem się, będąc pewnym, że spostrzegł moją obserwację.

- Późno już. El zapewne już śpi. - Powiedziałem w niezręcznej ciszy, drapiąc się po głowie.
- Mhm, pewnie masz rację. - Potwierdził, wstydliwie przegryzając dolną wargę. 

Ująłem jego rękę i przyciągnąłem ją do siebie. Działałem pod wpływem impulsu, samemu do końca nie wiedząc, czego właściwie miałem zamiar dokonać. Owładnąłem sobą dopiero w chwili ujrzenia u niego źrenic rozszerzonych na całą wielkość soczewki. Czułem jego oddech, bicie serca i drżenie ciała.
Nasze usta mogła dzielić przestrzeń maksymalnie dwóch centymetrów.
Odsunąłem się go od siebie, dzierżąc jego ramiona z opuszczoną głową.
- Wybacz, stary. Nie mam pojęcia, co mnie napadło. Zapomnij. - Zwróciłem się do niego z pokornym tonem.

Rozszerzył usta w zadziwieniu, zupełnie tak, jakby chciał coś powiedzieć. Jednak po chwili je zamknął. Miał czerwony nos, a oczy błyszczały mu się jak świece. Opcje były dwie. Albo w tamtej chwili naprawdę powiało chłodem, albo to ja popadałem w stan dziewiczej hipotermii.
- Jest.. robi się zimno, wracajmy już. - Powiedział z uśmiechem, trzęsąc się. Czyli jednak.
Zdjąłem z siebie kurtkę i przewiesiłem ją na nim.
- Tobie bardziej się przyda. - Szepnąłem.
Skinął nieśmiało głową w ramach podziękowania i znów przyśpieszyliśmy kroku.

Po cichu zdjąłem ubrania i ułożyłem się na materacu, starając się nie wybudzić Elrika. 

- Blade? - wymamrotałem, widząc, jak drzwi się otwierają.
- Idę wziąć prysznic. Śpij już- Wyszeptał.
Zasnąłem.

Biegliśmy w trójkę do swoich klas spóźnieni o kilkanaście minut.
- Blade, tutaj skręcamy. Powodzenia. - Wykrzyknął Elric w biegu.
- Dzięki, wzajemnie. - Odpowiedział Campbell i zniknął za murem. 
Na lekcji naszły mnie refleksje dotyczące tego, czy jemu w jakikolwiek sposób podobał się nowy styl życia, biorąc pod uwagę to, że przez ostatnie dni nie wykazał żadnych zainteresowań, nie licząc jego zachwytu biblioteką. Myślałem o tym, co może robić i o czym myśli.

Wymierzyłem sobie soczystego liścia w twarz, orientując się, że moje przemyślenia z łatwością można było porównać do rozważań zabujanej w szkolnym przystojniaku szesnastolatki.
Obróciłem głowę. Elric patrzył na mnie jak na przygłupa.
W ostateczności zamiana z nim ról nie była aż tak skomplikowanym procesem.

Kiedy wróciliśmy, Blade leżał już na łóżku z książką.
- Naprawdę, Blade? naprawdę? - spytał Elric, spoglądając na niego błagalnie.
Campbell chwilowo odsunął sprzed oczu ''Hamleta''.
- Tak zwana sztuka, El. Powinieneś kiedyś spróbować. - Odpowiedział Blade z uśmiechem.
- Opowiedz nam lepiej o swoim pierwszym dniu w szkole - zwróciłem się do niego.
- Nie licząc faktu, że każdy chłopiec w klasie bez przerwy się na mnie gapi co najmniej, jakbym miał coś na twarzy, było całkiem w porządku.
Odpowiedziałbym mu, że patrzą dlatego, że z wyglądu przypomina płeć piękną, lecz nie chciałem jakkolwiek naruszać jego męskiego ego. 

- Mam nowego kolegę, który prawdopodobnie zapozna mnie ze swoimi kumplami - mówił- ma na imię Simon i okazuje się, że posiadamy całkiem nieodmienne gusta muzyczne. - Uśmiechnął się.
Coś mnie tknęło, ale odwzajemniłem uśmiech. Odczułem przypływ wcześniej nieznanej mi frustracji, niezadowolenia.

- Idziemy dziś razem na bowling, może macie ochotę wybrać się z nami? - spytał.
- Ja dzisiaj odpadam, zaraz idę do bibl.. - zaczął Krzywoząb.
- .. z miłą chęcią poznamy twojego nowego kolegę, nieprawdaż, El?- wycedziłem ze sztucznym uśmieszkiem, piorunując wzrokiem biednego Elrika.
- Ależ oczywiście, że tak. - Odpowiedział z niezwykle optymistycznym nastawieniem. 

Po posiłku wybraliśmy się na bowling. Wtedy pierwszy raz w życiu widziałem Simona Blacka.

Nie mogłem powiedzieć, że nie był przystojny. Jednak jego dwaj osiłkowie sprawiali wrażenie goryli, które dopiero co zwiały zza klatek zoo.
Przez całą naszą drogę niczym jego wieloletni przyjaciel, szeroko obejmował Blade'a ramieniem, a zaciśnięte w moich kieszeniach pięści poczęły się pocić nadmiar intensywnie.

Blade nie potrafił grać, a moim planem na zbliżenie się do niego tego wieczoru była pomoc.
Wyprzedził mnie jednak Black z rozwartymi ramionami na zróżnicowane dotykanie mojego kolegi na wszystkich możliwych częściach ciała w celu ukazania mu, jak prawidłowo ustawić się do pchnięcia kulą. Z niesmakiem stwierdziłem, że Campbell się rumienił.
Elric przysypiał na kanapie. Dwa goryle jakże kulturalnie konsumowały nachosy z sosem serowym, a ja, powoli zaczynając tracić kontrolę, postanowiłem wybrać się do najbliższego automatu po sok.
Sięgnąłem po niego, a w momencie, w którym się obróciłem, zderzyłem się z kimś głową.
- Kurwa.. - z zamkniętymi oczami chwyciłem się za obolałe miejsce. Otworzyłem oczy. Simon Black.
- W co ty pogrywasz? i gdzie jest Blade? - Na skraju niewzruszoności zapytałem ze złowrogim nastawieniem, zabierając dłoń z czoła. Ten nachylił się do mnie. Był wyższy i lepiej zbudowany.
- Spokojnie, mój nowy przyjaciel wybrał się do toalety. Chodzi mi tylko o to, żebyś nie wtykał swojego wścibskiego nosa w nieswoje sprawy, Lynch. - Warknął pierwszoklasista. Drwiąco uniosłem lewą brew.
- Odwal się, dzieciaku. I nie waż się nazywać Blade'a swoim przyjacielem. - Odpowiedziałem, wycofując się. Wróciłem po swoją kurtkę, śpiącego Elrika, którego musiałem niekrótką chwilę budzić i udaliśmy się w stronę wyjścia. Coś gryzło mnie od środka.
- Cov.. jesteś tego pewien? - spytał Krzywoząb po kilku chwilach przebytej drogi.
- Nie. - Stanąłem jak wryty. - Przepraszam, wróć sam.
Począłem biec w stronę budynku. Nie chciałem go tam z nimi zostawiać. A zwłaszcza z Simonem.

- Campbell! - zawołałem donośnie w stronę wychodzącego z toalety chłopaka - idziemy do domu.

Ten popatrzył na mnie zdziwiony.
- Już? no dobrze, a Simon o tym wie?- Spytał nieśmiało, wycierając świeżo umyte ręce o nogawki jego spodni.
- Tak, wie o wszystkim. Pośpiesz się.- Nakazałem mu z ostrym tonem, czego natychmiastowo pożałowałem, bo przecież nie był niczego świadom i nie zawinił.
Choć może jednak tak. Mógłby się do cholery jasnej nie rumienić i nie szczerzyć do wszystkich chłopaków w okolicy.

- I jak? polubiliście Simona? - Podpytywał nas po drodze, kiedy udało nam się doścignąć Elrika.
- Ta.. jasne..- ziewnął Elric, ukazując krzywe kłaki.
- Większego idioty w życiu nie poznałem. - Pomyślałem. Blade i Elric spojrzeli na mnie jak poparzeni.
Okazało się jednak, że powiedziałem to na głos. 
- To znaczy.. żartuję oczywiście. Black jest naprawdę de.. równy gościem. Nie ściemniam. - Oznajmiłem, gryząc się zawzięcie w język.
Twarz Blade'a natychmiastowo rozjaśniła się w przepełnionym szczęściem uśmiechu.
- Naprawdę cieszę się, że masz przyjaciół w klasie. - Nie chciałem wyjść na dupka. 
- Tak, ja również się cieszę. Dziękuję. - Odpowiedział ze śnieżnobiałym uśmiechem.
Nawet gdybym chciał, to nie potrafiłem się w tamtej chwili na niego złościć.

Krzywoząb padł na twarz od razu po przekroczeniu progu drzwi.
Blade stwierdził, że pójdzie jeszcze do biblioteki.
Wziąłem długi, ciepły prysznic. Kiedy wróciłem, Campbella jeszcze nie było.

Jednak po kilku minutach wrócił i szeptem ujął, że pójdzie się umyć. Było późno.
- Iść z tobą?- Spytałem. To nie miało prawa dziwnie nie zabrzmieć. Nastała cisza.
- Nie. Dziękuję, że pytasz. Wrócę za dziesięć minut. Nie czekaj na mnie. - Odparł.
-Okej. - Przełknąłem ślinę w odpowiedzi i odwróciłem się na drugi bok.
Nie było opcji, żebym nie poczekał.
Nie wrócił po kwadransie.
Nie wrócił po upłynięciu godziny. Żadnych znaków życia.
Postanowiłem pójść sprawdzić, czy przypadkiem nie zemdlał pod prysznicem.
Myśl, że przecież nikt o zdrowych zmysłach nie myje się w ubraniach przeszła przez mój umysł niespodziewanie, jednak odpędziłem ją zmącony. 

- Elric, wstawaj. - Szturchając, próbowałem go przebudzić.
- C-co..  daj mi spać człowieku.. zz..
- Rusz swoje leniwe dupsko i wstawaj, Blade nie wrócił, martwię się o niego.
Jeśli coś się stało, pomożesz mi.
- Idź sam, na pewno.. nic mu nie jest.. - począł chrapać.
Kopnąłem go centralnie w zadek, a on jak porażony stanął na równe nogi, meldując.
- Tak jest, już idziemy! - ochoczo oświadczył, chwiejąc się jednak.

Zbliżając się do łazienki zauważyłem coś dziwnego. Ślady butów, których jeszcze tam nie było, kiedy ja wychodziłem z łazienki. Poza tym ludzie zwykle chodzili się kąpać w klapkach.
W wielkiej łaźni paliło się światło. Stwierdziłem, że ktoś musiał tam jednak być.
Przemierzając z Elrikiem po kolei każdy prysznic doznałem szoku. Struga krwi pod jednym z nich.
Jej wytłumaczeniem raczej nie mogły być problemy menstruacyjne.
Lecz równie dobrze ktoś mógł zranić się w palec, czy nogę.
Szliśmy dalej, aż w końcu dotarliśmy pod ostatni prysznic. Przekroczyliśmy jego próg, a ja zamarłem w szoku. Leżało pod nim bezwładne, drobne ciało Blade'a otoczone kałużą krwi.
Miał półotwarte, wciąż łzawiące oczy, siniaki porozrzucane po całym ciele i  głębokie szramy na karku.
Musiałem złapać oddech, żeby cokolwiek z siebie wykrztusić.
- ELRIC, NATYCHMIAST BIEGNIJ PO POMOC! - równie zszokowany El rzucił się w kierunku drzwi wyjściowych.
- Blade.. - jęknąłem przerażony. Sięgnąłem po pierwszy z brzegu i otuliłem go nim delikatnie, kładąc jego głowę na moich kolanach.
- Wszystko będzie w porządku, tak mi przykro. Gdybym tylko przyszedł wcześniej - łzy spływały mi na jego obolałe policzki. Serce nigdy nie biło mi mocniej z bólu. Jeszcze nigdy nie było mi tak źle.
Już się nie wahając się, lekko musnąłem jego usta moimi.

Po chwili coś wyjąkał.
- Simon, przepraszam.. naprawdę przepraszam. Boli.. bardzo boli.. przestań.. dlaczego mi to robisz? przepraszam.. - Dusił się własną krwią i łzami. Przybiegła pomoc. Zemdlał z bólu.

Kiedy go zabrali, nadal stałem pod tym prysznicem. 
- Cover.. - Elric położył mi rękę na ramieniu.
Z wściekłością wbiłem dłoń w ścianę, rozbijając płytkę.
- Zajebię go. Z pewnością go zajebię.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top