Obietnica.
Zbliżyłam się do niego, zamknęłam oczy, a następnie zsunełam maskę z twarzy i ...
Delikatnie musnęłam jego wargi. Byłam ciekawa jego reakcji, więc otworzyłam oczy i lekko się od niego odsunęłam. Przyglądałam mu się przez ułamek sekundy. Teraz doskonale widziałam jego twarz z czego nie ukrywając bardzo się ucieszyłam. Długo czekałam na moment w którym będę mogła zobaczyć co się kryje pod tą tajemniczą maską. Na ustach mężczyzny pojawił się uśmiech. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Czułam się tak jakbym straciła kontrolę nad swoim ciałem. Liczyło się tylko to czego w tym momencie chciały moje usta, a konkretnie Kakashiego...
Nasze wargi się ze sobą połączyły. Przez chwilę nawet zapomniałam, że jesteśmy pod wodą, a na powierzchni znajdują się wrogowie. Kakashi muskał moje usta pojedynczymi całusami po czym pogłębił pocałunek. Zaczęliśmy się namiętnie całować.
Głosy na górze uczcichły co oznaczało, że przeciwnik odszedł.Nie chciałam przerywać takiego momentu, ale musiałam.
Muszę przyznać, że ja też już nie miałam ani grama powietrza w płucach. Dziwię się, że Kakashi wytrzymał pod wodą tyle czasu bez tlenu.
Gdy się wynurzyliśmy chwyciłam twarz Kakashiego w dłonie, a on położył ręce na moich biodrach. Cały czas utrzymywaliśmy kontakt wzrokowy. Jego prawe oko było odsłonięte, gdyż przed wejściem do jaskini uniósł opaskę na czoło. Tak bardzo pragnę tego mężczyzny. Bez dłuższego namysłu zaczęłam go całować, a on odwzajemnił pocałunek. Jestem przekonana, że on również mnie pragnie.
- Musiałem zacząć się topić byś w końcu mnie pocałowała? -oparł się czołem o moje.
- Przepraszam, że musiałeś tak długo czekać. -oboje zaczęliśmy się śmiać.
- Mamy misję do wykonania. Potem dokończymy tą "rozmowę". -naciągnęłam na jego twarz maskę.
- Masz rację. - jego dłoń gładziła moje policzo, a kciuk dotykał ust. Złożył na moim czole delikatny pocałunek niestety już przez maskę.
Kakashi wyszedł z wody i wyciągał rękę w moim kierunku.O proszę jaki dżentelmen... oczywiście chwyciłam jego dłoń i po chwili byłam już na suchym podeście. Podziękowałam mu i ruszyliśmy przed siebie. W korytarzu było dość ciemno i zimno, a fakt że byliśmy przemoczeni od czubka głowy po palce u stóp nie pomagał.
Nagle na końcu tunelu pojawiło się światło. Oznaczało to, że tunel się kończy i zaraz będziemy w wiosce.
Kakashi zwolnił trochę przed wyjściem i chwycił moją dłoń. Nie patrzył on na mnie tylko dalej przed siebie.
- Od teraz to Ty masz się słuchać mnie, nie na odwrót. Masz wykonywać moje polecenia i uważać na siebie. Zrozumiałaś?
- taaa. - przecież dam sobie radę. Nie musi mnie pouczać jak małej dziewczynki.
(Time skip)
Przed moimi oczyma widniał duży budynek, którego pilnowało kilkoro shinobi. Ukrywaliśmy się z Kakashim na pobliskim drzewie. Obserwowaliśmy otoczenie oraz ludzi wchodzących i wychodzących z budynku. Było ich nie wielu.
- Musimy się dostać do środka. Na pewno tam ukrywają zwój- wyszeptałam.
- Widzisz?. - wskazał palcem na okno z boku budynku.
- Tamtędy się wślizgniemy.
Okienko było dość małe i wąskie, ale bez problemu dostaliśmy się do środka. Przed rozbiciem szyby rzuciłam kilka kunaii z wybuchowymi lotkami w przeciwną stronę co odwróciło uwagę strażników.
Wiedzieliśmy, że będą teraz jeszcze bardziej chronić zwóju. Po wybuchach pewnie zdawali sobie sprawę z naszej obecności. Pokój, w którym się obecnie znajdowaliśmy był zagracony starymi rupieciami. Z za drzwi słychać było odgłosy biegnących shinobi, gdy zrobiło się cicho Kakashi uchylił lekko drzwi i dał mi znać, że jest czysto.
Szliśmy ciemnym korytarzem, gdy nagle usłyszeliśmy że ktoś biegnie w naszą stronę. Rozejrzałam się po korytarzu by znaleźć miejsce gdzie możemy się schować. Bingo! Niedaleko przed nami znajdowały się schody. Chwyciłam Hatake za rękę i pociągłam za sobą w tamtym kierunku. Schody prowadziły do podziemi. Zatrzymaliśmy się po tym jak usłyszeliśmy czyjeś głosy. Gdy się lekko wychyliłam się zza rogu dostrzegłam cele, a przed nią 2 strażników.
Przekazałam te informacje szarowłosemu, a on wyjął 2 kunaie i rzucił je w stronę nieprzyjaznych shinobi. W celi zrobił się gwar i słychać było szlochy. Podbiegłam do krat i dosłownie wryło mnie w podłogę. W celi była dość duża grupa ludzi. Byli to najprawdopodobniej mieszkańcy wioski. Wyglądali na przestraszonych.
- Spokojnie. Nie zrobimy wam krzywdy. Jesteśmy shinobi z wioski Liścia. Kto was tu zamknął? I dlaczego? -zapytałam.
Z tłumu wydobył się męski głos.
- Nie bójcie się ich. Mówią prawdę. Znam tego ninje. -wskazał palcem na mojego kompana.
- Wiataj Kakashi. - chłopak był dość młody. Może w wielu Naruto lub troszkę starszy. Na czole widniała opaska z symbolem wioski Wodospadu. Miał dość długie włosy i grzywke opadają na czoło. Ubrany był dość dostojnie co świadczyło o jego pozycji. Nie był zwykłym wojownikiem. Można było to wywnioskować przez kajdany uniemożliwiające wykonywanie pieczęci.
- Kopę lat Shibuki. -odpowiedział Hatake.
A no tak. Teraz rozumiem. To jego eskortował kiedyś Kakashi. Ten chłopak jest przywódcą tej wioski.
- To Akira Kuchiki. Przybyła tu razem ze mną... Co się tutaj wyprawia? -dodał po chwili.
- Sam chciałbym to do cholery wiedzieć...
Wydaje mi się, że doszło do buntu. Ostatnio mieszkańcy burzyli się o to, że nasza wioska nie ma nigdy prawa głosu. Sądzą, że jak mamy "Wode Bohaterów", która wzmacnia czakrę shinobi mogą przeciwstawić się takim wioską jak Konoha i pokonać was...
Ci którzy się im przeciwciwili są tutaj....
Chłopak chciał jeszcze coś powiedzieć, ale mu przerwałam.
- Później pogadacie teraz nie ma na to czasu. Musimy was stąd wyciągnąć. - sprawdziłam kieszenie pokonanych shinobi. Tak jak się spodziewałam jeden z nich miał klucze.
Wkładałam klucz za kluczem jednak żaden do tej pory nie pasował, aż w końcu trafiłam na właściwy. Ludzie zaczęli nam dziękować, a nawet niektórzy płakali ze szczęścia.
- Shibuki zajmiesz się nimi. -oznajmił szarowłosy, gdy ja zdejmowałam chłopcu kajdany.
- Chce iść z wami!
- A kto się nimi zajmie? Przecież to twój obowiązek. - wytłumaczył Hatake.
- Zaprowadze ich w bezpieczne miejsce i tutaj wrócę.
- Większość z buntowników to cywile czy shinobi? - zapytałam.
- W tej wiosce nie mamy wielu wojowników, więc większość to zwykli ludzie, którzy najprawdopodobniej się pogubili lub najzwyczajniej wystraszyli. -wyjaśnił Shibuki.
- Rozumiem. -westchnął Kakashi.
- Musimy znaleźć osobę, która jest odpowiedzialna za ten cały cyrk.
(Time skip)
Teraz nie zależało nam już wyłącznie na zwóju. Chcieliśmy również odnaleźć osobę, która stała za tym wszystkim.
Po drodze mineliśmy już kilku przeciwników, jednak staraliśmy się ich tylko ogłuszyć ze względu na prośbę Shibuki.
W końcu dotarliśmy do wielkiej sali, z której dochodziły odgłosy kłótni.
- Szlak mnie zaraz trafi...Jesteście kretynami dla których odpieczentowanie zwykłego zwóju stanowi problem.! Z kim przyszło mi pracować! I do tego jeszcze Ci shinobi Liścia. Pięknie! - facet o grubym głosie wydzierał się na stojących przed nim mężczyzn.
To zapewne on jest przywódcą powstania.
Wystarczy go pokonać, a wszystko wróci do normy. Pytanie tylko gdzie znajduje się zwój naszej wioski?
- Przepraszamy, ale nie jesteśmy wybitnie uzdolnionymi shinobi w tej dziedzinie. Nigdy wcześniej tego nie robiliśmy. Nie było takiej.... -mężczyzna nie dokończył zdania, bo oberwał od swojego lidera. Uderzenie było na tyle silne, że wbiło faceta w ścianę.
Co za moc.
Z Kakashim obserwowaliśmy całą sytuację z ukrycia.
- Ja się nimi zajmę, a Ty odszukaj zwój. - ton głosu Kakashiego był bardzo poważny. Wiem że to misja, ale nie musi być taki oschły.
- Nie powinniśmy się rozdzielać. To zazwyczaj źle się kończy. - powiedziałam szeptem.
Kakashi spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
- No co? -zapytałam.
- Czyżbyś się o mnie martwiła? - oczywiście, że tak idioto! A coś Ty myślał?!
- Ja? O Ciebie? Skąd Ci to przyszło do głowy? - odpowiedziałam z lekkim zdenerwowaniem, a on zbliżył się do mnie i pocałował.
- Będę ostrożny, ok? Ale obiecaj mi to samo.
- Obiecuję. - na mojej twarzy pojawiły się rumieńce.
Kakashi przywołał jednego ze swoich psów Ninken.
- To Pakkun. Pomoże Ci.
Kakashi spojrzał na psa.
- Masz jej pilnować.
Niezauważenie opuściliśmy z Pakkunem sale. Poruszając się po korytarzu myślałam o nim... Wiem że jest silny, ale jego obietnica że będzie ostrożny mnie nie przekonała. Zależy mi na nim. Nie chce by stało mu się coś złego.
- Spokojnie. Nic mu nie będzie. -spojrzałam zaskoczona na psa.
- Kakashi nie z takimi dawał sobie radę.
Pakkun ma rację. Kakashi we mnie wierzy!! Ja też powinnam w niego wierzyć!! Wyjdziemy z tego cało oboje. Jestem tego pewna!
W korytarzu pojawiło się 5 shinobi, choć ciężko mi powiedzieć czy to nie cywile.
Jedno jest pewne. Nie mogłam ich zabijć.
- Ressenpū!- z moich ust wydobył się potężny strumień powietrza, który z łatwością powalił mężczyzn na ziemię. Dwoje z nich straciło przytomność.
Nim się spostrzegłam jeden z nich uformował pieczęć. W naszą stronę zbliżała się potężna chmura ognia.
- Suiton: Mizurappa! - powstrzymałam atak obfitą ilością wody co wywołało pare rozchodzącą się po całym pomieszczeniu. Mieliśmy teraz okazję do ucieczki.
- Tędy. - warknął pies.
Teraz znajdowaliśmy się w nie wielkim pokoju. Pokój był pusty. Wyglądał na laboratorium. Zaczęłam się powoli rozglądać. Było tam kilka komputerów, a na półkach znajdowało się pełno zwojów i ksiąg.
- Jak siedzisz? Jest tu zwój, którego szukamy? - zapytałam.
- Wydaje mi się, że tak. Poszukam go, ale to chwilę zajmie. -odparł Pakkun.
W czasie kiedy on zajmował się "tropieniem" skradzionego zwój, ja zajęłam się przeszukiwaniem komputera.
Na ekranie pojawił się komunikat proszący o podanie hasła. No poprostu super! A skąd ja mam wiedzieć jakie ono jest... Do głowy przychodziła mi tylko nazwa wioski nic więcej, ale przecież nikt nie jest na tyle głupi by tak słabo zabezpieczyć ważne pliki. Cholera!! A co mi szkodzi... Spróbuję.
HASŁO: TAKIGAKURE
(oryginalna nazwa wioski)
Bingo! Udało się! No nie wierzę. I to oni chcieli pokonać pięć nacji? Wolne żarty.
Spokojnie. Muszę znaleźć coś przydatnego.
Po kilku minutach znalazłam plik z jakimiś szkicami. Nie miałam pojęcia co to może być. Wygląda na broń, ale jak działa? Chwila! to urządzenie służy do rozpylania. Nasuwa się pytanie czego? ...
- Akira! Spójrz na to! - zawołał Pakkun.
Na końcu sali za regułami znajdowały się probówki, a w nich jakaś nieznana substancja.
- Co to może być? -wybełkotałam.
- Nie mam pojęcia. -odpowiedział.
Niech pomyślę...No tak.
- W komputerze znalazłam plany pewnej broni rozpylającej, a to zapewne trucizna...
Co oni do cholery knują!
Moje rozmyślania przerwała potężną eksplozja. Musiała być niedaleko.
W mojej głowie pojawiły się najgorsze scenariusze.
- Kakashi ... Muszę mu pomóc! -krzyknęłam i ruszyłam w stronę wyjścia, jednak zatrzymały mnie słowa Pakkuna.
- On robi swoje. Ty też powinnaś. Powierzył Ci zadanie, a Ty musisz je wykonać!
Jego słowa były dla mnie jak kubeł zimnej wody. Musimy się pospieszyć i wykonać rozkaz. To teraz priorytet.
_________________________
Dzisiaj więcej "akcji" niżeli "romantyzmu", ale chyba tak też jest dobrze. Dajcie znać co sądzicie o rodzale w komentarzach.
Buziaki 😘
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top