Rozdział 3
To już drugi dzień, od kiedy dołączyłam do drużyny Yony . Wszyscy wydawali się być tacy mili...pomocni...
Cieszę się, że na świecie istnieją jeszcze osoby, które nie zostały opętane przez chciwość.
Poczułam się już lepiej, więc mogłam iść o własnych siłach.
-Shiro...co stało się z Twoją wioską?-moje uszy dosłyszały pytanie, na które tak bardzo nie miałam ochoty opowiadać. Przeniosłam wzrok na Jae-ha.
-ogień...krzyki...strzały...-odpowiedziałam jedynie.
- opowiesz mam kiedy indziej. Na razie chodźmy- do naszej krótkiej rozmowy dołączyła się Yona . Kiwnęłam głową, z powrotem skupiając się na swoim oddechu. Szliśmy przez niewielki las , w pobliżu klanu ognia. Kończył się nam zapas pożywienia i leków, więc Yun postanowił potargowac się z tutejszymi kupcami.
Nagle przystanęłam, nasłuchując. Mogłabym przysiądz, że słyszałam jakiś szelest w krzakach.
-bantyci- mruknął Hak. W tym samym momencie z pobliskich zarośli wyskoczyła całkiem spora gromada złodziei.
Wydawało mi się, że gdzieś z okolicy krzaczorów słyszałam Yonę , która coś do mnie krzyczała. Mogę walczyć. Muszę walczyć. Do moich uszu dobiegł ogłos składającego się za mną mężczyzny. Bez dłuższego zastanawiania się, W ułamku sekundy wyciągnęłam zza nogawki dwa podłużne noże. Już po chwili bandyta leżał martwy tuż i moich stóp. Walka była dla mnie jak taniec. Poruszać się trzeba było z gracją, podniesioną głową, pokazując swoją wyższość nad przeciwnikiem. Z przymkniętymi oczami, w zadziwiająco szybkim tempie posyłałam kolejnych mężczyzn do diabła. Czułam na sobie pełne podziwu spojrzenia moich towarzyszy, lecz nie obchodziło mnie to. Cel: zabić, przeżyć. Po około pięciu minutach, około dwudziestu osobników zabitych spod mojej ręki, leżało w kałurzach krwi. Pozostałych trzydziestu pozostawiłam chłopakom.
Westchnęłam cicho, po czym jedym mocnym ruchem ręki strzepnęłam ślady czerwonego płynu. Podczas walki nie zabrudziłam ubrania od przyjaciół. Już po chwili całe rozentuzjazmowane grono mnie otoczyło.
-dziewczyno, to Ty powinnaś nosić tytuł grzmiącej bestii, nie ja!
-niesamowite, wygładało to jakbyś tańczyła...
-naucz mnie tak walczyć!
Przez dłuższy czas uśmiechałam się słabo do przyjaciół, lecz w końcu duszności wzięły górę. Zapłaciło mi się w głowie, przestałam czuć nogi...
Ostatnie co pamiętałam to zmartwione oblicze Shin-aha, podtrzymującego mnie już po raz drugi przed upadkiem. Potem tylko ciemność
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witajcie!
W okładce dałam Wam moją ulubioną piosenkę, której na okrągło słuchałam podczas pisania tego rozdziału ☺
Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top