24. "Butelka"

Złapał nią za dół swojej maski i powoli zaczął podnosić do góry, a po chwili widziałam całą jego twarz.

Przez chwilę ze zdumieniem wpatrywałam się w jego jedną czarną jak noc tęczówkę. W drugiej naturalnie widniał sharingan, jak na członka klanu Uchiha przystało. Połowę jego twarzy pokrywała blizna w dziwnym kształcie. Włosy jego za to były również czarne jak oczy i układały się w dość mocnym nieładzie opadając na czoło. Usta miał wykrzywione w lekkim uśmiechu, zapewne rozbawiła go moja reakcja. Zaraz jednak się opamiętałam i zmarszczyłam brwi strzepując jego rękę z mojej twarzy.

-Jak ci w ogóle nie wstyd po tym co zrobiłeś? - wywarczałam pytająco. Wszystkie wspomnienia we mnie uderzyły, przez co ogarniał mnie jeszcze większy gniew. Tobi uśmiechnął się szyderczo i skrzyżował ręce na piersiach.

-Czego mam się wstydzić? - spytał kpiąco - Usunąłem tylko przeszkodę, która stała mi na drodze w zdobyciu mojej miło.. - przerwałam mu solidnym ciosem prosto w twarz. Byłam na niego wściekła jak nigdy wcześniej na nikogo innego. Spojrzałam na niego spod byka i zauważyłam lekko cieknącą krew z nosa. Nieźle jak na przerwę w treningach. Uchiha również spojrzał na mnie ze złością, ale o wiele mniejszą niż moja. Chciałam przyłożyć mu kolejny raz, ale zanim się obejrzałam, czarnowłosy przytrzasnął mnie do drzewa i lekko złapał za gardło.

-Naprawdę nie chcę cię skrzywdzić.. już wystarczająco bólu ci zafundowałem.. - powiedział przejeżdżając palcami po moim policzku. Przeszedł mnie zimny dreszcz, zaczęłam nieudolnie próbować odsunąć od siebie jego rękę. Już otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale przerwał mu głośny krzyk.

-(Y.N)! Jesteś tu?! - obejrzałam się w stronę źródła dźwięku. Oczywiście rozpoznałam głos dochodzący z głębi lasu. Tobi spojrzał na mnie zrezygnowanie i wziął głęboki oddech.

-Tym razem cię zostawię.. ale otrzymasz ode mnie to, żebyś przypadkiem nie zapomniała o mojej osobie. - mówiąc to, podciągnął rękaw mojej bluzy i sprawnie wyciągając kunaia, wyciął niewielkie 'T' na moim przedramieniu. Syknęłam z bólu, kiedy z rany zaczęła spływać krew. Uchihia pochylił się nad swoim dziełem i pocałował je lekko, a następnie oblizał krew ze swoich warg. Uśmiechnął się zadziornie i zaczynając od nóg, powoli znikał, ale przed całkowitym rozpłynięciem się szepnął „wrócę do ciebie".

Zaraz po tym wydarzeniu osunęłam się po drzewie i z szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się w las przede mną. Co to miało być.. co mają znaczyć te słowa, wypowiedziane przed zniknięciem..? Zaprzątałabym sobie tym głowę dalej, gdyby nie Hidan, który stanął naprzeciwko mnie. Szybko zakryłam ramię i wstałam z ziemi, przyglądając się szarowłosemu, który również bez skrępowania mnie obserwował.

-No co? - spytałam obojętnie i spojrzałam w stronę słońca. Ominęłam wschód. Chciałam ominąć wszelkich możliwych pytań, dlatego szybkim krokiem wyminęłam jashinistę i ruszyłam w stronę kryjówki.

-|-

Siedziałam właśnie na łóżku zmieniając opatrunek na ranie, którą zafundował mi Tobi. Non stop sączyła się z niej krew niedająca się niczym zatamować. Po raz kolejny przemyłam ją wodą utlenioną i zastanowiłam się, czy to ja mam problem z krzepliwością krwi, czy to chłopak nasączył kunaia jakimś cholerstwem. W końcu zrezygnowałam z jakichkolwiek nieudolnych prób opatrzenia skóry i owinęłam ją wokoło bandażem. W tym samym momencie do pokoju, dosłownie, wpadła Konan. Spojrzała przenikliwie na opatrunek na mojej ręce, ale pomachałam do niej głową, żeby zaczęła się tłumaczyć. Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi i podeszła do mnie, następnie zajmując miejsce obok. Wzięła głęboki oddech i spojrzała na mnie w taki sposób, że już wiedziałam, że zaraz mnie o coś poprosi. Uniosłam jedną brew i oczekiwałam rozwinięcia się rozmowy.

-Pain ma za tydzień urodziny proszę pomóż mi coś wymyślić. - powiedziała na jednym oddechu, co wywołało we mnie małe rozbawienie.

-Co masz na myśli? - spytałam wciąż nie wiedząc, co mam dokładnie mam zrobić. Mało wiedziałam o liderze, jedynie chyba tyle, że w przeszłości miewał dla mnie dni dobroci.

-Jak to co mam na myśli?! - spytała oburzona nadymając policzki. - Pomóż zorganizować mi jakąś imprezę! Trzeba pójść do jakiejś wioski kupić mnóstwo rzeczy, wynająć kilka osób stąd, żeby wystroili salon i MUSISZ zająć go tego dnia! - wykrzyknęła rozentuzjazmowana i lekko zdenerwowana. Otworzyłam szerzej oczy. Nigdy nie widziałam, żeby Konan się tak czymś podekscytowała.

-I mam rozumieć, że to ja mam iść do wioski i zająć Paina kiedy wy będziecie wszystko szykować? - spytałam, ale doskonale znałam odpowiedź. Dziewczyna energicznie pokiwała głową i posłała mi błagalny wzrok. Westchnęłam głęboko i zakryłam dłońmi twarz.

-Zgoda. - powiedziałam, a fioletowo włosa pisnęła radośnie i rzuciła się mi na szyję. -Ale na twoim miejscu przemyślałabym, czy imprezę warto wyprawiać w salonie. Ja bym zrobiła ją gdzieś w lesie, żeby było nastrojowo..

-|-

Najbardziej odpowiadało mi pójście do Konohy, jednak Pain pod żadnym pozorem nie chciał pozwolić mi tam pójść. Nie mogłam wyjawić mu powodu, dla którego w ogóle chciałam wybrać się do wioski, dlatego stwierdził, że pójdę do Kirigakure. Podobno miał tam swoich ludzi, których wystarczyło przywołać odpowiednim hasłem. Niekoniecznie podobał mi się ten pomysł, ponieważ kiedy byłam jeszcze w ANBU poznałam tam pewnego chłopaka w moim wieku. Niezbyt go polubiłam, a on wręcz przeciwnie. Nie chciałam dyskutować z liderem, dlatego jutro z rana miałam wyruszyć do Kiri. Konan wręczyła mi conajmniej metrową listę zakupów, więc przygotowałam sobie zwoje, żeby móc to wszystko zapieczętować.

Snułam się bez celu po kryjówce i szukałam jakiegokolwiek zajęcia. Przechodziłam po kolei obok każdego pokoju w nadziei, że ktoś z któregoś w końcu wyleci i zagada. Niestety, nic takiego się nie wydarzyło. Zrezygnowana ruszyłam do salonu, może tam się coś działo. Jednak przekraczając próg pomieszczenia nie byłam gotowa na dostanie poduszką prosto w twarz.

Z szokiem wymalowanym na twarzy wpatrywałam się w prowokatora, którym był oczywiście nikt inny jak szarowłosy. Głupkowato się szczerzył, kiedy próbowałam ogarnąć, co się w ogóle dzieje w pokoju. Na środku leżała pusta butelka po piwie, a obok conajmniej trzy litry wódki. Dookoła siedzieli członkowie organizacji i wszyscy się mi przyglądali. Nie wyglądali na pijanych, chyba trafiłam na początek zabawy. W odpowiednim momencie zorientowałam się, że moją stronę leci poduszka i odepchnęłam ją. Spojrzałam z wyrzutem na Hidana i oczekiwałam wyjaśnień.

-Gramy w butelkę, siadaj a nie tak stoisz! - krzyknął, na co podniosłam brew.

-W sumie, czemu nie. - szepnęłam sama do siebie. I tak nie miałam co robić.

Zajęłam miejsce między Hidanem i Kakuzu. Mocno zdziwiłam się, że on jaki i Sasori, a nawet Pain grają razem z resztą, ale komentarz zostawiłam dla siebie. Nie musieliśmy długo czekać, aż Kisame wraz z Jashinistą zaczęli rozdawać kieliszki. Rekin trochę się zawahał, kiedy miał podać mi. Spojrzał przenikliwe w moje oczy.

-A ty nie jesteś za młoda? - spytał. Zakłopotana podrapałam się po karku i nerwowo zaśmiałam. Nigdy nie piłam alkoholu, a wódka nie wydawała się najlepszym pomysłem na pierwszy raz, ale jak szaleć to szaleć. Pomyślałam, że fajnie by było oderwać się od rzeczywistości choć na chwilę. Na szczęście Hidan uratował mnie głośnym 'nie pierdol' i sam podał mi kieliszek. Posłałam mu uśmiech pełen wdzięczności, a następnie czekałam na rozwój sytuacji.

-Uwaga! - wydarł się, zwracając na siebie uwagę wszystkich. - zasady są proste i chyba każdy idiota je zna. Jeśli odmówimy wykonania zadania lub odpowiedzenia na pytanie, pijemy shota. Wszystko jasne? - spytał retorycznie i zakręcił butelką jako pierwszy. Wypadło na Konan. Chłopak uśmiechnął się i słysząc 'prawda' zadał pewne niewygodne dla dziewczyny pytanie.

-Podoba ci się Pain? - zapytał, ale dobrze znał odpowiedź. Konan oczywiście odrazu spłonęła rumieńcem i choć po tym każdy domyślał się odpowiedzi, poprosiła o shota. Wypiła go lekko się krzywiąc i zakręciła butelką. Przez chwilę wydawało mi się, że lider spojrzał na nią w inny sposób niż dotychczas..

Wszyscy byli tak upici, że ledwo siedzieli. No, może oprócz Paina, który zachował umiar i chyba nawet był całkowicie trzeźwy. Mimo wszystko gra trwała dalej, chociaż praktycznie nic nie dało się zrozumieć z waszych 'rozmów'. Jak narazie odpadł tylko Hidan, który o dziwo wypił taką samą ilość alkoholu co ja. Leżał wtulony moją nogę śpiąc w najlepsze i co jakiś czas mamrocząc coś niezrozumiałego. Kompletnie mi to nie przeszkadzało, w końcu sama byłam pijana. Choć zachowałam jako taką  trzeźwość umysłu, nie potrafiłam skontrolować ciała.

Butelka po raz kolejny tego wieczoru skierowała się moją stronę, więc spojrzałam nieprzytomnie na siedzącego naprzeciwko mnie Kisame. Uśmiechnął się zadziornie, a raczej chciał żeby tak było, bo aktualnie wyglądał jak ryba na patelni błagająca o pomoc.

-(Y.-N) - podzielił na sylaby moje imię, ale nadal czekałam wyczekująco na zadanie. Dobrze wiedział, że je wybiorę. - Co by tu.. wiem! - zastanowił się i jakby go oświeciło. Znów przybrał ten sam uśmiech i spojrzał w stronę czerwonowłosego. Również na niego spojrzałam, a jak się okazało, brązowooki przypatrywał się mi bez żadnego skrępowania.

-Ussądź na kolanach Saso - przerwał sobie, ponieważ zaatakowała go pijacka czkawka - Sasaoriemu i sostań tak do końca gy. - wymamrotał. Niezbyt zrozumiałam poszczególne elementy jego wypowiedzi, ale wiedziałam o co chodzi. Jeszcze raz spojrzałam na lalkarza i z głupawym uśmiechem strzepnęłam z siebie śpiącego Hidana i ruszyłam w jego stronę. Conajmniej dwa razy się prawie przewróciłam, ale w końcu doszłam do celu. Kucnęłam obok chłopaka i usiadłam na nim tak, że plecami opierałam się o jego klatkę piersiową.

Dalsza część gry wydawała się jakaś niemrawa i niewyraźna. Na dodatek Sasori tak mnie ogrzewał, że czułam się, jakbym siedziała przy jakimś grzejniku. Po krótkiej chwili wszyscy ucichli, więc wywnioskowałam, że po prostu pozasypiali. Brązowooki jednak wydawał się nadal siedzieć. Leniwie podniosłam wzrok do góry i zobaczyłam, że lalkarz wpatruje się we mnie i uśmiecha delikatnie. Na jego policzkach było widać duży rumieniec, co wskazywało o ilości wypitego alkoholu. Kiedy zorientował się, że oczy wręcz mi się zamykały, położył się i sięgnął po jakąś poduszkę. Podłożył ją sobie pod głowę, a ja niewiele świadoma znalazłam sobie swoją, ogrzewaną poduszkę..

~~

Nie chce shipować reader z Sasorim, bruh.
Po prostu brakuje mi romansideł w tej książce. Chyba po prostu przywykłam do pisania takowych i jest mi jakoś pusto bez nich.

Ale musze wam powiedzieć, że pisząc ten rozdział mignął mi w głowie alarm, że niedługo koniec.

I na koniec mam trzy pomysły:

Jeden spodoba się tylko połowie, a nawet chyba więcej niż 1/2. (Możecie się domyśleć)

Drugi spodoba się reszcie, ale nie powyżej wymienionym.

A trzeci, cóż, nikt się czegoś takiego nie będzie spodziewał. (I chyba go wybiorę)

I WAŻNE.
Proszę zachować KULTURĘ w komentarzach, bo niezbyt mi się podobały niektóre w poprzednim rozdziale.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top