23. "Ja cię kocham. I ty też mnie kochasz, pamiętasz?

-Tobi włamał się do kryjówki. Deidara jest w krytycznym stanie, nie wiemy, czy dożyje zachodu słońca.

Z każdym kolejnym słowem moje oczy otwierały się coraz szerzej. Ta wiadomość kompletnie mnie sparaliżowała. Chociaż chciałam wydusić z siebie jakieś słowo, spytać, gdzie on teraz jest, nie mogłam nic powiedzieć. Mój przerażony wzrok był utkwiony w oczach lidera, w tamtej chwili marzyłam tylko o tym, żeby powiedział "Dałaś się nabrać (Y.N), Deidara czeka na ciebie". Ale to się nie stało. Ręce same zaczęły mi się trząść.

-G-gdzie.. - tylko tyle zdołałam z siebie wydać. Pain wskazał jeden z korytarzy, który prowadził do skrzydła szpitalnego. Nie zastanawiając się długo ruszyłam sprintem w tamtą stronę, nie zważając na wołania mężczyzn za mną.

Stanęłam przed pokojem, w którym najpewniej znajdował się blondyn, ale nie mogłam się przemóc do wejścia do środka. Po prostu wyrzuty sumienia za bardzo mnie przygniatały. Przecież to wszystko moja wina, gdybym wtedy nie uciekła, gdybym tamtego dnia odmówiła i zginęła.. to by się nie stało.

Po chwili wahania, w końcu odważyłam się wejść do środka pokoju. W samym jego centrum stało duże, szpitalne łóżko, a na nim..

-O mój.. - szepnęłam i zakryłam rękami usta. Deidara wyglądał, cóż.. okropnie. Był cały w bandażach, a po pokoju roznosiło się nierównomierne pikanie ciśnieniomierza (Nie mam zielonego pojęcia jak się to nazywa XD). W rogu pokoju stała Konan, która z przejęciem mnie obserwowała. Powoli podeszłam do łóżka i spojrzałam na chłopaka. Nigdy nie widziałam go w tak złym stanie.

-D-Deidara.. - powiedziałam cicho, na co oczywiście nie zareagował. Usiadłam na boku łóżka i delikatnie się w niego wtuliłam.

Leżałam obok niego i zastanawiałam się, dlaczego on to zrobił. A właściwie, dlaczego on to wszystko robi. Przecież wszystko zawsze było dobrze, jaki jest powód zachowania Tobiego? Naprawdę mam już dość i psychicznie, i fizycznie. Szczerze mówiąc, wolałabym już, żebym to ja teraz leżała na tym łóżku, a nie Deidara. Oddałabym wszystko.. dlaczego niebieskooki musi przeze mnie cierpieć?

Zaczęłam szlochać i nawet nie zauważyłam, kiedy blondyn się poruszył.

-(Y.N) - powiedział prawie niesłyszalnie. Gwałtownie się podniosłam i obdarowałam go najbardziej zmartwionym wzrokiem, jaki kiedykolwiek widział.

-Przepraszam, tak strasznie przepraszam.. - wyszeptałam nie spuszczając jego niebieskich oczu z wzroku. Z moich oczu nadal leciały łzy. Widziałam po blondynie, że chce podnieść rękę i mnie przytulić, ale nawet nie miał na to siły. Nagle delikatnie się uśmiechnął.

-(Y.N).. - zaczął, a ja momentalnie zamieniłam się w słuch. Mówił tak cicho, że musiałam bardzo wytężyć zmysły, żeby cokolwiek usłyszeć. - Nie daj się mu.. nigdy. Pamiętaj, że cię ko...- przerwał i zaczął kaszleć.

Do pokoju odrazu wleciała Konan, a ja zauważyłam krew cieknącą z ust chłopaka. Mimo zakazów ze strony kobiety i tak stanęłam przy łóżku i złapałam mocno chłodną rękę chłopaka. Spojrzał na mnie po raz ostani i zamknął oczy. Po pokoju rozległo się głośne piszczenie, przez które mój płacz nabrał na sile.

-Konan, ratuj go! - krzyknęłam i histerii, ale kobieta tylko do mnie podeszła, patrząc mi głęboko w oczy.

-(Y.N). On nie żyje. - powiedziała poważnie, ale łagodnie jednocześnie. Odsunęłam się od niej i zakryłam ręką usta. Jeszcze raz mój wzrok powędrował na chłopaka, a następnie nie zważając na nic wybiegłam z sali.

Kierowałam się do wyjścia, nie mogłam przyjąć do siebie informacji, że on.. że miłość mojego życia nie żyje. Po drodze na korytarzu mijałam kilka osób, ale nikt mnie nawet nie próbował zatrzymać. Zapewne się domyślali. Tylko siedzący przy wyjściu Hidan widząc mnie zerwał się z miejsca i używając siły zatrzymał i mnie przytulił. Chciałam się wyrwać, ale właściwie tego właśnie potrzebowałam. Wsparcia. Szarowłosy nic nie mówił, po prostu mocno mnie trzymał i cierpliwie czekał, aż się uspokoję.

-|-

Leżałam u siebie w łóżku pusto wpatrując się w sufit. Od tego wydarzenia minęło kilka godzin. Naprawdę nie wiem, co mam ze sobą zrobić. Co chwilę zatracam się, że zaraz blondyn wejdzie do mojego pokoju i skradając się aby się nie zdradzić, przestraszy mnie skacząc na mnie lub wydając z siebie jakiś odgłos. Jednak po chwili uświadamiam sobie, że to tylko nieosiągalne już marzenie.

Nawet nie mam już siły płakać. A może po prostu łzy mi się skończyły? Kto wie. Minęło kolejne kilka godzin, a ja nadal leżałam w tej samej pozycji. Nikt do mnie nawet nie zaglądał, ale to dobrze. W tamtem chwili potrzebowałam tylko ciszy i samotności.

Mimo wszystko w całej tej sytuacji największym wsparciem był dla mnie Hidan. Nigdy nie podejrzewałabym go o taką czułość i wsparcie. To właśnie on przywlókł, dosłownie, mnie do pokoju i rzucił na łóżko. Co dziwne, ani razu nie rzucił nawet żartobliwym wyzwiskiem. Od myślenia bolała mnie już głowa, a powieki zaczęły robić się cięższe..

-|-

Z błogiego odpoczynku obudziło mnie mocne szturchnięcie w ramię. Przez chwilę zaspana pomyślałam, że to Deidara, ale zaraz uderzyła we mnie brutalna rzeczywistość. Otworzyłam oczy i zobaczyłam stojącego nade mną szarowłosego, więc odrazu zamknęłam oczy.

-Wstawaj (Y.N), musisz coś zjeść. - powiedział znudzony. W odpowiedzi mruknęłam do niego „nie chcę" i miałam zamiar dalej iść spać, ale nie było mi to dane. Poczułam nagłe zimno spowodowane zabraniem kołdry. Spojrzałam na Hidana z wyrzutem i powolnie wstałam z łóżka.

-Nienawidzę cię. - powiedziałam w jego stronę, a ten tylko się zaśmiał. Poszłam do łazienki i kiedy stanęłam przed lustrem, wmurowało mnie.

Wyglądałam okropnie. Oczy miałam tak napuchnięte od płaczu, że praktycznie ich nie było widać. Policzki miałam całe czerwone, tak samo jak nos. Moje (H.C) włosy były skierowane w różne strony świata. Nie myśląc długo namoczyłam szczotkę i zaczęłam rozczesywać włosy. Szczerze, myślałam, że będzie gorzej.

Po około 20 minutach wyszłam z łazienki i podeszłam do szafy. Kątem oka zauważyłam, że Hidan przegląda moje książki. Zignorowałam to i wybrałam dużą, (F.C) bluzę i czarne leginsy. Skierowałam się z powrotem do pomieszczenia obok i sprawnie się ubrałam. Chwilę później stałam już przed drzwiami i czekałam na szarowłosego, który wyraźnie wciągnął się w opis jednej z kryminalnej książki. Kiedy zorientował się, że na niego czekam odłożył książkę i zachowując się jak prawdziwy dżentelmen wepchnął się przede mnie i gdybym nie złapała drzwi, zapewne dostałabym nimi w twarz. Prychnęłam pod nosem i bez słowa za nim podążyłam.

Krótką chwilę później siedziałam już przy stole z Konan, która co chwile zerkała na mnie posyłając smutny uśmiech. Wiem, że chciała dobrze, jednak nie pocieszał mnie on. Wręcz przeciwnie- dołował i nie pozwalał zapomnieć. Chciałam już jej zwrócić uwagę, ale przed nosem został mi postawiony talerz z.. czymś zrobionym przez Hidana. Spojrzałam na niego podejrzliwie, a potem znowu na to 'danie'.

-Chcesz mnie posłać do piachu? - spytałam, na co zrobił minę zbitego szczeniaka. Podniósł rękę i położył sobie w miejscu, gdzie znajduje się serce.

-To zabolało. - powiedział z udawanym wyrzutem i zaczął jeść to samo, co podał mi. Wyglądał, jakby naprawdę mu to smakowało.. może ja też powinnam się wysilić. Poprawiłam niesforny kosmyk (H.C) włosów za ucho i nabrałam trochę papki na widelec. Powąchałam i mimo tego, że nie pachniało najlepiej, coś mnie skusiło żeby spróbować. Powoli zbliżyłam to do ust i wzięłam dużego gryza, a później aż oczy mi się szerzej otworzyły. To. Było. Pyszne.

-Hidan, jesteś mistrzem! - powiedziałam i zabrałam się za jedzenie. Szarowłosy uśmiechnął się dumnie i z radością w oczach obserwował jak pałaszuję zawartość talerza.

-|-

To już trzeci dzień od śmierci Deidary. Tak cholernie mi go brakuje. Leżałam właśnie na łóżku ślepo wpatrując się w sufit, co ostatnio zdarzało się często. Nie myślałam wtedy o niczym- mój mózg jakby się wyłączał. Sama nie wiem która jest godzina, ale chyba już świta. Od tamtego dnia sypiam niewiele, może z 3 godziny na dzień. Odbija się to na moim samopoczuciu jak i wyglądzie. Małe, podpuchnięte oczy i ciągłe wkurzenie. To właśnie ja przez ostatnie kilka dni.

Wzięłam głęboki oddech i powoli podniosłam się do siadu. Przetarłam oczy i poprawiłam włosy. Rozejrzałam się po ciemnym pokoju, po czym odeszłam do okna i odsłoniłam rolety. Tak naprawdę nic to nie dało, ponieważ na dworzu nadal było ciemno. Odwróciłam się na pięcie i skierowałam do łazienki, gdzie wykonałam jakieś podstawowe czynności. Następną rzeczą, którą zrobiłam było rozczesanie włosów. Od chyba dwóch dni moja szczotka leży i się kurzy. Zaczęłam rozczesywać (H.C) włosy, które były okropnie splątane. Po skończonej czynności rzuciłam szczotkę w róg szafki i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam dużą, (F.C) bluzę i dwa odcienie jaśniejsze spodnie, a następnie je ubrałam. Włosy swobodnie opadały mi na ramiona. Wyszłam z pokoju i rozejrzałam się po korytarzu. Cisza. Kto by się spodziewał? Zakpiłam sama z siebie i skierowałam się w stronę kuchni.

Z wysokiej szafki ściągnęłam sok pomarańczowy i się go napiłam, ale zaraz potem wyplułam go do zlewu. Chyba nie był pierwszej świeżości.. odłożyłam go na miejsce i napiłam się po prostu wody. Następnie poszłam w kierunku wyjścia z kryjówki.

Szłam powoli i tak samo mozolnie wyszłam na zewnątrz. Rozejrzałam się po ciemnej okolicy i stwierdziłam, że pójdę nad jezioro. Na pewno podczas wschodu słońca będzie tam ładnie. Nie wiedziałam nawet, która godzina, ale wolałam odrobinę przyśpieszyć kroku, aby nie spóźnić się na wschód. Nie rozglądałam się, bo w okolicy o tej godzinie można tylko pomarzyć o żywej duszy. Kiedy byłam mniej więcej w połowie drogi, usłyszałam coś dziwnego. Zamknęłam oczy i wyostrzyłam zmysły, jak to kiedyś często robiłam. Rozpoznałam charakterystyczny świst powietrza, więc odskoczyłam kilka metrów dalej. Chwilę później w drzewo, przed którym wcześniej stałam, wbił się kunai. Rozejrzałam się, ale nic nie widziałam. Podniosłam ręce w gotowości do ataku, ponieważ nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby wziąć broń. Usłyszałam szelest liści po prawej, dlatego też odwróciłam się w tamtą stronę w pełnej gotowości.

-Nie ukrywaj się, tylko wyjdź! - krzyknęłam, a obok mojej twarzy przeleciał kolejny kunai, którego usłyszałam za późno. Lekko drasnął mój policzek i nie przejmując się cieknącą krwią i nieprzyjemnym pieczeniem, nadal trzymałam gardę. Nagle do moich uszu dotarł dobrze mi znany, niski śmiech. Moje serce niemal wyskakiwało mi z piersi. Centralnie przede mną zza drzewa wyszedł ktoś, kogo najchętniej rozszarpałabym z największym okrucieństwem.

-Co taka słaba dziewczyna robi sama o tak wczesnej porze w lesie? - spytał ironicznie, po czym zaśmiał się kolejny raz.

-Jeżeli życie ci miłe, uciekaj Tobi. - warknęłam w jego stronę, ale jedyną odpowiedzią, którą dostałam był głośny pomruk. Chwilę potem rozpłynął się w powietrzu.

-Mam rozumieć, że zagrożeniem dla mnie jest 15.. przepraszam, 16 letnia dziewczyna z ledwo połową chakry? - zaśmiał się kpiąco tuż za moim uchem. Odwróciłam się z zamiarem przywalenia mu, ale już go tam nie było.

-Właśnie, wszystkiego najlepszego kochana. - usłyszałam to jakby z każdej strony lasu. Westchnęłam głęboko i opuściłam ręce. Nawet jakbym chciała, nie dam rady go pokonać. Jest za silny. - Oi oi oi, czyżbyś się poddała? - spytał i pojawił się przede mną.

-Czego chcesz Tobi? - rzuciłam oschle w jego stronę, czekając na jakąkolwiek reakcję. On tylko podszedł bliżej i stanął około metr przede mną.

-Pogadać. - powiedział. Spojrzałam na niego chłodno, po czym zrobiłam w tył zwrot i poszłam jakby nigdy nic w kierunku jeziora.

Zamaskowany chyba bardzo się zdziwił, że tak po prostu go zostawiam. Nie musiałam czekać długo, a Uchiha znalazł się u mojego boku. Był zdecydowanie za blisko, prawie stykaliśmy się ramionami. Odsunęłam się kawałek, ale Tobi znowu przysunął się do mnie. Z wcześniejszych doświadczeń wiem, że opór nie ma sensu. Szliśmy w ciszy, aż w końcu znaleźliśmy się w miejscu docelowym. Usiadłam na średniej wielkości kamień, na którym zwykło mi się przebywać długimi godzinami. Nie zdziwiło mnie to, że chłopak zajął miejsce obok mnie.

-Więc? - spytałam po dłuższej chwili. Nie dostałam żadnej odpowiedzi. Westchnęłam głęboko i patrząc w odpowiednią stronę, czekałam na wschód słońca.

-Chciałem z tobą porozmawiać.. po prostu. Tęsknie za tobą, (Y.N) - drugie zdanie wyszeptał i odwrócił się w moją stronę. Spojrzałam na jeden otwór w jego oku, a następnie wróciłam do oglądania lekko pomarańczowego nieba. W odpowiedzi na jego słowa tylko prychnęłam pod nosem, na co usłyszałam pomruk niezadowolenia.

-Nienawidzę cię. - powiedziałam najpoważniej jak potrafiłam nawet na niego nie spoglądając. Tym razem w odpowiedzi Uchiha złapał jedną ręką za mój podbródek i skierował moją twarz tak, żebym na niego patrzyła.

-A ja cię kocham. I ty też mnie kochasz, pamiętasz? - spytał retorycznie, na co otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia. Po chwili zauważyłam, że podnosi jedną rękę i byłam pewna, że mnie uderzy, ale to nie nastało. Złapał nią za dół swojej maski i powoli zaczął podnosić do góry, a po chwili widziałam całą jego twarz..

~~

Trochę się zastanawiałam, czy tu przerwać, ale mój wewnętrzny polsat rozwiał moje wątpliwości.

Dzieje się dzieje, Tobiasz wkracza do akcji.. (NAWET NIE WIECIE JAK SIĘ Z TEGO POWODU CIESZĘ).

Wszystkie osoby, które pragnęły śmierci Deia.. wypchajcie się XD było mi bardzo smutno kiedy go uśmierciłam. Bardzo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top