1.Jak to było na początku [Part I]
[Korekta 27.12.2020]
Jak to się stało, że powstała tak wielka i groźna grupa przestępców i największych debili na świecie, tworząca Organizacje Akatsuki? Może to Lider zapłacił im w czekoladkach, by dołączyli? A może to z powodu, iż było im nudno i nie mając nic ciekawego do roboty, postanowili się spotkać i stworzyć tą jakże wielką i niebezpieczną organizację, zwana Brzask? W sumie to jako autorka, sama jestem ciekawa, jak to się zaczęło, chociaż w sumie ja tam byłam, no ale to się wytnie...
A było to tak...
Pain, przyszły Lider zUe'i i strasznej organizacji Akatsuki, właśnie ślęczał przed telewizorem, przeskakując po kanałach. Dziś odpuścił sobie wszystkie mroczne i zUe plany wobec świata, gdyż stwierdził, że sam sobie nie poradzi i potrzebuje bandy debili, która pójdzie za nim wszędzie, prócz kibelka. Każdy potrzebuje chwili prywatności dla siebie i świerszczyków.
Tak więc...
Rudy wyjadacz przeskakiwał pilotem po kanałach, kiedy nagle ujrzał To! Największe z możliwych dobrodziejstw tejże planety...
W tle rozbrzmiała boska melodia, a w oczach rudzielca pojawiły się iskierki zauroczenia, To było coś cudownego, czego nie mógł przepuścić...
Pain - Wyprzedaż kolczyków -50% zniżki! (Gwiazdki w oczach)
Ziuuuu i go nie ma...
W sklepie...
Pain - Poproszę te i te, o jeszcze tamte i o te tutaj też! (Wskazuje na kolczyki) Hmmm... I muszę mieć jeszcze Te! (Wskazuje na kolczyki na twarzy sprzedawcy z iskierkami w oczach)
Sprzedawca - Przykro mi proszę pana, ale Te akurat nie są na sprzedaż...
Pain - COOO??!! Ale... Ja muszę je mieć! (Bulwers)
Sprzedawca - (Znudzonym i olewawczym tonem) Panie... Te kolczyki dostałem od mamusi i nie oddam ich jakiejś rudej wiewiórce z hodowlą żelazka na twarzy...
Pain - Nie żyjesz... (Niebezpieczny błysk w oku)
(Scena dosyć drastyczna, która z powodu, iż sponsorzy byli mało łaskawi ocenzurowali ją tą oto cezurą)
Pain - (Wychodzi ze sklepu z torbą nowych kolczyków) Ale miałem szczęście, aż tyle nowych kolczyków i to za darmo. (Zaciesza Ryło)
?? - Darmo, bo zabiłeś wszystkich w sklepie pojebie. (Smile)
Pain - He? A ty to niby kto?(Patrzy na dziewczynę)
?? - Ja? Jestem siostrą miłosierdzia z zakonu Krakowskiego znad rzeki Nil w północnej Karolinie, zjebie. (Smile)
Pain - Że jaka siostra? (Zamrugał zaszokowany) Zaraz, zaraz... Jak ty mnie nazwałaś? (Wnerw)
?? - A co? Odcięli ci wodę, że nie umyłeś uszu czy może tak oszczędzasz, że już gniją ci od brudu? (Smile)
Pain - ŻE CO PROSZĘ??!! (Bulwers)
?? - Fajnie, że prosisz, ale ja niczego nie chce, dziwaku (Smile)
Pain - @%$#@^246@$#^!@#$^%#@6#^$#^ <-Cenzura słowna
?? - Łoooo! Ale niezłe słownictwo. (Smile)
Pain - Przestań mi tu smile'ować tylko gadaj coś za jedna, co tu robisz, dlaczego to robisz i z jakiej racji mam cię zatrudnić?! (Nieźle już się wkurzył)
?? - Jestem Autorką, stoję, bo nie siedzę i wcale nie chcę byś mnie zatrudniał nigdzie, boś zjeb (Smile)
Pain - I ty to wszystko zapamiętałaś... (Patrzy z podziwem) Dobra! Zatrudniam cię!
Autorka - O, fajnie.
Tak więc... Ja, czyli Autorka i Pain, ten dziwak z metalowymi pryszczami na twarzy, poszliśmy do... hmmm... Tak dokładnie, to sami nie wiemy, gdzie, ale krocząc przed siebie kierowaliśmy się wzdłuż zachodzącego słońca jak w jakimś westernie. No i tak idąc sobie doszliśmy pięć kroków dalej niż staliśmy...
Autorka - No to nieźle, chyba pobiliśmy rekord świata w długim chodzeniu. (Smile)
Pain - Taaa... To normalnie się do maratonu zalicza!(Ledwo łapie oddech i padaj jak omlet na beton)
?? - (Podwala się) Witaj piękna, może cię podrzucić gdzieś? (Uśmiech gwałciciela z piątej alejki)
Autorka - (Totalnie nie zwraca uwagi na to co się wokół niej dzieje) Powinieneś zainwestować w motorynki. Są bardzo praktyczne i wydajne.
?? - Ja ci mogę taka sprezentować, jeśli chcesz, powiedz tylko słowo. (Napaleńczy uśmiech)
Autorka - Ej, żelazno gęby, wstawaj już z tego betonu, bo się usmażysz... (Przewraca oczami)
Pain - (Wstaje z betonu) Przez chwile poczułem się jak jajko na bekonie smażone na patelni...(Mruga zdziwiony)
?? - Hallo? Ja tu stoję i cię podrywam. (Macha rękami jak obłąkaniec, stojąc tuż obok Autorki)
Autorka - No, a co się dziwisz? Beton jest jak patelnia, rozgrzany usmaży wszystko na jajko na bekonie. (Smile)
?? - (Wywija chorągiewkami sygnalizacyjnymi jak na pasie startowym samolotów) Tu taj patrz!
Pain - Możliwe... Przez to całe gadanie o jedzeniu zgłodniałem...
Autorka - No ja też, to co? Sushi? (Smile)
?? - (Robi znaki dymne jak Indianie) Patrz tu! Ja cię tu kurde podrywam!
Pain - Nie dzięki, nie lubię sushi wolę owoce morza. (Otrzepał się)
Autorka - A wiesz, że to jeden buc? (Podniosła w górę nieznacznie jedną brew)
Nagle koc się podpalił, a z racji, że gościu, który nim machał ma tak nawalone żelu na łbie, to i głowa zaczęła mu się fajczyć.
?? - (Biega jak obłąkaniec w kółko) Aaaaaaaa!! Pali się... Eee... Znaczy ja się palie!!
Autorka - O kuźwa! Jakiś pedał się pali! (Łapie za znak stopu i wali w facia co się palił) No i po kłopocie. (Smile)
?? - Ał... (Leży ledwo żywy i pobity na betonie)
Autorka - (Wyrzuca znak stopu trafiając jakiegoś kierowcę) No i kryzys zażegnany (Smile)
?? - (Pozbierał się z betonu) Masz mocne bary, lala... (Znów zaczyna się przystawiać do Autorki) Podoba mi się. (Uśmiech napaleńca)
Autorka - Aaaaaa!! Zboczony fryzjer z filmu „Morderczy grzebień III: Pod włos!" (Łapie za „Coś" i tym „Czymś" Zaczęła okładać napaleńca)
?? - Ał... (Znów ledwo żyje rozdupcony na betonie)
Pain - On nadal żyje? (Dźga kolesia patykiem)
Autorka - Na to wygląda... (Zerka na zwłoki) Zatrudnij go. (Smile)
Pain - (Wskazuje w pozie Napoleona na siwego) Zatrudniam cię! (Nuta grozy i grzmoty w tle)
Autorka - Ty, złomiarz, odsuń się już od tej plazmy... Ja tu oglądam sobie burze. (Patrzy na plazmę za rudym, gdzie jest akurat kanał z zjawiskami grzmotów i piorunów)
Pain - Ta... A Czym ty go właściwie, zatłukłaś? (Patrzy na siwego napaleńca, który pozbierał się już z betonu)
Autorka - A bo ja wiem? Złapałam za jakieś coś i zaczęła okładać. (Wzruszyła ramionami)
Coś - ...
Pain - Ty, to chyba Lis jest...
Autorka - (Odrywa twarz od plazmy) Lis? (Przypatruje się Coś'owi) Mmmm... Ja bym raczej stwierdziła, że łasica.
Coś - Tak właściwie, to nazywam się Itachi i... [Jap. Itachi - Łasica]
Autorka - A widzisz? Mówiłam, że łasica. (Smile)
Itachi - Nazywam się Itachi i...
?? - A ja jestem Hidan, ale możesz mi mówić kochanie. (Podwala się do Autorki)
Autorka - (Trafia Hidana w czuły punkt kopniakiem) Nie dzięki, obejdzie się. (Smile)
Itachi - Ekhm! Jestem Itachi i...
Pain - To jakieś ułomne dziecko. (Wskazuje na łasica) Płyta mu się zacięła.
Autorka - Oj tam czepiasz się. (Machnęła na niego ręką) Nie znasz tego hasła: „Przygarnij łasice i karpia"?
Hidan - (Leży zemdlony)
Pain - A nie przypadkiem „Przygarnij kropka"? (Zezuje na Autorkę)
Autorka - (Macha ręka na to) Kropek jest do dupy i nie modny! Teraz w modzie przygarniecie łasicy i karpia.
Pain - A skąd ja ci kurde wezmę karpia?! (Bulwers)
Itachi - Ja wiem, gdzie jest jeden... (Znudzony)
Autorka - O widzisz? Łasica jednak się nie zaciął i wie do tego, gdzie dostaniemy karpia. (Smile)
Pain - (Bez entuzjazmu) Wiwat, wiwat...
Autorka - (Łapie za nogę nietomnego siwego i targa go po betonie) No to po karpia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top