Rozdział XX
Alice
-Zimno mi- jękłam- Jakim cudem daliśmy się na to namówić?- zapytałam, użalając się nad sobą.
-Ty się dałaś namówić, a potem namówiłaś mnie.- westchnął Akashi.
Nagle przed twarzą, w migającej lampie na ciemnym korytarzu, ujrzałam sylwetkę kobiety.
-Yjaaaaaaa!- skuliłam się , kucając.
2 godziny wcześniej
Sobota, a ja muszę wypełniać papiery do samorządu. Bo się panu przewodniczącemu zachciało mieć je gotowe na poniedziałek.
Nagle zaczęła lecieć muzyczka, oznajmiająca ,że ktoś do mnie dzwoni.
Odebrałam, już po nazwie wiedziałam kto to.
-Co chcesz ,Mei?- zapytałam , bawiąc się długopisem na palcu.
-Ja i Kotaro wybieramy się do parku rozrywki. No wiesz, tego co go ostatnio skończyli budować- powiedziała podekscytowany, dam sobie głowę uciąć, że podskakiwała.
-Wiesz jakie tam będą kolejki. Ile ludzi?- zapytałam znudzona.
Odpowiedział mi złowieszczy śmiech.
-Mam 4 bilety VIP!- poinformowała mnie ,zwycięskim głosem.
-Serio?!- krzyknęłam i aż z wrażenia wstałam.-Skoro masz 4 to kogo jeszcze zapraszasz?- zapytałam podejrzliwie.
- Raczej to ja powinnam zadać Ci to pytanie. 4 bilet należy do ciebie, możesz go dać komu chcesz.- zaśmiała się niewinnie.
-Chcesz, żebym zaprosiła Akashiego, prawda?- zapytałam z chytrym uśmiechem.
-Eeeeee... Może- odpowiedziała nie pewnie.
-I tak nie mam nikogo innego, kogo mogłabym zaprosić.- powiedziałam pocieszająco.
-Dobra ,to punkt 12:00 przed głòwnym wejściem- rozporządziła i się rozłączyła.
Westchnęłam i zwycięsko uśmiechnęłam do papierów.
Taka szkoda ,że nie wypełnie was w najbliższym czasie.
Wybrałam numer do Akashiego.
Odebrał po 2 sygnałach.
-Potrzebujesz czegoś ,Alice?- zapytał spokojnym głosem.
-Rooooobisz dzisiaj coooś?- zapytałam wesoło.
-Zawsze coś robię, w przeciwieństwie do ciebie- prychnął rozbawiony.
-Skoro się tak zachowujesz raczej nie jesteś na jakimś ą-ę spotkaniu. - zauważyłam z lekkim uśmiechem.
-Nie. Jako tako mam wolną sobotę. Mòw lepiej co chcesz.
-Zapraszam Cię do parku rozrywki. Chyba MI nie odmòwisz, prawdaaaaa?- spytałam przesłodzonym głosikiem.
-Wiesz jakie tam będą kolejki?- mruknął.
-Mei skąś wytrzasnęła 4 bilety VIP, zaprosiła Kotaro, mnie i ostatni dała mi, abym kogoś zaprosiła...- opowiedziałam.
-Czemu zaprosiłaś mnie? Masz przecież Ryote i Daikiego.- zdziwił się wiśniowowłosy.
-Przypominam, że oboje mieszkają w miastach oddalonych o dobre 2 godziny drogi.- przypomniałam, po czym dodałam- A pozatem, pomyślałam, że przydałby Ci się odpoczynek. Chociaż raz na życie ,zamiast być paniczem na włościach, możesz być zwykłym nastolatkiem. Więc jak, przyjmujesz zaproszenie?
Usłyszałam westchnięcie, po drugiej stronie słuchawki.
-Przyjmuje. Kiedy?- zapytał spokojnie.
-O 12:00 przed główną bramą.- odpowiedziałam.
Nagle kot wskoczył mi na ramię, przeważając krzesło. Runęłam razem z krzesłem i kotem w tył.
Ja krzyknęłam, kot się wydarł, a krzesło gruchnęło o ziemię.
-A- a- au- jęknęłam.
-Wszystko w porządku?- zapytał zaniepokojony Akashi.
-Można tak powiedzieć. W każdym bądź razie , żyje- odpowiedziałam, lekko jęcząc z bólu.
Kot wskoczył mi na głowę, a potem wyleciał z pokoju. Podczas gdy ja pròbowałam wstać, ciągle napotykając ręką, albo nogą jakąś część krzesła.
-Jesteś pewna?- zapytał ze zwątpieniem.
-I tak ,mój książę, nie jesteś mi w stanie pomòc na odległość.- mruknęłam, po czym warknęłam- Cholerna śruba.
-Czego tak jęczysz ,siostrzyczko?- weszła do mojego pokoju Archie.
Gdy mnie zobaczyła pośrud śrub, kółek i innych części krzesła, zrobiła minę jakby zobaczyła conajmniej kosmite.
-Alice, jesteś tam?- zapytał Akashi przez telefon.
-Wybacz, ale moja siostra raczej teraz nie może rozmawiać. Bo tonie w częściach rozwalonego krzesła- odpowiedziała za mnie blondynka.
-Widzimy się Alice o 12:00. Uważają na siebie- powiedział dwukoloroki, by w następnej chwili usłyszała dźwięk rozłączonego połączenia.
-Kto to był?- zapytała niebieskooka.
-Przyjaciel- odpowiedziałam, machnając ręką na znak, że to teraz nie ważne.
Pomagła mi wyjść, z pomiędzy części krzesła.
-Nie wspominałaś ,że wychodzisz na randkę.- zauważyła Archie, z cwaniackim uśmieszkiem.
-Po pierwsze, sama nie wiedziałam. Puki przed chwilą nie zadzwoniła Mei i mi tego nie oznajmiła. Po drugie, to nie randka, tylko wyjście czwórki przyjaciół. Chociaż w sumie można to chyba nazwać podwójna randką.- zamyśliłam się. Nie na długo, bo już po chwili wyrwał mnie krzyk Archie.
-Moja mała, kochana siostrzyczka idzie na swoją pierwszą randkę!!! Kyaaaaaa!- popatrzyłam się na nią jak na idiotkę, i już chciałam coś powiedzieć, gdy do mojego pokoju wleciał ojciec i matka.
I choć w pierwszym momencie mieli takie "O bogowie, co się tu stało?" na twarzy, to praktycznie od razu się wydarli do mnie.
-Idziesz na randkę?!- nie mam bladego pojęcia ,o co chodziło z ich reakcją. Z jednej strony wyglądali na szczęśliwych, z drugiej na smutnych, a z jeszcze trzeciej na złych.
-To nie jest randka, przynajmniej ja nic o tym nie wiem. A teraz paszął won mi stąd. Chce się ogarnąć, przed wyjściem.
Ciąg dalszy nastąpi... Już w ten wtorek!
Opublikowane: 19.10.2019
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top