Rozdział XVI

Alice

Czułam ,że coś mnie szturcha. Słyszałam ,że ktoś coś do mnie mówi.

Ale miałam to gdzieś, a ponieważ oprawca nie ustawał, obròciłam się na drugi bok i coś mruknęłam.

Na chwile cieszyłam się spokojem, tylko na chwile.

Już po chwili coś zimnego i mokrego spadło jednym chluśnięciem na moją głowę.

-Uaaaaaa!- wydarłam się ,zrywając do siadu.

Popatrzyłam wściekła na napastnika.
Był nim nie kto innych jak Akashi Seijuro.

Stał sobie nademną ze szklanką, już pustą i się na mnie bezczelnie gapił.

-Wstawaj- rozkazał- Jest już po 10:00.

-Nie mam takiego zamiaru Różowa Gnido!- krzyknęłam i rzuciłam się spowrotem na łóżko, jednocześnie zawijając się kołdrą po czubek głowy.- Jestem już mokra, więc mam gdzieś, czy mnie oblejesz!

-Widzę ,że nie doceniasz mojej kreatywności ,Alice.- powiedział, niebezpiecznie niskim tonem.

Potem słychałam tylko jego oddalające się kroki.

Co zamierza zrobić?

Pffff, po co mam się tym zadręczać? Idę dalej spać!

Ułożyłam się wygodnie, ziewnęłam i zamknęłam oczy.

Doskonale zdawałam sobie sprawę, że całkowicie już nie zasne, dlatego teraz trwałam w pòł-śnie.

Słyszałam kroki, ptaki za oknem, jakieś dziwne odgłosy przeżywanych rzeczy.
Jednak wszystko to miałam gdzieś, i tak jak wlatywało jednym uchem, wylatywało drugim.

Pogrążałam się coraz bardziej w błogim śnie, gdy ni z gruchy ,ni z pietruchy przy moim uchu zabrzmiał jakiś cholerny klakson, czy chuj wie co.

Ale zdając sobie sprawę ,że to tylko Akashi. Zignorowałam to i udawałam, że śpie.

Usłyszałam westchnięcie, a potem poczułam na mojej talii zimne ręce.

Jednym szybkim ruchem byłam, poza kołdrą.

I przy okazji wisiałam nad podłogą, bo Akashi trzymał mnie żelaznym uściskiem za kołnież koszuli.

Trochę naciagnęłam materiał na uda i popatrzyłam na niego gniewnie.

-Najpierw mnie budzisz, oblewając. Potem używasz jakiegoś pierdolonego klaksonu, a jeszcze potem wyciągasz mnie z kołdry, za kołnież tak że mi całą dupe widać! Nie dość ,że cham i prostak to jeszcze zboczeniec!- wydarłam się i drapnęłam go paznokciami w twarz.

Puścił mnie i złapał za swoją twarz.

Wściekła i zażenowana poszłam pod prysznic.

Zimna woda skutecznie obmywała moją złość, a waniliowy płyn dawał poczucie lekkości i ulgi.

Gdy wyszłam spod prysznica i się wytarłam, chciałam ubrać swoje ciuchy.

Już po nie sięgałam, gdy zoriętowałam się, że ich nie mam.

W złości zapomniałam wziąć ciuchòw z pokoju!

Teraz jestem między młotem ,a kowadłem.

Albo wyjdę z łazienki w samym ręczniku, albo poproszę o przyniesienie mi ciuchòw, Akashiego.

To się nazywa sytuacja beznadziejna.

Po jakiś 2 minutach wachania się, wybrałam opcje z ręcznikiem.

Szybko weszłam do pokoju i podeszłam do szafy, zaczynając w niej grzebać, jednocześnie jedną ręką trzymając biały materiał.

-Co ty wypr...?!- przerwał ,by po chwili syknąć niebezpiecznie- A mnie się czepiałaś, że chodze bez koszuli, a sama chodzisz w samym ręczniku.

-Nie chodziłabym w ręczniku, gdybym pamiętała o wzięciu ciuchòw, a pamiętałabym gdybyś mnie nie wkurzył!- warknęłam i zabierając pierwsze lepsze ciuchy, pobiegłam do łazienki cała czerwona na twarzy.

Time skip

Wybrałam się na spacer, zjadłam przed chwilą śniadanie, więc nie byłam głodna.

Słońce miło grzało, nie było gorąco, nie było też zimno mimo wietrzyka, który lekko powiewał.

Najpierw szłam ścieżkami łączącymi domki, jednak potem zeszłam na leśną dròżkę.

Pochłonięta tak widokiem lasu i zasłuchana w jego odgłosy nawet nie wiem ,kiedy zeszłam z jakiejkolwiek drogi.

Im dalej szłam gęstość drzew się zwiększała, dlatego coraz mniej promieni słońca dochodziło do ziemi.

Drzewa w tym lesie były głównie iglaste, dlatego podłoże było całe usłane igłami i szyszkami, różnego rodzaju.

Patrząc w gòre, widziałam jak strugi światła przedostają się między gałęziami i padają tylko w niektóre miejsca na ziemi.

Był to naprawdę śliczny widok, idąc tak spokojnie lasem, człowiek nie tylko może pomyśleć nad sobą ,ale i odkryć jak wiele żyjątek istnieje w lesie.

W pewnym momencie zobaczyłam w drzewach przede mną sporo światła.

Okazało się, że była to polanka w środku lasu.

Wiedziona ciepełkiem z promieni słońca, leśnymi i spokojnymi odgłosami oraz lekkim wietrzykiem, postanowiłam położyć się na trawie.

Warunki dookoła były bardzo sprzyjające, więc nie musiałam długo czekać by znaleźć się świecie swoich marzeń i fantazji.

~*~

Powoli i mozolnie otwierałam oczy, złyszałam szczekanie moich zębów.

Było mi zimno, ale zrozumiałam to dopiero na pewnym etapie wybudzania.

Otworzyłam oczy, a przed nimi rozpościerało się ciemno-granatowe  niebo ,usłade miliardem gwiazd.

Zdala od miasta, gwiazdy są o wiele lepiej widoczne, więc tutaj- w środku lasu wyobraźcie sobie jak wiele ich musi być widać.

Niestesty chłód jaki mi doskwierał, nie pozwalał mi dłużej zachwycać się tym widokiem.

Chciałam już zacząć wracać do pensjonatu, gdy uświadomiłam sobie że nie wiem skąd przyszłam.

W tym momencie zawładnął mną strach. Nie dość ,że się zgubiłam  to właśnie sobie przypomniałam, że cierpie na Nyktofobie (paniczny lęk przed ciemnością).

-O bogowie! Za co mi, żeście to uczynili?- zapytałam patrząc w niebo.

Popatrzyłam na losowe miejsce na niebie, ale układ gwiazd w tym miejscu był specyficzny i mi znajomy.

W mojej pamięci pojawił się przebłysk widoku, z tamtego dnia gdy siedzieliśmy z Akashim na ganku domku i rozmawialiśmy.

Leżałam wtedy na jego kolanach i jestem pewna ,że widziałam tam ten gwiazdozbiór, tak jak teraz!

Powinnam iść do tyły, w linii prostej.

Wzięłam patyk i zaczęłam nim rysować kreskę za sobą, dzięki temu miałam pewność, że idę prosto.

Robiło mi się coraz zimniej, oraz- z czego wcześniej nie zdałam sobie sprawy- byłam straszliwie głodna.

Nie miałam przy sobie telefonu, nie wiedziałam więc która godzina, nie mogłam też zadzwonić po pomoc- nawet jeśli byłby tu zasięg w co wątpie.

Przede wszystkim, mało co widziałam, w końcu nie posiadałam latarki.

Idąc wyobrażałam sobie najczarniehsze scenariusze, w których ginę z rąk mordercy, albo w paszczy jakiegoś potwora.

Jednak zdrowy rozsądek ganił mnie za taką bzdyrną teorie, co mimo wszystko dodawało mi otuchy.

Będąc zmerznięta, wygłodniała i przerażona, nic dziwnego ,że w momencie ,gdy usłyszałam odgłos pękanej gałęzi centralnie przed sobą, doznałam takiego wystrzału adrenaliny jak nigdy.

Jednak na nic ona się zdała, bo moje ciało było już na takim wyczerpaniu, że nawet nie miało siły wymyślać skąplikowanych ,czarnych scenariuszy gdy dostrzegłam zarys postaci, która świeciła czymś w moją stronę.

Za to moje nogi i reszta ciała odmówiły mi totalnie już posłuszeństwa i zaczęłam się osuwać na ziemię.

Jednak nie upadłam bo tajemnicza  osoba mnie złapała.

(Aut.dop. Spoiler!Zrobiłabym w tym momencie Polsat, ale po co skoro każdy się domyśla kto ją uratował? Heloł, w końcu to romans!)

Łapiąc mnie osoba upuściła latarkę na ziemię ,tak że promień światła oświetlał teraz nas obu.

-A-aa- a- Akashi?- szczękałam, zdziwiona zębami.- Co ty tu-t-tuta- j robisz?

-Przyszedłem uratować pewną cholerę, której się nagle spacerkòw zachciało- prychnął, mimo wszystko nie wyglądał na złego.

-N-nie mm-mmam si-ę si-si- siły z z tobą draż-aż- nnnić- w końcu wypowiedziałam i wtuliłam się w chłopaka resztką sił- Przyjemnie ciepło- szepłam wyczerpana, może tak naprawdę powiedziałam to jąkając się, jednak będą w pòł- śnie ciężko mi było stwierdzić jak to powiedziałam.

Ale jedno wiem na pewno, a jest to odpowiedź Akashiego.

Nigdy jej nie zapomnę...


Ten rozdział jest skończony, następny we wtorek!

Opublikowane: 5.10.2019

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top