Rozdział IV
Alice
Matematyka jest taaaaaka nudna, nie chce mi się na nią iść.
Kierowałam swoje kroki w stronę mojej sali, ale postanowiłam że pójdę na dach.
Jest teraz temat o kątach, mam go w małym palcu. Skoro na sprawdzianów i tak dobrze napisze, na lekcje iść nie muszę.
Weszłam na dach, nie zastałam na nim nikogo, z czego się cieszyłam.
Wskoczyłam na dach schodów, był to najwyższy punkt szkoły.
Położyłam się na betonie, a torbe dałam sobie pod głowe.
Nie jest to co prawda najwygodniejsze, ale còż, wole to od lekcji matmy.
Przez chwile patrzyłam w niebo i odgadywałam sama krztałty chmur.
Jednak gdy mi się znudziło, zamknęłam oczy, a lekki wietrzyk który mi towarzyszył ,szybko zagonił mnie w objęcia Morfeusza.
Nie śniło mi się nic, ponieważ trwałam tak naprawdę w pół śnie.
Słyszałam wszystko co działo się wokòł mnie, ale mój umysł tego nie rejestrował. Jednocześnie przed oczami pojawiały mi się pojedyncze sceny z jakiejś historii, wymyślonej przez mój mózg.
Jednak i ich nie rejstrowałam, przemijały razem z słyszanymi przezemnie dźwiękami.
Najdziwniejsze, a nawet może najfajniejsze jest to ,że czas wtedy mija całkowicie inaczej, o wiele szybciej.
Niestety, akurat w tej sytuacji to było najgorsze .
-Mogę wiedzieć co ty robisz?- wybudził mnie z mojego snu ,ostry jak brzytwa, głos.
Natychmiast wstałam na równe nogi, wyczuwając niebezpieczeństwo.
Jakież było moje zdziwienie, gdy przed sobą zobaczyłam przewodniczącego.
-A -Akashi? Co ty tutaj robisz?- zapytałam będąc jednocześnie w świecie snów i w ogromnym szoku.
Nie bardzo pojmowałam sytuacje.
-Przyszedłem po wiceprzewodniczącą, która po pierwszej lekcji zaginęła.- odpowiedział z powagą.
-Bez przesady, jedna lekcja nie robi ròżnicy- mruknęłam schylając się po moją torbę.
-Nawet ,gdyby to była jedna lekcja i tak robiła by różnice, ale ciebie nie było na trzech. Teraz jest długa przerwa.- dalej mówił swoim tonem pełnym powagi i chłodu, jednak w tym momencie to miałam wszystko w dupie.
-Żartujesz!- krzyknęłam spanikowana, wyciągając telefon i sprawdzając godzinę. 11:34- O kurwa!- przeklełam pod nosem i z rozbiegu skoczyłam piętro niżej, na dach szkoły.
Szybko pobiegłam do klasy, mam sprawdzian! Z biologii, mojego ukochanego przedmiotu!
Szybko usiadłam na swoim miejscu, całe szczęście, że siedze z tyłu.
Jedyną osobą ,która zauważyła moje przybycie, była rudowłosa Haku, siedzącą przede mną.
-Gdzie Cię wcieło na trzy lekcje, Anwere- san?- zapytała z uśmiechem, odwracając się do mnie.
-Po pierwsze, mów mi Alice. Po drugie, nikomu nie powiesz?- zapytałam szepcząc i nachylając się w jej stronę.
Szybko usiadła w moją stronę i także się do mnie nachyliła.
-Zaspałam na dachu- szepnęłam, na co ona wybuchła gromkim śmiechem.
-W- wy- wybacz- powiedziała ,gdy się trochę uspokoiła.- Nie martw się , nie jednemu już się zdarzyło- szepła, szanując to o co ją wcześniej poprosiłam.
-Ale wiceprzewodniczącej nie przystoi! W dodatku to Akashi przyszedł na dach mnie obudzić, nawet nie wiesz jak był wkurzony.- jęknęłam, rękoma naciągając skòrę policzków. Po czym z hukiem walnęłam głową o ławkę.- On mnie zabije.
-Akashi Cię obudził, nie zabił Cię od razu? Jak ty to zrobiłaś?- zapytała przerażona Haku.
Podniosłam trochę głowę i na nią spojrzałam.
-Chyba widział ,że nie bardzo ogarniam co się dzieje, dlatego z tą swoją grobową miną ,po kròtce wytłumaczył sytuacje. Po czym skumałam, w jak czarnej dupie jestem i z szybkością światła popędziłam tutaj.- mruknęłam i jeszcze raz przywaliłam głową w ławkę, ciągle powtarzając "On mnie zabije".
-Uspokòj się ,do jutra już pewnie złość mu trochę przejdzie i dostaniesz tylko jakąś karę.- pocieszała mnie klepiąc po ramieniu- No już ,rozchmurz się!- uśmiechała się pokrzepiająco, zapewne.
Podniosłam powoli głowę, miałam ochotę się poryczeć.
-Tylko ,że za dwie godziny lekcyjne, mamy spotkanie samorządu. A jako jego wice, będę siedzieć tylko 20 cm od niego.- jęknęłam i pogrążyłam się w wewnętrznej rozpaczy.
-Ożesz, w mordddddddd-kę kurczaczka pieczonego. Przecież on Cię zabije!- jęknęła boleśnie- A już myślałam ,że będziesz moją przyjaciòłką- przytuliła mnie do siebie- Co chcesz na nagrobku?- zapytała.
-"Nie poddała się do końca". Życz mi, żebyś nie musiała tego grawerować na nagrobku.- westchnęłam i wyswobodziłam się z jej objęć.
-Wiedz, że właśnie tego Ci życzę.- usiadła spowrotem na krześle ze smutnym uśmiechem.
Time Skip
Właśnie szłam w stronę pokoju samorządu. Mei- san przed chwilą na moją prośbę, przywaliła mi w plecy otwartą ręką, z całej siły. Przez to teraz szłam prosta jak drut.
Na twarzy miałam wypisaną całkowitą powagę, jednak w środku trzęsłam się jak galareta.
Otworzyłam po cichu drzwi od pomieszczenia, ławki były teraz ustawione w okręgu.
Na każdej ławce była karteczka z napisem, kto powinien tam zasiąść.
W sali było już kilka osób, każda w ciszy siedziała na swoim miejscu.
I ja zasiadłam na swoim miejscu, siedziałam w ławce z napisem "Wiceprzewodnicząca". Obok na ławce stała karteczka z przerażającym dla mnie napisem "Przewodniczący".
Ciągle miałam nadzieje ,że wiśniowowłosy się nademną zlituje i mi odpuści.
Nim się obejrzałam, byli już wszyscy oprócz absoluta.
Nie musiałam długo czekać, aby wspomniana osoba weszła do sali i kierując się na swoje miejsce, zadała pytanie.
-Czy już wszyscy są?- patrzył na kartki w ręce, wiec nie widział zgromadzonych osób.
Jakaś osoba odpowiedziała mu.
-Nie ma jeszcze wiceprzewodniczącej!
-Jestem- odpowiedziałam z powagą, nogę miałam na nodze, a ręce złączone na ławce przedemną. Była to sztuczka psychologiczna, w ten sposób innym wydawało się ,że jestem władcza i mieli większe skłonności do zgadzania się ze mną.
Częstą takie sztuczki wykorzystują dyplomaci, gròbe szychy itp.
Po twarzach zebranych przebiegło zdziwienie, wcześniej mnie nie zauważyli. To dobrze, bo ja miałam wystarczająco czasu ,żeby ich poobserwować i już teraz o każdym z nich miałam trochę informacji.
Mam zamiar zrobić jak najlepsze wrażenie.
Akashi, nieznacznie, ale jednak uśmiechnął się.
Usiadł obok mnie, na swoim miejscu i rozpoczął zebranie samorządu.
Omawialiśmy sprawy organizacyjne i dni otwarte. Przewinęło się przez usta też drobne tematy, typu zapychanych kilbli przez nowych uczniòw, którzy jeszcze nie przyzwyczaili się do tutejszych zasad.
Zebranie, mimo że trwało całą siódmą godzinę lekcyjną, wydawało się przelecieć szybko.
Równo z dzwonkiem, zakończyliśmy zebranie.
Nie miałam już lekcji, dlatego miałam już zamiar iść do domu. Przez całe zebranie, kompletnie wyleciała mi z głowy ta sytuacja z zaspaniem na dachu.
Przypomniałam sobie w chwili ,gdy w sali zostałam tylko jak i Akashi. Już chciałam wychodzić, gdy zatrzymał mnie jego głos.
-Alice- powiedział lodowatym głosem.
Odwròciłam się, nie dam po sobie poznać strachu.
-Tak Akashi?- zapytałam z wymuszonym uśmiechem, jednak byłam świetną aktorką ,dlatego wątpie by się zoriętował, że nie jest prawdziwy.
-Nie wysilaj się tak, widzę że jesteś przerażona- prychnął, a ja zazgrzytałam ze złości, ale po chwili się cwaniacko uśmiechnęłam.
-Wow, w końcu facet ,który nie jest debilem. Gdyby nie to ,że jesteś taki sztywny i zachowujesz się jak panicz na włościach, byś był facetem moich marzeń normalnie.- westchnęłam, z udawanym zawiedzeniem.
-Jeżeli chciałaś załagodzić swoją sytuacje tym kiepskim żartem, to Ci się nie udało- odpowiedział znudzony.
-Ranisz moje uczucia- przyłożyłam rękę do swojego czoła i udawałam, wielce urażoną panienkę, która mdlała z przykrości.
Widziałam kątem oka, jak wiśniowowłosy przewraca oczami.
Wykorzystałam ten moment, aby z tamtąd spierniczyć ,gdzie pieprz rośnie.
Muszę napisać Mei ,że udało mi się uciec i tym samym przeżyć, więc nie musi kupywać mi nagrobku.
Opublikowane: 24.08.2019
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top