4

To dzisiaj. Dzisiaj ich drogi znowu się skrzyżują. Dzisiaj powrócą zarówno dobre jak i te złe wspomnienia. Żadne z nich jeszcze o tym nie wie. Szok, zdezorientowanie, a może radość? Które z tych uczuć będzie dominować?

Sachiko szykowała się do wyjścia. Uporządkowała papiery i opuściła swoje biuro, ale ku jej niezadowoleniu zatrzymała ją sekretarka.

- Pani Amori, jest jeszcze jedno spotkanie. - powiedziała, a białowłosa zmarszczyła brwi.

- Dlaczego ja nic o tym nie wiem? - zapytała spokojnie.

- Zapomniałam panią poinformować... - odpowiedziała blondynka, a Sachiko westchnęła cicho.

- No dobrze, poczekam. - mruknęła, a potem wróciła do biura.

Miała nadzieję na jakiś film i lampkę wina, ale najwyraźniej nic z tego. Usiadła w fotelu, a potem przymknęła oczy na chwilę. Miała nadzieję, że nie zajmie jej to dużo czasu.

Akashi po raz pierwszy się spóznił.
Co prawda tylko dwie minuty, ale jednak. Jego perfekcjonizm dawał o sobie znać. Przeklnął cicho, wchodząc do budynku firmy. Wjechał windą na odpowiednie piętro, a potem ruszył korytarzem.

- Ja do prezesa. - powiedział, gdy tylko zobaczył jakąś blondynkę, siedzącą przy komputerze.

- Kim pan jest? - zapytała, marszcząc brwi. 

Czerwonowłosy wywrócił oczami zirytowany. Nie dość, że sam się spóźnił przez korki, to jeszcze teraz ona go zatrzymywała.

- Akashi Seijūro. - odpowiedział, a ona natychmiast zmieniła swoje nastawienie.

- Tamte drzwi. - wskazała głową, po czym znowu zajęła się komputerem.

Wszedł do środka i skierował się do biurka, przy którym ktoś siedział.

- Proszę usiąść - powiedział kobiecy głos.

Nie dość, że kobiecy to jeszcze dziwnie znajomy.. zajął miejsce naprzeciwko i przeniósł wzrok na swojego rozmówcę. Gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, obydwoje zmarli.

To niemożliwe, pomyślała Sachiko.

W końcu, pomyślał Seijūro.

Dziewczyna nie potrafiła nic z siebie wydusić. Po prostu wpatrywała się w niego jakby był duchem, chciałaby żeby nim był.

Chłopak uniósł delikatnie kącik ust. Czyli jednak dane było im kolejne spotkanie. Nigdy by się nie spodziewał spotkać, jej w takim miejscu.

- Czyli jesteś prezesem oddziału? - zapytał, żeby zacząć rozmowę, ale ona po prostu wstała, wzięła swoje rzeczy i wyszła, a on jej nie zatrzymał, bo wiedział, że to nie koniec.

Nie może wiecznie uciekać, a teraz wie gdzie jej szukać. Czas rozpocząć nową grę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top