2

Siedział przy biurku przeglądając papiery. Czerwone włosy były nieco przydługie, przez co przysłaniały mu trochę oczy, ale Akashi się tym nie przejmował. Nie chciał ich ścinać. Dlaczego? Bo kiedyś taka jedna dziewczyna powiedziała, że chciałaby go zobaczyć w takiej fryzurze. Wiedział, że najprawdopodobniej jej już nie spotka, ale mimo wszystko nie był w stanie ich ściąć. 

Westchnął zmęczony, od jakiegoś czasu nic tylko przegląda papiery. Ma już tego powoli dosyć. Chciałby trochę odpocząć. Chciałby wrócić do swojego mieszkania i położyć się na łóżku. Chciałby przycisnąć do siebie poduszkę, na której kiedyś unosił się zapach dziewczyny, na której mu zależało. Niestety nigdzie nie mógł znaleźć podobnych perfum. 

Rozległo się pukanie, a po chwili do pomieszczenia wszedł czarnowłosy. 

- Nadal tu siedzisz? - zapytał, podchodząc bliżej. 

Czerwonowłosy posłał mu zirytowane spojrzenie. 

- A ty nadal mnie denerwujesz? - mruknął, po czym wrócił wzrokiem do papierów. 

- Zrób sobie przerwę, pójdziemy coś zjeść i porozmawiamy. 

- Może za chwilę. 

- Akashi.. - czarnowłosy zrezygnowany usiadł na kanapie. 

- Jun, dobrze wiesz, że muszę to jak najszybciej przejrzeć. 

- Jasne, a ten termin masz na przyszły miesiąc pewnie. 

Chłopak odłożył kartki, po czym wstał. Spojrzał na swojego towarzysza i skinął głową. Ten zadowolony ruszył za nim. Może i znają się dopiero kilka lat, ale o dziwo dogadują się bardzo dobrze. Doszło nawet do tego, że wie o sprawie z Sachiko. Prosto w twarz powiedział mu, że postąpił jak dupek, ale Akashi nic mu nie zrobił, wręcz przeciwnie zgodził się z nim.

Ruszyli ku wyjściu z firmy. Czerwonowłosy wyraźnie przygaszony, a czarnowłosy zadowolony z tego, że udało mu się go wyciągnąć. Nikt ich nie zatrzymał, chociaż pracownicy byli zdziwieni, że Akashi wychodzi o tej porze. Zazwyczaj siedział zdecydowanie dłużej.

Udali się do jednego z klubów. Seijūro sam nie odwiedza takich miejsc, ale Jun jest dobrze zorientowany w tego typu rozrywkach. Jeśli chodzi o bawienie się z czerwonowłosym, to zazwyczaj kończy się to jego upiciem. Tak też było tym razem. Wypił za dużo alkoholu.

- Amori.. naprawdę się już więcej nie spotkamy? - zapytał cicho po czym przymknął oczy i opadł na kanapę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top