13
Dedykacja dla wariatkowa (dzięki za pomoc w napisaniu) Dziękuję za pomysły na rozdział.
~^~
- Dlaczego? - zadał pytanie, a ja nerwowo potarłam ręką kark.
- Nie nadaję się do tego.. - mruknęłam.
- Co ty pieprzysz Sachiko? - warknął.
Nigdy wcześniej nie widziałam tak wzburzonego Hinaty. Naprawdę staram się go przeprosić, ale jak widać nie za bardzo mi to wychodzi.
- Ja po prostu nie mogę.
- To przez niego, prawda? - kiwnęłam twierdząco głową.
Nie było po co go oszukiwać skoro sam się domyślił. Poza tym pewnie i tak by się dowiedział prędzej czy później.
- Przepraszam.
- Zrobiłaś mnie w balona. Po tym jak chciałem ci pomóc.. no nie wierzę.. jesteś jak wszystkie inne. Na końcu wybieracie tego bogatszego!
- Ha? Że co? - zmarszczyłam brwi.
Przecież tu wcale nie chodziło o to!
- To co słyszałaś. Taka sama dziwka jak inne.
Nie mogłam w to uwierzyć. Prędzej takiego zachowania spodziewała bym się po Akashim.. zabolało.
- Radziłbym ci uważać na słowa. - odezwał się głos za mną.
Chciałam się odwrócić, ale przybysz chwycił mój nadgarstek po czym pociągnął tak, że wylądowałam na jego klatce piersiowej. Przed oczami mignęły mi czerwone włosy. No tak, bo kto inny mógłby tu przyjść.
- O patrz, przyszedł twój chłopczyk. - powiedział złośliwie.
- Powoli tracę do ciebie cierpliwość. - mruknął Akashi.
- Nie obchodzi mnie to, po prostu weź swoją zabaweczkę i zejdźcie mi z oczu.
Poczułam jak mięśnie czerwonowłosego się napinają.
- Czy ty mi rozkazujesz? - w oczach chłopaka pojawił się niebezpieczny błysk.
- To ty tak to interpretujesz.
Chwilę potem Hinata klęczał na ziemi ze spuszczoną głową. Chyba nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.
- Nie zadzieraj ze mną. Jestem Królem, a osoba, która przy mnie stoi Królową, więc to nie twoja liga. Zapamiętaj to sobie. - powiedział Akashi, a potem pociągnął mnie za sobą z dala od czarnowłosego.
Gdyby nie to, że było dosyć późno to zastanawiała bym się dokąd mnie ciągnie, ale po drodze rozpoznałam kierunek na salę gimnastyczną. No tak, wypada poznać drużynę, której menagerką się będzie.
Czerwonowłosy wszedł do pomieszczenia, a ja zaraz za nim.
- Co to się stało, że kapitan spóźnił się na trening? - zapytał wysoki brunet.
Zawsze mnie zastanawiało jakim cudem Akashi ze swoim wzrostem bierze udział w tym sporcie. To nie tak, że jest niski, ale wysoki też nie.
- Musiałem załatwić pewną sprawę. - odparł.
- Ta sprawa stoi za twoimi plecami? - zapytał blondyn.
- To nasza nowa menagerka.
Nagle oczy wszystkich spoczęły na mnie, a to sprawiło, że poczułam się nieswojo. Zanim zdążyłam się odezwać zrobili to wszyscy naokoło.
- Kotaro Hayama. Często tu bywasz? - powstrzymałam śmiech.
Kolor włosów idealnie do niego pasuje.
- Wyobraź sobie, że tak, no chyba, że zachoruję.
- Reo Mibuchi. Jak zapytam "jak masz na imię?" to będzie to będzie to oryginalny tekst na podryw, czy wymyślić coś innego? - tym razem nie wytrzymałam i się zaśmiałam.
- Spróbuj, a zobaczymy. - nie zdążył, bo odezwał się kolejny.
- Eikichi Nebuya. Chyba w niebie zgubili anioła, bo stoisz tutaj. - uśmiehnęłam się.
- A dziękuję.
- Chihiro Mayuzumi. Wiesz, że uśmiech to pół pocałunku? Więc uśmiechnij się do mnie dwa razy.
O matko, uwielbiam tych ludzi. Od dzisiaj są moimi mistrzami. Dopiero teraz dotarło do mnie, że nie zwracała uwagi na Akashiego, który stał z boku przyglądając się nam, tyle, że jego wzrok mówił, że za chwilę nie wytrzyma. I tak się stało.
Szybkim krokiem podszedł do mnie po czym chwycił boleśnie za ramię, a potem wyprowadził na korytarz, w akompaniamencie śmiechu jego kolegów.
- Co ty wyprawiasz? - warknął przyciskając mnie do ściany.
- Nie rozumiem o co ci chodzi.
- Jesteś ich menagerką, a nie dziewczyną.
- Najpierw muszę poznać drużynę, nie uważasz?
- Koniecznie w taki sposób? - westchnęłam.
- Daj spokój, już dawno nie słyszałam takich sucharów.
- Jesteś moja.
- Słucham? - uniosłam brew.
A on znowu z tym zaczyna.
- Nie mają prawa tak się do ciebie odzywać.
- Ty też nie masz. - prychnęłam kpiąco.
Co on sobie wyobraża? Chłopak położył swoje dłonie po obu stronach mojej głowy i przybliżył się.
- Ależ oczywiście, że mam kochanie. - powiedział patrząc mi w oczy.
Myślałam, że serce mi wyskoczy z piersi. Był tak blisko.. za blisko. Odepchnęłam go delikatnie, znaczy spróbowałam, bo to się nie udało.
- Idę do domu. - mruknęłam cicho.
- Masz rację. Na dzisiaj ci wystarczy. - odparł, a ja w duchu skakałam jak dziecko.
Na szczęście mnie nie zatrzymał. Uff.. to teraz do domu i mam spokój.
~^~
Wracając zastanawiałam się dlaczego Akashi tak bardzo się zdenerwował. Przecież to były tylko żarty, musiał to zauważyć.. Gdy weszłam do domu od razu skierowałam się do swojego pokoju.
Był już wieczór gdy usłyszałam dźwięk dzwonka do drzwi, a potem krzyk mamy, żebym zeszła na dół. Nie wiedziałam o co chodzi, więc poprawiłam włosy, a potem dołączyłam do mamy.
Nie, nie, nie. To niemożliwe. Dlaczego? I to jeszcze dzisiaj! Akashi uśmiechnął się delikatnie gdy mnie zobaczył. To jest jakiś żart.
- Co ty tu robisz? - syknęłam.
- Przyszedłem na chwilę, a co? - przechylił głowę w bok, tak, że każdy kto go nie zna uznałby to za prawdziwą odpowiedź.
- Wyjdź.
- Nie.
- To mój dom.
- Mogę go w każdej chwili wykupić.
Naszą ciekawą wymianę zdań przerwała mama, która właśnie wróciła z kuchni z wielkim uśmiechem na ustach. Poważnie, dziwi mnie to, że nie dostała skurczu twarzy.
- Chcesz herbaty, kawy? Iść z Sachiko do łóżka? Jeśli opcja 3, to w szufladzie w komodzie macie gumki. To ja idę do sklepu. Kupić coś?
Patrzyłam na kobietę z szeroko otwartymi oczami. Co jej odbiło? Brała coś? A może Akashi coś jej powiedział? Szybko rozejrzałam się w poszukiwaniu drogi ewakuacyjnej. Niestety, żeby dostać się do drzwi musiałabym ominąć chłopaka, a to pewnie by się nie udało, więc zdecydowałam się na okno. Szczęście, że jest blisko do ziemi, więc nic sobie nie zrobię. Zaczęłam się powoli wycofywać.
- Gdzieś się wybierasz ko-cha-nie? - zapytał czerwonowłosy uśmiechając się kpiąco.
Złapał mnie za nadgarstek tak, że nie mogłam nic innego zrobić niż ponowne zajęcie swojego miejsca na kanapie.
-Oj. Przy mamie się wstydzisz? No, już wychodzę, spokojnie. - powiedziała kobieta.
- Mamo! - krzyknęłam nie tyle zawstydzona co przerażona, że mnie z nim zostawia.
Usłyszałam jej śmiech, a potem dźwięk zamykania drzwi. Jęknęłam zrezygnowana. Chyba życie mnie nie lubi.
-Zostaliśmy sami ko-cha-nie. - powiedział czerwonowłosy.
Odsunęłam się od niego, a on się przysunął. Przesunęłam się dalej, spadając z kanapy. Mój tyłek, ała.
- C-co ty robisz?! Czy nie wyjaśniliśmy sobie wszystkiego w szkole?
-Ależ nic nie robię. Chociaż twoja mama miała ciekawy pomysł, prawda?- uśmiechnął się.
On się uśmiechnął. Zabije mnie, zgwałci, albo już nie wiem co, ale dobrze się to nie skończy. I co ja teraz zrobię? Omo, mój koniec jest bliski.
- Hej, uspokój się. - chłopak pomachał mi dłonią przed twarzą, najwyraźniej odpłynęłam na chwilę.
- Po prostu odsuń się. - mruknęłam, a on o dziwo wykonał moją prośbę.
Moje policzki były czerwone jak jakiś burak. Jak mogłam tak odpłynąć? Wróciłam na kanapę, siadając na jednym jej końcu. Akashi pokręcił głową i usiadł po drugiej stronie.
-Co chciałeś?- zapytałam, choć na język cisnęło mi się inne pytanie: "pójdziesz już sobie?" Tak, o to powinnam spytać.
- Cóż.. po pierwsze nigdy więcej na mnie nie krzycz, a po drugie to chciałem.. uh.. wyjaśnić swój wybuch. - uniosłam brew.
-Wyjaśnić... wybuch? Na głowę upadłeś? Znaczy...- odpowiedziałam, niezbyt myśląc.
Będę martwa. Napewno, a nawet nie zapisałam testamentu czy listy gości..
- Nie chciałem, żebyś polubiła któregoś z nich, bo nie są dla ciebie odpowiedni. A i bądź pewna, że zapłacisz za tą zniewagę. - o, ten wazon na półce ma ciekawe wzorki.
- A niby kto jest? - wolałam nie dążyć tamtego tematu. Nie chce jeszcze umierać.
- Czy to nie oczywiste? Tylko ja. - prychnęłam.
- Mhm, możesz już iść jeśli to wszystko. - czy to źle, że chciałam się go jak najszybciej pozbyć?
-Nie zapomnij z kim rozmawiasz. Ani do kogo należysz- powiedział.
-Czy ja ci wyglądam na jakąś rzecz?
Zmarszczył brwi.
- Nie mówię, że jesteś przedmiotem tylko, że jesteś moja, a to różnica.
-Ludzie nie mają właściciela. Mają go rzeczy. Więc będąc człowiekiem, nie jestem twoja- powiedziałam zdenerwowana.
- Niedługo się przekonamy.
-Przekonamy się. Ale racja jest po mojej stronie.
- Oczywiście. - powiedziałam sarkastycznie.
Akashi wyszedł. Biła od niego aura wyższości i pewności siebie. Po chwili wróciła moja mama, zostając mnie siedząca na kanapie. Jeśli absolut nie przegrywa, to albo będzie to jego pierwszy raz, albo ja nie wygram z nim.
Chociaż bardziej skłaniałam się do drugiej opcji to nie chciało mi się wierzyć, że przegram z takim dupkiem. Jedno jest pewne, żadne z nas nie ma zamiaru się poddać.
~^~
Omo, ponad 1300 słów.. jak ja dawno nie pisałam długiego rozdziału xD doceńcie i mam nadzieję, że się spodobał.
Poza tym od teraz pod każdym rozdziałem możecie pisać swoje pomysły, kto wie, może któreś wykorzystam 😉
~Vemiś
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top