..! Kropla Siódma !.. Coś nowego...
Akari weszła do pokoju Szarookiej. Kat podniosła wzrok znad książki i uśmiechnęła się do dziewczyny.
-Hej, Akari-chan! – zawołała. – Co cię sprowadza?
-Kat-san…– zaczęła cicho, siadając na brzegu łóżka. – Ja… Ja mam prośbę…
-O co chodzi? – zapytała.
-O Deidarę– przyznała.
-Jesteś w ciąży? – zapytała spokojnie Kat.
Akari posłała jej zaszokowane spojrzenie.
-Nie! –zawołała od razu. – To nie to!
-A to pech– skwitowała Szarooka.
Akari postanowiła przemilczeć tą sprawę.
-Bo Deidara stracił oko… Przeze mnie – przyznała. – Ja… Ja chciałabym to naprawić, ale wiem, że on się nie zgodzi. Ale ty go potrafisz namówić Kat-san… Proszę…
-Więc? –ciągnęła Kat. – Co to za pomysł?
-Chciałabym, żeby…
-Kat? –zapytał Sasori, widząc wkradającą się do jego pokoju Szarooką. – Miałaś odpoczywać.
-Cichaj! –skarciła go. – Mam sprawę.
-O pierwszej w nocy? – zapytał. – Już się boję…
Posłała mu sceptyczne spojrzenie.
-A ja myślałam, że to ja mam napalone myśli – powiedziała.
-Wybacz, co mam myśleć, kiedy o pierwszej w nocy przychodzi do mnie nimfomanka w samej koszulce nocnej i mówi, że ma sprawę? – zapytał z uśmiechem.
-A idź ty!– syknęła. – Słuchaj i nie myśl, bo to ci szkodzi. Potrzebuję pomocy. Dei mi normalnie umiera, gorycz aż się wylewa z niego, a ta cała Akari to mało co się przez niego nie zabije.
-I? –przerwał jej.
-No słuchaj! – syknęła. – Bierz te swoje narzędzia i zabieraj się do roboty. Bo zrobimy tak…
-Kat, ale po co? – zapytał Deidara, siadając na stole w laboratorium. – Un?
-Po to, żebyś się pytał – skwitowała.
Prychnął obrażony, odwracając głowę na bok. Po chwili do gabinetu wszedł Sasori. W ręku niósł metalową obudowę. Podał ją Kat.
-Dzięki –powiedziała. – Wezwij jeszcze Kakuzu.
Lalkarz skinął głową i wyszedł z pomieszczenia. Deidara spojrzał na Kat.
-O co chodzi, un? – zapytał.
-To… –wskazała na przedmiot, który przyniósł Sasori. – …nazywa się urządzeniem namierzającym. I dosłownie za kilka godzin obudzisz się z tym w lewym oku.
-Co?! –zawołał.
-Nie drzyj się – powiedziała. – Lepiej mieć to niż nic.
-Ale… –zaczął cicho.
-Żadne ale– przerwała mu. – Podłączę ci to do układu nerwowego i twojej chakry. Będziesz mógł to sterować za pomocą chakry. A teraz to wypij…
Podała mu kubek z jakąś mieszanką. Posłusznie wlał w siebie płyn. Kat zaczęła rozwijać jego bandaże na oku.
-Za chwilę zaśniesz, a jak się obudzisz, będzie po wszystkim – powiedziała cicho.
-Kat… Arigato… – powiedział.
-Nie dziękuj mnie – przyznała.
Do laboratorium wszedł Kakuzu i Sasori. Blondyn poczuł się nagle bardzo senny.
-Do zobaczenia, Deidara… – usłyszał jeszcze głos Kat.
A potem nastała już tylko ciemność i ukojenie.
Obudził się i co najdziwniejsze nawet nie musiał otwierać oczu (oka), aby widzieć pokój. Sięgnął ręką do lewego oka i natrafił na zimny metal. Otworzył prawe oko i omiótł wzrokiem pomieszczenie. Leżał w swoim pokoju, a obok niego na brzegu łóżka siedziała Akari.
-Jak się czujesz, sensei? – zapytała cicho.
-Dobrze –odpowiedział. – Nawet bardzo dobrze, un.
Uśmiechnęła się do niego w odpowiedzi.
-Kat-san powiedziała, że jeszcze dzisiaj nauczy cię posługiwać się urządzeniem namierzającym – powiedziała radośnie. – Tak się cieszę sensei, że się udało!
Rzuciła się na niego, mocno go obejmując. Nieco zaskoczony jej reakcją, przytulił ją do siebie.
-Akari… –zaczął cicho. – Ja… Powinienem był cię przeprosić, un. To nie była twoja wina. Zachowałem się jak skończony kretyn. Wybacz mi, un.
-Sensei, nie ma czego wybaczać – przyznała cicho. – To wszystko przeze mnie. Dlatego prosiłam Kat-san i ona zrobiła to urządze…
Urwała, zdając sobie sprawę, że powiedziała za dużo. Deidara uniósł jej podbródek tak, że musiała spojrzeć mu w oczy (oko. Ale będę pisać oczy, bo ładniej brzmi, a itak wszyscy wiemy o co chodzi – dop.aut.).
-O co prosiłaś Kat, un? – zapytał.
-O nic –odpowiedziała szybko.
-Nie okłamuj sensei, un – powiedział dobitnie. – Akari, o co ją prosiłaś?
-Ja… Chciałam, żeby zrobiła dla ciebie to urządzenie – przyznała.
-Akari, dziękuję – powiedział, tuląc ją do siebie. – I przepraszam za wszystko, un. To nie była twoja wina.
-Ale… –zaczęła.
-Nie sprzeciwiaj się swojemu sensei – upomniał ją. – To nie była twoja wina, un.
-Dobrze, sensei – powiedziała cicho.
Deidara uśmiechnął się.
-Masz sensei’a kretyna, un – powiedział dziwnie zadowolony. – Skończonego kretyna, un.
-Sensei, ale… –znów zaczęła.
-Nie wolno sprzeciwiać się słowom sensei, un – przypomniał jej.
-Nadużywanie tego, że jesteś moim trenerem – stwierdziła niechętnie.
-Wiem, un– powiedział.
Nagły wybuch na korytarzu sprawił, że oboje odskoczyli od siebie i wypadli z pokoju. W kłębach czarnego dymu rozpoznali Kat i Itachi’ego, którzy kaszląc i prychając, starali się złapać do płuc trochę świeżego powietrza.
-Cholera!– krzyknął Pein. – Co wyście tu narobili?!
-To Uchiha– skwitowała Kat.
-Co ja?! –zawołał.
-Po cholerę używasz sharingan przy najwyższym poziomie? – zapytała.
-A ty niby co użyłaś?! – zawołał.
-Badziewia na najwyższym poziomie! – krzyknęła. – Tylko po jaką cholerę na dodatek składałeś pieczęć tygrysa?
-Ciszaaaaaaaa!!!– krzyknął Pein, zanim Uchiha zdążył zapytać o cokolwiek. – Kat! Cholera jasna! Ledwo co wróciłaś, a już coś wysadzasz!
-Czyli wszystko po staremu… – stwierdził Kisame, patrząc jak Szarooka wykłóca się z Pein’em.
Przeszczep przyjął się doskonale i Kat razem z Deidarą zaczęli treningi. Blondyn szybko nauczył się posługiwania „nowym okiem”. Na jego twarzy znów zagościł uśmiech, częściej się śmiał i wrócił jego dawny humor. Akari także zauważyła zmianę, nie tylko u blondyna, ale i u innych. Całe Akatsuki zaczęło jakby na nowo oddychać. Sasori stał się mniej milczący, Tobi rozkrzyczał się na całego, Itachi znów zaczął rozpaczać, gdyż Kat wróciła do dawnego powiedzenia („Sharingan to badziewie!”), Kisame i Kakuzu zaczęli coraz częściej rzucać bezczelne uwagi, na które Kat odpowiadała z zadziwiającą precyzją, Pein cały dzień wrzeszczał i się wściekał, Zetsu nie gadał tylko do siebie, a Hidan…
I otóż to. Hidan. Cały nasz kochany Hidan Jashinista. Wraz z powrotem Kat obudziła się jego prawdziwa, skrywana dotąd natura…
…zboczeńca.
-Akari, może pójdziemy do lasu na spacer, albo… – zaczął Hidan. – …gdzieś się przejdziemy i… Ała! No za co?
-Za Jashina Hidan, za Jashina – odpowiedziała radośnie Kat.
Hidan rozmasował sobie tył głowy, gdzie chwilę wcześniej wylądowała ręka Kat.
-Jesteś zazdrosna – zauważył Jashinista. – Bo zaprosiłem Akari, a nie ciebie.
-Hidan, łamiesz mi serce – zawołała, wtulając się w pierś białowłosego. – Błagam! Nie zostawiaj mnie! Ja cię kocham! Jak możesz mi to robić?! Ja umieram! Hidan! Ja umieram!
Jashinista mimo zaskoczenia reakcją Kat, przytulił dziewczynę do siebie.
-Wziąłbym cię na spacer, ale Akari… – zaczął.
-Akari idzie ze mną – usłyszeli głos Deidary, który akurat wszedł do kuchni. – Więc możesz iść z Kat, un.
Wszyscy zgromadzeni w kuchni posłali najpierw zaskoczone spojrzenie blondynowi, a potem Akari.
-Widzisz, Hidan-kun! – zawołała radośnie Kat. – Idziesz ze mną!
Szarooka złapała Jashinistę za rękę i wyciągnęła go z kuchni, po drodze mrugając porozumiewawczo do Deidary. Blondyn uśmiechnął się w odpowiedzi. Podszedł do Akarii usiadł obok niej przy stole. Po wyjściu Hidana i Kat zostali sami w kuchni.
-Deidara…– zaczęła cicho Akari.
-Un? –zamruczał.
-Mówiłeś serio? – zapytała. – Pójdziesz ze mną na spacer?
-A nie chcesz, un? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
-Chcę, bardzo– powiedziała od razu.
-Więc pójdziemy – uśmiechnął się do niej. – Chodź, Akari.
Razem wyszli z kuchni, a po chwili opuścili także siedzibę. W oddali zauważyli Hidana i Kat. Szarooka popchnęła Jashinistę, przez co białowłosy wpadł w najgorsze zarośla przy drodze. Po chwili i Kat zniknęła wśród liści, wciągnięta tam przez Hidana.
-Sensei…– zaczęła Akari.
-Un? –zapytał, jedną ręką lepiąc z gliny ptaka.
-Bo Hidan i Kat… – zaczęła.
-Nic im nie będzie – zauważył z uśmiechem Deidara. – Co najwyżej Hidan dostanie w głowę od Kat, un. Chodź, Akari.
Blondyn powiększył ptaka i pomógł wsiąść na niego dziewczynie. Akari zauważyła wychodzącą z zarośli Kat. Za nią na czworakach wywlekł się Hidan, trzymając rękę na głowie. Dziewczyna uśmiechnęła się nieznacznie. Ptak nagle wystartował, a Akari automatycznie złapała się płaszcza Deidary. Blondyn uśmiechnął się nieznacznie.
-Ale śmieszne, sensei – zauważyła z wyrzutem Akari.
-Ja się nie śmieję, un – zauważył.
-Wcale –stwierdziła ironicznie.
Puściła blondyna, gdy tylko ptak wyrównał swój lot. Deidara zajął się sterowaniem jastrzębiem, a Akari spojrzała w dół. Widok był niesamowity. Ostatnim razem,gdy tak podróżowała, nie zauważyła tego.
To było tak dawno… Porwanie z Taki. Wtedy widziała pełne smutku i pustki oczy Deidary. A teraz? Lazurowy błękit jego tęczówek rozglądał się wesoło wokoło. Blondyn odzyskał radość życia, nawet mimo tego, że stracił jedno oko. Akari zauważyła, że bawił się urządzeniem namierzającym.
Sama spojrzała jeszcze raz w dół. Zieleń lasu, gdzieniegdzie poprzecinana wstęgami rzek i plamami jezior… Od czasu do czasu dziewczyna zdołała zauważyć jakieś zwierzę. W oddali widać było zaśnieżone szczyty gór.
-Cudowne…– szepnęła do siebie.
-Pokazać ci coś jeszcze ładniejszego? – usłyszała radosny głos Deidary.
-O ile coś takiego istnieje – zauważyła.
Blondyn usiadł za nią na ptaku. Dziewczyna miała nogi Deidary po obu swoich stronach. Chłopak sięgnął do jakiegoś woreczka przy pasku i wyciągnął stamtąd trochę białej gliny – takiej samej, z jakiej zrobiony był ptak, na którym siedzieli. Po chwili Deidara pokazał dziewczynie małego motylka.
-Jest śliczny! – przyznała.
Blondyn uśmiechnął się i wypuścił owada. Figurka zrównała lot z ptakiem, lecąc kilka metrów od niego. Deidara złożył jedną pieczęć i motyl wybuchł, zamieniając się w snop czerwonych iskier.
-Deidara, to jest wspaniałe! – przyznała.
Chłopak nie odpowiedział, wypuścił jedynie kilka kolejnych ptaków o potrójnych skrzydłach. Figurki ustawiły się w rzędzie. Deidara aktywował pieczęć i pierwszy ptak wybuchł, mieniąc się kolorami. Po chwili kolejno wybuchały następne ptaki, a każdy snop iskier był większy i piękniejszy od poprzedniego.
-Śliczne…– przyznała cicho.
Spojrzała na blondyna, który w tej samej chwili zerknął na nią. Oboje czuli, że powinni już dawno odwrócić wzrok, ale nie zrobili tego. Wpatrywali się w swoje oczy, nie mogąc się od siebie oderwać. Nie wiedzieli, które zaczęło pierwsze zbliżać się do drugiego… To nie było ważne. Po chwili ich usta złączyły się w delikatnym pocałunku. Deidara objął niepewnie rękoma dziewczynę, jakby bojąc się, że może jej zrobić krzywdę. Nieznacznie muskał jej usta swoimi wargami, drażniąc jej policzek kosmykami swoich włosów. Oddała mu pocałunek, niepewnie rozchylając usta. Wślizgnął się do nich językiem, delikatnie masując wewnętrzną stronę jej policzków.
I wtedy…
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top