..! Kropla Dziewiąta !.. Dziecko?

Akari zadowolona wróciła do pokoju Deidary.Pokazała mu niewielką fiolkę.

-Byłam u Kat! – zawołała radośnie. – Mam coś, co zmyje farbę.

Deidara spojrzał z nadzieją w oczach na Akari.

-Dwie krople i masz przepłukać, sensei – poinformowała, oddając mu fiolkę.

Blondyn wziął specyfik i otworzył fiolkę.

-Pachnie mi imbirem – zauważył. – Gdzieś już czułem tą mieszankę. Ale nie wiem gdzie… Dziękuję, Akari.

Wszedł do łazienki i po kilkunastu minutach wrócił z mokrymi włosami, które na powrót stały się złote. Deidara obracał w palcach pustą fiolkę.

-Sensei! Maiły być dwie krople – zawołała Akari.

-Wpadła mi do wody – przyznał. – Nieważne. Ale działa! A już myślałem, że Kat coś znowu wymyśliła. Hm… Wariuję przez nią.

Usiadł na łóżku, nadal podejrzliwie obracając w ręku fiolkę. W końcu zauważył niewielki numerek na spodzie. Przeczytał cyfrę i krzyknął przeraźliwie, spadając z łóżka.

-Akari, wyjdź stąd! – zawołał.

-Ale sensei… – zaczęła.

-Wyjdź! –zawołał.

Złapał dziewczynę za rękę i wyprowadził ją z pokoju, zatrzaskując drzwi. Akari trzymała w ręku fiolkę, którą wcisnął jej blondyn. Patrzyła tępo na drzwi. Usłyszała zgrzyt zamykanego zamka.

-Eee… Nie żebym się wtrącał, czy cuś – usłyszała przy sobie głos Hidana. – Pokłóciliście się, czy co?

-Nie wiem– przyznała. – Po prostu mnie wyrzucił. Przeczytał coś na fiolce i wyrzucił z pokoju.

Hidan zmrużył oczy i wziął z ręki Akari fiolkę. Przeczytawszy numer, wybuchnął śmiechem.

-Dostałaś to od Kat? – zapytał. Akari skinęła głową. – Oj, mała… Szarooka dała ci afrodyzjak. Fakt faktem, że zmyje farbę z Czerwienia, ale mimo wszystko to afrodyzjak…

-Co? –zapytała głupio Akari. – Jak to afrodyzjak?!

-Taki specjalny – rzucił Hidan. – Po nim wyznaje się miłość, ale nie zawsze do końca wiadomo, czy to przez działanie wywaru, czy przez prawdziwie uczucie. Ale ten afrodyzjak ma jeden plus. Jeśli nie działa, oznacza to tylko jedno.

-Hidan-san, co? – zapytała, gdy białowłosy milczał przez dłuższą chwilę.

-Sama się kiedyś dowiesz – rzucił.

Szybko zniknął w swoim pokoju, przez co Akari nie zdołała go zapytać o coś więcej.

Szarooka weszła do kuchni, gdzie czekało już na kolację prawie całe Akatsuki. Brakowało jedynie Deidary. Dziewczyna mimo wszystko podała posiłek, a po skończonej kolacji, stanęła przed pokojem blondyna.

-Deidara, otwórz – poprosiła. – Wiesz, że nawet w takim stanie nic mi nie zrobisz…Otwórz. Dei-kun…

Po chwili drzwi otworzyły się. Kat weszła do środka. Nie widziała, ale czuła, że blondyn siedzi na łóżku.

-Kat, jesteś nienormalna – pożalił się jej. – Całkowicie nienormalna. Dlaczego to zrobiłaś? Wiesz, jak ja mogłem skrzywdzić Akari?

Szarooka usiadła przy blondynie. Po chwili przyłożyła mu rękę do czoła.

-Tobie nic nie jest – stwierdziła zaskoczona. – Zero napalenia. Nic. Deidara, na pewno przemyłeś tym włosy?

-Tak –przyznał.

-Oi minna… – szepnęła Kat. – Mamy większy problem, niż wcześniej myślałam.

-Dlaczego?!– zawołał Deidara. – Kat, co mi jest?!

-Nic –odpowiedziała. – I to jest właśnie ten problem. Nic ci nie jest. Po takiej dawce powinieneś skakać po łóżku, wrzeszcząc, że kochasz Akari. A ty nic. Hm…Deidara… Ty ją kochasz, prawda?

Czuła, że blondyn zmieszał się i dodatkowo wiedziała, że jego policzki się zaczerwieniły.

-Czyli ją kochasz – stwierdziła za niego Kat. – Dlaczego jej nie powiesz?

Milczał, nie wiedząc, co ma jej powiedzieć.

-Deidara… Afrodyzjak nie zadziałał, bo nie potrzeba było tworzyć czegoś, co już istniało– powiedziała Kat, wychodząc z pokoju. – A właściwie… Żaden afrodyzjak nie może wytworzyć miłości. Tylko czyste uczucie potrafi oprzeć się mocy mojego wywaru. Deidara…

Tobi pałętał się po lesie, otaczającym siedzibę Akatsuki. Puszcza była jednym z tych niewielu miejsc, w których mógł się zachowywać tak, jak wszyscy inni. Normalnie…

-Usz! Kuso! – warknął melodyjnym głosem, potknąwszy się o jakiś kamień. – C’jit! By go strzeliło!

Z wściekłym pomrukiem wstał z ziemi i otrzepał swój płaszcz. Obrócił głowę, gdy usłyszał bliżej niezidentyfikowany dźwięk. Podszedł bliżej, a odgłos nasilił się. Z każdym krokiem coraz bardziej przypominał… płacz dziecka?

-Oi minna… – szepnął Tobi. – A to co?

Podniósł z ziemi niewielkie zawiniątko i rozchylił poły niebieskiego materiału. Dziecięcy krzyk rozniósł się po lesie. Tobi zdjął maskę i dziecko uspokoiło się nieco, tulone w ciepłych ramionach mężczyzny. Tobi porozglądał się wokoło, ale niedostrzegł nawet najmniejszej oznaki czyjejś obecności. Złożył jedną ręką pieczęć, drugą wciąż trzymając dziecko.

-Sharingan…– szepnął. – Byasharingan!…

Jego oczy zmieniły kolor z głębokiej czerni na czystą biel. Wokół smolistoczarnej źrenicy wiły się ciemne znaki sharingana. Tobi jednak nawet przy pomocy swoich oczu niepotrafił dostrzec kogokolwiek w lesie, a przecież jego wzrok sięgał teraz nawet do kilku kilometrów wokoło.

-Kat mnie zabije… – przyznał przed samym sobą, łamiąc pieczęć.

Ze ściśniętym sercem i zawiniątkiem w ręku ruszył w stronę organizacji. Przed wejściem przypomniał sobie dopiero, że nie założył z powrotem maski. Naciągnął ją szybko na twarz i otworzył wejście. Dziecko w czasie marszu zasnęło i teraz spokojnie spało wtulone w palce Tobi’ego.

-Co tam masz, Tobi? – usłyszał nad sobą nagle głos Hidana.

-Oi! Hidan-san! – zawołał swoim dziecięcym głosikiem, dokładnie osłaniając dziecko.– To Tobi’ego! Tobi nie odda! Tobi może pokazać tylko swojej Nee-chan!

Pobiegł korytarzem jeszcze zanim Hidan zdążył zapytać o coś więcej. Wparował do pokoju Kat. Dziewczyna już nie nosiła opaski, choć i tak nie widziała wszystkiego idealnie.

-Kat! Ratuj! – zawołał już swoim normalnym głosem.

-O co chodzi? – zapytała szybko Szarooka.

-Właśnie, o co? – dopytywał się jeszcze ktoś.

Tobi aż jęknął, widząc w pokoju Kat jeszcze jedną osobę.

-Pein… Ty tutaj? – zapytał. – Teraz?!

-A niby gdzie i kiedy indziej? – rzucił rudy. – Próbujemy rozwiązać problem Rinnengana, a co?

-Nic! –zawołał szybko Tobi. – To ja przyjdę…

-A co tam masz? – zapytała Kat, doskakując do braciszka. – Tobirama! Skąd wziąłeś dziecko?!

Tobi jęknął głośno, widząc nieco wściekły wzrok Szarookiej i zaszokowane, w mniemaniu Tobi’ego – jeszcze, spojrzenie Pein’a.

-Dziecko?– powtórzył niedowierzająco rudy. – Jakie znowu dziecko?

-Tobiramo Aradamie Uchiha! Skąd masz dziecko? – zapytała Kat, patrząc na Tobi’ego.

-Kat, bo ja… – zaczął. – Znalazłem… W lesie… Leżało samo, a wokoło nikogo niebyło, sprawdzałem, nawet Byasharinganem! Ono było samo i…

-O matko… – jęknęła Kat. – Tobi…

Chłopak zwiesił głowę, tuląc w ramionach milczące zawiniątko. Pein podszedł do niego i odsunął kocyk z twarzy dziecka.

-Pięknie –skwitował.

-Tobi, co my zrobimy z dzieckiem? – zapytała Kat. – Jesteśmy przestępcami, a nie jakimś żłobkiem…

-Ono by zginęło – stwierdził Tobi.

-Matko…– jęknęła Kat. – Kakuzu mnie zabije.

-A to czemu? – zapytał spokojnie Pein.

-Wiesz ile trzeba wydać na dziecko? – warknęła Kat. – I to niemowlę?

-Nie –stwierdził spokojnie. – Czyli chcesz je zatrzymać?

Kat skinęła głową.

-Ja nie zabijam dzieci – zauważyła.

-Rób co chcesz – rzucił Pein. – Mnie w to nie mieszaj. Zajmujcie się nim sami. Miłej opieki…

Wyszedł z pokoju, a Kat zauważyła na jego ustach cień uśmiechu. Szarooka westchnęła ciężko i podeszła do Tobi’ego.

-Cholerne to twoje miękkie serce – warknęła.

-I kto to mówi – zauważył.

-Usz ty! –syknęła. Spojrzała na dziecko. – Chłopak. Jak mu dasz na imię, tatusiu?

-Tatusiu?– powtórzył zaszokowany.

-Se przyniosłeś, to się zajmuj – zauważyła. – Tatusiu…

Tobi jęknął błagalnie.

-Kat, nie zostawiaj mnie – poprosił.

-A co ja mogę? – zapytała. – Wychowałam ciebie, nie wymagaj ode mnie więcej. Poza tym popatrz na siebie. Nienormalny jesteś i masz to po mnie. Wątpię, czy świat wytrzymały jeszcze jeden przypadek takiej nienormalności…

-Więc?…– zapytał.

-W Akatsuki są tylko trzy dziewczyny. Ja odpadam, Konan też. Zostaje tylko jedna opcja – zauważyła Kat. – Przynajmniej dzieciak będzie miał przystojnego ojca…

Tobi spojrzał na nią uważnie.

-Eh…Deidara i Akari nawet nocy poślubnej nie przeżyli, a już będą mieć dzieci –westchnęła Kat, uśmiechając się wrednie. – To się nazywa pech…

-To się nazywa twój szatański umysł – poprawił Tobi.

-Ale dlaczego ja? – zawołała Akari, patrząc dziwnie na trzymane w ramionach dziecko.– Przecież… Dlaczego ja?!

-Bo jesteś najbardziej normalna – zauważyła Kat. – Do opieki nad dzieckiem potrzeba jakiejś kobiety. Ja się nie nadaję, jestem zbyt pokręcona. Konan ma nawał spraw z Pein’em. Zostajesz ty. Akari, proszę…

-Ale… –zaczęła dziewczyna, coraz mniej wierząc w swój opór.

-Akari-chan– przerwała jej Szarooka. – Dziecko potrzebuje miłości i troski. Jesteśmy przestępcami, a ty masz tu najmniejszy staż. Chłopak przynajmniej będzie jako tako normalny…

Akari posłała błagalne spojrzenie ku stojącemu obok Kat Pein’owi.

-Mnie w to nie mieszajcie – zaznaczył od razu.

-Akari-chan…– usłyszała jęk Tobi’ego. – Tobi prosi, Akari-chan. Tobi sam znalazł dziecko i Tobi nie chce by umarło…

-Czemu ma umierać?! – zawołała od razu niebieskowłosa, tuląc do siebie chłopczyka.

-Jeśli się nikt nim nie zajmie… – zaczęła Kat.

-Warunek jego życia tutaj jest prosty – włączył się rudy. – Jeśli będzie miał opiekę, to przeżyje. Jeśli nie… Osobiście odniosę go tam, gdzie go Tobi znalazł.

-Nie! –zawołała Akari. – Nie możecie!

-Zajmiesz się nim? – zapytała Kat.

Akari westchnęła ciężko i spojrzała na chłopczyka. Miał lazurowo błękitne oczy i blond czuprynkę. Zdziwiła się, gdy nagle dziecko zaczęło jej kogoś przypominać…

-No dobrze– powiedziała. – Ale ja sama nie dam rady…

-Pomożemy ci – ucieszyła się Kat. – Wszyscy. Tobi, zbierz chłopaków do kuchni.

-Ale Nee-chan… Hidan-san i Deidara-sempai nie ma w organizacji – zauważył Tobi. –Hidan-san wyszedł do miasta, a sempai poszedł sobie polatać.

-Nie szkodzi, zbierz resztę – rzuciła Kat. – Akari też już idź. My przyjdziemy za chwilę.

Dwójka (a właściwie trójka) ludzi opuściła gabinet Lidera.

-Wariatka– skwitował Pein, gdy drzwi się zamknęły.

-Nie zabijam dzieci, Nagato – rzuciła. – Nie odzywaj się więcej w tej sprawie. Każ Deidarze i Hidanowi stawić się zaraz w siedzibie. Niech się nie obijają w drodze.

Rudy skinął posłusznie głową, a Kat wyszła z gabinetu. Skierowała swoje kroki do kuchni, gdzie siedziała tylko Akari z dzieckiem. Dziewczyna pochłonięta była tuleniem malca. Kat stojąc w drzwiach uśmiechnęła się nieznacznie. Przed oczyma stanął jej pewien szarowłosy mężczyzna. Jak zwykle patrzył na nią roześmianymi oczyma.

„A syna nazwiemy Mathirama – zaśmiał się, gdy pewnego dnia razem siedzieli nad jeziorem. Przytulił ją do siebie, a ona wtuliła się w niego z uśmiechem. –Kocham cię, Kat…”

Spuściła wzrok, a jej oczy stały się puste. Do dziś nie potrafiła pozbierać się po tej stracie. Mówią, że czas leczy rany, ale jak wielka musi być jej rana, skoro nawet cały wiek nie zdołał choć trochę zapomnieć o jej i stnieniu?

Na korytarzu usłyszała głosy chłopaków. Szybko pozbierała się i odrzuciła od siebie myśli z przeszłości. Stanęła za stołem na jego szczycie, oczekując, aż chłopcy zajmą swoje miejsca. Tak jak się spodziewała, widok dziecka w ramionach Akari zatrzymał ich na chwilę w drzwiach.

-Siadajcie, siadajcie – rzuciła radośnie. – Nie stójcie w drzwiach, bo się Tatko Lider wkurzy, jak będzie chciał przyjść.

Głos Kat otrząsnął ich z marazmu. Posłusznie usiedli na miejscach, choć wciąż nie mogli oderwać wzroku od dziecka i Akari.

-Zacznę od początku – powiedziała Kat. – Niejaki Tobi z organizacji Akatsuki znalazł dziś rano dziecko. Przyniósł małego do siedziby. Zająć się nim zaoferowała Akari, dlatego od dziś w siedzibie będzie dzieciak, więc proszę o przyzwoite zachowanie.

Reakcja chłopaków zadziwiła nawet Kat. Wszyscy rzucili się, żeby z bliska zobaczyć dziecko. Kat o mało co nie parsknęła śmiechem – oto najgorsi przestępcy świata na widok dziecka wariują jak świry.

-Spokój już! – krzyknęła. – Trzeba wybrać mu imię!

Każdy z chłopaków zaczął krzyczeć własne imię, przy okazji określając go mianem najodpowiedniejszego dla dziecka.

-Dość! –opanowała ich. – Prawo głosu w tej sprawie ma tylko jedna osoba. Tobi, tobie należy się prawo nadania imienia.

Wszyscy spojrzeli na czarnowłosego, oczekując jego słów. Maskmen zmieszał się.

-Eee… No… – zaczął. – Tobi uważa, że… On będzie miał na imię Mathirama.

Kat spojrzała zaszokowana na Tobi’ego, ale ten wzruszył ramionami. Pomysł widocznie spodobał się reszcie, gdyż przyjęli go z aprobatą.

-Niech więc będzie… Mathirama… W skrócie może być Math – szepnęła Kat. – Zostaje jeszcze sprawa…

Nie skończyła mówić, gdy do kuchni wparował Hidan.

-Akari! Ty masz dziecko! – zawołał nagle. – A to dziecko Tobi’ego! Tobi zrobił dziecko Akari!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top