Rozdział XLIX
- Niespodzianka! - zawołała Nikita, mając za sobą nic innego, jak dawną, polską osadę. Nasi bohaterowie tym samym trafili do Biskupina. Wszyscy patrzyli na Nikitę i budynki za nią z niemałym zaskoczeniem. - Pouczający wyjazd...
Wypowiadając te słowa, fioletowooka zrobiła taki gest dłońmi, aby osada znajdująca się za jej plecami wyglądała, jakby była trzymana przez Nikitę. Fioletowooka sama w to nie wierzyła, ale poczuła się niewiadomo jak mądrze. Czuła się jak Wojciech Cejrowski czy coś w ten deseń. Pozostali towarzysze ciągle patrzyli na Nikitę z wymalowanym szokiem na twarzy.
Dandelion z wrażenia aż upuścił plecak, który akurat w tym momencie trzymał za górny jego uchwyt.
- No co? - zapytała fioletowooka, widząc krzywe miny ekipy. - Będzie super!
Mówiąc ,,Będzie super!" Nikita krótko, ale jednak, pisnęła z radości. Widząc miny co to niektórych, tym bardziej zniesmaczonej Tomoko, której bardzo zależało na festiwalu, postanowiła kontynuować.
- Koncert jest dopiero wieczorem, więc teraz mamy czas, żeby się dowiedzieć, jak żyli Polacy, zanim pojawiły się instrumenty. - powiedziała fioletowooka dobitnym głosem.
- O Boże...! - powiedział Dandy, wpatrując się wprost na znajdującą się przed nimi osadę. - Mam nadzieję, że to zapomnę!
Po tych słowach brązowowłosy przyłożył wskazujący i środkowy palec swoich obu dłoni do swych skroni.
- Teraz...! Teraz...! Teraz...! - krzyczał rozpaczliwie fioletowooki z nadzieją, że nagle zapomni tego, co się właśnie tu wydarzyło.
- Niby powinnam być wściekła... - zaczęła Felicja, dalej patrząc przed siebie i na Nikitę. - Ale widzę, że uczysz się podstępu i kreatywnego bycia mendą... Szacun Nikita.
Słysząc te słowa, fioletowooka uśmiechnęła się chytrze. I tak, jak zaplanowała, cała reszta bohaterów ruszyła przed siebie w stronę starej osady. Nikita także, prawie skacząc z radości, że jej plan się udał.
Nasi bohaterowie spacerowali przez osadę. Co i raz dało się słyszeć również i śmiechy. Oglądano również każdą drewnianą konstrukcję tam się znajdującą.
- Dobra. - powiedziała Tomoko w pewnej chwili, zatrzymując się. Reszta również stanęła. - Rozdzielamy się. Ja, Luna i Dandelion idziemy poszukać jakiegoś jedzenia, a Felicja, Charlotte i Nikita niech idą zwiedzać dalej.
Na te słowa dziewczyny, które miały dalej zwiedzać postanowiły nie dyskutować i zrobiły tak, jak im polecono. Wspomniana ekipa od jedzenia póki co, stała jeszcze w miejscu.
- Łohoo! - zaśmiał się Dandy, widząc zachowanie Rei. - Co się stało?
- Z niedożywienia uruchamia mi się instynkt przywódcy stada. - mruknęła szatynka. Brązowowłosy ponownie krótko się zaśmiał, po czym oparł się o drewnianą barierkę od również zabitej drewnem ścieżki. Po chwili cała trójka poszła dalej.
- Tak jest! - zawołał pomarańczowooki. - Jak za starych, dobrych czasów, kiedy człowiek, potrafił być mentalnie lwem i przywódcą stada, a płatność płatnerzem... Hehe! W ogóle, mam tyle hajsu od Charlotte, że kupię od cholery pamiątek!
Pół godziny później...
Dandelion wyszedł z jednej z drewnianych chat, która była sklepem z pamiątkami. Na głowie miał drewniany hełm, a w ręku trzymał łuk z jedną, niegroźną strzałą. Przy boku miał również drewniany miecz pomalowany na srebrno. Luna i Tomoko spojrzeli na uśmiechniętego Dandy'ego.
- Mieliśmy kupić jedzenie. - powiedziała poważnie zielonooka szatynka.
- O... - mruknął brązowowłosy. - No to problem...
Dziewczyny patrzyły na niego milcząc.
- Spoko. - odparł pomarańczowooki podnosząc lekko łuk z nieco naciągniętą na jego cięciwę strzałą. - Upolujemy żarcie.
Mówiąc to, naciągnął strzałę tak, że wystrzeliła trafiając w losowy punkt. Zielonooka spojrzała tylko na wystrzeloną strzałę i nic nie próbowała nawet mówić. Poszła w pewnym kierunku, a pozostała dwójka za nią. Oczywiście Dandelion podniósł swój drewniany mieczyk do góry, jakby idąc w blasku chwały.
Tymczasem...
Felicja oraz Nikita siedziały na równo ułożonym stosiku drewna przy płocie obronnym osady.
- Żyło tu około tysiąca osób. - powiedziała fioletowooka, patrząc przed siebie. - Zajmujących się głównie uprawą roli, hodowlą zwierząt i rzemiosłem.
- I wszyscy umarli. - wtrąciła beznamiętnie Fela, a Nikita na nią spojrzała.
- Co? - zapytała fioletowooka.
- No dobra, nie powiem, ładnie tu. - przyznała Felicja.
- A widzisz! - powiedziała Nikita, uśmiechając się. Fela spojrzała na nią krzywo.
- Dobra, dobra! - powiedziała Felicja tonem, jakby chciała powiedzieć ,,Nie tak szybko Potter". - I tak Cię jeszcze ogolę na łyso.
Gdzie tymczasem zwieruszyła się Charlotte? Już tłumaczę! Blondwłosa dziewczyna krążyła po całej osadzie.
- HEEEJ! - wołała zielonooka. - Przodkowie! PRZODKOOOWIEEE! Przodkowie! PRZODKOWIE!
Ostatnie ,,PRZODKOWIE" blondynka powiedziała prawie że pretensjonalnym tonem. Zupełnie jakby była obrażona na kogoś, kto się według niej przed nią ukrywał.
- No pewnie, że mi nie odpowiedząc, przecież to niemożliwe, już dawno nie żyją... - jęknęła załamana.
Po chwili jednak Charlotte usłyszała dźwięk, jakby ktoś się gdzieś pojawił za pomocą magii.
- To My, całe pokolenia zajmujące się hodowlą zwierząt, uprawą roli i rzemiosłem! - ozwał się głos, z tak naprawdę niewiadomo skąd. Zielonooka blondynka uśmiechnęła się szeroko, prawie piszcząc z radości.
- O TAK! - pisnęła Charlotte. - Wiedziałam, że jestem w stu procentach normalnaaa! Haha!
- Wiiitaj Charlotte! - przywitał się tajemniczy głos, który słyszała blondwłosa. - To My! Mamy doświadczenia wielu pokoleń!
Na te słowa, mina zielonookiej przybrała zastanawiający się wyraz.
- Mamy wiele krwi przelanej... - chciał kontynuować głos, lecz blondynka się wtrąciła.
- Tak, tak, tak, rozumiem, kochani poganie, ale mam do Was bardzo ważne pytanie! - powiedziała zielonooka blondynka. - Ostatecznie moja prapraprapraprapramamcia...
- Zalimówże... - odezwał się ponownie głos, nie pozwalając tym samym dokończyć Charlotte.
- OK... - mruknęła blondwłosa. - Jak wygrać z Dandelionem w ,,Anse Kabanse"?
Pora na wyjaśnienie, dlaczego Charlotte zdecydowała się na ten cały wyjazd!
Przez jakiś cały tydzień, a może nawet i dwa, Charlotte grywała z Dandy'm w ,,Anse Kabanse". Prawie, że nałogowo! Nieważne jaki to był dzień, nieważne czy to lekcja czy przerwa, nieważne czy byli w pokoju kogoś z tej dwójki. Po prostu grali. I jak na złość, brązowowłosy wygrywał.
- DAJESZ CHARLOTTE! - potrafiła krzyczeć zdeterminowana zielonooka, za każdym razem przed lub po wyjściu z zajęć. - SKUP SIĘ! SKUP SIĘ!
Po tych słowach wykonywała powolne gesty tej gry, mówiąc słynne ,,Raz... Dwa... Trzy!". Mówiąc to ostatnie, robiła klaśnięcie w dłonie, a następnie ledwo wstrzymywała krzyk. Jedna z jej rąk nagle uderzyła ją z liścia. Druga ręka - tak samo.
- SKUP SIĘ! - krzyczała zielonooka blondynka.
Charlotte nawet jeśli siedziała w parku na ławce, a obok kręcił się choćby komar, ta natychmiast stała się go zamordować klaśnięciem. Gdy w końcu jej się udało zabić chociaż jednego, potrafiła szybko pójść do Dandeliona, siedzącego na ławce na korytarzu, by ponownie z nim zagrać licząc, że w końcu to ona wygra.
- REWANŻ! - wrzasnęła blondynka wprost.
- Jezu, Charlotte... - westchnął Dandy, uśmiechając się lekko. - Nie no, szykuję się na wyjazd, muszę wypić tyle, ile sam ważę.
- Ale... - zaczęła zielonooka. - Rewanż... No rewanż... TO ZNACZY REWANŻ!
- Jejku... - westchnął Dandelion. - Musisz pojechać z nami na wyjazd. Może po pijaku będę gorszy.
Mówiąc to, Dandy uśmiechnął się, puszczając przy tym oczko do Charlotte. Blondynka zastanowiła się chwilę nad jego słowami, po czym zaśmiała się pod nosem. Czemu wcześniej o tym nie pomyślała?!
- Zdradzę Ci tajemnicę... - dodał po chwili brązowowłosy. Dłonią pokazał blondwłosej, by przysunęła się nieco, bo ową tajemnicę chciał jej powiedzieć na ucho. Zielonooka z uśmiechem na ustach od razu nastawiła ucho, po czym Dandelion wyszeptał jej owy sekret - Będę lepszy.
Mina zielonookiej blondynki niemal natychmiast zrzedła słysząc te słowa. Dandy uśmiechnął się złośliwie, po czym wstał z ławki i odszedł w sobie znanym kierunku. Oczy Charlotte odprowadziły go, zwężając się ze złości.
Tymczasem u Luny, Tomoko i Dandeliona...
Dandy, dalej mając na sobie i przy sobie zakupione pamiątki, siedział na ławce opierając się przy tym o jedną z drewnianych chat.
- Dzięki. - odpowiedział, biorąc w dłonie drewniane naczynie, które przypominało butelkę z uchwytem. Zapewne było to specjalne piwo robione dla turystów. - Twoje zdrowie.
Mówiąc to, brązowowłosy niemal od razu zaczął odkręcać ową butelkę, po czym upił z niej łyk.
- Co Ty wyprawiasz? - zapytała Tomoko, która akurat wróciła z Luną do pomarańczowookiego.
- Ten ziomek powiada... - zaczął lekko ,,rozjechanym'' głosem Dandelion, pokazując na postać obok niego. - Że to naprawdę dobre alkohole...
Luna i Rei spojrzały na siebie, mając nieco skrzywione miny.
- Stary... - zaczęła Luna, patrząc to na Dandy'ego, to na miejsce w którym powinien jego rzekomy dawca alkoholu. - Nie ma tutaj żadnego ziomka...
- No właśnie. - potwierdziła słowa koleżanki zielonooka szatynka. Brązowowłosy spojrzał w bok na miejsce, gdzie powinien stać jego ,,ziomek''.
- Jak to nie ma...? - zapytał pomarańczowooki, dalej będąc pod póki co, delikatnym wpływem procentów we krwi. Dalej spoglądał w puste koło niego miejsce. Z powrotem spojrzał na swoje koleżanki stojące przed nim, po czym się krótko zaśmiał. - Ta, jasne. Oni tu w ogóle nie mieli kiedyś żadnych problemów. Żadnych!
- Nooo... - zaczęła nieco wymijająco fioletowooka, patrząc znacząco na Dandeliona. - Oprócz chorób.
- Wojen bratobójczych... - dodała zielonooka, tak samo patrząc na Dandy'ego.
- I śmierci średnio w wieku dwudziestu siedmiu lat. - dokończyła Luna. Brązowooki jedynie prychnął.
- No właśnie! - powiedział pomarańczowooki, po czym zaczął się śmiać. - Raj! Hehehe!
Po tych słowach Dandelion upił kolejny porządny łyk tajemniczego piwa. Luna spojrzała na Tomoko, która jedynie pokręciła głową, nieco zawiedziona takim obrotem spraw.
Tymczasem u Felicji i Nikity...
Dziewczyny siedziały przy jednej z chat, najpewniej jednym z dawnych budynków, w którym wykonywano jakąś pracę. Mianowicie, ludzie, którzy w nim żyli, najpewniej zajmowali się wyrobem masła. Nikita siedziała oparta o ścianę budynku.
- Jak się robi kilkutygodniowy research przed pójściem w jakiekolwiek miejsce, to nie robi to już żadnego wrażenia. - westchnęła fioletowooka, patrząc się pusto w górę.
- Ale to jest super! Normalnie jak w ,,Wiedźminie''! - zawołała Felicja, uderzając kijkiem w pojemnik udając, że ubija w nim masło. Wyraźnie była zadowolona. O dziwo, Nikita miała w tej w chwili bardziej doła. - Tak, czytałam i grałam! Mainstream kusi! Kiedyś to było... Chędożenie zamiast seksu!
- Ale ,,Wiedźmin'' to gra, a nie historia... - mruknęła Nikita, opierając podbródek na swojej dłoni.
- Oni chcą, żebyś tak myślała. - odparła Fela, kontynuując ,,ubijanie masła''.
- Felicja... - zaczęła fioletowooka. - A może chcesz się jednak na mnie zemścić?
- Chcę. - odparła krótko Fela, dalej uderzając kijem o dno pojemnika. - BARDZO.
- Daję Ci dyspensę... - westchnęła Nikita, na co Felicja uśmiechnęła się szeroko. Szybko jej mina jednak zrzedła po czym poważnym wzrokiem zmierzyła swoją koleżankę, przestając ,,ubijać''.
- Jeszcze nie teraz. - warknęła. - Niedługo.
Po tych słowach, znów zaczęła ,,ubijać masło''.
Tymczasem u Tomoko, Dandeliona i Luny...
Trójka Naszych bohaterów siedziała pod tą samą chatą co wcześniej. Dandy siedział na środku, pomiędzy Rei, która stroiła swoją gitarę i Luną, która siedziała z przymkniętymi oczami. Sam brązowowłosy natomiast dopijał alkohol od tajemniczego jegomościa z dość sporej butelki. Widać było, że wypił tego piwa już dużo.
- AAA TE DZIE... - mówiąc, a przynajmniej próbując mówić pomarańczowooki PRAWIE zwymiotował. Był już porządnie najebany. - MOCNE...! Proszę jeeeszcze... Bukłak!
Mówiąc to, podał puste naczynie siedzącej obok zielonookiej szatynce, która spojrzała na nie podejrzliwie. Powąchała wnętrze butelki, jednak szybko tego pożałowała, ponieważ gdy poczuła zapach, jaki miało to piwo, natychmiast się skrzywiła.
- Stary... - powiedziała, dalej krzywiąc się właścicielka gitary, po czym spojrzała na swojego kolegę. - Ale to nawet nie jest alkohol. To i tak zaszkodzi Ci tak samo.
- OOO NIE. - powiedział krótko Dandelion głosem typowego żula spod sklepu. - Czyli zapamiętam jednak tę ohydę?
- Ah... - westchęła Luna, spoglądając na błękitne niebo. - Cieszę się, że przyjechałam
No dobrze, znamy już powody dlaczego Dandelion, Felicja, Tomoko, Charlotte i Nikita zdecydowały się na ten wyjazd. Ale dlaczego zatem zabrała się na niego też i Luna? Oto wyjaśnienia...
Był to dzień, kiedy ekipa pierwszy raz zainicjowała plan wyjazdu. Tuż obok Tomoko, trzymającej plakat stanęła Luna, wyraźnie zainteresowana tym, co planują ziomki z klasy.
- O, hej Luna! - przywitała się Rei, po czym pokazała trzymany przez siebie plakat fioletowookiej. - Jedziesz z Nami na koncert?
- OK. - odparła Luna, wzruszając ramionami.
Wróćmy do aktualnej sytuacji, gdy trójka bohaterów siedziała na ławce, z jednym, pijanym towarzyszem, który oparł głowę o ramię fioletowookiej szatynki, tym samym również dołączając do niej w podziwianiu nieba.
Tak oto Nasi bohaterowie wrócili do miłego spędzania czasu w tej starej osadzie. Felicja i Nikita robiły sobie wyścigi, kto szybciej przebiegnie przez most, najebany Dandelion zrobił z Tomoko pojedynek na patyki i walczyli nimi, jak mieczami. Chociaż tak naprawdę patyk miała tylko Rei, będąca na przegranej pozycji już z góry, ponieważ Dandy walczył drewnianym mieczem, który kupił sobie na pamiątkę, za pomocą którego złamał patyk zielonookiej. Później Luna biegła przez polanę z plecakiem na plecach, robiącym za tarczę dla strzelającego ze swojego łuku Dandeliona. Oczywiste było, że trafił, tym samym przewracając fioletowooką na zieloną trawę. Charlotte natomiast zwiedziała każdy, nawet najmniejszy teren osady.
W pewnej chwili blondwłosa zauważyła drewniany pomnik sowy, pomalowany ciemnobrązową farbą. Niemal od razu do niego podbiegła, po czym zaczęła głaskać sowę po dziobie. Nagle zauważyła, jak jej oczy przez ułamek sekundy mignęły czerwonawym światłem. Zielonooka od razu odsunęła dłoń od sowy jak poparzona.
- Rada Przodków namyśliła się... - odezwał się tajemniczy głos, który wcześniej słyszała blondynka. Uśmiechnęła się szeroko, patrząc na sowę.
- TAK! - pisnęła z radością zielonooka blondynka, po czym podskoczyła z radości.
- Tak... - odparł głos. - I powiemy Ci sekret gry w ,,Anse Kabanse''. Skryty w mrokach dziedzictwa Polan... Musisz poczekać, aż słońce stanie w zenicie... Aż wrona zakracze... A tak naprawdę powiedzieć bardzo szybko ,,trzy'' i klasnąć.
- Dziękuję! - powiedziała uradowana Charlotte, pełna nadziei, że tym razem uda jej się wygrać z Dandelionem w ,,Anse Kabanse''. Następnie ukłoniła się przed pominikiem sowy. - O, Przodkowie...
W tym momencie oczy sowy ponownie na krótko mrugnęły czerwonawym światłem, tym samym kończąc rozmowę z Charlotte. Niedługo potem, cała ekipa zaczęła się zbierać w jednym miejscu na obrzeżach osady.
- Nie jesteś na mnie zła, że przejęłam wycieczkę? - zapytała Nikita Tomoko.
- Nieee... - mruknęła Rei. - AC/DC występuje dopiero dzisiaj. Wczorajsze zespoły były jakieś... Depresyjne... A ja mam dosyć smutku. Zaśpiewam Ci coś.
Nim fioletowooka zdążyła cokolwiek powiedzieć, uśmiechnęła się jedynie pod nosem, a zielonooka, od razu przyszykowała swoją gitarę do gry. Zaczęła próbować grać na gitarze, śpiewając jedną z nut jej ulubionego zespołu. Gdy tylko skończyła, Nikita spojrzała na nią, będąc pod wrażeniem.
- Wow... - skomentowała fioletowooka. - O czym to było?
- Nie wiem. - zaśmiała się Tomoko, na co Nikita spojrzała na nią pytająco. Po chwili koło fioletowookiej dosiadła się Luna, a obok Rei Dandelion.
- O czym gadacie? - zapytała Luna.
- O niczym. - mruknęła Rei, zrezygnowana.
- Tak to już jest... - westchnął Dandy, który najwidoczniej szybko wytrzeźwiał, bo jego głos był już normalny. - Kiedyś, gdy ludzie otwierali usta, to miało to jakieś znaczenie.
Słysząc te słowa, Tomoko kiwała głową pokazując, że zgadza się ze słowami kolegi. Brązowowłosy i zielonooka spojrzeli na siebie.
- Zawrzyjmy pakt. - powiedział pomarańczowooki. Reszta bohaterów spojrzała na niego pytająco. - Jeżeli będziemy ze sobą rozmawiać, mówmy tylko prawdę. Ponieważ tylko w ten sposób, możemy się rozwijać.
- Dandy! - zaczepiła kolegę od tyłu Felicja, która akurat przyszła. - Czy ja jestem mściwa?
Słysząc to pytanie, Dandelion przez chwilę siedział cicho, po czym nie wytrzymał i prychnął, próbując wstrzymać śmiech, zanim odpowiedział.
- Nieee... - powiedział Dandy, śmiejąc się. - No co Ty?!
- REWANŻ! - krzyknęła Charlotte, która gdy tylko dobiegła od razu objęła jednym ramieniem od tyłu brązowowłosego za szyję, jakby chcąc go udusić.
- Charlotte...! - zaczął pomarańczowooki, prawie się dusząc pod wpływem uścisku blondwłosej. - Spokój...! Wiem, że nie masz jak oddać...!
W tej chwili uścisk blondynki nieco zelżał.
- Spoko, termin spłaty długu przedłużony...! - dodał Dandelion.
- Nie chodzi o to! - zawołała zielonooka, puszczając Dandy'ego z uścisku, lecz tylko lekko go popychając. - Chodzi o zasady!
Brązowowłosy westchnął zrezygnowany, a zielonooka blondynka od razu dosiadła się obok niego układając swoje dłonie do gry.
- OK... - mruknął pomarańczowooki. Od razu rozpoczęli grę.
- Anse Kabanse, flooore, omade, omade, omadeo deo riki-tiki... - dało się słyszeć między dwoma rywalami. - Omadeo deo riki-tiki, raz... dwa...
W tej chwili Charlotte przymknęła powieki, pragąc nacieszyć się zbliżającą się wygraną, lecz... Dandelion szybko zabrał ręce tak, że dzięki temu blondwłosa klasnęła we własne dłonie. Oznaczało to nic innego, jak kolejną jej porażkę w tą przeklętą grę.
- No sorry. - usłyszała głos, z którym wcześniej rozmawiała blondynka. - Jest dobry.
Dandy westchnął z uśmiechem, przez chwilę zerkając na zielonooką, która wlepiała się tępym, lecz wkurwionym spojrzeniem w przestrzeń, po czym szybko poczochrał ją po włosach.
- A tak w ogóle... - zwrócił się z powrotem do reszty brązowowłosy. - Zdobyliśmy jedzenie, jak na miarę chadów przystało!
- A właściwie, to zabraliśmy je dzieciom. - zaśmiała się Luna.
- Ta, wszystko jedno... - mruknął pomarańczowooki, po czym wyciągnał z plecaka paczkę żelków, którą po kolei podał każdemu, aby każdy mógł się poczęstować.
W pewnym momencie Felicja spojrzała złowieszczo na Nikitę, po czym delikatnie pogłaskała ją po włosach, chcąc jej przypomnieć, o zbliżającej się zemście za pamiętne ,,warkoczyki''.
- Spokojnie... - powiedziała ,,uspokajająco'' Fela, dalej głaszcząc włosy fioletowookiej. - Jeszcze nie teraz... Jeszcze nie...
Po tych słowach, Nikita zaczęła nieco nerwowo jeść jednego z żelków, którego wzięła. Tomoko natomiast znowu zaczęła grać na gitarze swój ulubiony kawałek i również zaczęła śpiewać. Cała reszta bohaterów niedługo potem zaczęła jej robić chórki.
Godzinę później...
Ciemnowłosa dziewczyna, która kierowała vanem, stała przed pojazdem i paliła kolejnego już papierosa. Cała ekipa natomiast powoli zaczynała się zbliżać do miejsca, w którym zostawiono samochód.
- Heh... Frajerzy... - mruknęła ciemnowłosa.
- Ah... Żałuj, że Cię z Nami nie było. - westchnęła Tomoko, stając przed dziewczyną, gdy cała reszta zaczęła się pakować do vana. Paląca była nieco zdezorientowana tymi słowami.
- To nie było Was? - zapytała, wyciągając papierosa z ust i spoglądając pytająco na Rei. Zielonooka nawet tego nie skomentowała. W czasie, kiedy nie było Naszych bohaterów, jakimś cudem udało się ,,naprawić zepsutego vana''. Wszyscy się zapakowali i pojechali na od początku zaplanowany festiwal, na którym równie świetnie się bawili. Był obiecany alkohol, nie zabrakło też okazji do upierdolenia ubrań jak na Woodstocku. Ale czy żałowano? Nie. Każdy, nawet Dandelion, u którego chyba były podejrzenia jakiegoś Alzheimera czy czegoś tam.
~
KONIEC
Mam nadzieję, że się podobało. A teraz do następnego nie wiem kiedy, peace joł
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top