7

Nazajutrz po szkole czekałam w pokoju na Ashton'a. Oczywiście Beatrice nic o tym nie wiedziała, więc przez cały czas próbowała mnie namówić na jakieś wyjście.

- No proszę cię! Chodź pójdziemy się przejść. Albo posiedzieć obok fontanny.- kiedy po raz kolejny miałam ją zbyć, że nie chce mi się nigdzie iść, ktoś zapukał do drzwi, oczywiście nie kto inny jak brunet. Tris rzuciła się pędem w ich stronę i je otworzyła. Kiedy zauważyła Ashton'a mina jej jakby posmutniała.

- Vivan'a tu nie ma.- oznajmiła.

- Ale ja tu..- kiedy chłopak chciał już powiedzieć, że przyszedł po mnie, zaczęłam machać rękami i kręcić przecząco głową, żeby nic nie mówił. Zaciął się w połowie słowa, popatrzył na mnie pytająco i z powrotem zwrócił się do Tris.

- A w sumie nieważne.- wzruszył ramionami.

- Okey? - zapytała Beatrice przeciągając ostatnią literę.

Zanim zielonowłosa zamknęła drzwi zdążyłam pokazać brunetowi, że za pięć minut się spotkamy. Wtedy dziewczyna się odwróciła.

- Dziwne nie uważasz?

- Ale co?- spytałam z udawanym zaskoczeniem.

- No jego zachowanie. Przychodzi tutaj niby nie w sprawie Vivan'a, a kiedy zaczyna mówić o co mu chodzi zatrzymuje się w połowie i mówi, że to jednak jest nie ważne. Co sądzisz?

- Może po prostu miał dzisiaj męczący dzień? - wzruszyłam ramionami.

- Aż tak? To ja się boję, że my możemy być takie za rok.

- Nie przesadzaj. - wiedziałam, że pora się streszczać, bo Ashton czeka. - Idę do sklepiku kupić ci coś? - patrzyła na mnie podejrzliwie przez kilka sekund po czym odpowiedziała.

- No pewnie. Najlepiej żelki.

- Okey. - zamknęłam za sobą drzwi i wtedy odwróciłam się i zaczęłam biec w stronę holu. Jak ja później jej to wytłumacze? Już to widzę ,,przepraszam Tris, że tak długo, ale była kolejka" Phy. Też mi odpowiedź. Oczywiście przez to moje całe rozkojarzenie wpadłam na czyjś tors i wyladowałam na podłodze.

- Sory. - wymamrotałam nie patrząc na chłopaka.

- Nie ma sprawy Lynn. - Kiedy na niego spojrzałam od razu wstałam i ruszyłam w kierunku wyjścia.
Brunet zaczął biec za mną.
- Ej co jest?

- Co? - popatrzyłam na niego zaskoczona, ale po chwili załapałam o co mu chodzi - nie nic.

- Jak to nic?- spytał ze zdziwieniem i kiedy miał już coś jeszcze dodać wyprzedziłam go.

- To gdzie idziemy? - popatrzyłam na niego szeroko rozwartymi oczami, na co ten tylko się uśmiechnął i nie miał najwyraźniej zamiaru już się ze mną spierać.

- Zobaczysz.

- Aha. Coś w stylu niespodzianki.

- Nie zupełnie, chyba, że Kinder niespodzianki - popatrzyłam się w jego brązowe oczy i wybuchłam śmiechem.

- A tak serio?- spytałam opanowywując trochę śmiech.

- Byłaś już tam i to nic nadzwyczajnego.

- Byłam tam już?- spytałam ze zdziwieniem.

- Tak.

Zaczęłam rozmyślać, przecież jedynymi miejscami gdzie byłam poza budynkiem to była fontanna, pobliską łąka i.. o kurde... las. Ale kobieta pojawi się tylko wtedy kiedy będę sama, więc jej nie zobaczy. Mam przynajmniej taką nadzieję. Westchnęłam na co chłopak obrzucił mnie pytającym spojrzeniem, na które ja wzruszyłam ramionami i wyprzedziłam chłopaka.

- Dokąd idziesz? - spytał zaciekawiony.

- Do niespodzianki. - uśmiechnęłam się wesoło i ruszyłam w kierunku lasu.

Pięć minut później byliśmy już na miejscu. Co mnie zdziwiło? To, że on był już tutaj wcześniej i rozłożył koc na którym stał kosz piknikowy.

- Naprawdę? - spytałam rozbawiona.

- No co?- spytał speszony.

- Nie nic- wzruszyłam ramionami, przy czym się uśmiechnęłam i usiadłam na kocu. Chłopak po chwili podszedł w moje ślady i w ten sposób siedzieliśmy razem na kocu, pośrodku lasu.

- To... po co to? - wskazałam ręką na kosz piknikowy.

- Jakbyśmy zgłodnieli w trakcie korepetycji.

- Aha, to tak to nazywamy?

- Tak, chyba, że masz inną propozycję.

- W sumie to może być.- uśmiechnęła się co odwzajemnił.

- Zanim zaczniemy. Hmm..- zaczął się przez chwilę zastanawiać.

- No mów- walnęłam go żartobliwie w ramię.

- Ehh... - popatrzył mi prosto w oczy - dlaczego nie powiedziałaś o niczym Beatrice?- wiedziałam, że o to zapyta. Skoro wiedziałam to czemu nie przyszykowałam odpowiedzi?

- Bo... - zaczęłam niepewnie - sama dopiero się w to wtajemniczam, i jak na razie nie chcę, żeby ktoś wiedział co potrafię.- wzruszyłam ramionami.
Wtedy chłopak coś wyszeptał, miałam wrażenie, że powiedział "znam to", ale trudno było mi to ocenić praktycznie nic nie słysząc.

- Zaczynamy?- spytałam.

- Pewnie.- uśmiechnął się do mnie słabo i zaczął tłumaczyć co mam zrobić.

- Połóż dwie ręce na ziemi, potem podnieś je do góry i zacznij nimi wymachiwać tworząc koło.

Zrobiłam wszystko co mi kazał i nic się nie stało.

- Pamiętaj, cierpliwość. - powiedział, tym razem już ze szczerym uśmiechem, który odwzajemniłam.

Spróbowałam po raz drugi i tym razem mi się udało. Zrobiłam małą kulkę z ziemi, przypominającą z wyglądu trochę kulkę śnieżną.

- I co?- spytał zadowolony.

- No.. udało się.

- To może jeszcze dwa ćwiczenia? - zapytał.

- Jak dla mnie świetnie.- uśmiechnęłam się do bruneta, co po raz kolejny odwzajemnił.

Tym razem kazał mi zrobić tarcze z ziemi, co okazało się bardzo skąplikowane, bo zamiast wisieć w powietrzu ona się w nim rozsypywała. Po dwunastej próbie zaczęłam wątpić w to, czy kiedykolwiek mi to wyjdzie.

- Wiesz co? Chyba mam dość.

- Co? Teraz? - spytał zaskoczony - zrobiłaś duże postępy.

- Serio? - spytałam z irytacją.

- Tak.- popatrzył na mnie z naburmuszoną miną. Pewnie ja w tej chwili tak wyglądam.

- No nie wiem.

- Jak to się mówi? - zaczął udawać, że się zastanawia po czym powiedział - do piętnastu razy sztuka.

- Co? - spytałam przez śmiech - przecież nikt tak nie mówi.

- No to możemy zacząć pierwsi, co ty na to? - zapytał.

- Wchodzę w to.

- Okey, a więc powoli...- zaczął mi po raz trzynasty tłumaczyć co mam zrobić, aż w końcu się udało. I nade mną wisiała ogromna tarcza z ziemi.

- Nie wierzę- wyszeptałam.

- No to uwierz. - brunet patrzył prosto w moje oczy.

Stwierdziłam, że mogę mu się jakoś za dzisiaj odwdzięczyć i przywołałam wodę z pobliskiej sadzawki i wysłałam mu ją na głowę.

- Co!? - wrzasnął. - Jak mogłaś? - popatrzył na mnie z udawaną wrogością.

- No cóż chciałam ci porostu podziękować.- wzruszyłam ramionami, co było już chyba moim nowym nawykiem.

- W taki sposób?- nie czekając na odpowiedź chłopak rzucił się na mnie. Dosłownie. Leżałam pod nim, a jego ręce było oparte obok mojej głowy.

- I co teraz zrobisz?- wyszczerzył się w głupim uśmieszku.

- Hmm...- przywołała do siebie tarczę z ziemi, która ciągle wisiała w powietrzu i pchnęłam nią w chłopaka, zanim ten zdążył zareagować leżał na placach. Wykorzystując okazję, że nie może się podnieść usiadłam na jego brzuchu okradkiem. Poczułam, że jego ciało momentalnie całe się spieło.

- I co? - spytałam z wyższością - I kto teraz przegrywa?

- Poczekaj - po tym słowie jednym zwinnym ruchiem zepchnął mnie z siebie i znowu leżałam pod nim.

-Pfff..- fuknęłam- oszukujesz.
- Ja oszukuję?- spytał zaciekawiony- a to przypadkiem nie ty walnęłaś mnie ziemią?

- Phy..

- Czyli zakładamy, że wygrałem?
Kiedy miałam już mu odpowiedzieć, że po moim trupie, ktoś lub też ktosie stanęli obok.

- Ooo.. jak słodko.-  powiedział wysoki czerwonowłosy chłopak z wysportowanym ciałem.

Obok niego stało jeszcze dwóch chłopaków, jeden w zielonych włosach, a drugi w białych. Kiedy Ashton go zobaczył od razu zszedł mu uśmiech z twarzy. Po czym odpowiedział zdenerwowany.

- Zayn.

••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Tak dramatycznie, ale w końcu trzeba :D  Mamy 1182 słów. Pewnie zauważyliście, że zmieniłam okładkę, ale to dlatego, że ta podoba mi się o wiele bardziej. A więc komentujcie i gwiazdkujcie. Z góry przepraszam za błędy🗑 Publikuję to o godzinie 01:12.
🚨Krótkie info. 🚨
Pisze jeszcze jedną książkę i mam pomysł na kolejną. Dajcie znać czy opublikować 😘

                            ⭐?/📝?

~🦄

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top