38
- Co ty tu robisz?- podbiegam do niego zmieszana i pomagam mu wydostać się z krzewów.
- Mieliśmy się spotkać na dziedzińcu- tłumaczy się- ale zauważyłem jak biegniesz w przeciwną stronę, pomyślałem, że może zobaczyłaś jakiegoś wilka, czy coś.
- Nie- śmieje się- postanowiłam zrobić sobie mały spacer, żeby odetchnąć przed planami ataku- wypowiadam te słowa zbyt szczerze jak na kłamstwo. Zaczyna się dziać ze mną coś złego, od kiedy potrafię tak perfidnie kłamać komuś prosto w oczy? Gdy się to skończy muszę poważnie nad sobą popracować. Wyciągam nogę z ostatnich zarośli i odciągam chłopaka kawałek na bok- A tak właściwie jak w ogóle wpadłeś w te krzaki?- dopytuje. Chyba do końca dnia się będę zastanawiać jak można być tak roztrzepanym, żeby nie zauważyć nawet, gdzie się idzie. W tym momencie to przebił nawet Tris. Uśmiecham się szeroko na samo jej wspomnienie.
- Zagapiłem się- ucina krótko.
- W porządku- przyznaję i zapada między nami cisza. Nie jest ona nie komfortowa, w sumie często zdarza się między nami cisza, jednak nie czuję się jakoś z nią nieswojo. Pomaga ona w przemyśleniu wielu spraw, jak na przykład planowanie przyszłości, jednak w moim przypadku muszę się pierw postarać, żeby wszyscy mogli ją sobie zaplanować. Nie mogę pozwolić na to, aby ktokolwiek zginął. Nie wiem czy byłaby w stanie sobie wybaczyć. Od dłuższej chwili, czuję na sobie natrętny wzrok niebieskowłosego, mimo to postanawiam go zignorować. Kiedy mam zamiar odezwać się na naszej drodze zatrzymuje się nieco szersza dziewczyna ode mnie. Zaczynam jej się i już po chwili mogę stwierdzić, że wcale jej to nie przeszkadza, w sumie to te okrągłości dodają jej uroku. Dziewczyna ma lekko pofalowane białe włosy, które sięgają jej lekko za ramiona.
- Wszyscy już są Tomas- mówi dziewczyna, przez co spojrzenie chłopaka kieruję się na nią. Tak w sumie nie mam nic przeciwko, żeby chłopcy mi się przyglądali, jednak wystarczy mi pożądany wzrok Ashtona, niż natarczywe spojrzenie Tomasa.
- Już idziemy- przytakuje i rusza w stronę tłumu. Muszę się dowiedzieć co planują, nie mogę bezczynnie patrzeć jak po kolei się wybijają.
- Jaki jest plan? Co robimy?- pytają uczniowie z tłumu. Najchętniej wskoczyłam bym na sam środek tego zbiorowiska i oznajmiła, że wojna do niczego nie doprowadzi. Jednak widząc upór nielicznych, mogę stwierdzić, że nie chcą niczego załatwiać po dobroci. Nawet gdybym stanęła tam i wypowiedziała bardzo mądra przemowę i tak by mnie nikt nie posłuchał. Nie wspominając jeszcze o tym, że skaziłabym do siebie Tomasa i już kompletnie niczego bym się nie dowiedziała.
- Plan jest prosty- zaczyna- schowamy się za drzewami w lesie, kiedy ci będą wychodzić z akademii, jednak będą musieli kawałek od niej odejść, tym też się zajmiemy. Jutro postaram się wam wszystko wytłumaczyć. Daję wam czas do jutra, aby w jakikolwiek sposób poprawić swoje zdolności.- mówi przyglądając się dokładnie zebranym. Na chwilę zatrzymuje swoje spojrzenie na mnie, jednak nie na długo- postarajcie się wykąbinować jakieś ciemne ubrania, aby móc jakoś wkąponować się razem z lasem- mówi i zaczyna oddalać się od grupy, jednak po chwili się ponownie odwraca- aha i jeszcze jedno. Uważajcie na nauczycieli, wydaje się, ze postanowili mieć większe oko na nas.
Chłopak odchodzi, a zebrani komentują wszystkie wypowiedziane słowa i kwestie, które naruszył Tomas. Jestem pewna, że tak łatwo nie odpuszczą, tego ataku. Wojna zbliża się większymi krokami niż przypuszczałam. Muszę zacząć poważnie zastanawiać się nad przebiegiem całego zamachu. Nie mam jak ostrzec ich dzisiaj, więc mam tylko nadzieję, że postarają się wykąbinować coś użytecznego. Kieruję się w bezradności do pokoju, mam nadzieję odetchnąć tam choć na chwilę. Wymykam się z grupki pozostałych uczniów i wchodzę do szkoły. Na końcu korytarza zauważam Petera, który rozmawia z jakąś dziewczyną. Jest coraz lepiej, naprawdę, prycham. Idę przed siebie udając, że go nie widzę, próbuję go ignorować. Jednak kiedy zerkam w jego stronę, zauważam, że on również kieruje się w moją. Zauważam, że do schodów brakuje mi tylko kilka kroków, a Petera i mnie dzieli kilkanaście. Jednak mimo, że przyspieszam moje krótkie nogi nie nadążają za tępem Petra i spotykam się z nim przed samą klatką schodową. Próbuję go wyminąć, jednak ten zgrabnie toruje mi przejście.
- Odsuń się- mówię oschło. Staram się ukryć strach, który zżera mnie od środka. Mam nadzieję, że jak najszybciej się odsunie i bezpiecznie dojdę do pokoju, żeby móc się w nim zaszyć.
- Musimy porozmawiać- upiera się. Spoglądam na niego chłodno, jednak w jego oczach zauważam ból i rozczarowanie. Tylko nie rozumiem co ma jedno do drugiego. Skąd się u niego wzięło rozczarowanie? Myślał, że mu wybaczę. Jeśli tak, to nawet nie zdaje sobie sprawy w jakim był błędzie.
- Nie mamy o czym- stwierdzam, odsuwam się, aby znaleźć jak największy dystans pomiędzy nami, lecz on stara się go zmniejszyć.
- Mylisz się, mamy- zaprzecza.
- Ahh..- udaję zamyśloną. A no przecież faktycznie, mam mu coś jeszcze do oddania, że ja nie przypominałam sobie tego wcześniej- fakt- kiwam energicznie głową- to jest chyba twoje- stwierdzam wyciągając spod koszulki naszyjnik w kształcie ognia i jednym mocnym szarpnięciem powoduję rozlecenie się cienkiego łańcuszka.- To chyba należy do ciebie- twierdzę i rzucam biżuterią prosto w jego tors- nie chcę mieć z tobą nic wspólnego!- krzyczę, patrzę na niego wzrokiem przepełnionym jadem. Muszę stąd odejść zanim zobaczy, że tak naprawdę pod maską tej twardej Lynn siedzi bezbronna dziewczynka. Odpycham jego rękę i biegnę przed siebie ignorując kolejne próby zatrzymania mnie. Wbiegam na schody i nie zauważam nawet kiedy znajduję się już na ich końcu. Staram się iść wolniej, aby w jakikolwiek sposób wyrównać swój urywany oddech. Mimo tak krótkiego dystansu ja już nie mogę złapać powietrza. Naprawdę świetna kondycja. Lepszej nie mogłam sobie wymarzyć. Wsadzam kluczyk, do dziurki i od razu przekręcam go dwa razy w prawo i wchodzę do środka. Zatrzaskuję za sobą drzwi i rzucam się na łóżko. Nie wiem ile można chodzić, serdecznie mam dość. Powinnam się chociaż trochę zdrzemnąć. Układam się wygodnie na lewym boku i zamykam oczy, nawet nie zauważam kiedy zasypiam.
**
Budzi mnie irytująca piosenka wydobywająca się z telefonu. Nie zerkam nawet na telefon i wyłączam go. Odpycham przedmiot na drugi koniec łóżka i zamykam oczy. Mam zamiar przespać cały dzień. Zobaczę się później z tą wspaniałą trójcą i obgadamy ich plan, którego jestem aż za bardzo ciekawa. Mam nadzieję, że budzik więcej nie zadzwoni. Zaraz. Budzik? Przecież jest wieczór. Skąd się wziął budzik o tej godzinie? A w ogóle która jest godzina? Odwracam się niechętnie na drugi bok i biorę telefon do ręki. Na wyświetlaczu widnieje imię Beatrice. Mogłam się tego spodziewać. Przecież mam dwie różnie piosenki ustawione. Piosenka Tris jest bardziej w stylu disco polo, czyli bardzo pokręcona. A budzik ma piosenkę, którą oczywiście ustawił mi Ashton, czyli innymi słowy wypociny jakiegoś rapera, który po prostu stara się mówić szybko. Wzdycham na wspomnienie o przyjaciołach. Wchodzę od razu w połączenia i wciskam zieloną słuchawkę przy imieniu zielonowłosej. Dziwię się, gdy odbiera już po pierwszym sygnale.
- No nareszcie- marudzi- spałaś? Obudziłam cię?- pyta po chwili.
- W sumie to tak- przyznaję. Nie jestem pewna po co konkretnie do mnie zadzwoniła. Przecież widzimy się jutro z samego rana, a to już za kilka godzin. Chociaż po takim czasie, odkąd się znamy powinnam spodziewać się po niej wszystkiego.
- Dzwoniłam w sumie, żeby ci powiedzieć, żebyś szykowała miejsce w pokoju- zaśmiała się, a mnie zatkało. Czy coś mnie ominęło? Tris musi szykować coś grubego.
- Nie rozumiem- stwierdzam, jednak zamiast odpowiedzi otrzymuję jeszcze głośniejszy śmiechem- w porządku, rozumiem- twierdzę zrezygnowana.
Kiedy mam dodać coś jeszcze słyszę ciche pukanie w drzwi, informuję dziewczynę, że spotkamy się jutro i, żeby w nocy dała mi spać. Po wciśnięciu czerwonej słuchawki idę w stronę w stronę drzwi. Kiedy je otwieram na chwilę się peszę. Nie do końca rozumiem po co Tomas przyszedł do mnie o tej godzinie. Jestem pewna, że jest już po ciszy nocnej, a o tej porze należy nam siedzieć w pokoju.
- Hej- witam się przyjacielsko- coś się stało?- pytam.
- Tak- przytakuje- znaczy nie- zaprzecza po chwilę- znaczy..- zauważam, że zaczyna się plątać i w sumie sam pewnie nie wie po co przyszedł. Muszę mu przerwać zanim zapadnie nie komfortowa cisza.
- Wejdziesz?- proponuję, nie mam zamiaru sterczeć z otwartymi drzwiami na korytarz. Chłopak zmieszany przyjmuję moją propozycję i wchodzi do środka.
- Co się dzieje?- pytam zerkając na niego. Kieruję dłoń w stronę łóżka i uśmiechem zachęcam go, żeby usiadł.
- Muszę ci o czymś powiedzieć- mówi, a mi już się to nie podoba.
- Słucham- siadamy razem na łóżku stykając się prawie kolanami.
- Wiesz, po śmierci Abby załamałem się i przez pierwsze kilka dni nie wychodziłem z pokoju- rzucam mu pytające spojrzenie, jednak rozumiem, że musi się w końcu komuś o tym wyglądać, więc bez zbędnego komentowania słucham dalej- Nie chciałem patrzeć na te wszystkie uśmiechy i śmiechy ludzi. Nie zniósł bym wtedy tych wszystkich szczerych spojrzeń i rozmów na temat lekcji, czy może kolejnej imprezy. Nie miałem ochoty na żadne imprezowanie. W momencie, gdy dowiedziałem się o jej śmierci coś we mnie pękło. Nie mogłem w to uwierzyć, przez resztę dnia siedziałem i czekałem, aż wejdzie do pokoju cała i zdrowa, jednak jej ciągle nie było- wzdycha- w końcu postanowiłem coś z tym zrobić. Miałem zamiar zrobić z tym coś od razu, ale przemyślając to na chłodno stwierdziłem, że muszę mieć najpierw plan. Dlatego zebrałem wczorajszego wieczoru tyle osób. Jednak kiedy zauważyłem cię w tłumie, wiedziałem, ze jesteś inna niż wszyscy- przysuwa się bliżej mnie, a mi zaczyna to się coraz bardziej nie podobać- nie powiedziałaś prawie nic na temat Abby, jednak nawet nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo mi pomogłaś- zerkam w stronę zegara, który pokazuje godzinę dwudziestą trzecią trzydzieści. Kiedy odwracam się z powrotem w stronę Tobiasa, niespodziewanie jego twarz bardzo szybko zbliża się do mojej. Nie zdążam zareagować, a jego ust są już na moich. Przysuwa się jeszcze bliżej i obejmuje mnie w pasie. Kompletnie mnie zaskoczył, siedzę sztywno na łóżku, kiedy chłopak zjeżdża już ustami do mojej szyi. Kiedy ogarnęłam się dokąd to prowadzi, otrząsnęłam się i odsunęłam od niebieskowłosego. Chłopak patrzy na mnie zawstydzony- przepraszam- szepcze- najpierw powinienem cię uprzedzić.
- To nie tak- mówię, a w jego oczach pojawiają się iskierki nadziei- nie chodzi o to, że nie jesteś w moim typie- kłamię, w sumie nawet nie wiem czy kłamię, ale w moim typie jest na razie tylko Ashton- chodzi o to, że mam chłopaka- kończę i zerkam na niego.
- Rozumiem, nie wiedziałem- mówi z żalem, chociaż w sumie nie wiem czy jest on skierowany do mnie czy do niego- najwyraźniej źle odnotowałem twoje zachowanie- przyznaje, a ja zastygam. Jakie zachowanie? Zachowywałam się przy nim normalnie. Nie dawałam mu, żadnego powodu do tego, aby twierdził inaczej- Będę się chyba zbierać- mówi speszony i wychodzi z pokoju- dobranoc- mówi, gdy zamyka drzwi.
Tak naprawdę, nie jestem pewna co przed chwilą się tu właśnie stało. Muszę się przespać, ten dzień był wystarczająco długi i było zbyt za dużo wrażeń, jak na niego.
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Jest kolejny! Długi i mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu. Dziękuję za motywujące komentarze i gwiazdki❤ Mam w sumie jeszcze dwie nowiny. Pierwsza jest taka, że do końca książki pozostały trzy rozdziały i epilog. A dobra? Planuję drugą część, co o tym myślicie?⭐
~🦄
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top