28
Po wyczerpującym pakowaniu się wszyscy usneli jak dzieci, oczywiście włącznie ze mną. Nie miałam zamiaru gnieździć się razem z Tris na małym łóżku, żeby i tak wylądować obok bruneta, albo co gorsza na nim, więc postanowiłam, że położę się obok niego od razu.
- Chodź tu- wymamrotał, podnosząc kołdrę do góry, odsłaniając tym samym swój nagi tors i na szczęście założone spodnie.
Po dłuższym namyśle wskoczyłam pod kołdrę, stwierdzając, że przez następne tygodnie pewnie i tak się nie zobaczę z chłopakiem.
- Dobranoc- rzuciłam do przyjaciół, na co w odpowiedzi dostałam fale pomruków.
Spojrzałam na każdego z osobna i na moją twarz wkradł się słaby uśmiech.
Nie mogę uwierzyć, że przez najbliższy czas ich więcej nie zobaczę. Może jednak da się coś zrobić, żeby zostali. Spróbuję dowiedzieć się czegoś od kobiety w czarnej szacie, może w takiej chwili również mi pomoże. Muszę wstać jutro wcześniej przed nimi, skoro wyjazd mają o jedenastej, to wstaną zapewne około ósmej, także ja muszę się zebrać już o szóstej. Na myśl o tym, że będę tu sama z Seanem, Peterem i Rebecką przeszły mnie ciarki.
Próbując uciec jak najdalej myślami od tej trójki przytuliłam się do bruneta, który już od dłuższej chwili spał. Wtulona w jego nagi tors, zaczęłam przypominać sobie wszystkie chwile, które w czwórkę przeżyliśmy, otulona takimi właśnie wspomnieniami usnęłam.
**
Z rana usłyszałam straszne ryki wydobywające się z mojego telefonu, które starałam się wyłączyć jak najszybciej. Patrząc jeszcze śpiącymi oczami na wyświetlacz uświadomiłam sobie, że to właśnie mój budzik dzwonił, wybudzając mnie z pięknego snu. Po dłuższej chwili dotarło do mnie, że nazwałam swoją ulubioną piosenkę "rykiem". Może właśnie to Ashton miał rację mówiąc, że nie da się jej słuchać, ale od kiedy mnie tak właściwie zaczęła irytować ta muzyka.
Starając się podnieść jak najciszej z podłogi, podniosłam powoli kołdrę i przetoczyłam się na drugi koniec pościeli, żeby móc z powrotem zakryć śpiącego jak dziecko bruneta. Zarzuciłam na siebie skórzaną kurtkę, z której po chwili wyleciała zgięta na pół koperta. Dopiero po dłuższym namyśle zorientowałam się, że jeszcze niedawno dostałam ją od tajemniczej kobiety. Nie mając czasu, ani nawet chęci do czytania tego teraz, wcisnęłam list z powrotem do kieszeni. Najciszej jak tylko mogłam wsunęłam na siebie parę czarnych adidasów, złapałam za klamkę i uchyliłam lekko drzwi. Starałam się nie narobić dużego hałasu, ale jak na złość te zaskrzypiały, przez co się wystraszyłam, że zaraz jedno z przyjaciół wstanie. Jednak ku moim nie trafnym obawą wszyscy spali jak dzieci. Zamknęłam drzwi szybkim ruchem, żeby nie przedłużać hałasu.
Bez dłuższego czekania ruszyłam po schodach na parter. Już po chwili znajdowałam się przed akademią, przed którą na moje szczęście nikogo nie było. A już po pięciu minutach byłam na miejscu. Dookoła mnie panowała niepokojąca cisza, która ku mojemu szczęściu nie potrwała długo.
- Witam cię Lynn- powiedziała lekko się uśmiechając.
- Dzień dobry- odpowiedziałam.
- Z jakim pytaniem tym razem?- ciągnęła.
- Nie jestem pewna co się dookoła mnie dzieje- wymamrotałam siadając z bezradności na ziemi- za szybko to wszystko się dzieje, las, szpital, Krystian, znaczy Sean- poprawiłam się zakłopotana- a teraz podział akademii, a na dodatek przybycie Petera- westchnęłam- Kiedyś był inny, może to były tylko pozory, ale zdawało mi się, że mogłabym się z nim przyjaźnić. A teraz?- spojrzałam na nią, odrywając oczy od zielonej powiewającej na wierze trawy- żałuję, że kiedykolwiek go spotkałam.
- Nigdy, ale to nigdy nie można żałować czegoś przez co chociaż przez chwilę było się szczęśliwym- powiedziała naciągając rękawy czarnej szaty.
- Nie rozumiesz, ja nie wytrzymam z nimi jednego dnia w akademii, może z przyjaciółmi dałbym radę, ale nie sama- wymamrotałam, wycierając w tym samym czasie samotną łzę błędzącą po moim policzku.
- Zajrzyj w głąb siebie, w twoim wnętrzu jest źródło, które nigdy nie wyschnie, jeśli potrafisz je odszukać.- spojrzałam na nią niezrozumiale, na co ta tylko się uśmiechnęła, nie wiedząc jak podnosząc mnie na duchu- Musisz być szczęśliwą tak po prostu, cokolwiek się stanie, znaleźć w sobie siłę, by podnieść się i iść dalej- po wypowiedzeniu ostatnich słów uśmiechnęła się szerzej, tak, że w kącikach ust pojawiły się jej dołeczki.
- Nie za bardzo rozumiem- powiedziałam spuszczając głowę, jednak kiedy tylko z powrotem ją podniosłam zauważyłam tylko pustą polanę i rząd stojących drzew za nią.
Po raz kolejny zniknęła nie zostawiając mi odpowiedzi na moje pytania, tylko dokładając kolejne.
Niezadowolona z zaistniałej sytuacji, w której się znalazłam, wróciłam zaniepokojona do akademii, w której miałam nadzieję zastać jeszcze śpiących przyjaciół.
Kiedy chwyciłam tylko klamkę i uchyliłam lekko drzwi, zawiasy od razu dały o sobie znać i zaskrzypiały jeszcze głośniej niż rano. Pomimo to starałam się jednak wejść cicho do pokoju, żeby nie obudzić przyjaciół, jednak mimo moich zamiarów, cała trójka stała już na nogach i wpatrywała się we mnie pytająco.
- Co?- zapytałam grając na zwłokę.
- Co, co?- zapytała zirytowana Tris- Gdzie byłaś? Wstaliśmy o siódmej, żeby zgarnąć jak najwięcej czasu, który moglibyśmy spędzić razem, a ciebie nie ma- burknęła.
- Chciałam się przewietrzyć- powiedziałam uciekając wzrokiem po ścianach.
- Ehe- wymamrotała- pewnie. Dobra- westchnęła- nieważne, nie możemy się teraz kłócić zostały nam tylko trzy godziny- stwierdziła, a jej twarz przywitał smutny uśmiech.
- Jakieś pomysły w takim razie?- zapytał Ashton przyciągając mnie do siebie i składając lekki pocałunek na moich ustach.
- Chodźmy się pożegnać z profesorami!- krzyknęła zielonowłosa wybuchając śmiechem.
- To nie jest zły pomysł- stwierdził brunet, na co wzrok wszystkich spoczął na chłopaku.
- Żartujesz sobie prawda?- zapytał Vivan z błagalnym wyrazem twarzy.
- Nie- zaśmiał się- chodźcie- machnął ręką zachęcając nas do wyjścia z nim z pokoju.
Po kilku minutach dotarliśmy pod moją salę do zajęć z panowania nad wodą. Nasza cała trójka wymieniła niezrozumiałe spojrzenia, które ponownie zostały rzucone w stronę uśmiechającego się bruneta.
- Co my tu robimy?- zapytałam z Tris w tym samym czasie.
- Pamiętasz jak mi opowiadałaś, jak cię potraktowała na początku roku profesor? Nadszedł czas, żeby się jej odwdzięczyć- uśmiechnął się szelmowsko.
- Co chcesz zrobić?- zapytał zaniepokojony Vivan- Nie opuściliśmy jeszcze akademii, mogą się domyślić, że to my, albo co gorsza nas na tym przyłapać- ciągnął.
- Wszystko przemyślałem- machnął lekceważąco ręką- Lynn stanie na czatach, a dowie się co się stanie dopiero na lekcji- puścił mi oczko- Jutro masz z nią pierwsze zajęcia, prawda?- zapytał.
- Chyba tak- wymamrotałam, próbując przypomnieć sobie ponumerowany spis zajęć na pogniecionej kartce.
- Dobra, cicho.- powiedziała głośniej zielonowłosa- To co robimy?- zapytała pełna ekscytacji dziewczyna, pocierając ręce z szyderczym uśmiechem.
Stwierdziłam, że nie będę się wtrącać w ich robotę, więc pchnęłam lekko całą trójce do o dziwo otwartej sali, a sama stanęłam przed nią. Z zaciekawieniem słuchałam dochodzących z niej dziwnych odgłosów, ale wolałam zobaczyć efekt końcowy, niż wejść im do klasy, zostawiając niekontrolowany korytarz powietrzu.
Na moje nieszczęście siedziałam pod klasą godzinę, mimo ciekawości, co do ich, ala "zasadzki" nie weszłam do sali, ani nie zaglądnęłam do niej ani razu. Uśmiechnięci od ucha do ucha wyszli w końcu z pomieszczenia. Tris nie wytrzymując więcej moich pytających spojrzeń wybuchnęła śmiechem, na co ja tylko przewróciłam oczami. Zanim jednak zdążyłam wydobyć z siebie jakiekolwiek słowo, uprzedziły mnie głośniki znajdujące się na korytarzu.
- Uczniowie przenoszący się do pobliskiej akademii proszeni są o zebranie się pod wejściem, stamtąd zabierze was autobus- zakończyła z akcentem dyrektorka.
- Idziesz z nami- powiedziała poważnie zielonowłosa łapiąc mnie pod ramię i uśmiechając się szeroko, jednak pomimo jej gestu, czułam, że jest smutna.
Już po zabraniu walizek zeszliśmy w czwórkę na parter, z którego od razu wydostaliśmy się na trawnik przed akademią.
- Nie mogę uwierzyć, że to już koniec- wymamrotała Tris, spuszczając głowę.
- Ej, uśmiechnij się, ja nie umieram, zobaczymy się jeszcze- puściłam jej oczko, na co ta wysłała mi po raz kolejny smutny uśmiech.
- Posłuchaj- powiedział stanowczo brunet, przyciągając mnie do siebie- niedługo się zobaczymy, będę pisać kiedy tylko będę mógł, niedługo się też spotkamy, wymyślę coś, znasz mnie- posłał mi szczery uśmiech, po którym nastąpił pełen emocji pocałunek, który wydawałoby się trwał wieczność, ale tak naprawdę tylko chwilę.
- Słuchaj sztywna- zaśmiał się Vivan, wypowiadając moją ksywkę, której od tak dawna nie słyszałam- nie lubię się żegnać, więc tylko powiem ci do zobaczenia- wiedziałam, że mimo tak krótkiej wypowiedzi, ma na języku więcej niż powiedział, jednak, wiedziałam też, że nie chciałby się rozkleić przy wszystkich, tak jak to ja miałam w zwyczaju.
Uśmiechając się szeroko przytulił się do mnie czule obejmując mnie w pasie, jednak po chwili jego ręka zjechała na mój pośladek i wylądowała w kieszeni spodni. Po chwili usłyszałam cichy brzdęk metalu w tamtym miejscu. Zanim jednak zdążyłam jakkolwiek zareagować chłopak wyciągnął już stamtąd rękę i klepnął mnie w tamto miejsce, na co pisnęłam. Pomimo to mój zdezorientowany wzrok spotkał się z jego rozbawionymi tęczówkami. Bez namysłu wsadziłam rękę do kieszeni, w której jak się okazało znajdowała się para kluczy.
- To taki drobiazg- wyszeptał chłopak oddalając się już ode mnie.
- Nie chcę się żegnać, nie z tobą- westchnęła Tris wymijając czerwonowłosego- będę dzwonić, pisać codziennie- położyła rękę na klatce piersiowej obok serca- obiecuję, a ja zawsze dotrzymuje słowa.- spojrzałam na nią, a moje oczy zaszły mgłą, a w tej białej chmurze, pojawiły się wszystkie wspomnienia jakie dzieliłam z tą wariatka, od spotkania w pociągu, marudzenie na samouwielbiające się współlokatorki, czy też "babski wieczór" i walizkę pełną słodyczy, a po naukę panowania nad żywiołem, aż po dzisiejszy dzień.
Spędziłyśmy dużo szczęśliwych chwil, jak i tych smutnych, a co najważniejsze w nich wszystkich mogłyśmy na siebie liczyć. Patrząc tak na moją pierwszą i prawdziwą przyjaciółkę, nawet nie zauważyłam kiedy z oczu zaczęły płynąć mi łzy.
- Nie płacz- wyszeptała wybierając mi dłońmi mokre policzki- bo ja też zaraz się popłacze- zaśmiała się słabo- musisz mi obiecać, że będziesz brać przykład ze słońca, ono ma w dupie, że kogoś razi, tak samo ty musisz świecić ponad wszystko, nie zważając co się dzieje- uśmiechnęła się przytulając mnie do siebie.
Stałyśmy tak przed dłuższą chwilę, jednak teraz Tris nie powstrzymywała już łez. Słyszałam jak szlocha obok mojego ucha, nie wiedząc co mam zrobić pogłaskałam ją po głowie, powodując tym mocniejsze objęcie mnie w talii przez dziewczynę. Niestety nie potrwała ta chwila zbyt długo, bo już po chwili rozległ się głos Tamary McKartney.
- Zapraszam do autobusu- powiedziała z udawanym uśmiechem, jakby zaistniała sytuacja wcale jej nie odpowiadała.
Odsunęłam od siebie szczupłe ciało zielonowłosej, po czym smutna z uśmiechem spojrzałam jej prosto w te zazwyczaj szczęśliwe, szalone tęczówki.
- Żegnaj- powiedziałam powstrzymując kolejną falę łez.
- Żadne żegnaj- zaprotestowała- do zobaczenia- powiedziała nie widocznie się uśmiechając.
Ze smutnym wyrazem twarzy cała trójka mocno się do mnie przytuliła, po czym ruszyła z walizkami, powolnym krokiem w stronę otwartego autobusu.
••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
1722 słowa! Taki prezent tylko na sylwestra!!🎆🎇🎊🎋🎉🎈 Może trochę smutno, przepraszam za to!❤ Jak są jakieś błędy dawajcie znać to poprawie!✨
~🦄
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top