26

Kiedy dotarliśmy już do toalet, okazało się, że były puste.

- Świetnie- wymamrotałam- jakieś inne pomysły?- zapytałam, spoglądając na chłopaka.

- Muszą mieć dużo przestrzeni, co tu nie jest dostępne- stwierdził- nie znam tego całego Sean'a, ale on lubi być w centrum uwagi?

Przyglądałam mu się pytająco, jednak po chwili już zrozumiałam, o co dokładnie mnie pytał. Pamiętam jak chodził jeszcze z Dianą, co rusz na jakiejś imprezie wchodził na scenę i próbował śpiewać, co nie raz fajnie mu wychodziło. Nie był w tym jakiś wspaniały, ale też nie był zły. Czasami również w barach stawiał kolejkę nieznajomym, których z każdym kolejnym kieliszkiem bliżej poznawał. Kiedy na ognisku zaczął całować się z Dianą, stał na samym środku grupy, która się tam zebrała, więc, żeby stoczyć walkę musiałby znaleźć się w tłumie. Duża przestrzeń, tłum... duża przestrzeń, tłum...

- Mogą być na polanie obok akademii- powiedziałam głośno.

- To na co czekasz? Chodźmy tam- powiedział i ruszył biegiem przed siebie, a ja za nim.

Zbiegając po schodach prawie się potknęłam, jednak w ostatnim momencie złapałam poręcz przymocowaną do nich.

- Szybciej!- krzyknął już z samego dołu Vivan.

- Przecież biegnę- fuknęłam i dołączyłam do niego.

Po chwili oddechu, oboje wybiegliśmy z akademii. Zaczęłam rozglądać się wokół, gdzie nikogo nie było.

- To są chyba jakieś żarty- burknęłam, nadal wypatrując jakiejkolwiek żywej duszy.

- Cicho- opieprzył mnie Vivan.

- Co?- zapytałam, przyglądając mu się z zaciekawieniem.

- Cicho- warknął- słyszysz? - spojrzał na mnie pytająco.

Zamknęłam oczy, stojąc tak przez moment, by zaraz do moich uszu mógł dojść dźwięk wiwatujących okrzyków.

- Obok fontanny- powiedzieliśmy w tym samym momencie.

Nie czekając dłużej, ruszyliśmy pędem na przód akademii. Kiedy tylko wyłoniliśmy się zza rogu, zauważyliśmy wianuszek osób, w którym na samym środku prawdopodobnie stali Sean i Ashton. Rzuciłam się w ich kierunku, jednak nie dane było mi przepchnąć się przez tę hołotę. Spróbowałam wejść od innej strony, ale po raz kolejny nic nie zadziałałam, a tylko dostałam łokciem w żebra. Zdenerwowana wróciłam do Vivana, który ciągle stał w miejscu i przyglądał się moim wysiłkom.

- Może byś mi pomógł?- mruknęłam z wyrzutami i pomasowałam obolały mięsień.

- Doskonale sobie radzisz - zaśmiał się, przez, co spiorunowałam go wzrokiem.

Zerknęłam zbulwersowana na trawę, która jak gdyby nigdy nic powiewała na wietrze. Mam duże wątpliwości czy uda mi się przepchnąć, nie zostając całkowicie poturbowaną. Popatrzyłam na tłum i na ziemię. Po sekundzie dostałam olśnienia, zwróciłam uwagę na Vivana, który już wpatrywał się we mnie z błyskiem w oku.

- Myślisz o tym samym co ja?- zapytał z nutką ekscytacji.

- Yhy- przyznałam z uśmiechem.

Rozglądnęłam się dookoła, upewniając, że nikt na nas nie patrzy, po czym wyciągnęłam ręce przed siebie, machnęłam nimi w górę i w dół, a następnie po bokach.

Wszyscy, którzy stali przed nami, leżeli już na podłożu. Wykonałam "sztuczkę", której nauczyła mnie Tris. Podczas gdy moja dłoń poszła wzwyż, ziemia również się podniosła, a gdy machnęłam nią ponownie w dół, opadła, powodując tym samym upadek uczniów na twardą powierzchnię. Zaczęła falować niczym trzepany dywan, dopiero kiedy rozsunęłam kończyny na boki, gleba się uspokoiła, tym samym przenosząc poprzewracane ciała nastolatków na boki, tworząc małą ścieżkę. Wszystkie pary oczu spoczęły na naszej dwójce, na co zareagowaliśmy obojętnością i wzruszyliśmy ramionami.

Nie mogli nam udowodnić, że to my, bo przed nimi stał chłopak panujący nad ogniem i dziewczyna tylko nad wodą. Cieszę się, że Ashton porozmawiał już z Vivanem na temat mojej drugiej zdolności, nie wiem jak bym wykonała to przy chłopaku, który nie jest zagłębiony w ten sekret.

Spojrzałam w stronę środka polany, gdzie zauważyłam leżącego pod nogami Asha, Sean'a. Zauważyłam, że brunet szykuje się już do ostatecznego strzału, nie mogłam pozwolić, żeby go zabił. Widziałam, że chłopak zbiera już kawałki gleby, więc bez namysłu przywołałam kulę wody i rzuciłam nią w niego, zanim brunet zrobił cokolwiek ze swoją.

Ashton pod wpływem uderzenia poleciał kilka metrów do tyłu, upuszczając przy tym kulę ziemi. Zdenerwowana podbiegłam do rannego Sean'a.

Mimo, że go nie lubię, muszę mu pomóc. To, że za nim nie przepadam, nie znaczy, że mam go zostawić rannego na ziemi. Niestety mojego honoru nic nie powstrzyma, dlatego zamiast biec z krzykiem do Ashtona, pobiegłam zakłopotana w stronę Sean'a.

-  Nic ci nie jest?- zapytałam, podając mu rękę, by pomóc chłopakowi wstać.

- Nie, dzięki- powiedział, uśmiechając się i łapiąc moją dłoń.

Kiedy wstawał spojrzałam w stronę bruneta, który zdezorientowany patrzył prosto na mnie, lecz kiedy zauważył komu pomagam jego zdezorientowanie zmieniło się w furię. Zauważyłam jeszcze, że do wściekłego chłopaka podbiega Vivan, kiedy coś syknęło mi koło ucha. Gwałtownie się odwróciłam, patrząc na sprawcę tego syknięcia, który trzymał się za kostkę.

- Nic ci nie jest, tak?- zapytałam prychając.

- Może, małe skręcenie- zasugerował niebieskowłosy.

Spojrzałam na niego rozbawiona, faktem, że nawet ze skręconą kostką i podbitym okiem, próbował udawać, że nic mu nie jest. Przełożyłam jego rękę przez moje ramię, kulejąc coraz bardziej oddalaliśmy się od tłumu. Zanim przekroczyliśmy próg akademii, spojrzałam za swoje plecy na bruneta, wyłapując jego niezadowolenie, weszłam do środka.

Już po kilku minutach znaleźliśmy się u pielęgniarki. Poczekałam, aż ta zrobi niebieskowłosemu niezbędne badania i ruszyłam do wyjścia, kiedy się skończyły.

- Gdzie idziesz?- zapytał chłopak zatrzymując mnie.

- Do Asha- przyznałam- skoro z tobą wszystko w porządku, to muszę się zająć teraz nim.

- Zostań jeszcze trochę- nalegał.

- Muszę iść do chłopaka, ale wpadnę jutro jak jeszcze nie wyjdziesz - powiedziałam wychodząc- przyjdziemy wszyscy- dopowiedziałam już na korytarzu.

Nie zwlekając dłużej ruszyłam pędem po schodach w stronę pokoju. Już przed drzwiami usłyszałam kłótnię, która przenosiła się na korytarz, ale kiedy weszłam ona przycichła. Wszystkie spojrzenia utkwione były we mnie, spoglądając na Tris widziałam na jej twarzy cień niepokoju. Mimo swojej niechęci do Vivana złapała go za koszulkę i pociągnęła w stronę korytarza, zostawiając nas samych. Kiedy tylko drzwi się zamknęły chłopak spojrzał na mnie urażony.

- Dlaczego we mnie rzuciłaś tą kulą?- zapytał patrząc prosto w moje oczy.

- A co?- zapytałam nie rozumiejąc pytania- Co według ciebie miałam zrobić? Nic i czekać, aż sam go zabijesz, czy walnąć w niego tą kulą i zrobić to za ciebie?

- Sprowokował mnie- przyznał spuszczając wzrok.

- Sprowokował cię do tej mety, że wyszliście z budynku, staneliście na środku tłumu i zaczeliście się okładać?- chłopak westchnął, po czym z powrotem spojrzał na mnie.

- Mówił- zatrzymał się w pół słowa, po czym jego piwne tęczówki zatopiły się głębiej w moich- że bardzo dobrze się ze sobą bawicie. Wspominał, że lepiej by było, gdybyś chodziła z nim, a nie z takim kimś jak ja. Powiedział mi też, że już się całowaliście i, że tobie bardzo się to podobało- zakończył wzdychając i spuszczając wzrok.

Spojrzałam na niego z niedowierzaniem, że mógł kiedykolwiek tak pomyśleć. Pomimo napiętej atmosfery wybuchnęłam śmiechem, przez co spotkałam się ze smutnym wzrokiem chłopaka. Podniosłam dłonie i najdelikatniej jak mogłam przełożyłam mu je na policzki.

- Jak mogłeś tak kiedykolwiek pomyśleć?- zapytałam spoglądac na niego czule- Nigdy się z nim nie całowałam, a jeżeli on tak twierdzi to kłamie.- wzruszyłam ramionami - Ja ciebie kocham, a nie kogoś innego. Przecież gdyby tak nie było, nie zaczęlibyśmy nawet z tobą chodzić.- zaśmiałam się patrząc ciągle na chłopaka- Nie zdradziłam cię nigdy i nigdy tego nie zrobię, zrozum.

- Okej- przyznał składając lekki pocałunek na moich ustach.

- Nie musisz być zazdrosny.- przyznałam.

- Wiem, nie wiem tylko jak mogłem mu uwierzyć- zaśmiał się ponuro.

- Co jest?- zapytałam.

- Musisz coś zobaczyć- przyznał i wyciągnął z kieszeni kopertę- pojawił się kolejny dopisek.

Spojrzałam na niego niepewnie, ale wzięłam do ręki już rozwiniętą kartkę i przyjrzałam się kolejnym słowom.

"Wiedzą jak wyglądasz, uważaj na swoich bliskich, nie dajcie się rozdzielić"

- Musimy powiedzieć o tym Tris i Vivanowi- oznajmiłam, spoglądając na niego spod listu.

- Jak najszybciej- przytaknął.

Oddałam chłopakowi kartkę, po czym wstałam i zaczęłam kierować się do wyjścia. Brunet kiedy schował już swoją własność wybiegł razem ze mną na korytarz. Jednak zanim zdążyliśmy odezwać się jakkolwiek do stojących przyjaciół, odezwał się mikrofon na ścianie.

- Drodzy uczniowie. Jutro zamiast iść na zajęcia proszę się zgłosić do sali na apel, dziękuję.

- Myślicie, że o co chodzi?- zapytałam przyglądając się pozostałej trójce.

- Myślę, że ma to związek z papierami do których miałaś wgląd- przyznał zaniepokojony Ashton.

••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Taki mały prezent na święta? Kolejny w piątek❤

~🦄

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top