Rozdział 32
Isabella
Po zniknięciu Edwarda, Maxa oraz Lucy podczas piątkowych ogłoszeń, nie dowiedziałyśmy się niczego ciekawego. Stałyśmy z Lanette, tak jak reszta tłumu, marznąc oraz słuchając fałszywego smutku w głosie dyrektora. Ani przez minutę nie uwierzyłam, że naprawdę czuł jakikolwiek żal czy współczucie.
Wróciłyśmy potem do Róży, a ja pośpieszyłam do łazienki, by polać niepokojąco zimne ręce letnią wodą. Ciecz nie przyniosła mi oczekiwanego ukojenia, lecz po chwili poczułam się trochę lepiej.
Wróciłam do pokoju i zobaczyłam Lanette, siedzącą nad książką od fizyki. Po dwóch miesiącach mieszkania z nią przyzwyczaiłam się do jej dziwnych nawyków, a część sama przejęłam. Dzięki temu nie miałam większych problemów z nadążaniem za materiałem, jednak wątpiłam, że kiedykolwiek dorównałabym blondynce wiedzą. Nigdy nie chciało mi się nawet siedzieć tak długo, jak ona.
Skorzystałam z przyjemnej ciszy, panującej w pokoju i ucięłam sobie drzemkę. Początkowo zamierzałam nie przespać więcej niż pół godziny, ale ostatecznie obudziłam się dopiero przed obiadokolacją. Naukę postanowiłam przełożyć na następny dzień. Rzadko odkładałam naukę oraz zadania domowe na sobotę czy niedzielę, jednak potrzebowałam odpoczynku. Czułam się wykończona.
Gdy pan Harrison opowiadał o śmierci Serafiny, coś dziwnego mnie tknęło. Zaczęłam wątpić w sens naszego działania, z pozoru małego śledztwa. Zaczynałam mieć również dość tej szkoły. Uczęszczałam do niej od około dziewięciu tygodni, a w tym czasie zamordowano dwie uczennice. Gdybym mogła, wzięłabym stąd Daniela i uciekła z nim. Niestety napotkałabym parę przeciwności losu.
Wątpiłam, że pozwoliliby nam uciec, dodatkowo, Daniel raczej by nie chciał. Znalazł wielu przyjaciół, zaaklimatyzował się i nie wiedział, co naprawdę działo się wokół. Nie rozmawialiśmy często, lecz nie trudno było po nim zauważyć, że jest w miarę szczęśliwy. Zresztą ja także nie mogłam narzekać na kontakty towarzyskie, może poza faktem, że nauczyciele zabili moje dwie przyjaciółki.
Po jedzeniu zmyłam się do łazienki, a następnie położyłam do łóżka i przespałam całą noc oraz część poranka. Musiałam się wywlec z przyjemnej pościeli jedynie przez śniadanie oraz nagminne przypominanie przez Lanette, że trzeba jeść regularnie.
Z niechęcią przebrałam się w mundurek. Strój z upływem czasu coraz bardziej mnie denerwował, gdyż musieliśmy go nosić nie tylko na lekcjach, ale i w Różach, podczas posiłków czy przebywania w pokoju.
Podczas siadania dałam wszystkim do zrozumienia, że jestem nie w sosie, poprzez sugestywną ciszę. Pomimo tego Courtney i Ben próbowali mnie rozweselić, co niezbyt podobało się Sam. Chociaż ona mnie chyba po prostu nie lubiła, więc nie przejęłam się tym.
Lanette również siedziała cicho, sama przeżywała wczorajsze wydarzenia, lecz wydawała mi się radzić ze smutkiem i śmiercią lepiej niż ja. Nie okazywała tak wielu emocji, bywała bardziej skryta, ale nie miała chwil zwątpienie jak ja.
Po zjedzeniu swojej porcji odłożyłam tackę i wyszłam na korytarz, zmierzając do swojego pokoju, gdy nagle zatrzymał mnie Ben.
– Hej Izzy-busy – zawołał za mną.
– Co? – Popatrzyłam się na niego ze zdziwieniem.
– No wiesz, Izzy i słowo busy* się rymują, a ty jesteś ciągle zajęta, więc...
Mój gromiący wzrok prawdopodobnie od razu przekazał, że uznałam ksywkę za idiotyczną, dlatego też chłopak nie kontynuował jej wątku.
– Tak czy inaczej... nie spodoba ci się ten pomysł, ale od razu ci mówię, że to nie ja na niego wpadłem.
– Chyba nie może być tak źle – westchnęłam.
– Okej. Masz racje. – Na jego twarzy pojawił się wielki banan. – W takim razie zapraszam cię na drugą randkę!
– Zaraz co? – zdziwiłam się. – Kiedy w ogóle była pierwsza?!
– Emm dwa dni temu? Podczas imprezy haloweenowej? No weź, nie mów, że nie pamiętasz. Ranisz mnie.
– No jasne, bo ci uwierzę. A teraz gadaj, kto wymyślił umawianie nas na randkę? Lanette?
– Nie, dlaczego ona? Chociaż z nią to jest związane. Max, ten pantoflarz, chciałby ją wyrwać na randkę i powiedział mi, że są duże szanse, że się zgodzi, jeśli zaproponuje jej podwójną randkę ze mną i z tobą. No, a więc stwierdziłem, czemu nie? Szkoda mi patrzeć jak ten biedak się stara i upokarza, by zdobyć dziewczynę i postanowiłem mu pomóc. Wy się przyjaźnicie, więc pomyślałem, że nie będziesz miała z tym problemu.
– Długa ta twoja wypowiedź. No i, skoro taka jest przyczyna... nie mam chyba powodu, by się nie zgodzić... – uznałam z wahaniem, uważnie studiując jego twarz, doszukując się jakiegoś żartu. Nie znalazłam nic poza szczerym uśmiechem.
– A gdybym zaprosił cię bez tego powodu, miałabyś taki powód? – wypalił.
Nie zdążyłam odpowiedzieć, gdyż przerwała nam Sam.
– Hej, Ben, mam problem z fizyką, pomógłbyś mi? – Wtrąciła się do naszej rozmowy, kompletnie mnie ignorując. A na początku była taka miła.
– Yyy... jasne. – Spojrzał na mnie przepraszająco. – Do później Izzy.
– Do później – rzuciłam, obserwując, jak Sam ciągnie chłopaka do jej pokoju.
Ja za to wróciłam do swojego, a w mojej głowie ciągle rozbrzmiewało jego pytanie. Czy odmówiłabym mu, gdyby zaprosił mnie na randkę bez powodu typu prośba Maxa? Polubiłam dość Bena, jednak przez Beau wciąż miałam uraz do chłopaków. Wątpiłam, że z którymś byłabym w stanie się spotykać w najbliższym czasie.
Co prawda Beau nigdy nie skrzywdził mnie fizycznie, jednak pozostawił lekką skazę na mojej psychice. Wprowadził mnie w patologiczne towarzystwo i, choć do niczego nie zmuszał, sprawił, że zaczęłam nagminnie pić i palić, a pewnie gdyby nie śmierć moich rodziców, w końcu sięgnęłabym po coś mocniejszego. Na szczęście, bądź nieszczęście, zważając na okoliczności, zostałam oświecona przez los i dojrzałam swoje złe zachowanie.
Z niechęcią siadłam wreszcie do zadań i zaczęłam je rozwiązywać. Trudno było mi się skupić, często popełniałam durne błędy z nieuwagi, więc ostatecznie odpuściłam sobie i poszłam poszukać Maxa i podpytać go o szczegóły tej podwójnej randki. Stwierdziłam, że może akurat kontakt z chłopakiem poprawi mi humor. Max bywał denerwujący, jednak przy tym zabawny, a poza tym, pomimo początkowej niechęci, dość się zaprzyjaźniliśmy.
Korzystając z nagłego zaprzestania deszczu, skierowałam się do Żółtej Róży, a następnie do pokoju Maxa. Wiedząc o jego współlokatorze, zamiast wejść od razu, zapukałam.
Usłyszałam ze środka „proszę", więc weszłam i zastałam Maxa, leżącego na swoim łóżku oraz jego współlokatora, piszącego coś przy swoim biurku.
– Ben pewnie już z tobą gadał, co nie? – zaczął.
– Tak, podwójna randka, hę? – Usiadłam wygodnie na krześle, stojącym przy biurku bruneta.
– Wiem, jestem geniuszem. – Wyszczerzył zęby. – Lanette chce was spiknąć, więc powiem jej, że wpadłem na plan, żeby zaprosić ciebie i Bena na podwójną randkę. A, jako że ona wie, że ty chcesz nas spiknąć, to wytłumaczę jej, że chętniej się zgodzisz na randkę z Benem, jeśli pomyślisz, że przez to my z Lanette się zejdziemy. Ogarniasz?
– Tak, tak... jak ty w ogóle wpadłeś na ten plan? – spytałam.
– Bo Max jest ukrytym geniuszem – uznał jego współlokator niespodziewanie, uśmiechając się do mnie.
– I pomyśleć, że ze wszystkich ludzi, ty mnie doceniasz Derek – westchnął mój przyjaciel. – Lanette ciągle nawijała, że powinniście się spotykać i że go nie doceniasz. No, a więc skojarzyłem sytuację Bena ze swoją i ten arcygenialny pomysł sam wpadł mi do głowy.
– Wiesz, te sytuację tak naprawdę nie są podobne... – Pokręciłam głową. – Ja się Benowi nie podobam, a już na pewno nie w ten sposób co Lanette tobie.
– Skoro tak twierdzisz. – Max poruszył sugestywnie brwiami.
– My się przyjaźnimy, a pomiędzy wami ewidentnie coś jest – powiedziałam z przekonaniem.
– Czasami mam wrażenie, że to jednostronne – westchnął przeciągle. – Ale chyba ją do siebie przekonuję. Jeszcze trochę cierpliwości i niedługo będziemy razem.
– Jesteś kompletnie inny, niż myślałam, że będziesz po pierwszym spotkaniu – rzekłam, zaskakując samą siebie.
– Wiem – zaśmiał się. – Kiedy jest się tym nowym co roku, wie się, że pierwsze wrażenie jest kluczowe. No a cóż, do moich poprzednich szkół uczęszczały zazwyczaj pewnie siebie, bogate dzieciaki, którym trzeba było zaimponować, żeby dostać dobre miejsce w hierarchii szkolnej. No i zazwyczaj granie aroganckiego dupka działało.
– Ale nie tutaj. – Podparłam ręką głowę, wpatrując się w niego, podczas gdy brunet bawił się swoimi palcami. Nie czuł się komfortowo, wyznając, że w środku był wrażliwy i zależało mu na akceptacji.
– Skąd miałem wiedzieć, że akurat ta szkoła będzie inna. Uznawana jest za elitarną, a nauka w niej nie należy do najtańszych. No, ale okazało się, że w też byliście nowi, nieco zagubieni... i normalni.
– Wzruszające. – Derek również gapił się na Maxa, ze łzami w oczach. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że brunetowi nie chodziło o niego i że Max często narzekał na swojego współlokatora. Choć chyba na swój sposób go lubił, tylko nie zamierzał się do tego przyznawać.
– Gdybyś powtórzył te słowa Lanette, mógłbyś u niej zapunktować – doradziłam chłopakowi. – Nie, żebyś już nie znajdował się wysoko na jej liście sympatii...
– Ma listę sympatii? – zainteresował się brunet.
– To była metafora. – Zmarszczyłam brwi. – Myślałam, że skoro jesteś w Żółtej Róży,to znasz się na takich rzeczach.
– No co ty, ja bardziej pasjonuję się polityką czy ogólnie kontaktami z ludźmi. Derek chce zostać filozofem.
– Za parę setek lat ogłoszą mnie drugim Sokratesem, zobaczycie. – Derek po raz kolejny oderwał się od swojego wypracowania.
– Nikt w to nie wątpi – zapewnił go Max.
Pogadałam jeszcze z nimi przez chwilę, a następnie pożegnałam się i z lepszym samopoczuciem podeszłam do pokoju Daniela. Nie rozmawialiśmy ze sobą od tygodnia, o ile nie dłużej, dlatego też postanowiłam wreszcie się z nim zobaczyć.
Nie zastałam go w pokoju, znalazłam dopiero w holu, kiedy zmierzałam ku wyjściu.
Z trudem odciągnęłam go od przyjaciół i wypytałam, jak spędzał czas, czy nie miał problemów z nauką. Odpowiedział mi z szerokim uśmiechem, jednak szybko wymyślił jakąś wymówkę, by wrócić do rówieśników.
Nie mogłam zaprzeczyć, że też zawiniłam, poświęcając się własnym znajomym oraz zagadkom, lecz zabolał mnie brak tej samej więzi pomiędzy nami, którą mieliśmy dawniej. Nieuchronnie się od siebie oddalaliśmy i nie wątpiłam, że nauczyciele maczali w tym palce. Z czego dowiedziałam się od Edwarda, jego również nie łączyły bliższe kontakty z bratem i siostrą, chodzącymi do Akademii, podobnie sprawa się miała z innymi znanymi nam rodzeństwami.
Według teorii Lanette mogli tak robić, aby prościej im było później wymazać swoje ofiary z pamięci rodzeństwa, chociaż według Lucy w ogóle rzadko interesowali się rodzeństwami. Co nie sprawiało, że czułam się chociaż odrobinę bezpieczniej.
***
Reszta mojego weekendu kręciła się głównie wokół nauki oraz rozmyślaniach na temat sensu naszego śledztwa. Zaczynałam dochodzić do przerażającego wniosku, że wolałabym nigdy nie odkryć tego, co odkryłam, żyć w słodkiej nieświadomości i być karmiona kłamstwami, tak, jak większość osób naokoło.
Chociaż z jednej strony wiedziałam, że gdybym dołączyła do ofiar nauczycieli, pewnie chciałabym, żeby ktoś o mnie pamiętał, żałowałam, że ukryłam tablet, a pan Merchant mi na to pozwolił. Możliwe, że gdybym na to nie wpadła,Serafina by żyła. Co, jeśli tak naprawdę zabili ją, ponieważ próbowała odkryć coś, czego nie powinna? A ja i moi przyjaciele mieliśmy być następni? Nie mogłam przecież zostawić Daniela samego na tym świecie.
Do szkoły poszłam niewyspana, dręczona poczuciem winy, z worami pod oczami. Jakby tego było mało, zaspałam, więc reszta mnie również przypominała bałagan – nieułożone włosy, pomięte ubrania oraz brak makijażu, który normalnie zakryłby choć część mojej przerażającej aparycji.
W drodze na hiszpański mignęły mi sylwetki Edwarda i Lucy, przez co natychmiastowo zalała mnie fala poczucia winy. Ta dwójka wydawała się trzymać lepiej ode mnie, nawet oblicze Eddiego się poprawiło, kiedy ja z dnia na dzień coraz bardziej miękłam. A oni byli o wiele bliżej z osobami, które straciły. Oni widzieli ich śmierć, musieli żyć ze wspomnieniami, które, jak zgadywałam, będą ich prześladować do końca życia.
A ja? Bardzo lubiłam Nari, bez wahania nazwałabym ją swoją przyjaciółką, jednak nie znałyśmy się zbyt długo. Serafinę także darzyłam sympatią, lecz nie byłyśmy zbyt blisko, już Lanette lepiej się z nią dogadywała.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos Lucy.
– Isabella! – Podbiegła do mnie dziewczyna. – Coś się stało? Nie wyglądasz najlepiej.
– Chyba ta cała sytuacja mnie przygniata – powiedziałam szczerze.
– Rozumiem. – Pokiwała głową ze smutkiem wymalowanym na twarzy. – Może hiszpański poprawi ci humor.
– Przekonajmy się – westchnęłam.
Rzeczywiście na lekcji językowej nieco się rozluźniłam, pomagałam Lucy, gdy sobie z czymś nie radziła oraz udało mi się popisać wiedzą przed całą grupą, przeprowadzając dość skomplikowaną konwersację z panią Lopez po hiszpańsku.
Jakoś przetrwałam fizykę, gdyż znowu ktoś (czyli Ben) poprawiał mi humor. Na siatkówce głównie gadałam z Courtney, ponieważ pan Merchant gdzieś zniknął na połowę lekcji. Ostatecznie jedynie angielski mnie zanudził, jednak jakoś dałam sobie radę.
Z Lanette zobaczyłam się dopiero na długiej przerwie, kiedy prawie się na mnie rzuciła.
– Izzy, wiesz, że Edward i Lucy pójdą się spytać pana Merchanta, co się stało z Yumi?
– No, fajnie – mruknęłam, lekko podirytowana, że przyjaciółka nie da mi w swoim towarzystwie odetchnąć od całej sprawy.
– Pomyśl, skoro pan Merchant jest podobno po naszej stronie, wreszcie mamy szansę się dowiedzieć więcej! Może nam bardzo wszystko ułatwić. W ogóle moglibyśmy się spotkać po wszystkim w naszym tajnym miejscu – mówiła z ekscytacją. – Dzisiaj by ci pasowało? Około szesnastej siedemnastej?
– Raczej nie, wiesz ja...
– Masz jakieś zajęcia? A może się z kimś spotykasz.
– Nie, Lanette ja... ja chyba sobie odpuszczę. Nie chcę już brać w tym udziału.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top