8

- Tak, mi ciebie też miło widzieć Ashton- uśmiechnął się sztucznie.

- Co ty tu robisz? - wysyczał przez zęby.

- Przyszłem na piknik, mam nadzieję, że się nie spóźniłem. - po tych słowach brunet wstał podając mi przy tym rękę.

- Oo..- spojrzał na mnie- kogo my tu mamy?  Nie przectawisz nas sobie? - spytał Ashtona z irytacją.

- Takiego śmiecia? Nie dzięki- prychnął.

- No to może ja się przectawię- wzruszył ramionami i zrobił kilka kroków w przód. Brunet złapał mnie za nadgarstek i przesunął za siebie.

- Wara od niej- syknął.

- Chciałem być miły, ale ty jak zawsze wszystko utrudniasz.

- Ty miły? Proszę cię nie rozśmieszaj mnie.- rzucił rozbawiony, ale w jego głosie dalej było słychać spięcie.

- Mam pomysł.- wyrzucił nagle Zayn- może mały zakładzik?- zapytał.

- Jaki zakład?

- No stary, nie udawaj, że nie wiesz. Nie pamiętasz pierwszej klasy? - na te słowa Ashton spiął się jeszcze bardziej.

- Nie.- rzucił oschło.

- Skoro nie chcesz zacząć to z przyjemnością mogę zacząć ja. - wyszczerzył się i podpalił wokół nas ogień.

- Mówię ci, że nie! Głuchy jesteś?!

- Trudno. Zaczęliśmy.

- Ja niczego nie zaczynałem!- wyrzucił z siebie brunet, po czym zwrócił się do mnie. - Chodźmy już..

Kiwnęłam chłopakowi głową po czym zaczęliśmy odchodzić, ale nim zrobiliśmy kilka kroków Zayn krzyknął.

- Czyli oddajesz walkowerem? Super przynajmniej nie będę musiał się starać, a i tak będę mieć wspaniałą noc- przy ostatnich słowach czerwonowłosy uśmiechnął się do mnie i poruszał znacząco brwiami.

- Nic nie wygrałeś, bo o nic się nie założyliśmy!

- Hmm.. ciekawe.

Zayn rzucił w moją stronę ogniem, zamknęłam oczy i szykowałam się na uderzenie gorąca, ale to nie nastąpiło. Kiedy je otworzyłam stałam pośrodku ognistego kręgu, który miał z dwa metry wysokości.

- Lynn..!!

- Nic mi nie jest!- krzyknęłam.

- Czekaj tam zaraz cię wyciągnę!

- Spróbuj- wychrypiał Zayn.

Po chwili usłyszałam odgłosy walki. Przecież on nie ma żadnych szans. Ich jest trójka, a on jest jeden. Muszę się stąd wydostać. Przywołałam do siebie wodę i zaczęłam stopniowo gasić ogień. Kiedy już się oswobodziłam zobaczyłam jak Zayn razem ze swoimi przyjaciółmi przybili Ashtona do pobliskiej skały. Wkurzona na maksa ruszyłam jak najszybciej w ich kierunku. Kiedy zobaczyłam jak brunet opada na ziemię rzuciłam się jeszcze szybciej w ich stronę. Gdy w końcu dobiegłam do chłopaków od razu ukucnęłam przy brunecie.

- Chłopaki zostawcie nas samych.- wychrypiał Zayn.

- Co wyście zrobili!?

- Dokończyliśmy zakład. Także skoro ja wygrałem to należy mi się jakaś nagroda- uśmiechnął się szyderczo, po czym powoli i niebezpieczne zaczął się do mnie zbliżać.

- Nawet do mnie nie podchodź!

- No chodź do mnie.

Kiedy miałam już wydzielić mu strzała w twarz, chociaż wiedziałam, że to mu dużo nie pomoże na moje czoło skapła kropla wody ze skały. Czyli musi być tu gdzieś woda. Zayn był coraz bardziej bliżej mnie. Czekałam na odpowiedni moment.

- Śmiało, przecież nie gryzę.- zaśmiał się.

Kiedy był już na wyciągnięcie ręki skupiłam się i że skały wytrysnęła duża ilość wody, wyglądało to jak wodospad. Zayn oberwał w twarz i z hukiem razem z wodą padł na ziemię. Kiedy woda przestała lecieć wstał i zaczął kaszleć.

- Jeszcze się policzymy różowowłosa.

- Mam taką nadzieję- uśmiechnęłam się do niego z rozbawieniem.

Chłopak zawołał resztę paczki, a kiedy ci się pytali co się stało on ich zbywał, i mówił że to nie ich interes. Gdy tylko Zayn znikł mi z pola widzenia, od razu podbiegłam do Ashtona, sprawdziłam czy oddycha. Na szczęście okazało się, że tak, ale bardzo słabo. Próbowałam go podnieść, ale był za ciężki. Nie miałam do kogo zadzwonić, bo telefon zostawiłam w pokoju. Inteligentnie Lynn. Zebrałam wodę i tak jak nas uczyli na obronie zrobiłam tarczę z wody, tylko zamiast się nią bronić położyłam na niej bruneta. Przez cały czas zastanawiałam się co mam powiedzieć w akademii. Za godzinę była już cisza nocna, więc upieczę mi się w jakimś stopniu. Zaniosłam Ashtona do pielęgniarki tłumacząc, że jakaś grupa chłopaków nas zaatakowała, a że brunet chciał mnie obronić to, jemu stało się więcej niż mi. Po moich wyjaśnieniach poszła z nim na badania, kiedy wróciła powiedziała, że jest cały i zdrów, tylko musi odpocząć i, że za kilka dni powinien się obudzić z tej chwilowej śpiączki. Weszłam po cichu do pokoju z nadzieją, że Beatrice już śpi i że nie będę musiała się tłumaczyć gdzie byłam. Światło w łazience się świeciło, czyli Tris nie śpi. Coraz lepiej. Usiadłam na łóżko i wzięłam w rękę telefon, który stał na stoliku nocnym. Kiedy popatrzyłam na wyświetlacz zamurowało mnie, nie dość, że było dziesięć minut po ciszy nocnej, czyli że u pielęgniarki przesiedziałam godzinę to miałam jeszcze osiem wiadomości od Niala i Diany, jak i pięć nie odebranych połączeń od Tris. Trzeba zmienić numer. Nie będę czytała ich dzisiaj i nie wiem czy w kolejne dni. Mam teraz ważniejsze sprawy na głowie. Pierwszą z nich jest poważna rozmowa z Beatrice. Jak na zawołanie wyszła z łazienki.

- Hej! Gdzie ty byłaś dzwoniłam do ciebie z pięć razy! - kiedy zobaczyła moja smutną twarz od razu się zamknęła.- Ej.. wszystko w porządku?

- Nic nie jest w porządku.- wymamrotałam.

- Co się stało? - spytała smutno.

- Jakby to powiedzieć w skrócie.. hmm..- przerwałam na chwilę, żeby się zastanowić jak dobrać słowa po czym zaczęłam- Zaprzyjaźniłam się ostatnio z Ashtonem..- oczywiście nie dane było mi skończyć.

- Z tym Ashtonem?! Goteyem? Kumplem Vivana?

- Tak i cicho daj mi dokończyć. Spotkaliśmy się dzisiaj i poszliśmy na piknik do lasu.

- Nadal nie rozumiem co jest w tym, aż takiego smutnego.

- Ehh.. tam Ash spotkał swojego dawnego przyjaciela, za którym jak się okazało nie przepada..- opowiedziałam jej wszystko jak walczyli, gdzie mnie uwięził Zayn, jak Ashton został ranny i siedzi w szkolnym szpitalu. Pominęłam tylko trzy rzeczy, pierwszą było to po co tak naprawdę się tam spotkaliśmy, drugą nasze wspólne turlanie się po kocu i trzecią o zakładzie. Po wszystkim Beatrice się odezwała.

- To niezły burdel. W takim razie to nie jest odpowiedni moment, żebym powiedziała ci, że chodzę z Vivanem?

- Co!? Naprawdę?- spytałam podekscytowana.

To nie jest tak, że zapomniałam od razu o tym co się stało, ten smutek dalej we mnie siedzi, ale staram się brać siły ze szczęścia Tris.

- No tak jakoś się to dzisiaj w kinie stało. Pocałował mnie i....

- Pocałował cię!?

- No tak - wyszczerzyła się w głupawym uśmiechu.

- Czyli tylko ja jestem singielką?

- Dopóki nie zaczniesz się spotykać z Ashtonem to tak.

- Nie każda przyjaźń musi się kończyć związkiem wiesz? Ciebie na przykład jeszcze nie próbowałam pocałować.- popatrzyła na mnie poważnie po czym wybuchnęła śmiechem, a ja tuż po niej.

Zielonowłosa położyła się spać, a ja poszłam do łazienki wziąć prysznic. Po piętnastu minutach weszłam do pokoju i położyłam się na łóżko. Spod poduszki wyleciała kartka, kiedy ją podniosłam okazało się, że ona nie jest zwykła tylko, że to jest list. List. Jak ja mogłam o nim zapomnieć. Nie mogę go przeczytać teraz. Nie chcę jeszcze bardziej sobie namieszać w głowie. Przeczytam go jak brunet odzyska przytomność. Schowałam list do szafki nocnej, po czym od razu usunęłam.

••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
No i tak kochani przepraszam was, że nie dodawałam rozdziałów po prostu nie miałam weny, co nie zmienia faktu, że ciągle jej nie mam, ale trzeba w końcu coś napisać dla was❤ Jest 1186 słów. Mam nadzieję, że rozdział się podoba😘 Z góry jak zawsze przepraszam za błędy🗑

GWIAZDKA⭐?/ KOMENTARZ📝?

~🦄

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top