6# Kac morderca nie ma serca.

#Valentina#

Bum! Bum! Bum! Ciągłe huczenie przyprawia mnie o ból głowy.  Godzina jedenasta rano a ja leżę na wznak na łóżku w dormitorium razem z dziewczynami. Tyle że ja już nie śpię i cierpię a Hermiona i Ginny smacznie śpią. Powoli przekręciłam się na łóżku i położyłam głowę na poduszce . Jęknęłam niezadowolona czując pulsowanie w skroniach i usiadłam po turecku wyzywając się w myślach że zapomniałam o eliksirze na kaca. Mamrotanie pod nosem też za wiele nie pomogło tylko spotęgowało ból głowy. Ale jak to mawiała ciocia Jean zawsze jak miałam z Hermi kaca po takich wieczorach : Na kaca najlepsza praca. Pewności nie mam czy dam radę bez wymiotowania ale warto spróbować. Wstałam z łóżka olewając zawroty głowy i zabrałam się za sprzątanie po naszym nocnym balowaniu. Wyrzuciłam do kosza puste butelki po sokach i alkoholu. Wszelkie papierki i opakowania również wyrzuciłam a rozglądając się po pokoju stwierdziłam że byłyśmy w miarę spokojne skoro nie ma za wiele do sprzątania. Wystarczy tylko przemyć dywan po plamach po napojach i jest czysto. Od niechcenia machnęłam różdżką i dywan był czysty a ja nadal miałam potężnego kaca. Skierowałam się do szafy i ubrałam się dość mozolnie a brudne rzeczy wrzuciłam do kosza na pranie. Zerknęłam ostatni raz na śpiące dziewczyny i wyszłam z dormitorium aby pospacerować po zamku. Niestety burczenie w brzuchu dało się we znaki więc podreptałam w kierunku Hogwarckiej Kuchni którą swego czasu pokazała mi Ginny. Bardzo miłe skrzaty bardzo chętnie zrobiły mi śniadanie i zaproponowały że zrobią również śniadanie dla dziewczyn za co podziękowałam im wylewnie i uśmiechnęłam się szeroko. A ku mojemu nieszczęściu skrzaty nie miały w zapasie eliksiru na kaca. Powiedziały natomiast abym poszła do profesora Snapea albo do Skrzydła Szpitalnego. Niestety obie opcje odpadały. Nietoperz jak to zwykła nazywać go Ginny raczej nie byłby chętny do udzielenia naszej trójce pomocy , zapewne raczej by dał nam wykład na temat picia alkoholu. A w SS madame Pomfrey tak samo jak profesor Snape dała by na wykład i by się na nas złościła. Więc raczej jesteśmy zdane na siebie . Nie zniechęcona zabrałam koszyk z jedzeniem przyszykowanym przez skrzaty i jeszcze raz dziękując wyszłam z kuchni i wróciłam do dormitorium aby obudzić dziewczyny. Wchodząc przez ramy obrazu skrzywiłam się słysząc jak chłopcy hałasują w salonie. Potarłam skronie aby przestały mi pulsować i natknęłam się na współczujące spojrzenie Teodora oraz złośliwe spojrzenia Zabiniego i Malfoya. 

- Widzę że Gryfoneczka ma kaca. - zarechotał złośliwie Zabini a ja zmroziłam go spojrzeniem niezadowolona z tego że w ogóle się odezwał.

- Szkoda by było patrzeć jak cała wasza trójka zdycha cały dzień. - zaśmiał się Malfoy a ja prychnęłam pod nosem olewając go czego nie lubił.

- My bynajmniej mamy eliksir na kaca. - dodał złośliwie niezadowolony że mam go w poważaniu. 

- Wy macie eliksiry a my to przeżyjemy. Wy się leczycie aby nie ''zdychać'' a my robimy co się nam żywnie podoba z kacem na karku. Jesteśmy po prostu wytrzymalsze od was. - zakpiłam złośliwie i uniosłam dumnie głowę. Nie pozwolę aby takie dwa debile ze mnie kpiły. Ich niedoczekanie! 

- Ale widzę że jesteś zadowolona z wieczoru. - zagaił miło Nott a ja uśmiechnęłam się do niego lekko.

- Tak. Dawno się tak nie bawiłam. Powspominałam trochę z Hermioną nasze dzieciństwo. Było tego trochę. - powiedziałam z uśmiechem i usadowiłam się na sofie naprzeciw Teodora. Oczywiście olałam całkowicie pozostałą dwójkę Ślizgonów.

- Widać że stęskniłyście się za sobą. - stwierdził z uśmiechem brunet a ja pokiwałam lekko głową.

- Owszem. Nie widywałyśmy się za często. Po prostu nie mogłyśmy ale teraz wszystko się zmieniło. - przyznałam uśmiechając się zadowolona że teraz mogę przebywać z ''tą prawdziwą rodziną''.

- Teraz będziecie widywać się codziennie . - zaśmiał się lekko a ja uśmiechnęłam się do niego zadowolona.

- W sumie cieszy mnie to.  Ogólnie bardzo się cieszę że jestem w Hogwarcie. - wyjawiłam cały czas się uśmiechając. Widziałam jak Teo chce coś jeszcze powiedzieć ale przerwało nam oburzone prychnięcie chłopaków którzy przysłuchiwali się nam uważnie.

- A wy co prychacie? Kłaczek czy co ? - zapytałam zirytowana patrząc na ową dwójkę i usłyszałam ciche chichoty za sobą. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam zaspane dziewczyny już w ciuchach codziennych. 

- Doberek. Jak się spało ? - zapytałam ze złośliwym uśmieszkiem na co Hermiona prychnęła pod nosem a Ginny zachichotała zadowolona.

- Ja się tam wyspałam. - stwierdziła rudowłosa i usiadła obok mnie z zadowoleniem.

- A ty kuzyneczko ? - zapytałam słodko się uśmiechając.

- Głowa mnie boli ale da się wytrzymać. - wyznała i przeciągnęła się jak kotka.

- To może śniadanko ? - zaproponowałam uśmiechając się kącikiem ust, potrząsając lekko pełnym jedzenia koszykiem.

- Jesteś wielka! Burczy mi w brzuchu. - wymamrotała młoda Weasleyówna i zaczęła szperać w zawartości koszyka. 

- Byłaś u skrzatów w kuchni . - zaśmiała się Miona a ja spojrzałam na nią niezrozumiale. 

- Nie wstałam wcześnie i nie zdążyłam na śniadanie więc poszłam do kuchni. - powiedziałam z prostotą na co kuzynka się zaśmiała.

- Ehh . Mam dość ich gadaniny. Idziemy Diable. Nott idziesz z nami do Hogesmead ? - odezwał się nagle blond książę  wstając z fotela i spojrzał się na naszą tróję z kpiną. 

-Patrzcie Państwo , blondasowi chyba skończył się żel do stroszenia tych kudłów . - wyszeptałam złośliwie a siedząca obok mnie Ginny zakrztusiła się sokiem dyniowym by po chwili roześmiać się w głos. Patrzyłam się na dziewczynę z niewinnym uśmiechem udając że nie widzę zabójczego spojrzenia fretki. Jednak nie jest taki głuchy jak przypuszczałam , pomyślałam z przekąsem. 

- Zostanę w Zamku Draco. Nie mam ochoty na wypad do miasteczka. - stwierdził rozbawiony Teodor a obrażona fretka i jego giermek wyszli z dormitorium mamrocząc coś pod nosem.

- Już myślałam że przez cały dzień będę widzieć ich krzywe gęby. - mruknęłam radośnie i wszyscy się zaśmialiśmy. 

- Ja to się tobie dziwię, Tina. Jeszcze nie warczysz że głowa cię boli. - zaśmiała się Hermiona a ja prychnęłam pod nosem rozbawiona.

- Przeboleję wszystko ale ból głowy to nie dla mnie. - westchnęłam ponownie pocierając skronie. Przymknęłam powieki i złapałam się za czoło pocierając je lekko. Nagle usłyszałam poruszenie i jak ktoś wychodzi i po chwili wchodzi do salonu.

- Macie. Nie mogę patrzeć jak się krzywicie. - usłyszałam głos Teodora i uchyliłam jedno oko. Najpierw zobaczyłam miły uśmiech bruneta a potem trzy fiolki z eliksirem na kaca w jego dłoni. Wyprostowałam się nagle i z uśmiechem przyjęłam lekarstwo.

- Dzięki, Teo. Ból głowy to koszmar. - podziękowałam i wypiłam jednym duszkiem cały płyn. Nie minęła sekunda a poczułam ukojenie. Ból głowy minął i nastąpiła cisza.

- Teraz to ja mogę nawet latać na miotle do góry nogami. - wymruczałam z uśmiechem a dziewczyny zaczęły chichotać.

- Skoro mowa o miotle. Może masz ochotę potrenować ze mną trochę? - zapytał niepewnie Nott a ja uśmiechnęłam się radośnie.

- Czemu nie. Dawno już z nikim nie grałam. - odpowiedziałam i nim ktokolwiek zdążył coś powiedzieć pobiegłam do dormitorium po swoją Błyskawicę. Wzięłam jeszcze ze sobą swoje ochraniacze i lekki strój sportowy który ubrałam na siebie machnięciem różdżki. Czarne przylegające do nóg dresy , biała sportowa bokserka , czerwona bluza i rękawiczki bez palcy. Założyłam też szare adidasy i byłam gotowa do latania. Wracając do salonu złapałam jeszcze frotkę i związałam włosy w wysokiego kucyka.

- Gotowa do lotu. - powiedziałam ze śmiechem widząc zdziwione spojrzenie chłopaka i rozbawione spojrzenia dziewczyn.

- Nie dziwię się że twoja drużyna ciągle wygrywała. Jesteś szybsza od jakiegokolwiek chłopaka jakich znam. Nawet Smok się tak szybko nie zbiera a zawsze jest pierwszy na miotle.- stwierdził  zaskoczony brunet a ja wzruszyłam ramionami.

- A mówią że to dziewczyny szykują się niewiadomo ile. - prychnęłam rozbawiona obserwując jak Teodor wchodzi do swojego dormitorium się przygotować.

- Jesteś w swoim żywiole. - zaśmiała się Hermiona widząc jak z czułością przecieram rączkę miotły.

- Nawet nie wiesz jak się bardzo z tego cieszę. - zachichotałam opierając się o miotłę i w tym momencie do salonu wpadł przygotowany Teodor.

- Możemy iść. - zawiadomił a ja uśmiechnęłam się wesoło do dziewczyn.

- Widzimy się później. - zawołałam i razem z Nottem podreptaliśmy na boisko do Quidditcha. Kiedy znaleźliśmy się na dziedzińcu zwróciłam się do chłopaka z zadziornym uśmieszkiem.

- Ścigamy się do drugiej pętli - zapytałam z uśmiechem bacznie go obserwując.

- Przyjmuję wyzwanie, Gryffoneczko. - zaśmiał się Teodor a ja z rozbiegu wskoczyłam na miotłę.

- Spróbuj mnie dogonić , wężyku. - zawołałam roześmiana widząc że chłopak dopiero usiadł na miotłę.

- Czy wszystko co niebezpieczne jest dla ciebie zabawą? - zapytał doganiając mnie a ja uśmiechnęłam się lekko.

- Nie pierwszy raz skaczę na miotłę z rozpędu. Szczerze mówiąc skakałam na nią z o wiele większych wysokości. - zaśmiałam się i przyśpieszyłam lot. Za sobą usłyszałam jeszcze śmiech chłopaka nim wyprzedziłam go o całkiem spory kawałek. Doleciałam do trzech pętli i zatrzymałam się przy nich kładąc się na miotle i czekając aż Ślizgon do mnie doleci. W końcu po parunastu minutach spostrzegłam jak brunet dolatuje do boiska. Przeciągnęłam się lekko i wyprostowałam uśmiechając się do uśmiechniętego chłopaka.

- Domyślałem się że nieźle sobie radzisz na miotle ale to przewyższa moje domysły. - zaśmiał się poprawiając rękawice. 

- Dziękuję za miłe słowa, Teo. A teraz powiedz mi co dokładnie chcesz potrenować. - poprosiłam sadowiąc się wygodniej na Błyskawicy.

- Ostatnio na treningu wcale się nie popisałem na pozycji obrońcy. Dracze wygłosił mi niezłe kazanie. Pomyślałem że skoro jesteś ścigającą to może pomożesz mi stać się lepszym obrońcą. - wyjaśnił drapiąc się po karku z zakłopotania. Jakby się wstydził swojej porażki.

- Rozumiem. Chętnie ci pomogę ale nie zapomnij wspomnieć Malfoyowi że cię uczyłam jak wygracie zbliżający się mecz. - powiedziałam uśmiechając się złośliwie wyobrażając sobie minę fretki jak się dowie że Gryffonka w małym stopniu pomogła mu wygrać mecz.

- Nie ma sprawy. Sam chętnie zobaczę jak zareaguje na tę wiadomość. - zaśmiał się brunet a ja razem z nim.

- Pewnie się popłacze. - zakpiłam roześmiana bujając się na boki.

- Ehh zapewne. To od czego zaczynamy? - zapytał obserwując mnie z uwagą.

- Dam ci parę wskazówek i pokażę co sama potrafię i wiem o  obrońcach. Znam też parę sztuczek które powinny ci się przydać. Tak więc pierw teoria a potem praktyka. - wyjaśniłam z uśmiechem a brunet chwile się zastanowił.

- Brzmi ciekawie. Zaczynaj. - stwierdził i połykał wszystko co do niego mówiłam. Zaczęłam mu wyjaśniać co powinien postrzegać jako pierwsze. Ruch piłki, kierunek lotu przeciwnika i jego reakcja na przeszkody.  Ważne aby całą swoją uwagę skupił na kaflu. Trajkotałam tak o wszystkim co wiem i widziałam przez ładne dwie godziny. W końcu zaschło mi w gardle i zakończyłam cały wykład.

- W życiu się tyle nie nagadałam. - wycharczałam by następnie napić się łyk wody.

- Twoje porady i akcje są bardzo dobre. Jeszcze nigdy nie słyszałem o tylu sposobach obrony trzech pętli na raz. - stwierdził zadowolony i zaskoczony zarazem.

- Czytało się dużo, grało, oglądało i słuchało. Co poradzę. Uwielbiam Quidditcha. - zaśmiałam się lekko .

- To teraz praktyka? - zapytał zaciekawiony a ja potaknęłam mu głową na co ten podleciał do pętli gotowy na mój ruch. Zaśmiałam się cicho i odleciałam od niego trochę łapiąc w swoje rączki kafla.

- Można się przyłączyć? - usłyszałam dziewczęcy pytający ton i zakręciłam miotłą tak aby zobaczyć kto się odezwał.

- Astoria! Jeśli chcesz to potrenuj z nami. Valentina jest wspaniałą nauczycielką. - zaśmiał się Teodor podlatując do naszej dwójki.

- Nie przeczę. - zachichotałam dumna z siebie.

- Na jakiej pozycji grasz? - zapytała ciekawsko Astoria.

- Jestem ścigającą. - odpowiedziałam a dziewczyna uśmiechnęła się radośnie.

- Też jestem ścigającą. - pochwaliła a ja uśmiechnęłam się szeroko.

- To może Tina pokaże ci parę chwytów i sztuczek? W końcu należała do drużyny Granatu we Francji jako kapitan. - zaproponował brunet a ja czekałam aż dziewczyna powie swoje zdanie.

- Naprawdę?! Drużyna Granatu wygrywała wszystkie mecze! Dziewczyno jesteś wielka! To będzie dla mnie zaszczyt! - krzyknęła zaskoczona.

- Z przyjemnością podzielę się z wami moją wiedzą i trikami. - powiedziałam radośnie .

- A tak przy okazji bo się zagadaliśmy. Astoria Greengrass. - przedstawiła się z lekkim uśmiechem.

-Valentina Moore. Miło poznać, Astorio. - odpowiedziałam i bez zbędnej gadaniny zaczęliśmy we trójkę trenować. Pokazałam Astorii wszystko co sama umiałam i wiedziałam. Teodorowi pomogłam również podnieść umiejętności obrońcy. Koniec końców Teo obronił trzy na pięć bramek Astorii i dwie na pięć moich. Uznałam że to duże osiągnięcie owej dwójki. Co jak co ja ćwiczyłam przez lata, dzień w dzień i każdą wolną godzinę. Widziałam zadowolenie na twarzy Teodora i dumę na twarzy Astorii. I choć oboje są w Slytherinie, a ja w Gryffindorze czuliśmy się tak jakbyśmy byli w jednym domie. Zadowolona stwierdziłam że Hogwart był moją najlepszą decyzją w życiu. Mam tu wielu przyjaciół i ciągle ich zdobywam. W końcu kiedy był czas na kolację stwierdziliśmy że będziemy się zbierać. Ja poszłam w swoją stronę a Astoria z Teo w swoją. Oczywiście przed rozstaniem Astoria zawiadomiła mnie jeszcze że zabiera mnie następnego dnia na kawę do Hogesmead. Ze śmiechem skierowałam się do stołu Lwa widząc wołającą mnie Hermionę z Ginny. Ten dzień nie mógł być lepszy, pomyślałam z zadowoleniem siadając wśród przyjaciół.

================

Tygryski!! 

Mam nadzieję że się podoba.

Poczułam się lekko na siłach i dokończyłam ten rozdział.

Zobaczę jeszcze czy dam radę napisać ze dwa rozdziały do innych książek ale niczego nie obiecuję.

Pozdrawiam i dziękuję za życzenia powrotu do zdrowia. 

Każdy wasz komentarz to jak lekarstwo, kochani.

Dziękuję.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top