15. ,,Wyrównamy rachunki"

ROK 848, LAS TESTOWY- TRZECI DZIEŃ

Trzy dni minęły od kiedy drużyny składające się po pięć członków wyruszyły w głąb lasu, by zawalczyć o lepszy wynik w tabeli i zapewnić sobie stuprocentowe miejsce w najlepszej dziesiątce. Marzyli o tym głównie ci, którzy za wszelką cenę chcieli dołączyć do Żandamerii i wieść spokojne życie za murami. Niektórzy zapomnieli o prawdziwym znaczeniu tego zadania. Mieli w ciągu tygodnia lub czasie krótszym dotrzeć z punktu A - miejsca, z którego ruszyli - do punktu B, czyli do posterunku, gdzie Shadis jak i pozostali instruktorzy mieli ich oczekiwać.

Wśród instruktorów znalazła się także Nesta Edrington ze Stacjonarnych, mająca za zadanie w ciszy obserwować poczynania różnych drużyn. Przez pierwsze dwa dni w niebo została wystrzelona tylko jedna flara. Zrobiła to jedna osoba, która wystraszyła się presji na niej wywieranej, przez co reszta drużyny musiała również zrezygnować. 

Drużyna Druga opuściła swój mały obóz przy jeziorze i o poranku dnia drugiego, ruszyli dalej. Wybrali skrót przez jezioro, by zaoszczędzić dwa dni drogi do posterunku. Całkowicie nieświadomi, że jedna z drużyn wypatrzyła ich sobie jako cel. Gdy obawiali się, że być może droga przez jezioro była błędem, pojawiły się makiety tytanów. To oznaczało, że instruktorzy przewidzieli szansę, że ktoś wybierze ten skrót. Ktoś, kto naprawdę posiadał talent strategiczny. 

Charles wystrzelił haki, wbijając je przy tym w drzewo. Przeleciał nisko, prawie przy samej ziemi, po czym uniósł się wyżej i znalazł tuż nad ,,tytanem''. Zakręcił się dwa razy wokół własnej osi, celując w kark - słaby punkt tych bestii. Wraz z kawałkiem drewnianego ciała opadła również czerwona karteczka.

- Juhu! Pięć punktów więcej! - ekscytowała się Astrid, gratulując towarzyszowi z grupy. - Który to już będzie? - spytała, rozciągając się.

- Sądzę, że szósty - stwierdziła Laurys.

Na czerwonych karteczkach wypisano wcześniej ilość punktów za danego osobnika. Punktacja zależała od wzrostu tytana.

- Nieźle, idziemy dalej - popędzał ich Noel.


❈ ❈ ❈ ❈ ❈


- Psst! Jak ty miałeś na imię? 

- Już ci mówiłem. Jestem Tony - odpowiedział nieco podirytowany chłopak z drużyny Trzeciej.

W całej drużynie panowała napięta atmosfera. Nie każdy był za planem uknutym przez Larę i Kathrien. Swoje niezadowolenie często okazywała Elena, która robiła to wszystko tylko z konieczności, że bez nich nie mogła zaliczyć zadania. Okłamanie Shadisa, że wszyscy zginęli nie przeszłoby z zamierzonym skutkiem. Idąc prosto, w ogóle nie słuchając blondynki, omawiającej szczegóły planu wraz z Tony'm i jego kolegą - Chrisem - również na początku wściekłym z powodu zmiany priorytetów, pogwizdywała cicho. Brzmiało to bardziej na szept, ale nikt nie mógł jej więc zwrócić uwagi, by była cicho.

 - Gdzie oni w ogóle mogą być? - zagaił Chris, krzyżując ręce na piersi, wykrzywiając usta w nieprzyjemny grymas.

- Cicho! Wypłoszysz ich - skarciła go Quinn.

- A co oni? Zające? - parsknął śmiechem Tony, a jego przyjaciel mu zawtórował i pogratulował udanego żartu. Dziewczyna przewróciła oczami, nie racząc ich jakąkolwiek odpowiedzią.

- Hej! Patrzcie! - powiedziała za głośno Kathrien, wskazując palcem na zniszczoną konstrukcję tytana. - To robota Foxwella.

- Skąd wiesz? - zdziwili się chłopcy.

- Obserwowałam go na treningach - wskazała dłonią na swoje błękitne oczy, w cieniu przypominające bardziej szare. - Mam doskonałą pamięć. W ten sposób niszczy tytanów. Jeżeli przyjrzycie się dokładnie jego karkowi, dostrzeżecie, że jego ostrze zjechało nieco w dół, zaraz po wbiciu. To jest jego słaby punkt. Używa dużo siły, po czym ostrze zsuwa mu się w dół kilka milimetrów. Tu dwa centymetry.

Obaj panowie byli w szoku. Jak ktoś mógł dostrzec prawie niezauważalny szczegół? Popatrzyli z niedowierzaniem na niską dziewczynę, będącą również najmłodszą kadetką w 101. oddziale treningowym. 

Nagle niebo przeszyła czerwona flara, oznaczająca, że znów ktoś postanowił zrezygnować. Lara uśmiechnęła się złośliwie, drwiąc przy tym z tych ,,ofiar''.

- J-jak myślicie? Czemu wystrzelili flarę? - padło pytanie z drżącym ust Chrisa.

Nie otrzymał odpowiedzi. Kierowali się drogą, prawdopodobnie obraną przez drużynę Drugą, będącej ich celem. Zatrzymali się na chwilę dopiero, gdy ich uszu dobiegł przeraźliwy krzyk wielu osób. Chris znów zaczął się wydzierać, za co oberwał w głowę od Tony'ego.  Wrzask przesączony bólem i prawdziwym strachem wzbudził w nich pewien niepokój, ale Quinn nie pozwalała się rozpraszać, nakazując pośpieszyć się.

Używając sprzętu do trójwymiarowego manewru, unieśli się wysoko. W niebo wystrzeliły dwie kolejne flary, a echem niosły się błagające o litość krzyki.

- Co do chuja?! - warknął Tony, przystając na gałęzi. Dłońmi zakrył usta, by powstrzymać się od zwrócenia skromnego śniadania. 

Tuż przed nimi znajdowało się prawdziwe pobojowisko. Między przewróconymi drzewami leżeli martwi kadeci w opłakanym stanie. Niektóre ciała były mocniej naruszone i nie miały głowy lub ręki. Wszędzie była krew. Nie dowierzali własnym oczom.

- Lara - zaczęła Kathrien, ale Quinn przerwała jej ręką.

- Najwyraźniej postanowili się sami powybijać. Ruszamy dalej - rozkazała władczym tonem, nieznoszącym sprzeciwu.

- Ale te ciała...

- Powiedziałam, ruszamy dalej!

Poruszali się z niesamowitą prędkością, tylko szelest liści poruszonych parą ze sprzętu zdradzał ich obecność. Lara nie mogła powstrzymać swego triumfalnego uśmiechu, gdy pod sobą dostrzegła pięć znajomych postaci. Jej gniew podsycił widok rudej czupryny obok czerwonej. Znalazła ich!

Gestem rozkazała, by jej towarzysze zajęli pozostałą czwórkę, gdy ta będzie zajmować się Aberald. Nie minęła chwila, a przed każdym z drużyny Drugiej pojawił się uzbrojony w dwa ostrza przeciwnik.

Kathrien, stojąca przed Wayland, wycelowała w nią ostrzem, muskając przy tym lekko jej szyję.

- Ani kroku, Wayland - zaleciła jej ze sztuczną uprzejmością.

- Ansa! -  krzyknęła Laurys, widząc jak ta konfrontuje się z Quinn. Chciała do niej podbiec, ale Portman jej to uniemożliwiała. Nie mogła wyjąć ostrzy. Nie zdążyłaby. 

Ani Charles, Astrid czy Noel... Nikt nie mógł zrobić choćby kroku. 

- Przegraliście - zachichotał Tony, grożąc Reyesowi. - Oddajcie swoje czerwone karteczki.

- Chyba ochujałeś! - warknął zza jego pleców Foxwell, unieruchomiony przez Chrisa, wciąż nieco trzęsącego się ze strachu z powodu ostatniego widoku. 

- Witaj, Aberald - przywitała się Lara. - Dobrze cię widzieć. Jak zadanie?

- Daruj sobie uprzejmość, Lara.

- Nie mów do mnie po imieniu! Nie jesteśmy koleżankami! Przyszłam by wyrównać rachunki - krzyknęła wściekle, uderzając ją pięścią. 

Laurys krzyknęła, gdy Ansa cofnęła się po otrzymaniu uderzenia. Przetarła wierzchem dłoni twarz, chcąc zetrzeć z niej krew. Ta obojętna mina, ta bezczelna mina - tak irytowała Larę, że ponownie przymierzyła się do ciosu, ale Ansa w porę go uniknęła. Chwyciła Quinn za nadgarstek wykręcając go jej i przewracając na ziemię.

Kathrien zawołała jej imię z troską.

- Wszystko w porządku?!

- Zamknij się! Pilnuj Wayland. Ta suka jest moja!

Postanowiła podciąć przeciwniczce nogi, lecz ta uskoczyła przed nią. Szybko pojawiła się za nią, popychając ją tylko do przodu. 

- Nie żartuj sobie ze mnie! - Ależ się w niej gotowało. Rzuciła się na Aberald, przewracając ją na ziemię i okładając pięściami po twarzy.

- Zdychaj! - wycharczała. 




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top