6. Zmiana

...

Postawiłam na swoim prowizorycznym biurku kawałek blachy aby posłużył mi jako lustro. Usiadłam na krzesełku i spojrzałam w odbicie na swoje długie ciemne włosy które sięgają mi do połowy pleców. Najczęściej robiłam z nich warkocza aby mi nie przeszkadzały. Postanowiłam zmienić trochę swój wygląd. Wzięłam do ręki nóż, a do drugiej kosmyk włosów i ucięłam go. Po 10 minutach długość moich włosów zmieniła się, teraz ledwo zakrywają mój kark. Jako że niezły ze mnie chemik to wykombinowałam jakoś aby zrobić sobie kolorowe pasemko. Nie duże ale widoczne pasemko włosów po mojej lewej jest teraz prawie białe. Spojrzałam w prowizoryczne lustro dumna z tej zmiany.

~

Jako że grozi nam niebezpieczeństwo ze strony ziemian to musimy nauczyć się bronić. W dzieciństwie tata nauczył mnie dobrze celować więc wykorzystam to do nauki innych jak dobrze strzelić z łuku. Potrafię też dobrze walczyć, w więzieniu miałam dużo czasu na ćwiczenia więc i tego też mogę wyszkolić innych.

Wyszłam z namiotu w poszukiwaniu pewnej osoby. Podeszłam do Octavii która stoi przy stoisku.

-Hej.- przywitałam się.

-Hej. Super fryzura, dziewczyno.- powiedziała z szczerym uśmiechem.

-Dzięki. Wiesz gdzie jest twój brat?- brunetka przymrużyła oczy uśmiechając się chytrze.

-A mogę wiedzieć po co go szukasz?- poruszyła brwiami i uśmiechnęła się dwuznacznie.

-Mam zamiar zorganizować szkolenie obronne dla obozowiczów.- uśmiechnęłam się dumnie.

-A już myślałam że po coś innego.- zachichotała- Nie powinnaś odpoczywać jeszcze?- powiedziała z troską.

-Minął prawie tydzień, już nie wytrzymuje tego nic nie robienia. Jasper i Monty przez ten czas traktowali mnie jak porcelanową laleczkę. To miłe ale już mam dość.

-Jesteś dla nich ważna.

-Są dla mnie jedyną rodziną którą mam.

-Ja mam tylko mojego wkurzającego brata.- zaśmiała się lekko.- A wracając do tematu to powinien kończyć swoją wartę przy bramie.

-Dzięki.- poszłam w wyznaczonym przez Octavię kierunku.

Akurat Bellamy przechodzi przez bramę, podeszłam do niego.

-Widzę że już z tobą lepiej.- uśmiechnął się szeroko.

-Tak, jest okay. Mam do ciebie pewną sprawę.- ciemnowłosy pochylił się w moją stronę.

-Jeśli chodzi o "to" to lepiej chodźmy do mojego namiotu.- powiedział z lekko ściszonym i zalotnym głosem uśmiechając się lubieżnie.

-Nie, nie chodzi mi o "to" tylko ...- lekko się zarumieniłam tym że proponuje mi coś takiego.- Tylko o ćwiczenia obronne.

-Ćwiczenia obronne?- jego mina świadczy jakby był trochę zawiedziony że chodzi o coś innego niż sądził.

-Chciałbym uczyć obozowiczów strzelania z łuku i samoobrony.

-Powinnaś jeszcze odpoczywać, nabrać sił a nie od razu rzucać się do czegoś ciężkiego.- powiedział poważnie krzyżując ręce na piersi.

-Minął prawie tydzień, czuję się dobrze.

-No nie wiem. Lepiej zapytajmy Clarke o to.

-Ale ...

-Chodź.- ruszył szybkim krokiem w stronę statku, a ja poirytowana że kolejna osoba mnie ogranicza, poszłam za nim.

Weszliśmy do środka. Bellamy zawołał Clarke. Blondynka podeszła do nas.

-O co chodzi? - zapytała.

-O to że Monel chce bawić się w wojowniczkę mimo że nie jest jeszcze w pełni sił.

-Czuję się świetnie. Czego ty nie rozumiesz w tym zdaniu?- powiedziałam lekko za głośno przez co Bellamy przybrał wkurzoną postawę.

-Nie drzyj się! Masz się mnie słuchać.

-Uspokójcie się.- przerwała nam blondynka.- Minął tydzień, rana na głowie dobrze się goi, a ostatnio gdy sprawdzałam twój stan to nic cię nie bolało, a siniaki już powoli schodzą więc jest dobrze. Skoro jest jedna osoba która zna się chodź trochę na walce to taki trening bardzo się nam przyda. Wybaczcie ale muszę wrócić do pracy.- Clarke odeszła zostawiając nas w nieprzyjemnej ciszy.

-Dobra, rób sobie co chcesz.- odezwał się Bellamy następnie po prostu zostawił mnie samą.

~

Całkiem sporo osób dobrowolnie przyszło na moje lekcje. Na początku uczyłam ich strzelać z łuku, wcześniej przygotowałam tarcze, dużo ilość strzał i oczywiście łuki. Szło to dość kiepsko, męczyłam ich tym przez prawie dwie godziny ale gdyby nie poświęcony czas to nikt by w ogóle nie umiał strzelać, a tak przynajmniej niektórzy świetnie sobie radzą.
Teraz mam zamiar pokazać im jak się bronić.

-Walki w ręcz macie używać tylko w ostateczności. Ziemianie są znacznie silniejsi i znacznie dłużej byli szkoleni więc trudno było by nam ich pokonać.- stoję przed nimi- Pokażę wam przykładowe ciosy, a później będziecie ćwiczyć w parach. Tylko jest potrzebny mi ktoś chętny do demonstracji. Ktoś ma ochotę?- po kolei przenosiłam wzrok na zgromadzonych czekając na ochotnika.

-Ja się zgłaszam!- spośród tłumu wyszedł ciemnowłosy stając na przeciw mnie. Zebrani zaczęli szeptać coś pośród siebie.

-No dobrze.- ustaliśmy na przeciw siebie.- Uważnie obserwujcie.- powiedziałam do zgromadzonych.

-Zaatakuj.- rzekłam do Bellamego. Ten uśmiechnął się lekceważąco. Ruszył w moją stronę próbując uderzyć mnie prawą pięścią. Zrobiłam unik w bok, złapałam go za rękę i przerzuciłam go przez ramię. Wylądował z hukiem na plecy, usłyszałam jego jęk z powodu bólu.

-Tak możecie uniknąć ataku ziemiana i w czasie gdy będzie się zbierał z ziemi możecie szybko uciec.

-Nie jesteśmy tchórzami więc lepiej pokaż jak na prawdę walczyć.- odezwał się jakiś chłopak a tłum poparł go.

-Jeśli tego chcecie.- spojrzałam na wstającego Bellamiego- Dasz rady jeszcze poćwiczyć?- uśmiechnęłam się złośliwe.

-Oczywiście że tak.- ustał dumnie się prostując. Biedak nawet nie wie na co się pisze.

Pokazałam jeszcze trzy różne sposoby ataku i dwa jak obezwładnić kogoś, teraz zademonstruję trzeci. Bellamy mimo że ciężko mu utrzymać się na nogach dalej gra twardego.
Ustaliśmy na przeciw siebie. Ciemnowłosy zaatakował mnie, uskoczyłam w bok stając za nim. Kopnęłam go w zgięcie w kolanie. Upadł na kolana. Wykorzystałam to i zrobiłam haka na jego szyi, bardzo lekko go przyduszając.

-Nadal uważasz że nie wyzdrowiałam?- szepnęłam mu do ucha puszczając go.- Teraz podzielcie się w pary i ćwiczcie.- wyciągnęłam dłoń w kierunku ciemnowłosego aby pomóc mu wstać. Spojrzał się na nią i złapał ją. Podciągnęłam go do góry.

-Skąd masz tyle siły?- powiedział obolały.

-Musiałam coś zrobić z czasem w pace więc ćwiczyłam.

-Chyba bez przerwy to robiłaś.- zaśmialiśmy się oboje.- Tak w ogóle to za co Cię zamknęli?

-Za poważne uszkodzenie strażników.

-Naprawdę? Ile wtedy miałaś lat?

-15.

-Jak piętnastolatce udało się coś takiego?

-To się nazywa niepohamowany atak auto agresji.

-Chyba nie powinienem pytać co to dokładnie znaczy?

-Po prostu gdy strażnicy przyszli po moich rodziców żeby ich ekspulsować odbiło mi, byli dla mnie wszystkim więc nie chciałam by mi ich odebrano. No i od dziecka czasami ponosiło mnie, ale wtedy naprawdę przegięłam.

-Ale przeżyli. A to że broniłaś bliskich jest normalnym zachowaniem.- widząc moją smutną minę spróbował mnie pocieszyć.

-Nawet jeśli połamałam im kości i musieli mnie porazić prądem żeby powstrzymać mnie.

-Nawet to.- zaśmialiśmy się oboje.

-Powinnam chyba obserwować moich uczniów.

-Poradzą sobie. Wiesz to ... naprawdę dobry ... pomysł z tym szkoleniem ... dałaś radę.

-Czyli przyznajesz mi rację?

-Tego nie powiedziałem.

-Ale tak zabrzmiało.

-Dobra, myliłem się, zadowolona?

-Tak.- szeroko się uśmiechnęłam.

-Tylko się nie przyzwyczajaj do tego.- odwzajemnił mój uśmiech.

...

Mam nadzieję że się wam podoba😇❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top