38. Urodziny
-Niespodzianka!!!- wykrzykneli na raz Monty, Octavia, Raven i Jasper.
-Zaskoczyliście mnie.- powiedziałam uśmiechając się szeroko, aż mnie wzryszyło że w ogóle ktoś jeszcze o tym pamięta.- Pamiętaliście.
-Oczywiście, że tak. Pamiętasz jesteśmy rodziną.- powiedział Monty i podszedł mnie przytulić.
-Jak można zapomnieć o tak wspaniałej osobie.- następna przytuliła mnie Octavia.
-100 lat nasza twardzielko.- mocno wyściskazała mnie Raven.
Na koniec podeszedł do mnie Jasper i o dziwo nie chwiejąc się na nogach.
-Jesteś trzeźwy?- zapytałam niedowierzając.
-Ten jeden dzień, dla ciebie. Ale zaraz będzie balanga, Monty narobił dużo swojej czarodziejskiej mikstury.- obiełam mocno szatyna.
-Dobrze mieć cię takiego choć przez jeden dzień.- odsunęłam się od szatyna i rozejrzałam po zgromadzonych.- Czyj to był pomysł?
-O tego pana obok ciebie.- Raven wskazała stojącego obok mnie Bellamy'ego.
-Mam tak dobry humor, że dam ci za to nagrodę.- powiedziałam do ciemnowłosego, którego moje słowa zaskoczyły.
Wspięłam się na palcach i pocałowałam go w policzek.
-Awwwww. Jak słodko.
-Dobra, dobra ludzie.- zaczął uciszać ich Bellamy.- Teraz jubilatka dostanie prezenty.
-Jakie prezenty? Nie musieliście.
-Ale chcieliśmy.- powiedział Monty wręczając mi breloczek z symbolem Supermana.
-O rany. Skądz ty to znalazłeś. Dziękuję jest wspaniały.- on dobrze wiedział jak bardzo lubię tego superbohatera. Wielokrotnie chłopcy mi mówili że jestem jak on, mam dobre serce i próbuję pomóc wszystkim.
-A ode mnie dostałaś cały dzień wolnego, który załatwiłam ci u Abby.- powiedziała Raven
-Dziękuję, na pewno przyda mi się trochę odpoczynku.
-Ja zabiorę cię na przejażdżkę konno w nowe miejsce, w którym jeszcze nie byłyśmy.- powiedziała Octavia.
-W takim razie nie mogę się doczekać.
-Mój jest mizerny niż ich ale dzisiaj jestem trzeźwy dla ciebie.- powiedział Jasper rozkładając ręce tak jakby chciał mi pokazać że on jest tym prezentem.
-To na prawdę wspaniały prezent.- ponownie przytuliłam szatyna. Po chwili odsunęłam się od niego i spojrzałam na Bellamy'ego.- A ty masz coś dla mnie.
-A chciałabyś?- zapytał, a ja wzruszyłam obojętnie ramionami choć w środku bardzo bym się ucieszyła gdybym coś od niego odstała. Ciemnowłosy wyciągnął za pleców bukiet kwiatów i mi go wręczył.- Proszę.
-Są piękne.- powiedziałam szczerze, a oczy Bellamy'ego błysnęły jakimś wyjątkowym blaskiem.
-I jeszcze...- zawachał się chwilę.- Nie będę ci wyjątkowo dzisiaj zawracał głowy, ale od jutra nie dam ci spokoju.- dodał żartobliwe, zaśmiałam się, reszta również.
Trochę wypiliśmy i spędziliśmy w swoim towarzystwie ponad 4 godziny, później rozeszli się do swoich obowiązków bo niestety tylko ja mam dziś wolne.
~
Zapięłam siodło na moim czarnym koniu, który ma na głowie białą łatę i zauważyłam że Octavia mi się przygląda.
-Co? Mam coś na twarzy?- zapytałam, a dziewczyna rozbawiona pokręciła głową na boki.
-Zbliżacie się do siebie.
-Ale w jakim sensie?- zapytałam do końca nie wiedząc o co jej chodzi.
-Ty i Bellamy. Ponownie pozwalasz mu się do siebie zbliżyć.- powiedziała, a uśmiechem zniknął z jej twarzy.
-I rozumiem, że dla ciebie to coś złego.- czemu tak mówi?
-Chyba zapomniałaś, że cię zranił. Uwierz mi że lepiej dla ciebie będzie gdy zostawi cię w spokoju. Nie jest ciebie wart i może ponownie cię zranić tylko że tym razem mocniej niż ostatnio.- powiedziała z powagą.
-Aż tak złe zdanie masz o swoim bracie?
-Znam go najlepiej, a ty jesteś moją przyjaciąłką i nie chcę byś cierpiała.
Wsiadłyśmy na swoje konie i ruszyłyśmy w stronę bramy. Kiwnęłam głową do strażnika by ją otworzył.
Octavia pognała na koniu pierwsza, a ja tuż za nią.
Pędziłam czując przyjemny wiatr we włosach do momentu gdzie zatrzymała się Octavia i ja również.
Dziewczyna pokazała mi piękne wzgórze z widokem na tutejsze okolice.
-Tu jest wspaniale.- powiedziałam zsiadając z wierzchowca i podchodząc do niej.
-Wiedziałam, że ci się spodoba.
Miło spędziłyśmy czas na wzgórzu, ale niestety musimy już wracać bo słońce powoli zachodzi.
-Trzeba wracać, niestety.- powiedziałam z niechęcią dosiadając mojego czarnego jak noc rumaka.
-Ścigajmy się. Kto pierwszy w Arce ten dostaje deser drugiej z dzisiejszej kolacji.
-Zgoda. Dzisiaj obliżesz się smakiem.- zaśmiałam się.
Nasze konie ruszyły pendem przed siebie w stronę powrotną do Arki.
Przemieszczając się przez las nie zwróciłam nawet uwagi, w którym momencie straciłam Octavię z pola widzenia.
Pociągnęłam za prycz by koń trochę zwolnił. Rozejrzałam się po gęstym lesie w poszukiwaniu brązowowłosej, ale niestety nigdzie jej nie dostrzegłam. Za to zauważyłam w oddali jak ktoś porusza się w moją stronę i to na pewno nie jest Octavia.
Wio! Ponagliłam konia by ruszył biegem. Odwróciłam się i zauważyłam, że dwóch jeźdźców mnie goni.
Wio! Ponownie krzyknęłam by zwierzę jeszcze bardziej przyspieszyło.
Wybiegliśmy na skraj lasu gdzie to miejsce okazało się być dla mnie pułapką bo z jednej strony jest urwisko, na którego dnie jest rzeka, a z drugiej otacza mnie dwóch ziemianów w strojach ludzi lodu, są z Azgedy.
Zsiadłam z swojego rumaka i przegnałam go by uciekł, jeżeli wróci do obozu to inni zrozumieją, że coś złego mi się przydarzyło i wyślą pomoc, jeżeli jeszcze nadal będę żyć.
Teraz żałuję, że wzięłam ze sobą tylko nóż.
Ziemianie zeszli z swoich wierzchowców i wyjmując miecze ruszyli w moim kierunku.
-Who's ast yorses?- zapytał jeden z ziemianów. (Kim jesteś?)
-Ai laik kom Skikru.- odpowiedziałam po ziemiańsku. (Jestem z Ludzi Nieba)
Mężczyźni spojrzeli po sobie i nagle ruszyli na mnie.
Jeden zamachnął się na mnie mieczem. Zrobiłam unik tak jak uczył mnie Lincon i wbiłam mu mój nóż w przedramie, upuścił miecz, a następnie wbiłam mu ostrze w krtań.
Szybko zabrałam miecz z ziemi i obroniłam się przed atakiem drugiego. Nasze miecze uderzyły o siebie. Ziemianin jest cholernie silny. Zaczynam uginać się pod naciskiem jego miecza.
Kopnął mnie, a ja upadłam na plecy. Zamachnął się by wbić we mnie ostrze, ale szybko przeturlałam się na bok i chwyciwszy z ziemi miecz ustałam na równe nogi.
Zablokowałam jego kolejny cios, ale następnego nie udało mi się już. Upuściłam swój miecz, a on wykorzystując chwilę wbił mi swoje ostrze w mój brzuch.
Spojrzałam na niego z przerażeniem i cofnęłam się do tyłu. Miecz wyszedł z mojego ciała, a ja poczułam jak tracę grunt pod nogami.
Spadłam z urwiska prosto do lodowatej wody. Całe życie przebiegło mi przed oczami, a następnie zapanowała ciemność.
...
Jak wam się podoba? 😆
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top